Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest sob, 11 maja 2024 21:58:47

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 221 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 ... 15  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 10 października 2010 20:46:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14024
Skąd: ze wsi
antiwitek pisze:
Edit: No proszę jednak Francuzka!

NIe.
To Amerykanka. Jego druga żona z kolei. :D

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 10 października 2010 20:49:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
antiwitek pisze:
Musiał się z nią trochę jednak kłócić...
Oj tak - małżeństwo trwało rok. Czytałeś autobiografię Milesa? Jeśli nie to polecam.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 10 października 2010 20:54:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28021
Pietruszka pisze:
Amerykanka


no tak - pospieszył się ja :)


poprzednio jako azbest23 pisze:
Czytałeś autobiografię Milesa?


Nie, ale skoro do niej tytułem odniósł numer oparty na "Wind Cries Mary"? - to musiało być znaczące :) . Pewnie też tłukli zastawę.

A biografię mam nadzieję kiedyś przeczytać.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 11 października 2010 19:59:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
29/52
Obrazek
"Water Babies" ***1/2
1967-68/1976

Na "In a Silent Way" trzeba jeszcze trochę poczekać.
"Water Babies" to składankowy album wydany przez zdesperowaną wytwórnię w czasach gdy Miles hołdował zasadzie "Jeśli imprezowanie przeszkadza ci w pracy, rzuć pracę". Na płytę wrzucono niewydane wcześniej utwory z sesji "Nefertiti" oraz sesji nagranej pomiędzy "Filles de Kilimanjaro" a "In a Silent Way". Podczas tej drugiej użyto elektrycznego fortepianu.
Nie ma sie co oszukiwać. Te utwory nie przez przypadek zostały pominięte na regularnych albumach. Całkiem porządny materiał, ale bez fajerwerków. Zdecydowanie poniżej Davisowskiej średniej (to, ze niejeden wykonawca chciałby mieć taki materiał swoim albumie to już inna historia). Wybija się tylko żwawy "Dual Mr. Anthony Tillmon Williams Process" (nazwany tak na cześć Tony'ego Williamsa).
Przeciętnemu słuchaczowi polecam na początek sięgniecie po inny album mistrza, ale płyta ta jest na swój sposób interesująca. Możemy prześledzić w jak ciekawy sposób rozwijała się muzyka Davisa. Wydawać by się mogło, ze po "Filles de Kilimanjaro" naturalnym krokiem było nagranie odważniejszego materiału np. jakieś "In a Silent Way". Tymczasem sesja wydana na tej płycie była krokiem w tył. Moze to własnie dlatego, że nie była zbyt udana Miles postanowił zagrac bardziej ryzykownie?

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 października 2010 20:23:29 

Rejestracja:
śr, 20 października 2010 19:36:14
Posty: 1
Skąd: Wrocław
Mój pierwszy post na forum, więc witam wszystkich. Trafiłem tu szukając recenzji Nefertiti (jakoś nie kapuję tego albumu - moim zdaniem poza tytułowym utworem i Pinokiem raczej nuda) i generalnie chciałem pogratulować autorowi wątku zadziwiająco wyważonego spojrzenia. Przy recenzjach "mistrzów" można się z reguły spodziewać podejścia na kolanach, a tutaj proszę - MD dostaje tam gdzie mu się należy.

Jedno z niewielu zastrzeżeń mam właśnie do "Water Babies" :) Raz że materiał lepszy od Nefertiti, a dwa, rzadkość dyskografii Milesa, płyta broniąca się wolnymi kawałkami ("Sweet Pea", "Water Babies", Dual też dobry).

Czekam na kolejne odcinki!)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 października 2010 20:52:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17996
..jestem w posiadaniu kaset nagrywanych przez mojego brata z Jazz Jambore z roku 88 i nie tylko.... i nie tylko Miles Davis. Są to nagrania z radia. Nie sprawdzałem czy kasety nadają się do użyku , chociaż wizualnie są ok. Jakby kogoś interesowała "adopcja " tych kaset to proszę o informację.

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 października 2010 22:35:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
applebaum pisze:
Czekam na kolejne odcinki!
Ach, dzięki za uznanie.
Tak naprawdę wychowałem się na rocku i jazzu zacząłem słuchać dość późno. Pewnie dla tego udaje mi się patrzeć na Davisa z większym dystansem.

