Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 19 marca 2024 03:50:18

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 83 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 11:38:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Genesis Tresstrot Cryme By The Pound * * * * * *

Obrazek Obrazek
Obrazek Obrazek
Bo to dla mnie bardziej muzyczna opowieść w czterech rozdziałach. Nie potrafię tych płyt oceniać osobno. Nie mam pojęcia dlaczego.....
Nie mniej jako moja urojona całość :wink: jest to dzieło absolutne.
Zaczyna się ta opowieść wprost wybitnie, na początku spokojny śpiew Gabriela, przeistaczająca się w kanonadę dźwięków raz to podniosłych, monumentalnych, czasem przerażająco smutnych, i nagle to wszystko się zmienia i nadchodzi spokój i piękne jakby spokojne zmęczenia.....
I w sumie właśnie taka jest zawartość tych rozdziałów zupełnie nieprzewidywalna....na przemian przerażająca i spokojna...a jedno i drugie po prostu wspaniałe.
Mimo, że używam słowa opowieść to nie mam pojęcia o co chodzi w tekstach...i jak mam być szczery nie chcę wiedzieć. Znając Gabriela tylko popsuje mi dobre wrażenie :wink:
Jeżeli miałbym już wymienić jakieś wybijające się fragmenty tej muzycznej tetralogii to zdecydowania Musical Box i Supper's Ready jakby definicja tego co w Genesis cenię najbardziej.
Być może to co napisałem jest nieco zbyt ogólne ale jak już wcześniej wspomniałem jest to dla mnie całość nierozerwalna, a fakt, że przy okazji remasterowania ujednolicono grafikę grzbietów tylko bardziej potęguje u mnie to wrażenie.

* * * * * *

Genesis z Collinsem czy kimś tam jeszcze innym, nie znam wcale. Może kupię sobie Trick Of The Tail która mnie na poddaszu bardzo pozytywnie zaskoczyła :wink: , choć wydaje mi się, że bardzo istotny duch teatru trochę na niej zanikł....
The Lamb..." wstyd ale też nie znam :oops: choć to raczej wina zaporowej ceny i małej dostępności w sklepach :wink:
Cóż więcej dodać? zapraszam do gwiazdkowania :wink:


Ostatnio zmieniony wt, 29 stycznia 2008 15:01:02 przez MAQ, łącznie zmieniany 3 razy

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 11:49:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
MAQ pisze:
tej muzycznej "....logii(nie lubię używać słowa trylogia kiedy części jest więcej niż trzy )

Nie ma co do lubienia, tylko trzeba użyć słowa tetralogia. :faja:

MAQ pisze:
zapraszam do gwiazdkowania

Chyba przyjmę zaproszenie.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 11:55:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Peregrin Took pisze:
Nie ma co do lubienia, tylko trzeba użyć słowa tetralogia.

ok :wink:

_________________
http://freemusicstop.com


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 12:06:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
brawo MAQ!!!

ja znam tylko:

FROM GENESIS TO THE REVELATION**** i 1/2
best song: One Day
best moment: zakończenie In Limbo

Płyta wyśmiewana przez znawców proga, bo podobna do Days of Futrue Passed oraz pierwszych płyt Bee Gees (szczerze mówiąc płyta Bee Gees 1st jest o wiele bardziej rockowa). Koledzy z liceum myślą tu głównie melodią, i to jest świetne! Aranze oszczędne, brzmienie koszmarne, ale co z tego skoro piosenki urzekają aurą pełną świeżości i nadziei.

NURSERY CRYME**** i 1/2
best song: tak po prostu The Musical Box? a może jednak Harlequin?
best moments: play me my song/ here it comes again oraz mellotronowe fale w The Fountain of Salmacis

Płytę znam od niedawna i jestem nią mile zaskoczony bo bałem się że to będzie jakiś niesłychany próg-rock. Na szczęście jedynie The Return of the Giant Hogweed zbiera w sobie to wszystko co w progu i Genesis jest dla mnie najbardziej irytujące: uporczywe trzymanie się jakiejś frazy, a potem skakanie po nieprzystawalnych do siebie motywach, no i zero melodii. Zero gwiazdek. Harold Beczułka jest jeszcze na krawędzi, bo humor to ciężkawy, ale jak się nie uśmiechnąć na widok tytuu? Reszta piękna i poza utworem milowym (wszyscy się nim zachwycają, a ja też) The Musical Box, raczej łagodna. Harlequin to początek nurtu łóżkowego w dyskografii Genesis - utworów, które otulają jak ciepła kołdra. To może być moja ulubiona płyta Genesis.

