bardzo ciekawe tu są dywagacje i zaraz dołożę się z jednym swoim numerem, ale najpierw tyrada ogólna... zastanawiam się jak to się stało, że ja nie mam takiego "doświadczenia pokoleniowego" - gdy słucham tych piosenek, nic mi się nie przypomina, parafrazując Wieszcza:
o niczym nie wiem/tłumaczę źle...moja niechęć do Osiemdziesiony, syntezatorów i plastiku jest wszystkim tu dobrze znana i nie będę się nad nią ani rozwodził, ani tym bardziej żenił, hłehłe... dużo mogę oczywiście wytłumaczyć - moja fascynacja/obsesja muzyką zaczęła się na początku czwartej klasy, kiedy z naprawy wrócił magnetofon szpulowy. Był to rok szkolny 1986/87 i od wtedy zacząłem DLA SIEBIE odkrywać tony nagrań zawartych na taśmach taty, który też - oględnie mówiąc - za odbywającą się właśnie Osiemdziesioną nie przepadał. Tak od siódmej klay to ja przejąłem stery nad muzyką w domu - tata się chyba zraził widząc jak bardzo w to wsiąkłem
zatem tej Osiemdziesiony, w której przecież żyłem, musiałem się - niechętnie - uczyć poniewczasie, najpierw przez osiemdziesionowe nagrania "starych" zespołów, potem przez różne wsteczne wpływy, w tym forumowe - a i tak jestem chyba jedyną osobą na UT, która powie, że na płycie Within the Realm of the Dying Sun jest za dużo plastiku
no i teraz pytanie - JAK TO SIĘ STAŁO, że przez pierwsze 10 lat życia ja zupełnie tym nie nasiąkłem? Bo przecież u nas w domu słuchało się radia (najpierw głównie Programu Pierwszego, potem Trójki), oglądało Opola i Sopoty, "Videoteki" i "Jarmarki"... W piątej i szóstej klasie dużo chorowałem (miałem niezdiagnozowaną alergię, a byłem leczony na przewlekłe zapalenie oskrzeli) i wtedy leciało dużo Trójki... W latach 87-88 dość dużo słuchałem też Listy Przebojów Trójki, zupełnie nie wiem po co, bo mało co mnie tam interesowało, chyba dla samej "listowości" i klimatu audycji - no i tak, z tego został mi lekki sentyment do wesołego panka (?) i rzeczy typu
nad nami niebo, pod nami piekło, na ziemi raj... No i byłem mimo wszystko dość normalnym dzieckiem i gdzieś tam docieralo do mnie co mi koledzy puszczali... Ale jakiś Superszczur? Choć w sumie mi nawet Marsz wilków z Akademii pana Kleksa jakoś przeszedł obok...
Jak to już gdzieś tam pisałem - szczerze nienawidziłem i przedszkola, i podstawówki. Budziłem się rano do dżwięków porannej audycji ("sygnały dnia" to się nazywało?) i z jednej strony było to upiorne, że trzeba iść na mękę, ale z drugiej jakiejś zawsze wytchnienie, że jeszcze chwila... No i coś tam dzisiaj prześwituje.
Nie było ciebie tyyle laaat... Troszeczkę ziemi, troszeczkę słońca... Ale Superszczur? O, pamiętam z tamtego czasu Mniej niż zero, ale już o Fabryce małp i Vademecum skauta dowiedziałem się w XXI wieku...
Kolorowy telewizor mam pamiętam, bo to była moja pierwsza kupiona w życiu kaseta - nie było czystych więc kupiłem to, żeby nagrać coś tam z radia pierwszy raz (np. taką piosenkę Def Leppard - Love Bites
) i jednak pierwszy numer przesłuchałem, z obowiązku... Ale to wszystko mało, mało...
