Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest śr, 17 kwietnia 2024 02:00:25

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 15  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 27 lutego 2011 11:45:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
tomik poezji wydał forumowicz Krzyk...nawet go mam :D

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 27 lutego 2011 14:20:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
a mnie to nawet nie wydali pozwolenia na spluwę.... :(

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 27 lutego 2011 23:31:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Obrazek
****
11. Bahia (1958)
* John Coltrane – tenor saxophone
* Wilbur Harden – flugelhorn/trumpet
* Red Garland – piano
* Paul Chambers – bass
* Jimmy Cobb – drums (tracks 3, 4, 5)
* Art Taylor – drums (1, 2)

Świat kończy się w rytmach samby. "Bahia" czyli “Na Baixa do Sapateiro” to muzyka dla dorosłych. W tej destrukcyjnej piosence padły słowa "loneliness", "lonely", "love", oraz bezwzględne słowo "pray". Skąd ją Coltrane wytrzasnął i dlaczego jej to zrobił? Nie wiem. Pewne jest tylko to, że ten rozpoczynający płytę utwór, pokazuje żywego ptaka w złotej klatce. Słowa piosenki dzieją się, rytmy samby w 1958 roku grane przez Coltrane'a muszą budzić poważne trudności. No i wygląda to: strasznie. Nie wiem czemu Trane robi to swoim muzykom? Zaraz....zaraz.... Swoim? Przecież to muzycy Davisa! Ten utwór brzmi, jakby John dokuczał uczniom swojego mistrza, którego zamierza opuścić. Bo mistrz zrobił mu piękną złotą klatkę. A uczniowie ją ciągle równomiernie, porządnie sprzątają.
Po krótkim temacie luzacko zagranym przez muzyków, następuje ... rzeź. Jedni uważają, że Coltrane grając jednocześnie bluzga. Inni, że zapluł się mu ustnik z nienawiści do świata. Ja tylko słyszę chorusy, pod którymi powtarzająca temat sekcja wygląda tak, jakby rozdawała nietrafione prezenty. Co Oni robią przechodzi ludzkie pojęcie. Ozdabiają kraty diamentami podczas gdy ptaszysko wali skrzydłami w pręty.
Coltrane w chorusach na temacie samby potrafi stworzyć takie napięcia i rozwiązania, które jeszcze nie padły. Gra w wysokich rejestrach tenoru. Wiemy, że szuka jeszcze innego instrumentu.
Oto samba samotnego murzyna.
On ich kocha, ale oni zbyt dobrze się uczą by zaryzykowali.
Jako drugi temat lidera "Goldsboro Express". Wyśmienity bop w trio: tenor, bas, Artur Taylor. Niewiele ponad 4 minuty jazdy, ale to wystarczy by stracić głowę. Mięsisty swing szalonego tempa. Artur Taylor w roli głównej. Uśmiech, czapka, wąsik. Gwizd i odjazd. Oto wymiana zdań pomiędzy mężczyznami w narzeczu "trtrtrpapapatrtrhtthttrpapapapa". Mocna rzecz.
Ukołysze nas "My Ideal"; cudowna gra po kątach Coltrane'a. Piękne solo Wilbura Hardena. Ballada. Po niej "I'm a Dreamer, (Aren't We All)" i "Something I Dreamed Last Night", w której muzycy śnią wspólny sen o rozstaniu. Mam łezkę w oku, więc jestem gotów. Spalić listy, podrzeć partytury. Zjeść zasuszone róże. .. i naprzód....
Oh Baía, when twilight is deep in the sky, Baiá
Someone that I long to see, keeps haunting my memory
And so the loneliness deep in my heart calls to you, calls to you!

Oh Baía, I live in the memory of many dreams ago
When the stars were bright and you were mine alone
My love for you cannot die, though the oceans run dry
Or heaven’s call from the sky, now you’re gone!

Baía, can’t you hear my lonely call?
Morena, make my life complete again!
How I pray for the day when I’ll see your smile
And my heart will beat again!

