Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest pt, 29 marca 2024 09:33:43

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13 ... 15  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 13 listopada 2011 11:33:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
:D

W 1965 roku Trane, jeśli chodzi o pomysły na grę free, był do tyłu o jakieś 5 lat. Muzycy, których zaprosił do sesji, grali free, a to na własny rachunek, a to u innych. Freddie Hubbard, wirtuoz trąbki grał w 1960 :!: razem z Ornettem Colemanem na albumie Free Jazz. W tym czasie Coltrane był w drodze nagrywania Ole, na której zresztą Hubbard grał także. Jeden z moich ulubionych tenorzystów wszystkich czasów ;): Archie Sheep grał w 1960, 61, 62 .... z Cecilem Taylorem i Billem Dixonem radykalne, atonalne free... Alcista John Tchicai grał znów z Sheepem i Albertem Aylerem.
Na Ascension spotkali sie więc muzycy, którzy doskonale wiedzieli o co chodzi. W tak radykalnie atonalnych rejonach to Coltrane był nowicjuszem... ale miał jedną przewagę... był Dżonem Koltrejnem...
Na pewno całe Ascension było dokładnie omówione, partie zespołowych improwizacji przechodzą w instrumentalną sekcję towarzyszącą poszczególnym solistom, każdy z muzyków ma swoje kilka minut (wyjatkiem jest Elvin Jones, który tylko w drugim tejku kompozycji, ma partię solową) na wypowiedź. Na pewno istniała jakaś forma aranżu. Wypowiedzi o samej sesji muzyków niestety nie znam.


Czekam na przesyłkę i wiele sobie obiecuję po:
Obrazek

można by przetłumaczyć (ahoj!!!! Robert!!!! :nauka: , a nawet wydać. :D

antiwitek pisze:
A którą wersję Pietruszka wolisz?

tę, którą lepiej znam, czyli Edition II

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 13 listopada 2011 12:39:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
O, dzięki! Co za ekipa, ja nie mogę! Powinna o tym wszystkim powstać książka albo film, gdzie fikcja będzie przeplatać się z faktami. Że oni na przykład w barze na rogu piją kawę, rozmawiają o różnych sprawach. Że zawieszają się rozmyślając o Wniebowstąpieniu i mają piękne twarze. Trochę się podśmiewają z Trejna, spóźniają. Takie tam :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 15 listopada 2011 07:57:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 09:47:39
Posty: 485
Pietruszka pisze:
Czekam na przesyłkę i wiele sobie obiecuję
Jestem właśnie w trakcie lektury :mrgreen: Ta książka to zbiór wszystkich znanych wywiadów z Trane'm, wspomnień osób, które go znały, listów oraz notek do płyt, w których Coltrane był cytowany. W związku z tym zwartość dość nierówna, część wywiadów to banalne pytania i zdawkowe odpowiedzi, choć momentami bardzo zabawne (np. wywiady japońskie), ale jest i sporo ciekawych jak np. wywiady dla DownBeatu (wspólnie z Dolphym), z Paryża i Antibes (M.Delorme) czy rozmowa z Frankiem Kofsky'm z 1967. Książkę na pewno warto mieć i poczytać, jednak na początek poleciłbym raczej to:

Obrazek

"Coltrane on Coltrane" jako ciąg dalszy, a na koniec:

Obrazek

EDIT (16.11): a jako uzupełnienie bardzo ciekawy wywiad z Lewisem Porterem - autorem pierwszej z polecanych książek - w którym opowiada o Coltrane'ie i innych grających z nim muzykach, o niewydanych dotąd nagraniach mistrza (wywiad z 1998) i swoim podejściu do badań historyczno-muzykologicznych.

