Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 18:18:32

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 14 ] 
Autor Wiadomość
 Tytuł: Eric Dolphy
PostWysłany: śr, 04 kwietnia 2012 21:26:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Od kilku dni nie daje mi spokoju temat o Eryku Dolphym.
Jego "Out to lunch" było jedną z pierwszych płyt jazzowych jakie kupiłem. Zupełnie wspaniała okładka, kiedyś najwspanialszej wytwórni jazzowej świata i to super wyglądające imię i nazwisko: Eric Dolphy, ściągnęło mnie jak pszczółkę kolorowy kwiat. Zegar z siedmioma wskazówkami, tryb rozkazujący w tytule, klarnet basowy w składzie...o co w tym chodzi?

Do muzyki podchodziłem jak każdy blondyn, z oczekiwaniami. A ta muzyka rozpoczyna się krótkim strzałem w głowę skalkulowanych nadziei.

Obrazek

MAX!

Hat and beard
PAF
i padasz z głową w miejscu w którym aktualnie jesteś. Wszystko jest znów podejrzane: "aktualnie" ma kolory i jest nieokreślone geometrycznie, "jesteś" chodzi, ale kulejąc. Strzał w głowę, uszy jak łopaty, gdy trzeba będzie poprawią na końcu tematu. Pierwsze wrażenia to to. Jakie ten bezwzględny zabójca zafundował mi barwy! Barwy są dobre, ale tęsknota też chce być dobrą... Zdumienie zupełne. - Achchchch... oddaj mi chociaż włosy! Niech znów do mnie powrócą! - ale człowiek z najdłuższą fajką przy ustach, której nie pociąga, ale w którą dmucha musi być szaleńcem. Nie ma sensu nawiązywanie z nim kontaktu w sposób do przyjęcia:
- Pan powinien tak!
- Nie tak!...................
On sprawia wrażenie, że bez wahania strzeliłby do siebie, gdyby miał zamienić wpuszczanie powietrza we wciąganie. Poznaję perkusję, i jeszcze jeden instrument w temacie: to dzwonek do drzwi, tylko nie "trrrrrrryyyy", tylko taki "plummkpomg".
I jest jedno "plummkpymk" i jest drugie "plumkmmmpyn". Pan na dzwonku i perkusista są zaawansowani rytmicznie, i po chwili okazuje się, iż strzał był z pięciorórki i nikt nie dał szans na przeżycie. Szanse smakują najlepiej z chlebem, ale te jeszcze wyraźnie chodzą, a nawet gdakają jak śpiące nosorożce.
- Więc Teloniusz był wujem! - uderzam się dłonią w czoło w rytm ich chodu. - Przytuliłbym go, gdybym nie broczył z międzyoczu, ale w tym przypadku...
koniec gadania....
jego pierwsze solo rozwiewa wątpliwości: nie będzie znów włosów!
- Bęęęęęedzieeee!!!!
- Niebęęęęędzieeee!!!
- Bęęęęęędzzie!!!
- Nieeeeeeeeebęęęęęęędzzźźźie!!!
- Będzzzzziiie.
....łał... rozmawiamy! Jak fajnie sobie rozmawiamy!
Jestem szczęśliwy.
- Chociaż broda!
- Nie!
- Tak!
- Nie!
- Tak!
...idę na całego...
- taktaktaktaktaktakkkkkkKKKKKK - czuje jak moje "K" rośnie, wzbija się, unosi....
- NIENIENIENIENIENIENIENIENI[PAZUZA]NNNie.
ach te różnice zdań, które tak zbliżają!
- Armatom go, armatom!
Ale to łagodne linie trąbki. Dłuższe i coraz krótsze frendzelki. I znów pan gra na dzwonku wejściowym. Otwierać czy słuchać? Zaczyna się nerwówka - BUM BUM i odpowiada mu Łup Łup, jakaś wymiana zdań dzwonków z kołataniem skończona zejściem ze świata tego basisty.
Something sweet, something tender
świetnie zaaranżowany temat przywołujący na myśl serenadę, jeden z najznamienitszych standardów epoki. Są liczne odniesienia do jego podróży, tryle wieją między zębami, jestem dwoma, a ja jedną, ale bardzo potężną, dałem ogniste ciosy i bom bomby, liryczne badanie struktur czasu. Czas i muzyka. Muzyka i jej taniec. Pewnie najpierw jest taniec, więc muzyka jest wtórna do tańca, ergo: muzyka oznacza coś konkretnego. Ale z drugiej strony muzyka jest abstrakcyjna, to przeżycie, czyste i bez treści, no ale znów z trzeciego dna muzyka wywodzi sie z obrzędów, jest ściśle znaczeniowa, ma ścisłą treść, jest to nauka o potarganych włosach... ach oddaj mi moje włosy! i niech wiatr je targa, policz je i ułóż w snopki, odnajdź harmonię gdzie nie ma znaczeń jej utemperowanie, a mnie pozwól położyć się po północy i wąchać zapach gwiazd. A jest jeszcze....
GazzelloniOut to lunch i Straight up and down
Mingus, który bił swoich muzyków, mówił o nim, że "pewnie sobie nie wyobraża jakim jest geniuszem". Dolphy przywołuje innego mistrza. Gazzelloni, jak myślę, wynalazł jakiś zupełnie nieziemski sos i połączył go z makaronem, jednak zapomniał składników i w ich poszukiwaniu postanowił zostać flecistą. Eryk bierze z niego przykład. Zapomina składników. Pomagają mu inni. Młodziutki Anthony Williams, który w wieku 17 lat, niczym Rimbaud perkusji, osiąga miszczostwo gry! Mógłby zacząć handlować bronią! Gdyby nie muzyka. Gdyby nie wrzący kocioł.