Oh Baía, when twilight is deep in the sky, Baía
Someone that I long to see, keeps haunting my memory
And so the loneliness deep in my heart calls to you, calls to you!
Oh Baía...

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 marca 2011 12:29:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 10:47:39
Posty: 485
Pietruszka pisze:
Bahia (1958)

Kurczę, dopiero teraz zauważyłem, że na okładce Trane dmucha w sopran :wink:

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 marca 2011 15:10:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
ObrazekObrazek
****3/4
12. Coltrane Time (1958)
* John Coltrane — tenor saxophone
* Kenny Dorham — trumpet
* Cecil Taylor — piano
* Chuck Israels — bass
* Louis Hayes — drums

Jedna z tych płyt, tamtego czasu, które w kolejnych wydaniach zmieniały swojego lidera. Była to dość częsta praktyka. Album pierwotnie ukazał się jako wydawnictwo kwintetu Cecila Taylora pt. "Stereo Drive", by 1962 roku stać się pozycją w dyskografii Johna Coltrane'a.

Drużynę napędza Mistrz Talerza, Luis "Pięknopałka" Hayes. Jego mocny drajw jest niezbędny, gdy Trzy Światy w uścisku ruszają w ten taniec. Z wiernym Chuckiem Israelsem.
Pierwszy, to Kenny Dorham od Parkera, zahartowany przez Jazz Messendżersów Arta Blakey'a, twardy gość, który nie boi się tytoniowego dymu, oblatywacz Cafe Bohemia, gra bopowe pogaduszki, jego gra jest zgrabna i pociągająca. Po'rosty blues.
Drugi John Coltrane; sam nie wiem czemu, na klawiaturze obok "c" znajduje się "v", w które trafiam. Kochany John Voltrane. Jest nieprzewidywalny jak napięcie. Transformator. Zagubione dźwięki modlitw. Elektryka prąd nie tyka! "Mądrości" kłamią!
Trzeci, to przedstawiciel szkoły tańca dowolnego, samotnik Cecil Taylor. Skończony narkoman nadużywający "ja". Zjadacz "ego". Ciężka renka. Akordy bez melodii - dźwięki jak złamany maszt.
Zamknijmy na moment oczy.
Burza, "moja co trzecia myśl, to myśl o śmierci".
"Shifting Down" blues Kenny Dorhama. Niepokojąca prawa ręka. Swingujący temat i wpada John z chorusem żywcem wyciętym z Blue Train. Latka lecą. Coltrane obgaduje już coś więcej. W tle akompaniament śmiertelnego wroga Reda Garlanda. Cecil prezentuje grę perkusyjną na pianinie. Jest bardziej upartym bratem Theloniousa Monka. Prawie nie trzyma się ramy. Jego miejsce prawie rozsypuje się na naszych oczach. I gdyby nie nagle pojawiający się dźwięk trąbki, pewnie by przepadł. Piękny Kenny, układa wszystko na swoje miejsce. Płaczący do płaczących, śmiejący się - do śmiejących, skarżypyty za burtę, kucharz do kuchni! Jego gra jest wesoła. Wesołością beztroskiego wieczoru bez przyszłości innej, niż przyjacielski uścisk. Ale to Trane łączy morze z klifem i atmosferą. Niesie tam dobre dźwięki. Solo basu. Jest dobrze. "Just Friends" fajny standardzik zagrany w żywszym niż zazwyczaj tempie. Z pięknymi solóweczkami wytrąconego z równowagi Cecila Taylora, roześmianego Dorhama i niespokojnego Trane'a. "Like Someone in Love" nagrywany już wcześniej temat, który możemy usłyszeć na płytach: Dakar i Lush Life tu, dzięki grze Cecila Taylora otrzymuje nowy szlif. Jego niewygodna gra jednak ani na moment nie spowalnia swingu. Rytmiczne komplikacje pasują jak ulał do poszukiwań. Płytę kończy kompozycja basisty "Double Clutching". Znów taneczny blues z zatraceńczą grą Coltrane'a! Szybkość z jaką dobiera dźwięki potęguje uczucie niepewności, że to wszystko nie wytrzyma. Kres sił.
Bardzo mocna płyta.