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 listopada 2011 22:03:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

44. New Thing at Newport. John Coltrane/Archie Shepp (1965)

****


Tylko strona A
John Coltrane – tenor i sopran
McCoy Tyner – fortepian
Elvin Jones – perkusja
Jimmy Garrison – bass


Płyta podzielona na dwie części, czyli po pół. 13/57 zajmuje 57 % solo Tynera. Resztę, czyli całe 154 % oblepione jest gęstwiną Jonesa, na której zakwitają pąki czerwonych, niczym maki spod Monte Casino, melodii Coltrane'a. Musiało być dobrze, świadczą o tym jakieś histeryczne krzyki po zakończeniu występu. Wyraźnie słychać, że Coltrane'a boli prawa noga, do której uczepiony niczym broszka, siny z wysiłku Murzyn przyczepił swoje oddane łapy... mówią... "poczekaj... poczekaj... proszę cię... zagraj...", ale głos, brutalny głos pastora mówi..."dzieci! jest prawie północ, tatusiowie! jest dopiero północ idźcie sobie na miasto, wiecie jest tam to i owo..." Artyści uciekają. Starają się wyrwać z pralki przeznaczenia. W końcu ich dość udaną porażką można się i dziś zachwycać.

Na drugiej stronie Shepp Archie z wyraźnym wpływem Saturna. Musiał przez jakiś czas mieć sny w których Eryk Dolphy podrywał mu dziewczynę. (normalnie szok) W późniejszych wywiadach mówił: " Wybaczyłem Dolfiemu, że chciał uwieźć moją dziewczynę, ale dopiero po tym jak uwiódł i mnie". To słychać. Muzycy sa znani w ogóle z urody, nawet z przystojności.... słychać oklaski, które świadczą, że wybacza im się nawet to, że nie stroją. Jakieś dziwne tonacje, a raczej tylko wspomnienie. Fajna, ale zajebista płyta.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 listopada 2011 22:46:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

45. Live in Paris (1965)

*****

John Coltrane – tenor i sopran
McCoy Tyner – fortepian
Elvin Jones – perkusja
Jimmy Garrison – bass


Leci to tak: Naima, Impressions, Blue Valse czyli Ascension w kwartecie, Afro Blue, Impression jeszjo raz. Jedno z najwspanialszych nagrań Coltrane'a. Nie można udawać, że nic się nie stało. Bajkowe istoty żyją wiecznie. Czarodziej drugiego stopnia Chechota, gdy miał już dość, zamienił się w Zapach Lasu. W co miałby się zamienić MakKoj? W co Elwin, a w co Dżon, a Dżimi? Osiągają temperaturę, w której topią się instrumenty. Spływają w dół. Jak dobrze, że tego nie słychać do końca dobrze. Ten widok byłby trudny do zniesienia. Pozostaje złudzenie, że wszystko jest pod kontrolą. Jak w filmach dla dorosłych, ale tak naprawdę tylko bajki mówią co innego, że tak wcale nie jest... bajki i dżez... taki dżez... nic nie jest pod kontrolą kochani rodzice tego świata. I choć Afro Blue brzmi jakby było nagrane na rolce papieru toaletowego, ma swoją moc. Otula jak zapach lasu spod Nałęczowa. Francjo! Cóżeś uczyniła, że oddychałaś powietrzem z takich ust?! Paryżu! Cóżeś zrobił, że nie rozpękłeś się na pół?!

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 listopada 2011 22:52:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Pietruszka pisze:
Ascension w kwartecie


O?

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 06 grudnia 2011 23:35:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

45. Kulu Sé Mama (1965)

*****


John Coltrane — tenor
Pharoah Sanders — tenor
McCoy Tyner — piano
Jimmy Garrison — bas
Donald Rafael Garrett — basowy klarnet, bas
Frank Butler —perkusja
Elvin Jones — perkusja
Juno Lewis — śpiew, instr. perkusyjne



Tak intensywna muzyka, a tak w niej dużo przestrzeni. Ogrom różnych stuczków, puknięć, nawet kołatań... wspaniale dochodzących z dołu, z dna, z boku i z góry. Tak tego wiele, że przestrzeń pomiędzy nimi wydaje się być niemożliwa. I taka jest. Piękna. Gra saksofonistów czasami nic sobie robi. Nawołują raczej. Do tych kołatań chyba. Gdy tego słucham, to jakby nocą pukał ktoś. Pharoah gra charakterystycznie. Tak sobie wyobrażam odgłos statku wpływającego do portu. Grzeję rum i szykuję fajki. Karty i kości. Całość tych zdarzeń płynie. Tyner żegna się prawie z nami. Jest falą, która odchodzi. Odpływ. Pożegnanie powolne kwartetu. Ale jak to trzeba robić można się od niego uczyć. Żadnej złości. Żadnego żalu, że jego falski bałwan jest coraz mniejszy. Bez pretensji. Słabnie bez ansy. Jakie piękne solo. Jedno z jego piękniejszych. Prawie niesłyszalne. Jest tam, ale już jaby dalej niż ci pukający, którzy byli jakby na zewnątrz, a tu niepostrzeżenie są jakby wewnątrz. Juno coś mówi. O mamie. Woła, bardzo czule. Bardzo mi się to podoba. To może trwać! Smutek bez skarg. Cudownie tańczy.
A potem tylko on i on. Jest ich mniej, bębny i saksofon, ale jest też gęściej. Wspaniały numer Vigil. Katastrofalne zawroty. I Welcome. Jeden z bliźniaczych utworów po deszczu. Liryczny i przed snem. Więc śnię.
Kochana płyta.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 11 grudnia 2011 20:13:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