Ilość i jakość dźwięków, które nie nadszarpując niezbędnej ciszy, pojawiają się to tu, to tam, są ze sobą w przedziwnej harmonii. Złączone jakimś niewidzialnym planem, wielodźwięki, flażolety, tworzą odwróconą onomatopeję. Ta muzyka jest wyraźnie wyrazonaśladowcza. Cóż więcej można powiedzieć? Takie sesje przypominają spotkania w jakichś opuszczonych miejscach, potrzebnych, by zagubione elementy łącząc się, mogły sobie zaśpiewać.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 kwietnia 2012 09:21:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:22:22
Posty: 26664
Skąd: rivendell
...śfietna recenzja jednej z moich ulubionych płyt dżezowych ! :piwo:

dla mnie ta płyta jest jakaś taka ...tajemnicza. Muzyka co się skrada...

_________________
ooooorekoreeeoooo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 kwietnia 2012 10:34:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Muszę przyznać z pewną nieśmiałością, że o ile wiem NIGDY nie słyszałem ani nuty muzyki tego pana, a o nim samym usłyszałem może w zeszłym roku.
Jest to dość zaskakujące, biorąc pod uwagę, że na jazzie się wychowałem, jazz forum przez dłuższy czas prenumerowałem, kaset szukałem po sklepach, gdzie się dało... :shock:

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 05 kwietnia 2012 22:33:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 02 sierpnia 2011 12:48:04
Posty: 1936
Skąd: Warszawa
Crazy pisze:
że o ile wiem NIGDY nie słyszałem ani nuty muzyki tego pana

Oj, warto poznać! Niesamowita muzyka. Ja lubię jazz, z każdym rokiem coraz bardziej - oznaka starości? :wink:
Szczególnie "Out to Lunch" i "Iron Man" to moje ulubione, jak na razie płyty Erica.

