Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 17:48:30

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 33 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł: Biały tata
PostWysłany: ndz, 16 grudnia 2012 19:23:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Powszechnie uważa się, że biały blues to nie blues. Może. Nie bardzo chce mi się z tym stwierdzeniem dyskutować, albo po prostu nie potrafię tego zrobić. Wiem jednak, że bardzo cenię dorobek Johna Mayalla, który w latach 60. ubiegłego wieku był jednym z mistrzów tego stylu. Co więcej, spod jego ręki wyszło bardzo wielu muzyków, którzy później zdobyli sławę znacznie większą niż ich nauczyciel. Przed Państwem John Mayall, Bialy tata*

* wiem, że w tym wypadku ojców stylu może być wielu. Choćby Alexis Korner, Cyryl Davies czy Graham Bond mogliby być tutaj wymienieni. A kto wie, ilu jeszcze muzyków należałoby tu uhonorować.



Ogólne założenia tematu:
- Nie będę przekopywać się przez cały dorobek, bo go zwyczajnie nie znam i nie mam aspiracji, by go zgłębiać. Skupię się na 11 płytach, które mam na półce i w miarę regularnie pojawiają się w moim odtwarzaczu. Na samym końcu dorzucę "Behind the Iron Curtain", które dzięki uprzejmości Polskich Nagrań jest ozdobą mojej winylowej kolekcji. ;)
- Powyższe płyty nie wyczerpują dorobku Mayalla, ale większość z nich należy do wyżyn w dorobku Białego taty. Sporo tu płyt wydanych pod legendarnym szyldem Bluesbreakers.
- Wstępnie zakładam, że nie będzie potopu słów.


John Mayall Plays John Mayall: Recorded Live at Klook's Kleek [1965]
Obrazek

Ocena: ***1/4

Mało kto pamięta [ja przez lata nie miałem o tym pojęcia], że przed płytą nagraną z Claptonem było coś jeszcze. Okazało się, że nie tylko single, ale i cały długograj. "John Mayall Plays John Mayall" to koncertówka nagrana 7 grudnia 1964 roku i wydana cztery miesiące później. Debiut Mayalla, debiut Bluesbreakers.
Repertuar jest oparty w większości na autorskich kompozycjach, choć nie brak również klasyka w postaci "Lucille". Muzyka jest prosta, osadzona zarówno w bluesie, jak i w rock'n'rollu. Słucha się tego bardzo fajnie, jednak czuć w tym wszystkim lekką archaiczność. A może nie archaiczność, bo podobne odczucia można mieć przy pierwszym kontakcie chociażby z dorobkiem The Rolling Stones i grup debiutujących w tamtym okresie. Na gitarze grał Roger Dean. Całkiem niezły wiosłowy i choć trudno się dziwić, że późnij został wymieniony na Claptona, to jednak jego gra na tym albumie należy do jaśniejszych fragmentów całości. Gościnny udział saksofonisty również rozjaśnia obraz tego wydawnictwa. Po prostu jest blusowo-rokendrolowo.
Cholerka, ciężko pisze się o tak jednorodnej w gruncie rzeczy muzyce... Lubię ten album, ale wracam do niego stosunkowo rzadko. Z pewnością rzadziej niż do kilku następnych płyt. I z pewnością nie polecałbym go na początek muzycznej podróży z Johnem Mayallem.

Skład:
John Mayall - Vocals, harmonica, cembalett, organ, 9 string guitar
Roger Dean - Guitar
John McVie - Bass guitar
Hughie Flint - drums
Nigel Stanger - Saxophone

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 16 grudnia 2012 19:30:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Wow!!! :D :D :D

Ogromnie się cieszę z powodu tego wątku!

O Mayallu słyszałem od małego, moja mama, która potem wprawdzie przestała się w ogóle interesować muzyka, w mojej małości sporo mi mówiła o muzyce z czasów swojej młodości, a najwięcej o dwóch swoich faworytach - Led Zeppelin i Mayallu właśnie.