46. First meditations (for quartet) (1965)


****

John Coltrane – tenorowy saksofon
McCoy Tyner – fortepian
Elvin Jones – perkusja
Jimmy Garrison – bass

Coltrane nagrywa drugą po A Love Supreme suitę. Podczas wrześniowych sesji z 65 roku, które będą jednymi z ostatnich spotkań tzw. "klasycznego" kwartetu, stara ekipa znów zamyka oczy i łka przed siebie. Jeszcze raz dźwigną jeden drugiego i będą nieśli się dalej i dalej... Od Love aż po Serenity. Jednak początek nie gra tak jak marzenie. Spokojny, zrównoważony, niesiony szerokimi liniami bębnów utwór, jest jakby świadomy, że nie jest tym czym miałby być. Brak mocnego charakteru nie ratuje próba jego wyimprowizowania. Szerokie i spokojne linie pianina trącą myszką. Gra Tynera jakby ściągała inne instrumenty w dół. To, co zrobi z tym utworem dwa miesiące później Jimmy Garrison, w sesji wydanej jako Meditations, będzie wygraną odpowiedzią na pytanie: dlaczego właśnie Garrison został w zespołach Trane'a do końca. Podobnie jest z zamykającym Serenity. I tu opadające emocje raczej oklapują.
... ale jeszcze jest całość wewnątrz!
I Compassion, i Joy, i Consequences ratują płytę. I choć może czasami zespół nie nadąża za przesileniami lidera, to w sumie mamy jaskrawą, żywą muzykę, nawet jeśli ktoś tam kogoś już tak dobrze nie słyszy.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 12 grudnia 2011 14:58:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Pietruszka pisze:
45. Kulu Sé Mama


Kupiłem sobie tę płytę, bo była tania i spodobała mi się okładka. Kiedy jednak odczytałem "listę płac" ("za udział wzięli" jak mawiał Stefan Friedmann), to się trochę przestraszyłem: wokalista?!

Ale niesłusznie: Kalu Se Mama od razu bardzo mi się spodobała. Tajemnicza muzyka i rzeczywiście dużo w niej przestrzeni!
Zawsze wyobrażam sobie, że oni grają prawie w ciemności, muzyk tu - muzyk tam, pośród jakiejś rzadkiej roślinności, która wyrasta z suchej prawie ziemi. Czuć zapachy, czuć pył w powietrzu, grzechocą ziarenka w jakichś baldaszkach, kamyki, takie tam trochę śródziemnomorskie klimaty w Ameryce. Sanders brzmi jak jakiś owad w rodzaju cykady albo innego polnego konia. No i jeszcze ten delikatny śpiew, jakby z oddali. Muzyka nie tylko dla zwolenników free w jazzie!

Vigil mi się podoba, ale nie wiem co napisać. Elvin Jones i John Coltrane yeah! - czy coś w tym rodzaju.

Takie utwory jak Welcome też bardzo lubię. Zapatrzeniowiec. Są takie chwile w życiu, że się człowiek zapatrzy na świat po deszczu czy tam gdzieś, przysiądzie w kącie obejścia i chłonie dziwne popołudniowe światło :) .