Po prostu mały chłopczyk najwidoczniej już od zarania swych dziejów przedstawiał swój do dziś rys estetyczny - zakuty łeb
wszystko co nie wiązało się w nawet odległy sposób z Beatlesami, odbijało się od szeździesionowego betonu. Chyba tyle wstępu...
***
To powiedziawszy, wyciągnę z rękawa, może nie asa, ale niejaką dziesiątkę pik. Wąwóz Kolorado Lombardu, to jedno z dwóch czy trzech nagrań z tamtych czasów, do których mam autentyczny sentyment totalny, czyli nie przeszkadza mi sound...
Śmieszna sprawa - pamiętam, że kiedyś - w czasach tuż przedjutubowych - kłóciłem się o ten numer z było nie było członkiem Lombardu Pawłem Klimczakiem. Ja mówię, że pamiętam taki numer Lombardu i musiał to być hit, bo leciał w telewizji przed Teleekspresem, czyli był nawet teledysk zrobiony. Paweł mówił, że na pewno nie hit, bo dostał od Stróżniaka listę wszystkich hitów do nauczenia i tam nie było, więc pewnie to inny zespół w ogóle. Niedawno z wielką przyjemnością odkryłem ten numer ponownie. Z dawnych czasów pamiętałem tylko ten bardzo przebojowy refren (okazało się, że to nie jednak refren tylko nie wiem... część środkowa? ...a może nawet składowa mini-suity?) SIEDEMNASTA TRZY! A TYYY - ŁYKASZ ZŁOTY TEN PŁYN! Cudowny wybuch melodii, który przetrwał u mnie w głowie blisko 30 lat bez odświeżania.
Numer zaczyna się wprawdzie od jakichś świstów syntezatora, a potem wchodzi głupkowate wesołe ostinato - normalnie bym dzisiaj wyłączył, ale patrzmy co dalej. Już melodia zwrotki i sposób śpiewania pani Małgorzaty zapowiada coś zupełnie innego niż wesoły przebój. Tekst niezbyt czytelny okazuje się opowiadać o jakiejś próbie wyjścia poza swoje blokowisko, ale w tle jakiś Pershing, a zatem zagrożenie wojną światową (pamiętacie jak cały czas było w tle głowy?), gdzieś na płaszczyźnie podprogowej robi się bardzo złowrogo. Dziwna wstawka w f-moll... Refren(?), motyw(?)
wąąąwóz Ko-lorado niby ironiczny, niby oniryczny, kusi dziwnym snem, świetnie zaśpiewany, a to ostinato na drugim planie już nie śmieszy, bardziej trąci szaleństwem... Po drugiej zwrotce chyba naprawdę refren aaaaaa - defilada skał!
antilada ciał! (co takiegoo?)
Murowany jeż, a to dobre! No i pamiętny wybuch - SIEDEMNASTA TRZY! Co dalej -
w ogniskach szumi płynny gaz ale zaraz trochę armijna wstawka
czas czas czas - ale to
czas bicia piany Długie syntezatorowe jeziorko... Kolejna zwrotka, długość utworu prog-rockowa... znowu SIEDEMNASTA TRZY... Świsty...
Wracasz bo masz tu swój blok BEST MOMENT to jednak dwugłos (Ha!) na
aaaaaaa. Ale - widziałem, że w komentarzach ludzie narzekają, że za mało tutaj gitary Zandera, a za dużo Stróżniaka, być może... Ten numer to jednak popis wokalny Małgorzaty Ostrowskiej. Zaśpiewy mgliste, drapieżne, szydercze, strwożone...
No, cieszę się że mogłem też tu coś dołożyć. Na koniec istna ciekawostka - album "Szara maść", z której ten numer pochodzi, ma dwie okładki: jedną słynną z cyckami, ale też i jedną z zarośniętą męską klatą. No i na jednym spotkaniu pomaturalnym, nasz wychowawca z liceum zdradził (nie wprost, ale ja - znając okładkę pojołem), że to on tam modelował
w linku numer Wąwóz Kolorado od 20:00
enjoy: