Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 21:28:45

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 15  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 04 lipca 2011 14:03:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

23. Live! at the Village Vanguard (1961)

***** :serce

John Coltrane — tenor saxophone oraz soprano saxophone
Eric Dolphy — alto saxophone i bass clarinet
McCoy Tyner — piano
Reggie Workman — bass
Elvin Jones — drums

Podobno ucho ludzkie może odebrać najwyżej 16 alikwotów, składników dźwięku. Ale jak to jest, że można poznać różnice w dźwiękach wydawanych przez fortepiany koncertowe; czy między dźwiękiem instrumentu a tym samym dźwiękiem wytworzonym przez instrument elektroniczny? Teoretycznie powinno być to niemożliwe. Bo próbka ich jest identyczna. A jednak.....

To jest to. Gdy słucham tej muzyki z głośników unosi się takie coś, co miał taki ktoś, kto sypał tym i działy się dziwne rzeczy. Szczególnie niezwykłe. A wszystko miało znaczenie. Scena, która wypełniona ustawionymi instrumentami drżała od przyciemnionych świateł, miała 26 centymetrów wysokości, której potrzebowały mole z małą septymą by po długiej wędrówce, pomiędzy szorstkimi nogami Murzynek, ostrymi kantami nogawek spodni z fioletowego materiału, dotrzeć w końcu, poobijane, doświadczone, unurzane w oparach ludzkich dusz i miękkich, pachnących ciał, do uszu. I tam, prosto z tego tajemniczego otworu, docierają nawet do paznokci, w opuszki palców, sugerując delikatnie, że właściwie mogą być uderzeniem gorącego wiatru, który otulał świerk i jawor...
Gdy McCoy Tyner odłącza popychacz od bródki młotka, który uderzając we strunę doprowadza pokątnie przyczajone nadzieje, tęsknoty, do wrzenia, i wydobywa w końcu wzgórza dźwięków, które staczają się w dół porywając niezapłacony rachunek pana ubranego na czarno, modlitwę pani, której nie było, bo spóźniła się na autobus numer 26, i mkną dalej nie do zatrzymania, rosną, lepkie jak pszczoły, spoglądają na przedziałek tego pana, z niedowierzaniem, ale nie z kpiną. Jest piękny. Ten czas jest tak piękny. Muzyka na żywo choć Coltrane od dawna w grobie. To jest coś wyjątkowego.
Kiedy Coltrane gra na tym swoim saksofonie, to wiem, że on już o tym nie pamięta. Że trzeba kontrolować powietrze w mosiężnej rurze, że ono jest tam prosto z niego, że trzeba otworzyć na czas przykrywkę, że trzeba zostawić trochę tego powietrza sobie, by przeżyć. To jest już nieważne. Najwięksi muzycy nie chcą przeżyć. Potrzebują wielkich dłoni tego ponurego pana przy trzecim stoliku, bez jego zarostu ich dusza dotarłaby na salę nie taka; Elvin Jones opiera się o papierosowy dym, każda smuga potrzebna jest jak poręcz niewidomemu, by nie upaść, i kiedy w końcu brakuje tych poręczy i następują charakterystyczne przed upadkiem machania rękami, jak "hej tu jestem", a potem dźwięk lecącego, trylującego w dół ciała, a nikt się nie podnosi! jesteśmy ważni dla tej harmonii, szlifujemy wielkie tercje, jesteśmy pomocnikami rzemieślnika, nawet więcej, jesteśmy żywicą, zapachem i sensem, gadamy sobie o zmierzchu.
Nie wyobrażam sobie tego inaczej. Wieczna szansa na randkę!

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 04 lipca 2011 14:12:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
Pietruszka pisze:
To jest to.

pełna zgoda :piwo:

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 04 lipca 2011 14:16:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Jedna z moich ulubionych płyt Coltrane'a. Z niecierpliwością czekam na zestaw "Complete", który już do mnie idzie. Pietruszko, omówisz go teraz czy zostawiasz na później?

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 05 lipca 2011 12:52:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek Obrazek

24. Complete 1961 Village Vanguard Recordings (1961)


***** :serce

John Coltrane — tenor saxophone oraz soprano saxophone
Eric Dolphy — alto saxophone i bass clarinet
McCoy Tyner — piano
Reggie Workman — bass
Elvin Jones — drums
oraz
Jimmy Garrison — bass
Garvin Bushell — oboe, contrabassoon
Ahmed Abdul-Malik — oud
Roy Haynes — drums


Kiedy w 1997 roku ukazał się ten box byłem szczęśliwy. Na czterech płytach, wszystkie (?) zachowane nagrania z pierwszych dni listopada 1961 roku, w których Coltrane ze swoim kwintetem i zaprzyjaźnionymi muzykami koncertował w Village Vanguard, malutkim nowojorskim klubie założonym w 1935 roku przez, urodzonego na Litwie, Maxa Gordona. W sumie jest 9 utworów, dwa z nich znalazły się także na później wydanej płycie, składaku nagrań studyjnych i koncertowych: Impressions.

Nie wyobrażam sobie nie znać tych nagrań, a znać je to znaczy kochać. Coltrane uwielbiał koncerty. Powtarzał, że jest muzykiem, a nie mówcą, i powtarzał, że uwielbia koncerty ze względu na "łączność". I nic się nie zmienia od tego momentu, kiedy pierwszy raz ich słuchałem, tak i teraz to coś mnie woła, jak tajemnicza siła, która jest pomiędzy psem a jadącą furmanką, jak pomiędzy psem a głosem swojego pana - biec, biec, biec.... szczekając, miaucząc i merdając ogonem!

Sposób kształtowania dźwięku, artykulacja, piętrzące się melodie, które nie znalazłszy swoich refrenów giną na naszych oczach, rzężą, konają, nawet..... zdychają! by odradzać się. Tak! Pomimo pełnego patosu, śpiewności, hymniczności tej muzyki nie jest ona sielankowa. Tu tajemnicze przestrzenie mają krew i mięśnie. Ściskają świat. Coltrane, z opuchniętą szyją mocuje się z tym. Znajduje może nie nazwy, ale odnajduje wyraz. Wyraża, walczy, pieje z zachwytu i z przerażenia. Im dalej od Absolutu tym weselej. Im bliżej tym większy lęk. Lęk i radość. Jak u Pawła. Nie da się muzyki Coltrane oderwać od Boga. Nie można napisać o niej nic prawdziwego odnosząc się tylko do aspektów technicznych. Wszystkie następstwa akordowe, progresja funkcyjna.... uhhhh....
Lęk i spokój. Rzężenie i łagodność. i zapomniani na Amen....

Jak ocenić te chwile? Jak ogwiazdkować takie płyty?

A to coś, co wydarza się pomiędzy muzykami! Mnie to zachwyca. Gdy słucham tego, to jakbym tam był, jakbym był kelnerem, który to coś zanosi im na tacach, by mogli to pić lub jeść, a mnie wystarczy bym się tylko mógł na to patrzeć, i już jestem najedzony. I jest w tym taki ogrom nut, taki anty-minimal, czy może lepiej taki: maximal, że nie ma mowy by się w tym odnaleźć. Żadne zapisy nutowe improwizacji nie są w stanie podołać temu językowi. Nikt tego nie odegra. Nikt tego nie powtórzy. Nikt się tam nie zbliży. Ale każdy może tam być, każdy może zamawiać pić czy jeść, i nie płacić rachunków, każdy może biec i szczekać, dalej.... i wywijać ogonem, na głos swojego pana.



Obrazek

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 06 lipca 2011 14:44:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

25. The Complete Paris Concerts (1961)

*****

John Coltrane – tenor i soprano saxophone
Eric Dolphy – flute i alto saxophone także bass clarinet
McCoy Tyner – piano
Reggie Workman – bass
Elvin Jones – drums

W tym samym miesiącu, w którym odbył się koncert w nowojorskim VV, kwintet Coltrane'a wyruszył do Europy. Muzyka z tego tournée utrwalona jest na kilku płytach. Niestety! Wielka szkoda, że żaden z tych NIESAMOWITYCH występów nie został w sposób profesjonalny nagrany. Wiele z nich było bądź transmitowane przez radio, bądź nagrywane na amatorskim sprzęcie. Efekt tego jest taki, że by wejść w tę muzykę trzeba ją wielokrotnie przesłuchać, nieprzerywając słuchaniem innych nagrań o lepszej jakości. Świetny efekt daje posłuchanie przez dwa trzy dni jakiegoś lichego bootlega, a później załączenie tej płyty. Z miejsca dźwięk jest prawie krystaliczny, detale o których nie mieliśmy dotąd pojęcia słychać całkiem wyraźnie, nawet bas miejscami :wink: jest wyczuwalny, za to atmosfera wieczoru z radiem niezapomniana!

18 listopada zespół zawitał w paryskim Teatrze Olimpia, gdzie zagrał dwa piorunujące sety. Wydane one zostały na tym dwupłytowym albumie. Ogromna widownia, około 2 tys ludzi, dla Coltrane'a znane miejsce bo grał już tu choćby rok wcześniej z zespołem Milesa Davisa.... tematy, które lider przygotował to: Impressions, I want to talk about you, Blue Train i My Favourite Things, i tylko pierwszy z nich można było usłyszeć w Village Vanguard, za to uczucie jakby eksplodowała bąba jazztomowa ogromne. To co wyprawia zwłaszcza Coltrane i Dolphy przechodzi ludzkie pojęcie. Miejscami odnoszę wrażenie, że ich występ w Nowym Jorku potraktowali niemal lirycznie w porównaniu z tym w Paryżu. Tu nie ma miejsca i czasu! Bo ta muzyka jest szybsza od miejsc i rozleglejsza niż czas. .... gdybym tam był rzuciłbym się im do nóg i całował ich dłonie.....

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 06 lipca 2011 23:34:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
...super ! :D

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 08 lipca 2011 11:25:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

26. Complete 1961 Copenhagen Concert (1961)

***3/4

John Coltrane – tenor i soprano saxophone
Eric Dolphy – flute i alto saxophone także bass clarinet
McCoy Tyner – piano
Reggie Workman – bass
Elvin Jones – drums

Dwa dni po koncercie w Paryżu, 20 listopada, zespół wystąpił w Falkonercentret w Kopenhadze. Nagranie od strony technicznej wygląda inaczej niż to z Paryża. Tam słychać było aerofony i perkusję, tu zwłaszcza aerofony. Pozostały dźwięk jest niski, no dobra.... bardzo niski, jakby mikrofon owinięty był w chustkę do nosa wielkości ręcznika kąpielowego, ale solowe improwizacje McCoy Tynera brzmia ładnie. Talerzy nie ma. Zaskakujący za to jest po części dobór repertuaru. Płytę otwiera zapowiadający Norman Granz, ale po nim rozbrzmiewa mało znany temat Delilah, poza tm żelazny liryk Every Time We Say Goodbye, Impressions, Naima i poprzedzone dwoma falstartami i wypowiedzią ustną Trane'a My Favorite Things.

Najlepiej wypada dynamiczne Impressions. Tematy liryczne i potrzebujące więcej subtelności giną gdzieś stłumione pod wiekiem. Po nich giną instrumenty, po nich muzycy, po nich klaszczący widzowie, na końcu muzyka.....

.... a gdy wsłuchuję się w temat o ulubionych rzeczach grany przez sekcję rytmiczną, by dotrzeć na czas na spotkanie, i nachylam ucho, bardziej, bardziej i głębiej, i tak schylam się, a tam dudni, tak mruczy, jak grubas kot, wyostrzam uwagę, by nagle dostać jazgotliwym fletem, który już nawet nie znajduje się na pierwszym planie, ale tak gdzieś w korze mojego mózgu, to przypomina mi się ta noc w piwnicy, kiedy Wojtek krzyknął mi w ucho za plecami - "UUUUUUUUUUU!"

Jedźmy dalej, ktoś tam woła!

P.S.
ostrzegam przed słuchaniem na słuchawkach

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 10 lipca 2011 18:51:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Pietruszka pisze:
Greensleeves przywodzi na myśl Moje ulubione rzeczy. To także walc. Grany przez hipnotyzerów samouków. Swoje umiejętności wykorzystują przy handlu kozim mlekiem i oscypkami. Kobiety mówią, że tańczą lekko. ... Po prostu zazdroszczę im wszystkiego.

A początek tej kompozycji, ten bas, mógłby się znaleźć na jakiejkolwiek płycie Masady. Ta melodyka, ten groove...

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 10 lipca 2011 21:16:51 

Rejestracja:
ndz, 16 maja 2010 01:45:44
Posty: 229
Na tvp kultura widziałem fragment filmu o panie Jaz'ie Coltrane ,będę śledził program kanału i jak nadarzy się okazja przyjrzę się jego twórczości bo jest mi ona całkowicie obca .


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 13 lipca 2011 12:03:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

27. Live At Stockholm: 1961 (1961)

*****


John Coltrane – tenor i soprano saxophone
Eric Dolphy – flute i alto saxophone także bass clarinet
McCoy Tyner – piano
Reggie Workman – bass
Elvin Jones – drums

Wyśmienity koncert normalnie z 23 listopada. To co najlepsze: My Favourite Things, BlueTrain, Naima i Impression. Dolphy w formie, dźwięk imponujący, maszyna czasu zrobiła 40 minut, które dodała do końca świata. Jedno z lepszych znanych mi wykonań Blue Traina, choć Elvin Jones dochodzi jakby siedział we Whirlpoolu, ale co tam! Sztokholmskie gazety pisały o mchu porastającym fotele po występie. Blondynki zaczęły czernić swoje ciała, to wtedy zrobiono pierwsze zdjęcia blond Murzynek. Coltrane palił cygara zwijane na hebanowych udach Kubanek. To słychać i czuć!
Love! :serce

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 25 lipca 2011 11:10:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Pietruszka pisze:
Complete 1961 Village Vanguard Recordings (1961)
*****

Cytat:
Jak ocenić te chwile? Jak ogwiazdkować takie płyty?


Na szybko wbiję się w temat i na gorąco ze dwa słowa. Od jakiegoś czasu słucham właściwie tylko The Beatles i Johna Coltrane'a. Nasycam się. Teraz wytrącę z siebie trochę tego, co dotyczy drugiego z wymienionych artystów.

Powyższe wydawnictwo jest jedną z najwspanialszych koncertówek jakie dane mi było kiedykolwiek słyszeć. To co działo się wtedy w Village Vanguard to było coś wspaniałego! Ponad cztery godziny muzyki pięknej, natchnionej, która sama niesie nie wiedzieć gdzie. Mogliby grać bez końca. Duet Coltrane i Dolphy jest jednym z najlepszych tandemów, z jakimi się zetknąłem. Z "A Love Supreme" raczej nie można niczego porównywać. W tym momencie napiszę, że ten szczyt wznosi się równie wysoko.

Drugim moim tematem jest kolejny box monstrum. "Live In Japan". Może w tym momencie napiszę tylko, że cała ta intensywność zaczyna we mnie tworzyć pewną całość. Jak Sanders gra na saksofonie, to słyszę muzykę, a nie bełkotliwe frazy. Jak Ali bębni, to nie ma co wspominać. Kompletnie inna szkoła w porównaniu z Jonesem. No i Alice. Zwiewna. Do tego Garisson. Dwie solówki, po kwadransie każda. Wyborne. A mistrz? Bezbłędny, żarliwy, emocjonalny. Roztapia wszystko. Jako że jestem osobą o skłonnościach depresyjnych mogę przyznać, że przy muzyce Coltrane'a nie pojawiają się takie myśli. Ta muzyka nie kieruje ku pustce, ale ku czemuś pozytywnemu. Zaczynam to doceniać.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 07 sierpnia 2011 22:54:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek


28. Coltrane (1962)

**** 3/4

* John Coltrane — tenor and soprano saxophone
* McCoy Tyner — piano
* Jimmy Garrison — bass
* Elvin Jones — drums



W 1957 roku Trane wydał płytę o tym samym tytule dla wytwórni Prestige. To był początek jego grania w zespołach w których mógł się podpisać jako lider. Często ten podpis był inicjatywą nie samego muzyka a wytwórni, która w osobie dyrektora artystycznego decydowała o tym pod czyim nazwiskiem ukaże się longplay z zapisem danej sesji. W 62 było już inaczej. Coltrane zrezygnował z dodatkowego instrumentu (-ów) dętego (-ych), i z dodatkowych instrumentów perkusyjnych, i po okresie wspaniałej współpracy z Ericiem Dolphym , który oprócz intensywnego grania we własnych zespołach, gra siarczyste, drapieżne sola u Charlesa Mingusa, Gila Evansa, Johna Lewisa, Maxa Roacha by wymienić tylko tych wybitnych jazzmanów, tworzy wspaniały kwartet zwany "klasycznym". Dolphyego ciągnęło do dużych składów, do eksperymentalnego grania i aranżacyjnych łamigłówek. Coltrane wybrał liryczne combo, w którym pozwalać sobie będzie na wszystko, na cofanie i przyspieszanie muzycznego czasu, na radość i melancholię, a zawsze to granie będzie trudnym szukaniem mitów w młodym amerykańskim świecie.

