Poświęciłem temu koncertowi sporo czasu i tym sposobem zamknąłem definitywnie (choć zawsze jak coś podobnego piszę to za miesiąc okazuje się to nic nie warte) - może nawet nie etap słuchania, bo poza tym, że byłem na zdaje się 3 koncertach w początkowej fazie działalności, to ja nie mogę powiedzieć, żebym ich kiedykolwiek
słuchał, ale śledzenia Luxtorpedy. Ich styl został uważam dookreślony i z naprawdę imponującym zaangażowaniem (np. Krzyżyk śpiewający na granicy szaleństwa) robią swoje. Wykonawczo stali się zespołem - to sprawny, dobrze naoliwiony, pracujący precyzjnie i z czadem organizm. Każdy wydaje się być szczerze zaangażowany w swoją pracę i to słychać. Dźwięk ma charakter. To przekonanie do własnego grania działa na dwóch poziomach: wewnętrznie (zespół sam z siebie czerpie siły) i zewnętrznie (publika to odbiera i część tego... znów idzie na zewnątrz, więc wszystko jest jak trzeba).
Tylko tak jak często mi to wystarcza by cieszyć się muzyką, tak w tym przypadku niestety nie. Już od dawna nie potrafię złapać łączności z takim ciosanym dłutem, niemieckim, pozbawionym formalnej swobody i otwartości na nieprzewidziane zwroty akcji, graniem, a Luxtorpeda jest referencyjnym przykładem takiego podejścia do muzykowania. Nie mogę też opędzić się od myśli, że to wszystko jest niezbyt twórcze - złapali swój ton i estetykę, ale osiedli w niej tak mocno, że po trzech kawałkach przewiduję z sukcesem co będzie dalej, a tego nie lubię.
Poważnymi rysami są dla mnie odstający istotnie od reszty Drężek - szczególnie w partiach solowych, gdzie ta artykulacja jest po prostu chwiejna i Hans, niby wiem i rozumiem, że te zabawy z głosem są zamierzone, ale przy tak ograniczonych mozliwościach wokalnych brzmi to karykaturalnie. No i kwestia Krzyżyka - on na Freaku grał w każdym kawałku takie rzeczy, że do dziś bywa, że mnie to przyprawi o przyspieszony puls. Wciąż przekraczał jakieś granice i był jak natchniony, pozbawiony jakichkolwiek oporów,
artysta. Bębny miały funkcję dającą bardzo stabilną podstawę, ale ciągle dawało o sobie znać takie impresjonistyczno-awangardowe nastawienie i otwartość na wszelkie rodzaje muzycznych przekroczeń, a tutaj? W zasadzie wciąż gra to samo. Oczywiście - mocno, równo i przekonująco, ale to tak jakby malarz z tworzenia obrazów przerzucił się na malowanie ścian.
Dlatego ostatecznie - dziękuję, ale doceniam i życzę wszystkiego dobrego

.