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 28 grudnia 2011 20:23:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

47. Meditations (1965)

*****

John Coltrane: saksofon tenorowy, instr. perkusyjne
Pharoah Sanders: saksofon tenorowy, instr. perkusyjne
McCoy Tyner: fortepian
Jimmy Garrison: bass
Elvin Jones: bębny i talerze
Rashied Ali: bębny i talerze

Źrenica domu w oddali zmrożona
na płocie serce się żali suchą aortą
mroczny dystans mgła przebiegła
przez usta człowieka do zgonu
Ktoś widział widzialne
Ktoś słyszał słyszalne
nadchodziło nienachalne
Źrenica domu w oddali zmrożona
na płocie serce się żali suchą aortą
mroczny dystans mgła przebiegła
przez usta człowieka do zgonu
Ktoś widział widzialne
Ktoś słyszał słyszalne
nadchodziło nienachalne

Ten złączony dźwięk od którego zaczyna się ta muzyka, to coś więcej niż odgłos kosmosu. To znacznie więcej niż szum przestrzeni. Wystarczy otworzyć oczy i spojrzeć, że są konkretne osoby z konkretnymi instrumentami, można ich podotykać, powąchać, zmierzyć ciśnienie krwi, zobaczyć ich miejsce na scenie, jedna z nich jest najgłębiej, trochę po prawej stronie, dźwięki będą docierały z lekkim opóźnieniem, zanim stoczą się przez otwory, zanim skóra wprawi w drżenie powietrze, zanim drzewo zacznie rosnąć, widać będzie ich drogę do pokonania, w cząstkach powietrza, a może nawet innych gazów, kierów i pików i bezbarwnych nawet szmerów, jednak z ostrymi konturami kolorów i aromatów. Zapach drzewa i skóry. Drzewo i ciało. Przed nim stoi osoba trzymająca w ramionach ogromną niby kobietę, niby trumnę (zawsze myślałem o nich jak o ludziach z trumną, choć wolałem myśleć jak ludziach z kobietami) i zgarbiona, choć jest mniejsza, pochylona przez drzewo i skórę, wrasta swoimi dłońmi do wnętrza tego ciemnego przedmiotu. Słychać puls i szczypce. Po lewej stronie znów, ktoś siedzi nad czymś rozstrzelnionym, uchylonym, ale leżącym, wyraźnie nieruchomo i łagodnie. Przed nimi stoją osoby w rękach. Z jakby nożami lub strzałami, a ich usta są niepowstrzymane jak lemiesze.
Patrzę i nie mam z nimi żadnego problemu.
I to zaczyna być moim problemem.
Chciałbym znaleźć jakieś kryterium ich spotkania. I dopóki ich widzę to wydaje się, że go nawet miewam.
.... ale wystarczy, że zamknę oczy...
i słychać, pierwsze odgłosy Meditations, że całość tych dźwięków jest JEDNYM. Że kryterium ich zaistnienia jest w nich samych.
Otwieram oczy: widzę skórę, drewno, blachę, trumnę... Zamykam: JEDNO. Otwieram: blacha, skóra, kobieta, drewno, nóż, palce, trumna... Zamykam: JEDNO.
Źrenica domu w oddali zmrożona
na płocie serce się żali suchą aortą
mroczny dystans mgła przebiegła
przez usta człowieka do zgonu
Ktoś widział widzialne
Ktoś słyszał słyszalne
nadchodziło nienachalne
Źrenica domu w oddali zmrożona
na płocie serce się żali suchą aortą
mroczny dystans mgła przebiegła
przez usta człowieka do zgonu
Ktoś widział widzialne
Ktoś słyszał słyszalne
nadchodziło nienachalne

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 29 grudnia 2011 13:12:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
..właśnie żem włączył....mam wrażenie ,że zjeżdząją z jakiejś wysokiej góry

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 01 stycznia 2012 22:27:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek


48. Live in Seattle (1965)


***** :serce


John Coltrane — saksofon tenorowy i sopranowy
Pharoah Sanders — saksofon tenorowy
McCoy Tyner — fortepian
Jimmy Garrison — bass
Donald Garrett — klarnet basowy i bas
Elvin Jones — perkusja


Są dwa wydawnictwa z tego koncertu: jedno i dwu-płytowe. Obie płyty wprowadzają niezrozumiały zamęt w moim domu. Gdy ich słucham to wiem, że dosięgnie mnie zemsta Anny Jantar lub Piotra Szczepanika. Wiem, że będę musiał zmierzyć się z siłą retorycznych pytań: : "ty chyba już naprawdę zwariowałeś?", "jak można czegoś takiego słuchać?", oraz, że proste stwierdzenia: "oj niedobrze, niedobrze", "Boże, zlituj się!", "im starszy, tym gorzej", "pyyruru-ru, pyruru-ruru, nienormalni!", "Jezu, głowa mi pęknie, głowa, MOJA GŁOWA!" jednak wiele mówią o tej muzyce. Ryzykuję więc kryzys małżeński, i tzw. ciche dni, ... słucham...

