Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 22:30:31

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 189 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 13  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 06 września 2012 13:15:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
No i jak tam odsłuchy i wrażenia Pil? :)



Bo ja powiem tak:


Obrazek


Kiedy w maju chłopcy na swym blogu zrobili czwórgłos w temacie płyty „The Man From Utopia”, to pomyślałem, że jest to niezła okazja, żeby się z nią zapoznać. Trochę mi się zwlokło, poza tym okazało się, że dysponuję inną wersją, taką, o której Basik pisał, że

Cytat:
pomijając edycję w ścieżkach wokalnych, podmieniono partię bębnów w „The Jazz Discharge Party Hats” i „The Dangerous Kitchen” (Chad Wackerman zamiast Vinnie Colaiuty) oraz przeprowadzono kilka pomniejszych zmian w sekcji rytmicznej. Brzmienie uległo dodatkowej sterylizacji, co stało się obiektem psioczenia (słusznego) fanów, którzy poznawali album z miksu „winylowego” z 1983 r.


Dodam, że to późniejsze wydanie ma też zmienioną kolejność utworów. Wydaje mi się, że pierwotny porządek był lepszy, ale nie mogłem tego stwierdzić doświadczalnie. No cóż…

Mówiąc o „The Man From Utopia” zwykle podkreśla się udział Steva Vaia. (Ciekawe czy coś o tym napiszą za miesiąc w T. Rocku?) Wydawać by się więc mogło, że obecność dwóch znaczących gitarzystów na płycie powinno zdominować muzykę. Tymczasem zupełnie nie. Po wysłuchaniu albumu w pamięci pozostaje dość specyficzne brzmienie (niespecjalnie atrakcyjne jednak - tak w połowie drogi między siedemdziesioną a osiemdziesioną – już bez tej rasowości a jeszcze bez plastikowego blichtru). Do tego gra sekcji rytmicznej z przyległościami (czy to, że całość jest mocno zrytmizowana) oraz rozmaite ornamenty, ale na pewno nie solowe partie gitar. Dodam przy okazji, że w tych podkładach wszystko się ze sobą tak niespiesznie, po Zappowsku, klei – dla mnie to całkiem przyjemne. Natomiast na plan pierwszy wybijają się jednak wokale: dużo Franka, dużo specyficznie modulowanych głosów, ryków, chórów i chórków. Bo też tekstów do zaśpiewania jest niemało, w niektórych przypadkach wydają się one wręcz nieco przytłaczać kompozycje. To chyba jedna z charakterystycznych cech twórczości Zappy w latach osiemdziesiątych.

Pozostaje też wrażenie zetknięcia się z czymś dziwacznym, śmiesznym, abstrakcyjnym, obscenicznym, finezyjnym. Pilot pisał, że „okładka jest cienka jak kompot z desek”, a ja uważam, że wręcz przeciwnie! Raz, że Frank na niej wcale nie jest cienki, a dwa, że jej styl bardzo pasuje do zawartości płyty – komiksowej, kreskówkowej, podszytej absurdem. Płyta ma wiele bardzo chwytliwych fragmentów, melodii i rozwiązań, które zapadają w pamięć, jak w „Cocaine Decisions” (nucę od dwóch dni), „SEX”, „We Are Not Alone” (jestem skłonny zgodzić się z Pippinem, że to najfajniejszy numer na płycie), czy „Stick Together”. Są też utwory mocno intrygujące, jak te schprechgesangowane i jazzujące „The Dangerous Kitchen” i „The Jazz Discharge Party Hats” (pomijam tu kwestie tekstowe). No i co nieco ciekawego po prostu grania, jak przede wszystkim w bardzo fajnym „Tink Walks Amok”, albo w „The Radio Is Broken” czy (znów) „We Are Not Alone”.

Azbest pisał o nudzie, ona rzeczywiście może się zakrada w niektórych momentach (w moim wydaniu pod koniec). Może chodzi o to, że cała płyta ma podobną, średniociepłą, temperaturę. Taki koktajl, bryjka, która ma trochę wyrafinowanego Zappowskiego smaku, ale może też niekiedy spowodować mdłości. Jest pewne ryzyko. I wydaje mi się, że o ile dawne płyty Franka mogą wzbudzać powszechne zainteresowanie i uznanie, o tyle płyty jak ta są rzeczywiście dla fanów. Ale ja jestem skłonny dać *** i ¾, choć też może powinienem mniej.