A potem (gdzieś w późnej podstawówce) sam zacząłem go odkrywać, głównie za sprawą Trójki i jej niezapomnianych audycji typu "Bielszy odcień bluesa". Mam do dziś na kasetach trochę nagranych piosenek Mayalla, które wcale nie wiem, skąd pochodzą ani jakie mają tytuły! (ale są super)

Pierwszą płytę kiedyś słyszałem, ale niewiele pamiętam, więc się nie odniosę.
Czekam na cdn!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 17 grudnia 2012 23:34:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Blues Breakers With Eric Clapton [1966]
Obrazek

Ocena: *****

Kult i biblia całego białego bluesa, jednym słowem arcydzieło. Mocne słowa, które w moim odczuciu wielce słuszne. W składzie zespołu pojawił się Eric Clapton. I to słychać. Był on już w momencie akcesu gitarzystą o ukształtowanym i w pełni rozpoznawalnym stylu. Mayall zachłysnął się jego grą podczas koncertu The Yardbirds i wyczuł, że chce mieć takiego gościa u siebie na pokładzie. Sound generowany przez Claptona przy pomocy Gibsona Les Paula i Marshalla pojawiający się na tej płycie stał się inspiracją dla tysięcy wiosłowych. Zatem ten ruch Mayalla był słuszny. Dalej produkcja. Legendarny Mike Vernon podkręcił brzmienie tak, że płyta po prawie pięćdziesięciu latach brzmi mięsiście i gęsto. Repertuar: z małymi wyjątkami, ale jednak powrót do cudzych kompozycji. Nie znam pierwowzorów, ale interpretacje Bluesbreakersów dla mnie brzmią wzorowo.
Clapton u boku Mayalla wyrósł na boga gitary. Omawiana płyta jest jedną z pierwszych, na których pojawił się etos wybornego wiosłowego. Ten album właśnie pozwolił Claptonowi dojść do konstatacji, że powinien mieć swój własny band. Efektem było supertrio Cream, o którym więcej w innym miejscu Ocenarium.
O czym jeszcze warto wspomnieć? Z pewnością o tym, że "Blues Breakers With Eric Clapton" pozwoliło na szersze udostępnienie muzyki bluesowej, bez podkładania się purystom stylistycznym. Mistrzowskie posunięcie.

Ostatnim elementem skłądowym niech będzie okładka. Młodziutki Clapton z komiksem Beano to dla mnie miazga...


Skład podstawowy:
John Mayall – lead vocals, piano, hammond B3 organ, harmonica
Eric Clapton – guitar, lead vocals on "Ramblin' on My Mind"
John McVie – bass guitar
Hughie Flint – drums

Ciekawostka:
Pierwotnie płyta miała być koncertówką. Clapton miał być na niej głównym daniem. Nagrano nawet występ, gdzie na basie posuwał Jack Bruce, ale ze względu na słabą jakość dźwięku postanowiono wejść do studia.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 17 grudnia 2012 23:55:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 29 maja 2006 07:57:07
Posty: 10786
Skąd: Gdynia
pilot kameleon pisze:
Blues Breakers With Eric Clapton
Swego czasu pilot ostro mnie skatował owa płytą. Kompletu gwiazdek nie usłyszałem, ale solidna rzecz. **** dam.

_________________
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 18 grudnia 2012 07:16:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24304
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Owszem, solidna....

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 18 grudnia 2012 16:40:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4694
Cytat:
John McVie – bass guitar

o, nawet nie wiedziałem, że basista Fleetwood Mac tam zaczynał :)

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 18 grudnia 2012 17:29:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
tata, to tata - dużo osób u niego zaczynało ;-)

ja też bym kompletu gwiazdek nie dał, ale oczywiście super rzecz ten Bluesbreakers z Claptonem

Już wiem, do czego dodatkowo wykorzystam ten wątek - płyta po płycie będę szukał tytułów kolejnych piosenek i potem szukał ich na youtubie czy gdzie indziej - może znajdę te nigdy nienazwane, co mam ponagrywane na kasetach?

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 18 grudnia 2012 23:45:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Prazeodym pisze:
o, nawet nie wiedziałem, że basista Fleetwood Mac tam zaczynał

W sumie, to cały Fleetwood Mac tam zaczynał. :)

Crazy pisze:
tata, to tata - dużo osób u niego zaczynało

I dużo innych muzyków. Kolejne sławy pojawiają się przy kolejnej płycie.