SELLING ENGLAND BY THE POUND**** i 1/4
best songs: Dancing with The Moonlit Knight i Firth of Fifth
best moment: wszelkie pianina w Firth of Fifth i lalalala w Cinema Show

Tutaj jest chyba najlepszy dla mnie numer Genesis - porywający Moonlit Knight. Z takim progiem można konie kraść - wejście tego niskiego motywu klawiszowego (mellotron czy moog?) przygotowane przez ten uroczysty refren (follow on!) jest absolutnym arcydziełem wśród "pobłyskujących sekund". Prawie bez nietrafnych momentów (jest jeden, pod koniec, który mi się nie podoba - gdy klawisze imitują (irytują) sitar). Przewspaniałe! A Firth of Fifth mógłby być jeszcze lepszy - cóż za otwarcie! I cóż za pieśń o Bogu który objawia się w przyrodzie. Progresywny Psalm! He rides majestic past homes of men who care not or gaze with joy... , łzy napływają do oczu... Ale niestety potem jest to długaśne solo Hacketta - moim zdaniem niepotrzebne, nadgryza intensywność utworu. Wciąż pięć gwiazdek, ale bez wykrzyknika...

Niestety pozostałe utwory to już nie to - Battle of Epping Forest przegadana (choć tekst interesujący), Cinema Show ma swoje momenty (o tak! te ciche fragmenty), ale potem znowu się ciągnie jak makaron (chociaż muszę przyznać że zabawy z metrum - przednie!). I know What I like mógł być świetną piosenką pop, a w takiej formie w jakiej tu podano jest pewnym dziwadłem (za dugi, panowie, za dugi!). Numer śpiewany przez Collinsa ładny, ale za słodki nawet na deser. Ważne jednak by te minusy nie przysłoniły nam - plusów.

THE LAMB LIES DOWN ON BROADWAY ** i 3/4

best song: The Fly on the Windshield/ Broadway Melody 1974/ Cuckoo Cocoon
best moment: otwarcie Lillywhite Lilith

No nie mogłem znieść tego jako całości, za wysokie PROGI dla mnie :oops: Pierwsze kilka piosenek wstrząsająco pięknych (mellotron we Fly on the Windshield! i co za solo gitary w poprzek mellotronu, nie tak kazał grać miesieńcznik Guitar World, hehe!), ale potem mam słoneczko w żołądku, zapowiada się piękne, ale coś utkli na motywie tu tytutu tytutu tytutu tytutu... Potem jeszcze jedna prawdziwa perełka, Carpet Crawlers... I kilka utworów które zaczynają się olśniewająco (Lillywhite Lilith i Komnata 32 Dźwi) i które z biegiem minut grzęzną w mieliźnie. Potem jeszcze mniej melodii, narasta zmęczenie, Gabriel odchodzi...

A TRICK OF A TAIL **** i 1/2
best song: Dancing on a Volcano (?), nie, jednak Mad man Moon
best moment: kilka spleceń motywów z innych utworów w Los Endos

Dwa utwory bez zarzutu, chociaż działające w zupełnie inny sposób. Volcano porywa (choć nie Crazy'ego, jak się okazao), trafione kontrasty, dobre harmonie dużo się zachowało z estetyki gabrielowskiej (tylko dlaczego Matka Boża nagle w tym tekście :?). Zresztą dla mnie Collins generalnie daje radę, jest tylko trochę słabszy od Gabriela w nastrojach majestatycznych, a nieco lepszy w nastrojach pościelowych: utwór Mad Man Moon pod głosem Gabriela by się zawalił, tutaj świetnie sobie ze mną radzi. Bardzo stonowana opowieść, mająca jednak swoja dramaturgię i siłę. Z górnej półki jest jeszcze przepiękne Entangled i miejscami przebijający go utwór Ripples, choć w tym drugim nie do końca rozumiem potrzebę długiego zakończenia). Numer tytułowy to świetna piosenka pop. Reszta jest taka sobie, np. z utworu Squonk, jak dla mnie, broni się tylko zajebisty riff. Do niedawna mój ulubiony album Genesis, ale teraz trochę zbladł.