_________________
Mam w sobie dzikość żółtej pantery...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 04 września 2012 16:03:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Pietruszka, będzie coś dalej? :)

A ja kiedyś wpisałem takie wrażenia odnośnie "Out To Lunch!":

Cytat:
ta płyta rzeczywiście jest taka jakby on wyszedł w czasie godzin pracy, rodzaj wagarów, i szedł miastem, taki film: ulice, trotuary, pasaże, zaułki, schodki, bramy, kontuary, alejki, klatki schodowe, korytarze, bulwary, trakcje... Generalnie długie rzeczy. Jest w tej muzyce widoczny zmysł obserwacji i jakaś poezja, że ten świat się przemienia w te utwory, w dźwięki. Bardzo ciekawa

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 08 września 2012 11:36:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
:D


Obrazek

**1/2



Jednym z popularnych rodzajów jazzu był styl latino. Siła latino od jakiegoś czasu zataczała coraz szersze kręgi w kulturze: od przepisów kucharskich, malarstwa, muzyki poważnej, stroju, aż po popularność samego języka, bo czyż jest ktoś, kto nie wie, co oznacza np. takie "que?" czy "dame un beso en la espalda"? Moc ta dotarła także do muzyki kultowej, jak jazz, disco, rock, folk... omijając łukiem chyba tylko... hmmm... heavy metal.



Wielu z artystów odkrywało w sobie śniade, smagłe żyły tłoczące sfermentowany sok z mango i papji. Robiono sobie kolczyki z papryki jalapeno, przerzucano się z diety haszyszowej na fasolę i kukurydzę... czosnek uzyskał rangę podobną perle... świat oszalał...

W jazzie uderzenia szły z dwóch stron. Jedno z mrocznej, słonecznej, zielonej, dusznej i wilgotnej Brazylii, a drugie z mrocznej, słonecznej, zielonej, dusznej i wilgotnej Kuby. Coś jednak było na rzeczy, że te dwa miejsca obezwładniały mieszczańskie cnoty białasów w różny sposób. Tak! Bossanowa i, z drugiej flanki, mambo, salsa, chacha itd. brzmiały dla uszu białego człowieka jak szum liści tytoniu zwijanych na hebanowych udach roześmianych kobiet. W jej dźwiękach lęgły się malownicze owady wraz z ich nieustającą troską o własną wygodę, szaleństwa przetańczonych nocy, bo każdy spoczynek był tylko rezygnacją ze spokoju właśnie na ich rzecz, wymagały odpowiedniej muzyki.

I w tym świecie, pełnym Charli Parkera, Dizzy Gillespiego, pojawia się nowy prawdziwy bohater. Eric Dolphy. Kim jesteś młody człowieku? - szumią palmy na górszczycie. Bo pod górszczyt skrada się się ktoś nowy z błyszczącą maczetą, przepoconym garniturem i szczupłą sylwetką.

Ja, gdy słyszę "latino" zasłaniam okna, zamykam drzwi, szukam zdjęć z dzieciństwa by pożegnać się z bliskimi, przewracam butelki z mlekiem sięgając drżącą ręka po piwo, blednę, mamroczę, że nie jestem przecież z Hawany i już nie przeżyję tego drugi raz... szukam miejsc w których można by przetrwać, ale w spiżarce fasola! w pokoju cola! za oknem smagła Viola! ahhhhh... umrzeć z honorem! Niech wyprują mi dźwiękami otwór w brzuchu! Niech szukają moich łez! Niech się dzieje co chce!