robertz pisze:
Kurczę, dopiero teraz zauważyłem, że na okładce Trane dmucha w sopran Wink

:D
no to spójrz jeszcze na to:

Obrazek

Sopran na płycie Prestigu. ;)

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 08 marca 2011 08:04:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 10:47:39
Posty: 485
Pietruszka pisze:
no to spójrz jeszcze na to:

Mój problem z Coltranem (i Davisem) polega na tym, że prawie wszystko (poza kilkoma ostatnimi płytami dla Impulsa) mam w "boksach", gdzie materiał ułożony jest sesjami i aby przesłuchać konkretną płytę muszę programować odtwarzacz lub zmieniać cedeki, a najczęściej jedno i drugie, co skutecznie odbiera przyjemnść ze słuchania. W przypadku Prestige'a, który na jednej płycie potrafil zamieszczać utwory z kilku sesji i wydać je parę lat po nagraniu, jest to wyjątkowo upierdliwe, Z drugiej strony słuchanie sesjami daje lepszy wgląd w proces tworzenia i kształtowania się muzycznych idei. Czyli jak to w życiu :?

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 08 marca 2011 11:32:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Mnie to w boksach strasznie denerwuje. A już zupełnym nieporozumieniem jest jakieś "n", następujących jeden po drugim, tejków jednego utworu.

Świetne boksy od jakiegoś czasu wydaje Black Saint. :D

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 08 marca 2011 15:26:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 10:47:39
Posty: 485
Z "tejkami" to bywa różnie, fajnie usłyszeć np. pierwszą wersję "Giant Steps", ale całkiem niefajnie gdy mamy na płycie "n" falstartów jednego numeru.

Boksy mają jedną niewątpliwą zaletę - zajmują mniej miejsca na półce :wink:

Pietruszka pisze:
Świetne boksy od jakiegoś czasu wydaje Black Saint

Graficznie dość budżetowe, bo tylko kartonik-replika winyla, ale zwykle rzeczy już nie do kupienia inaczej

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 08 marca 2011 15:34:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
robertz pisze:
Mój problem z Coltranem (i Davisem) polega na tym, że prawie wszystko (poza kilkoma ostatnimi płytami dla Impulsa) mam w "boksach", gdzie materiał ułożony jest sesjami i aby przesłuchać konkretną płytę muszę programować odtwarzacz lub zmieniać cedeki, a najczęściej jedno i drugie, co skutecznie odbiera przyjemnść ze słuchania.

Jakie boxy masz?

Wczoraj ryłem po ibeju i innych stronach zgłębiając zawartość różnych wydawnictw. No i trzeba trochę powiedzieć, żeby wyciągnąć pożądane informacje.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 08 marca 2011 20:45:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 10:47:39
Posty: 485
Coltrane'a: The Prestige Recordings; The Legendary Prestige Quintet Sessions (z Davisem); Heavyweight Champion; The Classic Quartet: The Complete Impulse!; The Complete 1961 Village Vanguard i European Tours (1961)

Davisa: The Complete Columbia Recordings of Miles Davis with John Coltrane; Seven Steps: The Complete Columbia Recordings of Miles Davis 1963–1964; The Complete Studio Recordings of The Miles Davis Quintet 1965–1968; The Complete Live at the Plugged Nickel 1965; In Person Friday and Saturday Nights at the Blackhawk - Complete

Trochę informacji masz TU i TU oraz w linkach z obu stron, a także na Amazonie w recenzjach - polecam zwłaszcza te 3- i 4-gwiazdkowe ;)

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 11 marca 2011 21:11:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Obrazek
*****
13. Giant Steps (1959)

* John Coltrane – tenor saxophone,
* Paul Chambers – bass
* Tommy Flanagan – piano
* Art Taylor – drums
* Jimmy Cobb – drums w utw. Naima
* Wynton Kelly – piano w utw. Naima