WIND AND WUTHERING **** i 1/2

best song: The Eleventh earl of Mar
best moment: instrumentalny łącznik w Blood on the Rooftops

Dla mnie to była zawsze druga część Tricka, dopiero ze dwa tygodnie temu, kiedy najpierw pokazywałem te płyty Olace, a potem Maqowi i Crazy'emu, zdałem sobie sprawę jaka między nimi jest kolosalna różnica w brzmieniu: syntezatory się wkradły, man. Dlatego też Trick zawsze zdawał mi sie klasykiem być, a to: wyprawą do Puszczy w której nigdy nie wiadomo co będzie za następnym drzewem, tylko teraz ta puszcza zdaje się trochę sztucznie zielona... No nic, pierwszy utwór, jak to świetnie zauważył Pippin, mógłby zaśpiewać Gabriel, ale ale - ten spokojny fragment, to już tylko dla Collinsa... Pięć gwiazdek, cóżtam za progresje akordowe słychać! One for the Vine, czy to Antyewangelia wg. Tonego Banksa, czy tylko opowieść fałszywym proroku? W każdym razie muzycznie bardzo ciekawe - znowu świetne momenty stojące (he went into the valley all alone...). Your Own Special Way kiedyś lubiłem, teraz działa mi na nerwy. Wot Gorilla gupie, ale następne dwa to znowu pięciogwiazdkowce: opowieść o kotku i myszce i posępny Blood on the Rooftops, barwy bardzo wieczorne, zastanawiające... Potem dwa męczące numery instrumentalne i na koniec Afterglow: na krawędzi dobrego smaku, ale nie przekracza jej, mimo wszystko porusza. Niestety jestem coraz bardziej brzmieniowcem kurde i płyta nieco straciła w moich oczach. Wciąż jednak jest to dobry Genesis z lat 70-tych.

AND THEN THERE WERE THREE... ****
best song: Undertow
best moment: przejście ze zwrotki do refrenu w Down and Out

Ten album uważa się za punkt zwrotny w dyskografii zespołu, ale trochę to nie tak: owszem jest tu pierwszy wielki hit Follow You Follow Me (całkiem przyjemny numer), ale zmiana w brzmieniu z Tricka na Wind wydaje mi się groźniejsza niż ten album: np, pierwszy numer Down and Out pod względem rytmicznym wydaje się być bardziej progresywny niż cokolwiek na Wind. Ponadto pełno tutaj naprawdę udanych utworów: Undertow*****, Snowbound*****, Scenes From the Night's Dream**** i 1/2 (mushrooms tall as houses...)... Aa, już wiem co się BARDZO zmieniło: tylko dwie pozycje z tej płyty można nazwać utworami (z kolei tylko dwie rzeczy na Wind można było nazwać piosenkami i to teżz przymrużeniem oka, bo Your Own Special Way, kiczowaty as it was, trwał jednak te siedem minut czy coś i mógł na swojąobronę przytoczyć otwartość formy jednak). Z tych dwu Burning Rope trochę bez historii, za to The Lady Lies wspaniałe (ostatni wielki utwór Genesis?)

z późniejszych płyt znam po nazwisku poszczególne utwory, nie wszystkim się kłaniam (znam w całości płytę ABCAB, ale to raczej materiał do spowiedzi niż do gwiazdkowania...)

o kilku jednak piosenkach muszę napisać:

Evidence of Autumn***** (kiedyś na którejś wersji płyty Three Sides Live, teraz tylko niestety dostępny na Archives 2) - to chyba odrzut z And then..., dla mnie lepszy niżniemal wszystko na tamtej płycie - kilkuczęściowy, malowniczy utwór

Open Door **** (dostępny jw.) - słabszy, ale oszczędny aranżacyjnie, dużo akustycznej gitary, ładny

Paperlate**** (kiedyś na Three Sides Live, dziś tylko na Archives 1 ) - pierwszy eksperyment zespołu z sekcją dętą, szkoda że na tym się nie skończyło.