PS. Okładka ma też swój rewers, wygląda on tak. Z pewnych względów nie chcę tak wprost reprodukować :wink: .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 06 września 2012 17:58:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
Co znaczy Vaffanculo? :twisted:

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 06 września 2012 20:33:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Nie wiem, nie znam włoskiego. Może fanklub?

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 września 2012 20:48:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
pilot kameleon pisze:
Jak wróci z urlopu, to namówię go na komparatystyczny odsłuch.


Więc jakie wnioski? :)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 września 2012 21:16:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
antiwitek pisze:
Więc jakie wnioski?

No tak. Był przeciek, że takie spotkanie i taki odsłuch miał miejsce. ;) Wszystko pod hasłem "szczur zabił szczura". Jakże słuszne są te słowa! Mam obecnie dwa egzemplarze "Hot Rats" (stare Ryko i nowe Universal), ale samodzielny seans nadal przede mną. Teraz mogę tylko powiedzieć, że staroć przegrał przez nokaut.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Ostatnio zmieniony wt, 11 września 2012 22:02:50 przez pilot kameleon, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 września 2012 21:38:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Czyli, o ile dobrze skumałem, staroć przegrał przez jeszcze większy staroć? Bardzo jestem ciekaw tych różnic.

Tymczasem słucham ostatnio albumu, o którym tu piszą:

Obrazek

Może wkrótce podzielę się wrażeniami :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 września 2012 21:56:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
A tak prawdę pisząc, to nie mogę ostatnio wyskoczyć ponad albumy "Freak Out", "Absolutely Free", "Lumpy Gravy" i "We're In It Only For Money" (kolejność dwóch ostatnich pozycji prawidłowa, cytuję według najnowszej edycji). Powoli zauważam dialog pomiędzy tymi płytami. Oczywiście "Lumpy" odstaje najbardziej, ale i tak trzyma się w pewien sposób reszty. Natomiast płyty wydane pod szyldem Mothers Of Invention stają się właściwie nierozerwalną trylogią. Na debiucie jest coś na kształt wstępu (szoku dawniej, dziś raczej zapowiedzi, która nie bulwersuje, ale delikatnie zapowiada spektakl) do tej "całostki", dwójka stanowi muzyczno-instrumentalne rozpracowanie muzyki*, może nie do końca poważnej (czyt. pozbawioną powagi), ale jednak to dźwięk wydaje się tam najważniejszy. On jest serio. "We're..." demontuje natomiast na moich uszach dokonania poprzednie, czyli też w pewien sposób całą "trylogię". Ten album jest jak zburzenie konstrukcji stawianej misternie (a może to podpucha?) na poprzednich dwóch albumach. Wariacje, szaleństwo, roszady, luźne formy, swoboda, zgrywa oraz pełna premedytacja działania. Radio poszatkowane. Tniemy to co było na kawałki, montujemy z tego nową całość. Ale nie jak małpa, bezmyślnie. Świadomie składamy wydawnictwo, które może irytować. Ono ma irytować! Kij w ucho słuchacza. Słuszny. Ja chciałem tam szaleństwa muzyki, chciałem świetnych kawałków... Zappa pokazał mi faka i powiedział, że jak jara mnie muza i fajne traki, to mam spadać na "Absolutely Free", albo na debiut. [a potem na kilka innych płyt]
"Lumpy Gravy", choć nadal nie zostało zbadane przeze mnie należycie, urosło w moich uszach trochę. Płyta stanowi uzupełnienie rozpadu, albo w obecnej kolejności raczej zapowiedź tego, co stanie się na "We're...".

* Dopiero przy ostatnich odsłuchach zauważyłem, że "Absolutely Free" jest pierwszym amerykańskim albumem zawierającym skrystalizowaną muzykę progresywną. Progresywność oznacza tu "rock progresywny", coś, co w Anglii skonstytuowane zostało znacznie później. W każdym razie jeśli jakieś pierwiosnki były, a były, to jednak mniej doskonałe w wyrazie. Tutaj natomiast pojawia się całą istota tej muzyki. To oczywiście luźna refleksja pisana bez zobowiązań. Bardziej trop niż fachowy wywód. Ostatnie zdanie dotyczy nie tylko przypisu, ale oczywiście całego wpisu.