Atlantic Records, której współzałożycielem i producentem był Ahmet Ertegun, ufundowana została z pożyczonych pieniędzy od pewnego dentysty. Specjalizowała się w nagraniach bluesa, country, popu. Ahmet wraz z bratem Nesuhi Ertegunem jeździli od miasta do miasta w poszukiwaniu wykonawców, których muzykę chcieli nagrywać. Po ich wizycie w Nowym Orleanie i Nowym Jorku postanowili założyć oddział zajmujący się jazzem, a Nesushi został jego patronem i producentem.
Już niedługo ta niezależna wytwórnia, wzięła pod swoje skrzydła bękarta ówczesnej sceny muzycznej Ornette Colemana. I to ci Turcy dali jego muzyce wolność, której potrzebował. Tak powstał genialny LP The Shape of Jazz to Come i następne płyty alcisty.

Coltrane zaczyna nagrywać dla Atlantic w 1959 w sesji razem z Miltem Jacksonem. Prawdopodobnie to nagranie i współpraca w studio zdecydowała o jego wyborze. Myślę, że także łatwość z jaką można było nagrywać w Atlantic swoją muzykę. Wszak już wtedy uważnie przyglądał się Ornettowi i wypowiadał się o jego grze, inaczej niż Davis, bardzo pozytywnie.

Drugą sesją Trane'a w nowej wytwórni jest muzyka wydana na płycie "Giant Steps".
Płyta poddana była wiwisekcji przez wszystkich liczących się, bardziej i mniej, znawców teorii muzyki. Zwłaszcza pierwszy, tytułowy utwór zgodnie uważany jest za kamień o który wywrócił się jazzowy świat.
W tym czasie Coltrane intensywnie studiuje zagadnienia związane z harmonią. Pragnie grać w różnych tonacjach jednocześnie, rozwiązać łamigłówki, zabawić się w inteligencję. Więc komplikuje znane przebiegi harmoniczne. Szasta swoją techniką gry na prawo i lewo, pozwala sobie, a kadencje mkną. Ta płyta to absolutne mistrzostwo Coltrane'a jako instrumentalisty. Na płycie nie ma długich improwizacji, wszystkie tematy napisał sam lider. Utwory oscylują pomiędzy 4 a 5 minutami. Tylko "Syeeda's Song Flute" i "Mr. P.C." są nieznacznie dłuższe.

Brzmienia od dawna są niezgodne, skłócone, niezrównoważone. Podstawa bywa niejednoznaczna a zawsze zadziorna i wkurzająca. Mknącawa. Rozwojowa jak skok. Po "Giant Steps" i "Cousin Mary" mamy - tak! tak! - dwuminutowy "Countdown". "Spiral" z piękną improwizacją Chambersa kończy stronę A. "Syeeda's Song Flute" napisana dla córki Coltrane'a, liryczna, piękna, wzniosła "Naima" dla żony i "MR. P.C" dla pana basisty. Koniec.

Gdyby ta płyta ukazała się pojutrze, byłaby płytą roku. Rozpisywał by się o niej magazyn szaradzisty. Zespół gra z wyczuciem całego pogmatwania saksofonisty. Uniwersytet. Linoskoczek w szczytowej formie.

Wiatr rozpętany, który odnajdzie tlącą się iskrę, którą kocham najbardziej.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 marca 2011 23:45:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Obrazek
****3/4
14. Bags & Trane (1959)

* John Coltrane - Tenor saxophone
* Milt Jackson - Vibraphone
* Paul Chambers - Bass
* Connie Kay - Drums
* Hank Jones - Piano

Płyta nagrana na początku roku 1959, w pierwotnej, winylowej wersji, posiadała 5 utworów. W reedycjach dodano inne i pozamieniano miejscami. O ile mnie pamięć nie myli, jest to jedyna współpraca Coltrane'a z wibrafonistą, a na pewno jedyna taka sesja z Miltem Jacksonem, mistrzem tego instrumentu.
Skład tego combo to esencja bluesmanów w jazzmanach. Od pierwszych nut w tytułowym Bags & Trane, który rozpoczyna longpleja, po ostatnie obłoki jest elegancko i czarno. Ciepło gry Milta Jacksona i Hanka Jonesa jest na tyle eleganckie, że nie wstyd nagości, tego niezbędnego stanu w bluesie. Coltrane odwiesza swoją, wydawałoby się niepohamowaną gorączkę, a w zamian zasmuca.