Me and Sarah Jane**** (z Abacab) - świetny numer na beznadziejnej płycie, mający coś z dawnej wielkości (co? rozmach kompozycyjny)

Home by the Sea*** - ładna piosenka

niestety Genesis z Rayem Wilsonem zupełnie nie trafił mi do przekonania

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Ostatnio zmieniony wt, 29 stycznia 2008 13:34:54 przez Gero, łącznie zmieniany 6 razy

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 12:40:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Napiszę o płytach, które znam bardziej niż pobieżnie.
Pierwszych kilka płyt ledwo liznąłem. Ale potem:

Foxtrot ****1/2 - dla mnie przede wszystkim trzy numery. Bardzo dobre dynamiczne "Watcher of the skies" i "Get 'em out by Friday", opowiadające jakieś historie pseudosciencefiction. A do tego "Supper's ready". Prawdziwy kolos i jeden z najdoskonalszych dla mnie kawałków w historii rocka. Długa forma i patos (jak ja to lubię!) w najlepszym wydaniu. Do tego głos Gabriela, którego w czołówce moich ulubionych wokalistów bym pewnie nie umieścił, ale zaręczam, że lubię go ogromnie.

Selling England by the pound ***** - chyba najlepsza płyta Genesis (chyba, bo ja jeszcze jednej daję komplet gwiazdek, o czym za chwilę). To otwarcie Can you tell me where my country lies wprowadza jakąś szczególną niemal bajkową atmosferę i tak jest niemal do końca płyty. Niemal każdy utwór świetny ("Cinema show"!!!). Nie lubię tylko singlowego hitu "I know what I like", za to bardzo lubię "The battle of Epping Forest", przez wielu krytyków krytykowane ;) za przerost formy nad treścią, rozbuchanie i pretensjonalność. Ale ja lubię takie Genesis, bo...

The lamb lies down on Broadway ***** - ta płyta cała jest pretensjonalna, rozbuchana i nakombinowana. Rock opera z Gabrielem w roli Raela zagubionego w wielkim mieście. Ostatnie dzieło z Gabrielem, dla mnie rzecz wybitna, choć rozumiem że prawie 100 minut muzyki może nużyć. Teksty są zawiłe i czasem ciężkie do zrozumienia, ale czy nie fajnie jest gdy np. Rael spotyka Kolonię Oślizłych albo Lilith Białą Jak Lilia?:) Tu jest też jedna z najpiękniejszych kompozycji Genesis - "Carpet crawlers".

Odchodzi Gabriel i Genesis się stacza jak dla mnie. Trick of the tail uważam jednak za bardzo dobry album, ale nie podejmuję się gwiazdkowania, bo dawno nie słyszałem tak porządnie. Ale tam są jeszcze Gabrielowe klimaty, a Collins w nowej roli odnajduje się zdumiewająco dobrze. Potem jest:

Wind and wuthering ***1/2 - zaczyna się bardzo dobrze. Ten refren Daddy! oh, Daddy! spokojnie mógłby wykonywać Gabriel. Jest tu też bardzo ładny utwór "Blood on the rooftops". Niestety tu też zaczyna się Genesis popowe, które na następnych płytach coraz bardziej będzie przysłaniać Gabrielowską przeszłość. Szczytem tego jest tu dla mnie "Your own special way", brrr....

Album kolejny jest fajny, ale znam go słabo. Potem są jakieś koszmary, które słyszałem po razie i więcej raczej nie chcę. Dalej idzie:

The invisible touch *** - nieszczęsna osiemdziesiona, nieszczęsne "Land of confusion" czy utwór tytułowy to kawałki rodem z dyskoteki. "In too deep" to sobie mógłby Collins na solowe płyty zostawić. Honoru broni niesamowity "Tonight tonight tonight" oraz "Domino" zaskakująco bliski długim formom z czasów Gabriela.

We can't dance ***1/2 - bardzo dziwna płyta. Z jednej strony prawdziwe koszmary ("I can't dance", "Jesus, he knows me") i utwory nijakie ("Tell me why"), a z drugiej na przykład piękna ballada "Hold on my heart" i doskonały "No son of mine". Takie pół na pół.