A Hard Road [1967]
Obrazek

Ocena: ****2/3

Zacząć trzeba od zmian w składzie. Przed nagraniem poprzedniej płyty Clapton, jest wrzesień 1965 roku, odchodzi z zespołu. Na jego miejsce wskakuje młodziak Peter Green. W składzie utrzymuje się kilka dni, bo Clapton jednak po tygodniu łaskawie wraca. Nagrywają płytę, ale idea Cream już widnieje na horyzoncie, a wkrótce staje się faktem, Clapton odchodzi z Bluesbreakers w lipcu 1966 roku, a Mayall ponownie zaprasza Greena. Ten przyjmuje zaproszenie.
Odchodzi również bębniarz Hughie Flint. Znajduje posadę u Alexisa Kornera i w Savoy Brown. Na jego miejsce wskakuje Aynsley Dunbar.
W tym składzie powstaje "A Hard Road", która w sklepach pojawia się w lutym 1967 roku. Kto wie, czy ten skład nie wydaje się nawet ciekawszy od poprzedniego. Płyta, pomimo swojego podobieństwa do poprzedniczki, jest jakby delikatniejsza, bardziej szlachetna, dostojniejsza. Wydaje mi się, że spora w tym zasługa Petera Greena, który nie dość, że godnie zastąpił Claptona, to jeszcze wrzucił na płytę dwie swoje autorskie kompozycje. Jedna z nich, "The Supernatural", będzie kojarzona jednoznacznie z jego osobą po kres czasu. O zmianie podejścia świadczy również to, że Mayall znów wrócił do prezentowania własnych kompozycji. Jest w nich tym razem nieco mniej rock'n'rolla, więcej natomiast bluesowych historii. Wszystko brzmi bardziej dojrzale.
Zatem dlaczego ocena niższa niż poprzednio? Tam był fundament. Tutaj jest mimo wszystko kontynuacja. Choć w sumie od dawna zastanawiam się nad tym, czy oba te albumy nie powinny być oceniane na maksymalną ilość punktów.

Jak wiadomo John McVie (ten jeszcze będzie grał na następnej płycie Bluesbreakers) i Peter Green znajdą się wkrótce we Fleetwood Mac, które samoistnie stworzyło się w łonie kapeli Mayalla i rozpoczną penetrację bluesa na własną rękę. Aynsley Dunbar też nie należał do słabiaków. Po epizodzie z Bluesreakers widziano go w zespole Jeffa Becka, jego własnym ciekawym The Aynsley Dunbar Retaliation czy też u Franka Zappy, gdzie można go usłyszeć na płytach: "Chunga's Revenge", "Fillmore East - June 1971", "200 Motels", "Just Another Band from L.A.", "Waka/Jawaka", "The Grand Wazoo", "Apostrophe (')". Grał też z Davidem Bowie i Lou Reedem.

Skład:
John Mayall – vocals, guitar, harmonica, piano, organ
Peter Green – guitar, vocals
John McVie – bass
Aynsley Dunbar – drums

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 19 grudnia 2012 11:00:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Bardzo ciekawy wątek i super tytuł :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 19 grudnia 2012 23:20:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Crusade [1967]
Obrazek

Ocena: ***3/4

Po wydaniu "A Hard Road" ze składu błyskawicznie zniknął Dunbar. Na jego miejsce wskakuje Mickey Waller. Konfiguracja Mayall, Green, Mc Vie i Waller obskakuje kilka koncertów w kwietniu 1967 roku. Chwilę później Waller zastępuje Dunbara w zespole Jeffa Becka. Natomiast za bębnami w Bluesbreakers siada Mick Fleetwood. W tym momencie w składzie zespołu są aż trzy osoby z późniejszego Fleetwood Mac! Nieźle. Ten skład funkcjonuje miesiąc. Panowie nagrywają raptem trzy utwory i... trzeba montować skład na nowo, bo odpada Green i Fleetwood (ponoć Mayallowi nie podobało się, że lubił popić), Mc Vie jeszcze się zastanawia. W grudniu 1967 podjął ostateczną decyzję o opuszczeniu zespołu Mayalla.