Ta muzyka porywa moje serce, serce wyrywa moje myśli. Prawie jak w Rzepce - Connie Kay na doczepkę. Cała aura tych dźwięków przenosi mnie, jestem nie-swój, jestem Heidegerem kawy, czyszczę spluwaczki w nocnym klubie, promienie, które prześwitują przez drewniane okiennice mają tysiące lat, jak kurz z werbla perkusisty. Bluesmani rodzą się na początku świata. Światło się przygląda a kurz nie opadnie. Piękne solo arko Chambersa. I melancholijne akordy pianisty. Lemoniada. Zawołanie i odpowiedź. Jak przy zrywaniu bawełny. Następnie Three Little Words czyli Ja Kocham Ciebie, żywiołowe wyznanie, banalnie odważne, w szybkim tempie zagrany popularny temat, niekoniecznie kończący się łzami, a nawet niekoniecznie się w ogóle kończący. Fajnie jest tak wesoło grać o miłości. The Nihght We Called It a Day miniatura o księżycu nie na swoim miejscu, o słońcu nie w porę, kosmos i sfery smętka. Czarno białe filmy mają rację. Druga strona otwiera się wulgarnym utworem Be-Bop. Wiecie, że nazwa dla nurtu bop, prawdopodobnie wzięła się od slangowej nazwy upadłej kobiety? W każdym razie bi-bop, to odgłos przy zmniejszaniu lub zwiększaniu nuty.... tak więc jest to początek podróży poza skalę upadku. Albo dno albo przestworza. Nie oszukujmy się, ten bar ma swoje ciemne miejsca. Ale to w takich miejscach można dostrzec wyjątkowy a niespodziewany blask. Najlepiej w tańcu i myślę, że dlatego to taneczny numer. Pięknie punktujące motywy pianina wespół z wibrafonem, na tle rozpędzonej, czarnej pary, w postaci sekcji i rozdzierający potargane firanki ton saksofonu Trane'a, świadczą o niezłej rozróbie której ryzyko przypisane jest zabawie w odbijanego. No więc światło odbija. Rozróba wisi. Ostatni The Late Late Blues to arcydzieło arcydzieło swingu. Stopa macha macha. Pięta tupie tupie. I chodź późno późno blues, to lepiej późno późno niż wcale wcale. Nadzy byliśmy byliśmy. Nago nago jesteśmy. Nie nie udawają. Blues blues przy którym trudno myśleć, że w końcu zamkną zamkną ten bar, i chodź czuć koniec koniec, i choć chodź chodź. Zmykaj blues.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 28 marca 2011 13:40:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Obrazek
***/***** Obrazek
15. Coltrane Jazz (1959/1960)

* John Coltrane — tenor saxophone
* Wynton Kelly — piano (tracks 1, 3-8)
* McCoy Tyner — piano (track 2)
* Paul Chambers — bass (tracks 1, 3-8)
* Steve Davis — bass (track 2)
* Jimmy Cobb — drums (track 1, 3-8)
* Elvin Jones — drums (track 2)


W sumie trzy sesje z przełomu roku 59 i 60. Płytę otwiera biesiadny kawałek "Little Old Lady", żenujący temat z dziurą w stopie. Pewne amerykańskie upodobanie do tandety w tym przypadku niezwykle mocne, i nie do uratowania. Zagrane w konwencji, gdzie temat w jakiś sposób determinuje improwizacje. Daje to dla mnie najgorszy utwór Coltrane jaki słyszałem. Utwór zamieszczony jako pierwszy, może w zamyśle sztandarowy dla płyty, ginie po 4 minutach, razem z muzykami: Kellym, Chambersem, Cobbem i Coltrane'em. Ginie, by na grobie po raz pierwszy rozsiadł się kwartet nieumyślny, pierwsze, a na płycie jedyne nagranie z udziałem McCoy Tynera i Elvina Jonesa i Steve'a Davisa. Grają "Village Blues". W sile tego utworu rośnie koszmar poprzedniego. Drożdże różnicy, koszmarajak, poezja przepaści.