Wreszcie kolejna zmiana wokalisty i:

Calling all stations **** - kurczę, bardzo lubię ten album. Wilsona doceniłem już jako wokalistę Stiltskin, a w Genesis sprawdził się znakomicie. Muzyka została odpopowiona i urockowiona w świetny sposób. Tytuły? Trzeba by wymienić niemal cały album. Utwór tytułowy rządzi. Dalej mamy singlowe "Congo", szarpiące "The dividing line", melancholijne "Shipwrecked" i "If that's what you need"... Miałem wielką nadzieję na odrodzenie wielkiego zespołu, niestety projekt nie był kontynuowany.

A pokrótce - świetny klawiszowiec, znakomici wokaliści (mimo że Collins zrobił z siebie to co zrobił) i czołówka artrocka lat siedemdziesiątych. Potem już tylko przebłyski dawnej chwały, ale ogólnie coraz gorzej, ileż ja razy zgrzytałem mrucząc "Co ta kapela z siebie zrobiła"... Na koniec szansa odrodzenia w smutny sposób zaprzepaszczona.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Ostatnio zmieniony wt, 29 stycznia 2008 15:09:05 przez Peregrin Took, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 12:51:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4687
Co do płyt z lat 70 to wiadomo - arcydzieła. Wszystko już zostało napisane.
Natomiast co do osiemdziesiony to ja (na szczęście !) znam tylko to:
Obrazek
Płytę pod tytułem Genesis (rok 1983) da się jakoś słuchać. Najlepszym utworem jest fajna, nieco mechaniczna (aczkolwiek jest to mechaniczność zamierzona) Mama. Wrażenie robi też dwuczęściowy Home by The Sea. A reszta utworów ?...zapomniałem je już :roll: ale gdy słuchałem tego po raz pierwszy to mi się spodobały, a mi gust się często nie zmienia.
Po południu chyba ogwiazdkuję płyty zespołu którego członkowie bardzo fascynowali się Genesis - chodzi o Marillion...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 12:57:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Prazeodym pisze:
Marillion

Proponuję nowy wątek.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 13:04:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 13:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
:shock: MAQ, tu mnie kolega zaskoczył :)

lubię, wpiszę się bardziej szczegółowow ale później

tymczasem tylko podlinkuję swoją relację z zeszłorocznego koncertu w Chorzowie

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 13:23:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 11:17:46
Posty: 4935
Skąd: Biadacz
We can't dance ***1/2dla mnie płyta We can’t dance jest jednym z koronnych przykładów na zajechanie przez MTV... Byłem jednym ze szczęśliwców, którzy mieli dostęp do tej stacji już wtedy, jak ta płyta wychodziła. Zaczęło się znakomitym singlem No son of mine. Za sam ten utwór należą się albumowi 3 gwiazdki. Świetny muzycznie z wstrząsającym tekstem... Pamiętam jak przed wyjściem do szkoły puszczałem sobie MTV... przez długi czas trafiałem na ten numer a zaraz potem, albo przedtem świetny teledysk Massive Attack - Unfinished Sympathy... Drugi singiel Genesis to był szał – teledysk parodiujący dobrze znane każdemu ówczesnemu odbiorcy MTV reklamy Levis’a był naprawdę dowcipny i dobrze zrobiony... Muzycznie takie dicho jak to z Collins’em... zaraz potem znowu ze świetnym teledyskiem Jesus he knows me... znowu wysokiej klasy popik... numery te mi zbrzydły całkowicie, bo można było je „podziwiać” zbyt często przez następne 5 lat... Mojej niechęci do tego albumu nie odmieniła nawet piękna ballada Hold on my heart...