Ale ta płyta jest nie tylko genialna. Otóż zawiera ona pewien sekret, a ściślej rozwiązanie pewnego sekretu, zresztą sam nie wiem, czy to znowu takie rozwiązanie, czy nie, pewne jest tylko dla mnie to, że w utworze Evolution następuje coś, obok czego nie można przejść obojętnie. W okolicach 20 minuty następuje jakby jakieś wtargnięcie jakiegoś Predatora, a może nawet zwolnionego kierownika ego, jakiś dramat, którego na pewno nikt nie przeżyje (nie wiem, czy na płycie nie powinny widnieć znaki krwi, jak na jakiś, za przeproszeniem, płytach Alien Sex Fiend? :roll: ), czyli może nawet tragedia, bo ten dramat trwa już od Out of This World, a może i od Cosmos?
Wygląda na to, że te muskające tych wybitnych artystów szkrzydła sztuki, w końcu spadły na nich, rozdzierając im gardła i zasłony milczenia, spadły wraz ze szponami, porywając ich wysoko, w jakimś nieokiełznanym, nieutrzymanym, aopanowanym, wrzasku.
Ta 20 minuta kończy historię. Tej chwili nie można chyba do niczego przyrównać. To nie jest nawet to, gdy myję włosy szamponem, który, jak na nim pisze, gwarantuje mi "ożywienie i blask"!

Kto wytrwa do końca?
He?


John Coltrane - Evolution 1/4
John Coltrane - Evolution 2/4
jest ktoś odważny część 3/4
John Coltrane - Evolution 4/4

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 02 stycznia 2012 21:00:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

49. Transition (1965)

*****

John Coltrane – tenorowy saksofon
McCoy Tyner – fortepian
Elvin Jones – perkusja
Jimmy Garrison – bass

Na płycie Welcome i Vigil znane z Kulu se mama, oraz dwie premierowe kompozycje: tytułowe TransitionMAX******** i Suite: Prayer and Meditation: Day, Peace and After, Prayer and Meditation: Evening, Affirmation, Prayer and Meditation: 4 A.M.
Zwłaszcza Transition, w którym Coltrane dogania samego siebie, jest jednym z najmocniejszych momentów w całej jego twórczości. Nikt, ani przed nim, ani po nim, tak nie grał. Jakaś nieziemska kontrola każdego dźwięku, nie ważne, czy będącego w skali, czy już daleko poza nią, kontrola w jakiejś wewnętrznej, żarliwej logice serca. To wyraźne przedarcie się jakiejś tajemnicy na świat, słyszalne, odczuwalne fizycznie, wyzwalające, zupełnie szalone. Nic nie mogą poradzić i Tyner i Jones, że nie zdążają, są jak wierni i dobrzy marynarze przed którymi wyrosła skalna góra. Podejmują wyzwanie, dołączają, ale za chwilę przyjdzie coś niezrozumiałego, co ze starej piersi się wyrwało, nie chce czekać...
Nigdy nie odważyłem się liczyć wariacji wygrywanych przez Coltrane. Transition to muzyka w której interwał to nazwa jakiejś choroby.
Coltrane, mój kochany mistrzu!

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 10 stycznia 2012 13:34:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Głupio tak rozwalać narrację, ale muszę zapytać: Pietruszko, co będzie następne? I drugie pytanie, czy umknęło mi gdzieś Twoje pisanie o "One Down, One Up: Live at the Half Note"?

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 10 stycznia 2012 20:00:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
pilot kameleon pisze:
"One Down, One Up: Live at the Half Note"?

Po prostu nie znam tej płyty. :(
pilot kameleon pisze:
co będzie następne?

może Sun Ship?

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13 ... 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 56 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group