32/52
Obrazek
"In a Silent Way" *****
1969

1969 - Davis jest juz z gorszej strony czterdziestki. Do tego czasu zdążył stać się symbolem jazzu (czy moze raczej jednym z nich) i przynajmniej dwa razy pchnął ten nurt na nowe tory. Najwyższy czas by zacząć się starzeć i narzekać, że "za jego czasów to się grało muzykę, nie to co współczesne pitu-pitu". Ale to nie dla niego. Jak sam kiedys wspomniał "Legenda to gość który kiedyś robił wielkie rzeczy. Ja wciąż je robię".
Gdyby wydano tę płytę ćwierć wieku później okrzyknięta by ją niezwykle oryginalnym post-rockiem. I miano by racje. Związki tej muzyki z jazzem sa juz bardzo luźne. Ale nie był to jeszcze rock. Łącząc wpływy obu gatunków, Milesowi udało się stworzyć zupełnie nową jakość. A ponieważ każda muzyka potrzebuje swojej etykietki, szybko pojawił się nowy termin: fusion.
Fajnie co? A wspominałem, że dołożył tez pare groszy do rozwoju ambientu?
Każdą ze stron płyty zapełniała suita: "Shhh/Peaceful" i "In A Silent Way/It's About That Time" - odpowiednio 18 i 20 minut. Wyluzowanie, leniwie płynące (McLaughlin w zasadzie tylko brzdąka na gitarze, ale jak klimatycznie) utwory. Strona A brzmi jak podróż pociągiem: William robi blachami stukot kół, Dave Holland dodaje basowy pomruk wagonów a elektryczne fortepiany puszczają dym. Nic więc dziwnego, ze ten utwór jak i cał płyta nosił tytuł "Mornin' Fast Train Form Memphis to Harlem" (wydrukowano już nawet testowe okładki, ale trzeba przyznać, zę "In a Silent Way" brzmi lepiej).
Strona B jest z jednej strony (:)) bardziej ulotna dźwiękowo, ale z drugiej bardziej rozpycha się bas, a co jakiś czas wraca czadowy basowy riff.
Co interesujące, każdy z utworów jest spięty klamra - kończy się tematem który go rozpoczynał. Tyle tylko, że nie był to celowy zabieg. Utwory zostały posklejane przez Davisa i Teo Macero z różnych fragmentów improwizacji. W pewnym momencie Miles stwierdził, że ma już czego chciał i wyszedł ze studia. Efektem kilkugodzinnej pracy były dwa utwory, trwające razem niecałe dwadzieścia minut. Macero przekonany o tym, że gniew krwiopijców z wytwórni skupi się na nim, wykazał się niezwykła kreatywnością. Przedłużył utwory zapętlając pewne partie, a pierwsze sześć minut "Shhh/Peaceful" przykleił jeszcze raz na koniec. Efekt okazał się na tyle udany, że powtórzył to wklejając na początku i końcu "It's About That Time" krótki "In a Silent Way".
Odetchnął z ulga a my możemy napawać się wciągająca, transową muzyką. Na deser pozostawiono w utworach różne dźwiękowe smaczki np. ledwie słyszalne głosy w tle czy wyraxnie już słyszalny odgłos upadającej butelki.
Piękna płyta.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 października 2010 22:51:21 

Rejestracja:
ndz, 10 kwietnia 2005 18:35:01
Posty: 781
poprzednio jako azbest23 pisze:
Piękna płyta.

Zgadzam się. To mój ulubiony, obok Kind Of Blue, album Davisa.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 października 2010 22:54:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14024
Skąd: ze wsi
A dla mnie jest to płyta bardzo dobra acz przeceniana. :)

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 21 października 2010 07:43:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 10:47:39
Posty: 485
poprzednio jako azbest23 pisze:
Davis jest juz z gorszej strony czterdziestki.

Dlaczego "gorszej" ? :shock:

Zaskakują mnie pewne koincydencje (ale fajne słowo), które ostatnio mi się przytrafiają. Otóż w przypadku Milesa wlaśnie wczoraj na moim ulubionym jazzowym blogu pojawił się wpis o wykonawcach nawiązujących do elektrycznego okresu MD. Wśród nich zespół Yo Miles! prowadzony przez Wadadę Leo Smitha i Henrry'ego Kaisera. Wprawdzie tego późnego Davisa nie trawię, ale Smith był kuszący. Szybkie guglanie wyrzuciło dwa koncerty tej formacji z 1999 i 2000 zupełnie legalnie do ściągnięcia STĄD i STĄD. Ten pierwszy występ fragmentarycznie już odsłuchany i chociaż generalnie ta muzyka nie trafia do mnie, to partie dęciaków całkiem, całkiem - i nie dziwota, gdyż, jak się później zorientowałem, obok Smitha mamy tu kompletny Rova Saxophone Quartet 8-)
Fani Milesa nie powinni przejść obojętnie a i ja dam im chyba jeszcze jedną szansę :wink:

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 21 października 2010 09:49:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Pietruszka pisze:
A dla mnie jest to płyta bardzo dobra acz przeceniana.