Przejdźmy teraz do "Crusade". Album pojawił się w sklepach na początku września 1967 roku. Nagrany został w dwa lipcowe dni. Za bębnami siedział Keef Hartley, kolejnym gitarzystą został Mick Taylor. Znów Mayall miał łapę do ludzi. Hartley co prawda nowicjuszem nie był, gdyż grywał choćby z The Artwoods. Za to Taylor i owszem. Bas jeszcze obsługiwał Mc Vie.

Jaka jest kolejna płyta Bluesbreakers? Niech nikogo nie zdziwię tym, że jest bardzo podobna do poprzednich. Znów bluesowe kawałki, sporadycznie zainfekowane wirusem rock'n'rollowym, skondensowane, czasem podbite sekcją dętą, z ciekawymi solówkami Taylora i tym unikalnym głosem Mayalla. Te same formy wyrazu troszkę mi się już osłuchały. Album, choć sam w sobie świetny, jest jednak bardzo przewidywalny. Oczywiście przyjemność odsłuchu jest olbrzymia, niemniej jednak po dwóch podobnych płytach ten album jest mimo wszystko lekkim zastojem w moich uszach. Świetny, ale to samo od nowa. A może jeszcze nie trafiłem w odpowiedni moment? Kto wie. Wracam do tej płyty, tak jak do obu poprzednich z zadziwiającą regularnością, więc awans nie jest wykluczony. O tym, że można inaczej dowiemy się z kolejnych albumów. Z "Crusade" na szczególną uwagę zasługuje zwłaszcza świetna kompozycja Taylora "Snowy Wood".

Powszechnie uważa się, że album jest domknięciem klasycznej trylogii Bluesbreakers. Teza jak najbardziej słuszna. Pomimo mojego marudzenia to kanon.



Skład:
Mick Taylor* - lead guitar
John Mayall - vocals, piano, guitar, harmonica
John McVie - bass guitar
Hughie Flint*, Keef Hartley - drums
Rip Kant, Chris Mercer - horn section

* Tak, to ten sam człowiek, który chwilę później będzie wiosłowym w The Rolling Stones.

** Highie Flint pojawiał się również w tekstach internetowych na temat "A Hard Road". Booklet w tamtym wypadku o tym milczy. W przypadku "Crusade" też nie ma o tym ani słowa w książeczce. No ale nich mu będzie...

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 20 grudnia 2012 09:38:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Tytuły tych dwóch płyt nic mi nie mówią, choć obstawiam, że je słyszałem.
Muszę zdecydowanie pobuszować po tytułach piosenek, ale chwilowo trochę nie mam kiedy.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 28 grudnia 2012 15:57:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
The Blues Alone [1967]

Obrazek

Ocena: ****

Proszę zerknąć na daty wydania ostatnich trzech płyt. Wszystko w 1967 roku, wszystko dobre, zero zapchajdziur... Matko, co to były za czasy?! ;)

Pomysł na pierwszy solowy album Mayalla pojawił się przed "Crusade". Nagrania miały miejsce 1 maja 1967 roku, płyta w sklepach pojawiła się natomiast w listopadzie. Na bębnach w niektórych kawałkach pojawił się świeżo złowiony Keef Hartley. Album jednak zdominował biały tata. Zagrał tu właściwie na wszystkim i wszystko skomponował, więc materiał nieco różni się od płyt z szyldem Bluesbreakers. "The Blues Alone" jest nieco bardziej stonowana niż poprzednie płyty. Muzyka stała się tutaj wyraźniej intymna, przez co przełamana została monotonia, która według mnie wdarła się na "Crusade".
Płyta w pewien sposób kojarz mi się z koleją. Ale tą dobrą, starą, powolną, z otwartym wagonem wycieczkowym lub czymś takim. Sporo tu powietrza, łąk, dymów, słońca i roślin widocznych podczas podróży. Rytmy perkusyjne często przypominają stukotanie kół po torowisku. Raz mocniej, raz ciszej, ale gdzieś wewnątrz tych utworów jest taka "kolejowa motoryka". "Catch The Train" ewidentnie wskazuje o co mi chodzi. Coś takiego jest też wyczuwalne w nieco mocniejszy sposób na "In A Silent Way" Milesa Davisa. Piękna sprawa.