Gra Coltrane'a, Tynera, Jonesa sprawia, że definicje płoną. Granice słyszalności otrzymują nowe sposoby ucieczki. Muzycy dają nam nadzieję na starość, kiedy lekarze skreślą nasz słuch pomiędzy kilkoma częstotliwościami, nadzieję usłyszenia czego więcej. Ucho to radar na nieskończoność. Cud ich pierwszego spotkania. Gra Tynera, jego zamglone akordy, grane na pianinie, które wydaje się żegluje na pełnym morzu, kołysząc się pomiędzy skalami, frazą jednostajnie zmienną, pulsującą. Wydaje się? Napisać tak może tylko kawał drewna!
On żegluje! Tu i teraz. Na oczach zdumionych stworzeń ociera się falami, szlifuje kamienie, konary drzew, a nawet pieńki.... w zaskakujące kształty, a Elvin Jones wyrzuca je jak gejzer w górę, i stąd ta szansa, iż coś wyjątkowego, cudaczność jaka, stuknie w nos. To co opada z tych dźwięków daje nam nadzieje na nierówny pojedynek z matematyką. Odważnie wypinamy pierś, owłosioną już i czarną, w kierunku koniunkcji, alternatywy a nawet negacji!

Ale co więcej!
W tych trudnych momentach odkrywa się urocze sprzysiężenie bluesa, matematyki i naszego zera. (ale to temat na inny czas)...



....bo powracamy już do końca tej smutnej płyty w objęcia Kellego, Chambersa, Cobba. Fajne chłopaki! Ala ja myślę już tylko o żaglówce, gejzerze, matematyce i grach hazardowych.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 28 marca 2011 23:16:27 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 10:47:39
Posty: 485
"Zupełnie nie pamiętam tych nagrań. Czyżby aż tak kiepsko?" myślałem, czytając to co napisałeś. Wieczorem wziąłem z półki zakurzony boks, pomieszałem cedekami, posłuchałem, zajrzałem do książeczki i ...

27.11.1959 kwintet Davisa miał grać do tańca (!) wraz z orkiestrą Tito Puenty, więc najwyraźniej 4/5 zespołu Milesa urządziło sobie po prostu próbę na trzy dni przed tym "wydarzeniem", nagrywając dla jaj dwa "biesiadne kawałki" 8-) :)

O wiele ciekawiej prezentuje się sesja z 02.12, kiedy to zarejestrowano głównie kompozycje Coltrane, wśród nich "Naimę", która znalazła się na "Giant Steps", nową wersję "Like Sonny" i "Harmonique", w której pobrzmiewa już "My Favorite Things". Pewnie, że w zestawieniu z "Village Blues" (z października '60) wszystko to wypada blado. Wyraźnie widać, że sekcja Davisa nie daje już rady, to Trane musi powściągać swą wyobraźnię, aby nie odjechać kolegom. Zresztą w przypadku wcześniejszego "Giant Steps" też mam wrażenie, że Flanagan jest mocno zagubiony, zwłaszcza w tytułowym utworze ;)

Nie wiem po co Atlantic wydał tę płytę, może szefostwo chciało zarobić trochę kasy i zaostrzyć apetyt publiczności przed tym, co miało nastąpić dwa miesiące później i w efekcie zarobić jeszcze więcej. Gdyby utwory umieścić w innej kolejności, np. biesiada, kompozycje lidera z grudnia '59 i "wsiowy blues", mielibyśmy - trochę może na siłę - obraz tego dokąd podąża Coltrane, a tak wyszło jak zawsze ;)

Pietruszko, będzie "The Avant-Garde"?

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 marca 2011 07:37:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Właśnie to jest atut posiadania boxów. :D Książeczka! Nie wiedziałem o tym fakcie.

"The Avant- Garde" oczywiście będzie następne. :D

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 35 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group