Dobra, miałem nic nie pisać, ale witek mnie podpuścił... :oops:

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 07:25:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Ciekawe koncepcje! I w sumie dość zbieżna z moimi, bo jak kiedyś zastanawiałem się nad "artystyczną drogą Franka" to pomyślałem, że te jego pierwsze płyty są najbardziej jadowite społecznie, jakby on miał wtedy nadzieje, że nimi coś zmieni, albo po prostu musiał upuścić sobie trochę krwi. I że ta jadowitość wyraża się właśnie w formie, w tym dadaistycznym, gryzącym klimacie. A że potem odpuścił sobie takie "bezpośrednie zaangażowanie" (może zmienił się duch czasu) i poszedł (lata siedemdziesiąte) w różnych kierunkach, ale już łagodniej: grał muzykę wyrafinowaną, albo, również finezyjnie, zmierzał po swojemu w kierunku popu. Budował wtedy ten swój "alternatywny wszechświat". W latach osiemdziesiątych z kolei z jednej strony podjął próby działania z orkiestrami symfonicznymi, a poza nimi, na jego płytach satyryczne teksty wydają się brać górę nad muzyką. Ot, dekadencja.


Ciekawe jest jednak to, że w tych wszystkich jego działaniach ważniejszy niż u innych muzyków wydaje się rozum. Bo on nie wchodzi na scenę, żeby dać z siebie wszystko i zdobyć publiczność - ma inne cele, których nie zdradza. Ma to pewnie swoje minusy, ale świadczy też o pewności siebie Franka - on nie musi prezentować się w tradycyjnym dobrym świetle. I potem jest podobnie, choć cele są inne: Frank stara się jakoś funkcjonować na rynku, tworząc równocześnie jego wykoślawione odbicie i stanowiąc jego alternatywę, równocześnie realizując swoje ambicje kompozytorskie. Stop, bo muszę za chwilę wyjść :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 10:06:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
antiwitek pisze:
Czyli, o ile dobrze skumałem, staroć przegrał przez jeszcze większy staroć?

Wydanie nowe z Universala zjadło wydanie poprzednie z Ryko.

antiwitek pisze:
Bardzo jestem ciekaw tych różnic.

Póki co mam to u siebie.


antiwitek pisze:
Tymczasem słucham ostatnio albumu (mowa o "Roxy & Elsewhere" - przypisek mój, pilot)

Kolega bardzo chwali ten album. Ja go nie znam, ale rekomendacja jest dla mnie potężna. Wychodzi chyba w drugiej serii reedycji. Kto wie, może już jest w sklepach?


antiwitek pisze:
Ciekawe koncepcje! I w sumie dość zbieżna z moimi, bo jak kiedyś zastanawiałem się nad "artystyczną drogą Franka" to pomyślałem, że te jego pierwsze płyty są najbardziej jadowite społecznie, jakby on miał wtedy nadzieje, że nimi coś zmieni, albo po prostu musiał upuścić sobie trochę krwi. I że ta jadowitość wyraża się właśnie w formie, w tym dadaistycznym, gryzącym klimacie

Pamiętasz taki temat, który kiedyś został poruszony: chodziło o humor w muzyce. Wróciło to ostatnio do mnie. Do tej pory zawsze krzywiłem się na Zappę prześmiewcę. Ceniłem go jako wioślarza, za to koncepcyjność i sprawy tekstowe były dla mnie marginalne. Błąd. Teraz odbieram to trochę inaczej, choć tekstów całkowicie nie zgłębiłem. W sumie wystarczy porównać ówczesną amerykańską produkcję muzyczną tamtych lat, żeby poczuć o co w tym wszystkim chodzi. Poczuć. Poczuć, ale do jej zrozumienia (raczej obłaskawienia) jest jeszcze kawał drogi. Choć właśnie rozum, o którym piszesz, wydaje się tu najistotniejszy. W końcu to "najbrzydsza część ciała", o której śpiewają na "We're...".

antiwitek pisze:
Ciekawe jest jednak to, że w tych wszystkich jego działaniach ważniejszy niż u innych muzyków wydaje się rozum. Bo on nie wchodzi na scenę, żeby dać z siebie wszystko i zdobyć publiczność - ma inne cele, których nie zdradza.