Słowo jeszcze o zespole. Rezygnacja z większego instrumentarium nie oznacza w żadnym wypadku jakiegoś zubożenia, czy wręcz niedorozwoju. Muzycy z zespołu Coltrane'a mają zdecydowane umiejętności bilokacji i dermooptyki. Systematycznie wpadają w halucynacje, trans, otwierają uszy w najskrytszych rejonach ciała, jak na przykład akordowa gra McCoya, która w sobie jest tłem nawet podczas fragmentów solowych improwizacji, ma moc tła, a o tej mocy ja nic nie mogę powiedzieć ponad to, że jest tajemnicza i wielka, jak moc tła w malarstwie, o której zresztą tez nic więcej powiedzieć nie umiem.

Płytę otwiera Out of This World napisany temat przez Harolda Arlena do którego słowa ułożył John Mercer. Za całą poezję wystarczy mi już sam tytuł, a jeśli dodamy do niego rytmiczne niejednoznaczności, które podjął zespół, oraz ton tenoru Trane'a, to myślę o czymś więcej niż tylko o kawałku solidnego jazzu. Ten płaczliwy, rozdzierający odcień jak jakiś nienazwany żółty czy złoty a jednak odrobinę szaro smutny, jednak zawsze złociutki iskrzący kolor, narzucający się nieodparcie na plecy, co w dodatku widzimy wyraźnie jak swoje plecy, które są w istocie tak blisko, a w rzeczywistości tak nam obce, ale obce po przyjacielsku, po prostu trochę oddalone. Kocham ten złoty, te plecy, z tymi wszystkimi niedoskonałościami niedbale, a to pozór, rozrzuconymi przez saksofonistę. Bo Coltrane rozrzuca dbale pieprzyki tej muzyki, piegi, nawet blizny. I jest to sztuka. Sztuka Wielka!

Soul Eyes liryczny, czysty, dziecinny, plumkający. A po nim Inchworm to dziecinna wyliczanka:
Two and two are four
Four and four are eight
Eight and eight are sixteen
Sixteen and sixteen are thirty-two

do której możemy się dołączyć w drodze powrotnej. Nie chcę zapomnieć o tej drożynie, kwili sopran, "O!raju!" Chleb - śmietana - cukier..... kocham to! Wreszcie pierwszy temat Coltrane'a, Tunji nieziemsko kardiologiczny. Wytrwały. Miarowy.I kolejny kończący Miles Mood, jak rozmowa w rodzinie, wystarczy spojrzenie a wszyscy wiedzą o której nadjedzie pociąg.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 08 sierpnia 2011 17:42:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
...jedna z moich ulubionych :D

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 09 sierpnia 2011 08:56:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
też bardzo cenię ten album.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 09 sierpnia 2011 14:37:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek Obrazek

29. Live At Birdland: 1962 (1962)

***** :serce

John Coltrane – tenor i soprano saxophone
Eric Dolphy – flute i alto saxophone
McCoy Tyner – piano
Jimmy Garrison – bass
Elvin Jones – drums


Znikający punkt. To dzięki takim płytom mamy fokus w jazzowy pokus. Studyjne płyty z tego okresu mają "to" do siebie, są piękne ale liryczne, czy trzymane na uwięzi przez reżysera, czy pozbawione zapachu spoconych ciał na widowni, bez unoszącego się odoru i dymu w powietrzu są w sumie leniwe, spokojne, podskórnie szalone, wiecie, jak: - był spokojny i szanowany, w pracy pracował, w domu jadł obiady - nikt nawet nie przypuszczał, że miał drugie życie... rozdawał kwiaty przygodnie spotkanym panienkom i uśmiechał się do mężatek; inaczej zapisy koncertów, one mają "to" od siebie, tu są spotkania ekshibicjonistów, tu nikt się nie wstydzi, tu jest kocioł zmysłów z którego wydostają się tajemnicze opary, tu z kamienną twarzą saksofonista pośród poległych wzywa szklanki wody, a polegli notują na serwetkach serca przebite indiańskimi strzałami, i podpisują je "dla Beatrycze - Józek zawodowy inseminator". Tu jest dziko w tym Birdland. Tu jest głośno.
A to jest jedna z najlepszych koncertówek od tego do tamtego. Przy takiej muzyce czuję, że świat bez mydła i wazeliny jest możliwy. Że szampon do włosów to element obcej kultury. Że fryzjerzy są postaciami z sali tortur. Że można tańczyć z Murzynem o zębach jak klawisze fortepianu i śmiać się... śmiać......
Kocham to! Kocham to!

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 64 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group