Calling all stations ****1/2
Ta płyta jest wyśmienita ! Głos Ray'a Wilsona (nawiasem mówiąc świat poznał go dzięki reklamie Levis'a) jest jak dzwon - bardzo go lubię i w solowych nagraniach i w Stiltskin i w Cut (do dziś szukam płyty CD Milionairehead tego zespołu, bo kasetka wytarta mocno) i tym bardziej z Genesis... Wokalista zdecydowanie nie pasujący do piosenek pop do czego świetny jest Collins. Singiel Congo mnie wgniótł w ziemię... podniosłem się i go zakupiłem... a potem płytę... świetne rozbudowane kompozycje, piękne melodie i klapa komercyjna... dodam od siebie, że to płyta bez słabego utworu... mój ulubiony to chyba The dividing line.... zespół stwierdził najwyraźniej, że lepiej się z Collinsem przeprosić i wrócić do zarabiania fury kasy... zwłaszcza, że Mike Rutherford już mocno przywykł do grania popu w Mike & the Mechanics...

jak uważny czytelnik zauważy no i nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni przychodzi mi się zgodzić z Pipinem... ale co zrobić... napisałem własnymi słowami :)

pozdro...
KoT


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 15:03:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Peregrin Took pisze:
Prazeodym napisał:
Marillion

Proponuję nowy wątek

ja również. Dla mnie Marillion to zupełnie osobna historia.

marecki pisze:
MAQ, tu mnie kolega zaskoczył Smile

hehe przywracamy stosunki dyplomatyczne po wpisie w wątku o Krimzonach? :wink:

Jak tak czytam Wasze wpisy to czuję się niekompetentny jako założyciel wątku... :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 17:50:22 
Gero o FROM GENESIS TO THE REVELATION wziął pisze:
Płyta wyśmiewana przez znawców proga, bo podobna do Days of Futrue Passed


ha, to mi lepszej rekomendacji nie trzeba! mam teraz tylko coś podpisane jako "Turn It On Again - The Hits" ale ten zespół często leci w jednym radiu na last.fm i spodobało mi się. chyba kolejna muzyczna przygoda mnie czeka..
ale przychylam się do zdziwienia ... MAQ, czasem słuchasz też dobrej muzyki!

;)


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 17:53:43 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 26 maja 2006 19:29:43
Posty: 6699
Karolina pisze:
przychylam się do zdziwienia

ja serio nie wiem co jest w tym dziwnego...jako fan Yesów, Emersonów, Floydów i SBBów nie mam pojęcia czemu nie również Genesisów :idea: :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 18:06:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:33:35
Posty: 4883
Karolina, na laście ta pierwsza płyta jest do odsłuchania w całości - musisz tylko wejść na stronę genesis i znależć wśród ich albumów taki z gębą młodego Petera gabriela panoszącą się się na okładce - nazywa się to "the Genesis of Genesis" (podobno kwestia praw do tej płyty jest jakoś zamotana i nie należy się w najbliższym czasie spodziewać reedycji, sam zespół nie jest nią zainteresowany, chociaż w sklepach czasem się pojawiają zeszłe wydania)

EDIT: tutaj link:

http://www.last.fm/music/Genesis/The+Genesis+Of+Genesis

a Turn it On Again - the Hits, to raczej obejmuje ten mniej ciekawy okres popowy (lata 80-te i 90-te)

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 18:15:27 
dzięki :)


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 stycznia 2008 23:58:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Hm, żeby coś tu wpisać z sensem to musiałbym sobie posłuchać/przypomnieć niektóre płyty. Tak że na razie króciutko:

W ósmej albo pierwszej klasie będąc na grałem sobie Musical Box z Radia Kraków, a potem kupiłem "Nursery Cryme", "Foxtrot" oraz "Live". Nie pamiętam co się z nimi stało po kilku latach - może ich nie zmazałem? W każdym razie pozostała we mnie wielka sympatia do tej muzyki.
Gero pożyczył mi jakiś czas temu "Selling England by the Pound" i z wielka przyjemnością przypomniałem sobie ten dziwny klimat starego Genesis. Ale najlepszy było odświeżenie "Nursery Cryme" - to moja ulubiona ich płyta w tym momencie! "Owieczka" wciąż jeszcze czeka aż się nad nią pochylę :) .

Jedną refleksją się podzielę - uważam, że lepiej byłoby, gdyby Collins pozostał za garami w tym zespole, dośpiewowując ewentualnie drugie głosy albo jakieś pojedyncze piosenki.

Z tym co na przykład
Prazeodym pisze:
Płytę pod tytułem Genesis (rok 1983) da się jakoś słuchać.
- raczej nie mogę się zgodzić.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 83 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5, 6  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group