Zdecydowanie. Zero potocznego rock'n'rolla w samym środku rock'n'rollowego cyrku. Tylko przemyślne działania.

O dalszej drodze nie mogę jeszcze pisać, ani ustosunkować się do tego, co napisałeś, bo to nadal przede mną. Widać jednak, że za "Rubenem" coś się zmienia. Proporcje stają się inne, chyba jeszcze bardziej skrajne.

antiwitek pisze:
I potem jest podobnie, choć cele są inne: Frank stara się jakoś funkcjonować na rynku, tworząc równocześnie jego wykoślawione odbicie i stanowiąc jego alternatywę, równocześnie realizując swoje ambicje kompozytorskie.

Ciekawe spostrzeżenie.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 14:30:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
"Rubena" nigdy nie słyszałem, ale ciekaw jestem tej płyty. Czy ona rzeczywiście taka słaba czy po prostu nie pasuje do oczekiwań fanów Zappy. Gero mówił, że Paul i John (wiadomo którzy) ją chwalili! Będzie trzeba sprawdzić.

Do innych poruszonych tu wątków pewnie wrócimy niebawem, co? :)



Edit: Na przykład do kwestii Roxy już teraz:

Obrazek

Roxy & Elsewhere to bardzo ceniony, dwupłytowy, koncertowy album Franka i Matek. Ukazał się w 1974 roku, między Apostrofem a „One Size…”. Zawiera jednak właściwie sam premierowy materiał. Wiele sobie po nim obiecywałem, ale pierwsze przesłuchania, kilka miesięcy temu, przyniosły trochę rozczarowania. Sam początek, zapowiedź i zaśpiew otwierający „Penguin in Bondage”, co prawda dobrze mnie nastroił, ale potem zacząłem się nudzić. Frank proponuje bowiem na tej płycie granie dalece bardziej spójne i stonowane niż się spodziewałem, powiedzmy rhythm and blues skręcający w kierunku Zappowskiej piosenki pop. Gra dość duży skład, muzycy są jednak bardzo zdyscyplinowani i nie słuchać, że na scenie jest dwunastu instrumentalistów. Do tego sporo gadania i interakcji z publicznością. Ja lubię wariactwa i kolażowość „Weasels Ripped My Flesh”, intensywność „Apostrophe” czy wyrafinowanie „Grand Wazoo”, a „Roxy & Elsewhere” wydawało mi się czymś pomiędzy tym drugim i trzecim, ale ani tak intensywnym ani tak wyrafinowanym, a poza tym, co tu dużo mówić, zbyt mało szurniętym. No bo jak – solo perkusyjne? Tak po prostu?

Ostatnie jednak przesłuchania spowodowały, że zacząłem doceniać i te nagrania. Bo po pierwsze okazało się, że wszystkie wyskoki i zabawy, których mi brakowało, to jednak są w tej muzyce, tyle że trochę inaczej, i muszę się ich po prostu dosłuchać. Finezji też nie brakuje, mimo że instrumentalnych fragmentów jest dużo mniej (ale na przykład solo w „Son of Orange County”? albo dęciaki w "Don't You Ever Wash That Thing?"?) Ogólnie dziwię się jak mogłem być tak głuchy. I jeszcze jedno. Może nie wszystkie gry sceniczne i interakcje z publicznością same w sobie są atrakcją dla słuchacza, ale płyta zdecydowanie wyróżnia się miłą atmosferą. Kiedy Zappa cieszy się, że na sali są ludzie, którzy wiedzą gdzie jest Palmdale, albo kiedy opowiada o swoim upodobaniu w filmach o potworach (im tańsze tym lepsze), to jest to naprawdę ujmujące, od razu robi się rodzinnie. No i wszystko świetnie brzmi, nieważne że coś tam majstrował w studio przy tych nagraniach, przecież zawsze tak robił (na dobrą sprawę takie prawdziwe koncertówki Zappy zaczęły ukazywać się po jego śmierci) – słucha się bardzo przyjemnie. Może kiedyś jeszcze wrócę do tematu, żeby napisać coś o niektórych utworach, a tymczasem jeszcze gwiazdki: na początku były chyba trzy, aktualnie jest już więcej niż cztery, choć jeszcze nie cztery i pół. Zresztą może już? :)

Polecam!

Obrazek

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 20:23:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
antiwitek pisze:
Do innych poruszonych tu wątków pewnie wrócimy niebawem, co?