...a dla mnie tylko dobra ,czyli ****

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 21 października 2010 09:54:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24333
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Ja się nie znam na jazzie zupełnie - znam z siedem płyt na krzyż. Ale "In a silent way" lubię ogromnie. *****

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 21 października 2010 10:18:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14024
Skąd: ze wsi
elrond pisze:
Pietruszka napisał:
A dla mnie jest to płyta bardzo dobra acz przeceniana.

...a dla mnie tylko dobra ,czyli ****

... no właśnie jeślibym miał przełożyć na gwiazdki to co napisałem, to też tak by wyszło :mrgreen:

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 21 października 2010 16:43:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
robertz pisze:
Dlaczego "gorszej" ?
Happy endem to ona się nie skończy...
A za namiary na Yo Miles! ślicznie dziękuje - na pewno sprawdzę.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 03 listopada 2010 10:51:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 08:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
33/52
Obrazek
"Bitches Brew" ****1/4
1969/1970

Kontynuacja poszukiwań z "In a Silent Way", ale z większym rozmachem i w innym stylu.
Podobnie jak przy poprzedniej płycie utwory które słyszymy na płycie powstały w procesie postprodukcji. Davis nie ćwiczył z zespołem przed wejściem do studia, dał im tylko ogólne wskazówki, a muzyka była w większości improwizowana (gdzieniegdzie można usłyszeć Milesa dającego instrukcje muzykom). Ten materiał Davis i Teo Macero pokleili, dodali efekty i mamy gotowe kompozycje. Nakład pracy był przy tym większy - utwory składają się nieraz z kilkunastu fragmentów.
Taki system pracy był koniecznością: Miles zgromadził naprawde wielki zespół - grało nawet 13 (!) osób. Sama sekcja rytmiczna liczyła 8 osób: 2 basy(w tym jeden elektryczny), 3 perkusje i 3 fortepiany. A do tego dęciaki, gitara i jeszcze przeszkadzajki. Niezły tłum. Zmiana składu nieuchronnie wpłynęłana na charakter muzyki. O ile na "In a Silent Way" muzyka była skupiona, zdyscyplinowana, tutaj dostajemy feerię dźwięków. Siłą rzeczy muzyczna tkanina stała się niezwykle złożona - trzeba się skupić gdy słyszy się trzy niezalezne melodie. Muzycy smiało improwizują, co i rusz dorzucając nowy temat. Formuła na w większości utworów jest podobna: równy puls (choć nieco schowanego) basu, dwie (w każdym uchu inna!) popychające utwór perkusje, a na górze reszta instrumentów dogrywa swoje melodie. Odlotowa muzyka, choć chwilami trudna do ogarnięcia. Z racji licznych improwizacji płyta jest nieco bliższa jazzu w porównaniu ze swoją poprzedniczką. Wciąż jednak był to mutant niemożliwy do wtłoczenia w ramy jednej szufladki (oczywiście dziś jazz nie jest już tak hermetycznie postrzegany).
Nie tylko skład zespołu był monumentalny - długość utworów też robi wrażenie. Płyta trwa 94 minuty i mieści się w w tym ledwie 6 kompozycji. Oprócz króciutkiego (jak na ta płytę - 4:24) "John McLaughlin" żaden z pozostałych utworów nie jest krótszy niż 10 minut, tytułowy trwa aż 27 minut. Mamy więc album dwupłytowy. Pierwsza z "Pharaoh's Dance" i "Bitches Brew" jest znakomita - komplet gwiazdek bez gadania. Druga nie jest taka równa, chwilami robi się słabiej, jakby mniej uwagi poświecono przy jej fastrygowaniu. Ale i tak płyta jest wspaniała. Znajomość obowiązkowa dla każdego kto interesuje się muzyką.

_________________
Obrazek


Ostatnio zmieniony śr, 03 listopada 2010 21:39:34 przez poprzednio jako azbest23, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 221 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10 ... 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 126 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group