Aya RL z pierwszych dwóch płyt była przez pewien czas bardzo ważnym dla mnie zespołem. Bardzo ładnie łączyli nowofalowy chłód, z postpunkowym zadziorem, nie bojąc się przy tym używać elektroniki. Słowa również przeważnie do mnie trafiały, nie było to może bardzo wyrafinowane ale też nie były to zwykłe „tekściki” by wypełnić miejsce na wokal. Od „Nomadeusa” zupełnie straciłem zainteresowanie zespołem, który pokornie zajął miejsce w szeregu niczym nie wyróżniających się od reszty zespołów mieszających world music z elektropopem.
Ale od początku:
Płyta „czerwona”. Bardzo udany debiut. Wszyscy byli zaszokowani, że nie ma „Skóry”, ale była to świadoma decyzja Igora Czerniawskiego. Ocena zbiorcza: 3,66 w zaokrągleniu - ****
Księżycowy krok – bardzo ładny, kosmiczny wstęp. Jest tajemnica i przestrzeń. A na końcu patetyczny muzycznie (ale w dobrym znaczeniu patetyczny) refren. ****
Nasza ściana – ten utwór nigdy mnie specjalnie nie porywał. Fajne efekty dźwiękowe, rzadko spotykane wtedy w PRL i wyraźnie odmienne od kiczowatych zagrywek a`la Kombi. Ale całość jest jednak zbyt monotonna. **1/2
Czy to oni – bardzo lubiłem kiedyś, trochę się zestarzało ale nadal doceniam dynamikę. A tekst taki orwellowski, fajny. Spoko ***4/5
Unikaj zdjęć – trochę za flegmatyczne, choć ma klimat. Lubię posłuchać. ***3/11
Nie zostawię – najsłabszy utwór na płycie, bez wyrazu *
Ulica miasta – swego czasu wielki progres i nadal doceniam odwagę zaproponowania czegoś takiego. Swoją drogą – takie utwory były kiedyś na topie listy trójki! Dziwny melanż poezji śpiewanej, rocka, melorecytacji i psychodelii. Mocne ****
Polska – sympatyczny eksperyment z elektroniką, fajnie narastające napięcie zbudowane wokół tego samego motywu, aż do hałaśliwego finału. Bardzo zacne. ***3/5
Wariant C – bardzo cold wave. Ponura, mechanicystyczna muzyka i ponury wokal – przyjemne do słuchania to nie jest, ale pomysł ciekawy. I jeden z najlepszych tekstów na płycie – o codzienności życia w totalitarnym państwie (Kraj DARK… bo przecież nie Kraj RAD). Mimo zimna - ****
Pogo I Pogo II – kolejny ciekawy zabieg formalny, dwa utwory a jakby jeden, połączone pępowiną w formie quasi-komputerowej melodyjki. Ocenię jednak osobno:
I – dobry, dynamiczny podkład i znów pomysłowe bogactwo instrumentarium (fleciki, akordeon). Plus jeden z tych buntowniczych tekstów tamtych lat, które wychodziły z utartego „olać system”. ****1/2
II – jeden z moich ulubionych utworów w ogóle. Konstrukcja utworu wydaje się prosta jak gaźnik od Moskwicza, a ile w niej zmieszczono! Jest tu wszystko co lubię w najlepszych proporcjach. I znów tekst – przeszywające ostrzeżenie przed jedynie słusznymi ideami. Szóstka, mili państwo! ******
Płyta „niebieska”
Ciężka, hermetyczna płyta, która wymaga dużego skupienia i przetrawienia. Ale ma swój nieoczywisty urok choć jest mniej równa niż pierwsza. Ocena zbiorcza: 3,56 czyli w zaokrągleniu dziesiętnym - ****
Sabotaż – utwór, który budzi moje skrajne odczucia. Z jednej strony – kompozycja bez zarzutu, szczególnie refren (od „Wy i inni…”) naprawdę udany, wchodzi mocno do głowy. Znów niesamowite połączenie odgłosów jak z thrillera i sielankowych pasaży, koktajl jak w „Dzikości serca”. Z drugiej – te wszystkie ryki wokalu, odgłosy duszenia, plucia, charczenia – aż do niesmaku. Jeśli nie jest to wygłup, tylko desperackie oskarżenie człowieka doprowadzonego przez totalitaryzm do totalnej rozpaczy i nienawiści, to chapeau bas. I wtedy daję ******.