Zdecydowanie! Ja jednak bez uporządkowania myśli o początkowym etapie dalej nie pójdę! ;)

To "Roxy..." chcę bardzo chcę! :D

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 20:46:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
pilot kameleon pisze:
"Absolutely Free" jest pierwszym amerykańskim albumem zawierającym skrystalizowaną muzykę progresywną


A co wziąłeś pod uwagę? Nie żebym kwestionował, ciekaw jestem tylko co masz na myśli :) .


pilot kameleon pisze:
bez uporządkowania myśli o początkowym etapie dalej nie pójdę!


Porządkuj! To co pisałeś wyżej jest bardzo ciekawe! Liczę na więcej :wink: .
Też może zorganizuję sobie odsłuch trzech pierwszych płyt :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 21:06:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
pilot kameleon pisze:
"Absolutely Free" jest pierwszym amerykańskim albumem zawierającym skrystalizowaną muzykę progresywną.


antiwitek pisze:
A co wziąłeś pod uwagę? Nie żebym kwestionował, ciekaw jestem tylko co masz na myśli

Wiem, jak durnie to wygląda. Rock progresywny, rock srogresywny... Co to kurwa jest? (sorka...) Do rzeczy jednak. Chodziło mi o pójście w nieco bardziej skomplikowane rejony muzyczne. Zarówno technicznie (czuję więcej instrumentów, czuję, że są bardziej pomysłowo wykorzystane niż na debiucie), jak i formalnie (zaczątki większych form muzycznych, czyli genialna sekwencja "Call Any Vegetable", "Invocation & Ritual Dance Of The Young Pumpkin" i "Soft-sell Vegetable" połączone właściwie spójną w całość, wracanie do tematów raz wykorzystanych w zupełnie nieoczekiwanych miejscach). Wiele stylów jest w tym wszystkim: piosenka, jazzowe ciągoty w instrumentalnych odlotach, szturchanie się z muzyką klasyczną czy awangardową. Eklektyzm. Było to trochę na debiucue, ale takie nieśmiałe. I wydaje mi się, że takie rzeczy w dojrzałym stadium pojawiły się dopiero później w muzyce. Tutaj wszystko ma swoje miejsce, jest w pełni świadome, nie ma tu prób, jest coś, co mogę określić definicją. Wykorzystałem w tym wypadku słowo worek, do którego można wrzucić bardzo wiele i zgrabnie mi się to zamyka.
Napisałem też "pierwszy amerykański album", ale trudno mi teraz przywołać na szybko drugi czy też kolejne. Zatem złe określenie, które jednak pozwala uświadomić mi pewną europejskość tej muzyki. Prog nie eksplodował za oceanem. Jego domeną była Europa. "Absolutely Free", pomimo mocnych powiązań ze Stanami (Zappa, nie zapominajmy, tego nie można wykroić z jego tuszy), jest w wielu muzycznych fragmentach płytą europejską.

A co różni? Brak patosu. Bez tego nie ma proga, nie? Nie!

pilot kameleon pisze:
To oczywiście luźna refleksja pisana bez zobowiązań. Bardziej trop niż fachowy wywód. Ostatnie zdanie dotyczy nie tylko przypisu, ale oczywiście całego wpisu.

To nadal zobowiązuje. Coś czuję jednak, że Twoje ciągnięcie za język sprawi, że recenzje będą raczej "rozmową". To też pociągająca forma. W sumie bez przygotowania i z czapy jadę. Porządkuję, ale inaczej! ;)

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 21:17:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
pilot kameleon pisze:
Rock progresywny, rock srogresywny... Co to kurwa jest? (sorka...)

:piwo: :piwo:

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 12 września 2012 21:39:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
antiwitek pisze:
"Rubena" nigdy nie słyszałem, ale ciekaw jestem tej płyty. Czy ona rzeczywiście taka słaba czy po prostu nie pasuje do oczekiwań fanów Zappy.

Przeoczyłem. Sorka.

Chyba ani to chyba. Do tej pory zgrywa z doo-wop była wpleciona w muzykę, ale nie dominowała. Tu cała płyta jest w takiej stylistyce. Poszczególne kawałki są świetne, ale całość mnie nudzi... Za dużo. Ale jak piszesz, sprawdzić trzeba.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 189 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 13  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 56 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group