Skład:
John Mayall - vocals, guitars (6- and 9-string), harmonica, piano, organ, celeste, drums
Keef Hartley - Drum Set (w ośmiu utworach)

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 31 grudnia 2012 15:20:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
pilot kameleon pisze:
"The Blues Alone" jest nieco bardziej stonowana niż poprzednie płyty. Muzyka stała się tutaj wyraźniej intymna

tak jak sobie posłuchałem fragmentów, to bym powiedział, że znacznie bardziej! ta płyta to wyraźny krok w stronę tych późniejszych Laurel Canyonów i takiego "mayallowego bluesa" as opposed to bluesowego bluesa ;-)

Utwór Broken Wings - przepiękny!

Ciekawa sprawa z piosenką Please Don't Tell - to jedna z tych, które znam od małego, ale wersja z albumu - to ta? nie jest tą, którą znam. Poszukałem więc i znalazłem inną wersję, która jest dokładnie tą, którą mam na starej kasecie. Opis na youtubie wskazuje, że pochodzi ze składankowego albumu Thru the Years a towarzyszą mu Peter Green,
Aynsley Danbar i John McVie - ale czy można ufać opisom z youtube'a?

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 31 grudnia 2012 20:06:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Crazy pisze:
tak jak sobie posłuchałem fragmentów, to bym powiedział, że znacznie bardziej! ta płyta to wyraźny krok w stronę tych późniejszych Laurel Canyonów i takiego "mayallowego bluesa" as opposed to bluesowego bluesa

:D ´
Cos w tym jest.


Crazy pisze:
Opis na youtubie wskazuje, że pochodzi ze składankowego albumu Thru the Years a towarzyszą mu Peter Green,
Aynsley Danbar i John McVie - ale czy można ufać opisom z youtube'a?

Thru The Years mam wlasne. To remamenty. Jak wroce, sprawdze i zreferuje. Mysle juz o kolejnych wpisach. Nastepny bedzie Diary Of A Band. Nie mialo go byc, a bedzie. Chyba siebie pokonac nie potrafie! :D

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 12 stycznia 2013 13:42:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 11:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
The Diary Of A Band [1968]

Obrazek Obrazek

Ocena: ***1/4

Zrobiła się jesień 1967 roku. Bluesbreakers ruszają w trasę. Wytwórnia Decca jest zainteresowana materiałem koncertowym. Mayall wręcz przeciwnie, gdyż twierdzi, że presja profesjonalnej rejestracji niekorzystnie wpłynie na jego formację. Postawiono zatem na amatorski sposób nagrania, czyli przenośny magnetofon. Zarejestrowano około 60 godzin materiału z koncertów w listopadzie i grudniu 1967 roku w Wielkiej Brytanii, Irlandii i Holandii. Te bootlegowej jakości rejestracje wziął na warsztat niezastąpiony Mike Vernon (zespół podbijał wtedy Stany Zjednoczone) i pod koniec lutego 1968 roku dwuczęściowy album "The Diary Of A Band" był już w sklepach.

Zatem mamy przed sobą sporą porcję koncertowego grania. Jakość niestety nietęga, bootlegowa jak się rzekło chwilę temu. I to jest podstawowa wada tego wydawnictwa. Aż czuć ten mały, przenośny magnetofon, który stoi sobie gdzieś na rogu sceny. Wielka szkoda, bo zespół był wtedy w fenomenalnej formie. Długie improwizowane kawałki, kilka klasyków oraz ciekawe rozmowy muzyków na scenie, fragmenty wywiadów czy interakcje z publicznością dają obraz tych niebanalnych występów. Swobodny blues, który poluzował się niemiernie względem poprzednich płyt. Czuć, że za moment powstanie "Bare Wire". Ocena zatem powinna być znacznie wyższa, ale jakość dźwięku niestety musi niekorzystnie wpłynąć na ostateczną notę.

Skład:
John Mayall - vocals, piano, guitar, harmonica
Mick Taylor - guitar
Dick Heckstall-Smith - tenor and soprano.
Keith Tillman - bass,
Keef Hartley - drums,
Chris Mercer - tenor and baritone.
Paul Williams - grał w kilku początkowych kawałkach na basie.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 33 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 50 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group