Słoneczko – piosenka z okładki – tę wersję o „Sabotażu” potwierdzałby ten właśnie utwór, który jest logiczną kontynuacją poprzedniego. Teraz już nie ma wątpliwości: to Polska z lat końcówki osiemdziesiątych czyli sabotażowy „odbyt moich marzeń”. Najwybitniejszy moim zdaniem utwór na płycie. Niesamowita, męcząco-sztuczna perkusja nadaje rytm (Kraftwerk nie miałby się czego wstydzić), agresywny do bólu wokal i kolejne oskarżenie, chyba najbardziej trafny obraz późnego PRL-u:
„deszcz anemiczny, zamiast oczyścić rozmazał tylko zaschnięte brudy flagi zmoczone zawisły ponuro białe zlepiło się z czerwonym nie dając w zamian innej barwy i cisza i żadnej nadziei na burzę”
to już mówiony refren, już bez agresji w głosie, to już rezygnacja.
Świetna rzecz! ******
Potem niestety płyta trochę się rozmywa…
Waltera pamięci żałobny rapsod – instrumentalny pomysł oparty, niczym „Bolero” na (prawie) jednym motywie. Stopniowo dochodzą w trakcie nowe instrumenty. Ciekawe, ale jest poczucie niedosytu ****
Moje on – tu zabrakło pomysłu na kompozycję, po prostu… Trzyma się to kupy, ale jest zbyt monotonne, zbudowane niemal na pojedynczym akordzie. A tekst już zdecydowanie hermetyczny, ale już tak na siłę. Porażka - *1/2
Jak ze szkła i stali – wielki radiowy przebój, umieszczony na płycie zapewne tylko po to by jakoś się sprzedała. Pasuje to do reszty jak kwiatek do kożucha, ale trzeba przyznać że jest to niezły i wpadający w ucho kawałek. Ma pewien hmmmm… hawajski (?) klimat. Bez długotrwałych wzruszeń, ale zasługuje na ***1/3
Fiji – where is Fiji – nieporozumienie, instrumentalna sztucznota i nuda. O ile rapsod z pierwszej strony miał w sobie pewne napięcie, to tu nie ma nic. *
Ten człowiek z teczką – zabawna satyra na Jerzego Urbana, pierwszy (ale nie ostatni) przykład zabawy konwencją a`la Prince. Uroczy minimal instrumentalny i krzepiący tekstowo refren sprawiają że wysoko oceniam ten utwór - ****
Za chlebem – wiele znanych mi osób bardzo to docenia, do mnie nigdy nie przemawiało. Za dużo echa, przesady i kompozycja marna. Może i coś w tym jest, ale ja nie lubię. **
Prinsie serce – druga zabawa z konwencją, jeszcze bardziej udana. Tekst to banalne wyznanie miłosne, ale pomysł na melodię bardzo ładny. No i ten „prinsowy” wokal, hehe. Bardzo sympatyczne, choć bez jakiejś specjalnej wartości. Ot, bombonierka. ****1/2
Potem kupiłem „Nomadeusa”, z rozpędu i szybko tego pożałowałem. AYA RL poszła w klimaty, którym nie odbieram wartości, ale nie tego szukam w muzyce. No i następnych płyt już nie kupowałem, wiedząc że zespół realizuje się właśnie w takich obszarach. Niemniej – dwie omówione wyżej płyty do dziś poważam bardzo.
_________________ czasy mamy jakieś dziwne głupcy wszystko ogołocą chciałoby się kogoś kopnąć kogoś kopnąć - ale po co
|