Nad wszystkim panuje perkusista Chico Hamilton, i o ile jego nazwisko nie wzbudza niepokoju, to imię sugeruje, że mamy do czynienia z człowiekiem niejednoznacznym.
Opening - jego kompozycja rozpoczynająca się dwoma kopniakami w drzwi, co jest wystarczające aby mógł wpaść młodzian z szaleńczą solówką saksofonową, krótko, gitarzysta (bo w latino musi być gitarzysta najlepiej mający na imię Pquito!), rytm, akcent.... O! tak się powinno wchodzić do kogoś: jednoznacznie, w całości, zdecydowanie, z talerzami na cztery, nie zostawiając swoich marzeń na zewnątrz! I zakrzyczeć: Teraz zjemy, a potem opowieści!
No więc temacik Champs Elysees, przewidywalny jak te czarne oczy!, mingusowski w charakterze Truth, gdzie po zawodzącym temacie, wygiętym jak kot w słońcu, zostaje tylko ciepłe brzmienie mlecznej gitary.. Lost in the night temacik jak z film-noir, ach! będziemy przemycać bimber! razem z Felipe, Ramirezem, Rodrigezem i Lopezem - coś nie ma miejsca na szaleństwa, ta noc jest dostoja i spokojna. I wreszcie Frou Frou - dlaczego zwlekaliście!? - zaczynają grać na łyżeczkach i kastanietach owiniętych liśćmi bananowca, od tego rytmu pękają paski w spodniach, a skarpety same się zdejmują, pobiec w objęcia leniwych krokodyli! jesteśmy ciensi niż włos! i uzbrojeni w chochlę do obstukiwania kamieni! Lady E to pierwsza kompozycja Dolphiego! Może brzmi to jak nasze swojskie "E" kojarzące się z przywitaniem: "E, lala!", ale to nie jest tym... bop Dolphy gra temat na flecie! czuć tę jego lekkość! Dźwięki osiadają niczym babie lato na nosku Lejdi E, by wesolutko tańczyć w zmiennym tempie i kabaretowych akcentach perkusyjnych! Super! Jak fajnie, ze jesteście! :D Fat mouth taaaak, kolesie jednak pokazują swoje oblicze, mają basistę, ich tłuste usta zachodzą na czubek nosa, z tego miejsca wydobywa się szaleńczy słing, opatulony zgryzioną bielizną, rozszarpaną w jakimś uniesieniu bawełnianą pomponiczką... ach!... Cawn pawn na cztery, latyno-blues! tną Wiole-wiole-wiolenczolistkę... dość bez wyrazu.... You´re The Cutest One i jest marimba! ojojoj... teraz wyciągł, przy deserze! marimba, szorują tyłkami po deskach, Eric próbuje nadać temu nowy wyraz... "mmmumbimmmba"?.... "łyłymumu?" krąży wokół tego ciężkawego tematu jak fasola na śniadanie, chcąc przydać mu jakiegoś uroku, wycisza się... i tak kończy się sesja z roku 1959 z Holiłódu....

Eric przenosi się szybko na Wschodnie Wybrzeże i dogrywa w innym składzie sesję w Nowym Jorku. W Nowym Jorku nie można sobie pozwolić już na wiele elementów folkloru, bo tu jest miasto, a ludzie są z miasta... więc rytmy rytmicznie panują nad swoim rozbuchaniem przez zastąpienie marimby wibrafonem, jak kultóra to kóltura, oczywiście Noc w Tunezji, Kochanek czy gwóźdź parkietów Ja mam rytm.. koledzy przemilczają, że mają także blaszane puszki, kubki, menażki, łyżeczki, kapsle, i że będą wydobywać z tego dźwięki, które postarają się połączyć z brzmieniem fletów i saksofonów... ajajajaj... niech kto zwiąże im rence!!!!!!!!!!

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 09 września 2012 08:52:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
:D



Do tego posta proponuję następujące lektury. Do -

Pietruszka pisze:
zasłaniam okna, zamykam drzwi, szukam zdjęć z dzieciństwa by pożegnać się z bliskimi, przewracam butelki z mlekiem sięgając drżącą ręka po piwo, blednę, mamroczę, że nie jestem przecież z Hawany i już nie przeżyję tego drugi raz... szukam miejsc w których można by przetrwać


- wiersze Lorki, a do -

Pietruszka pisze:
ach! będziemy przemycać bimber! razem z Felipe, Ramirezem, Rodrigezem i Lopezem


Pietruszka pisze:
dlaczego zwlekaliście!? - zaczynają grać na łyżeczkach i kastanietach owiniętych liśćmi bananowca, od tego rytmu pękają paski w spodniach, a skarpety same się zdejmują


Pietruszka pisze:
Jak fajnie, ze jesteście!


- "Tortilla Flat" Steinbecka! :)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 września 2012 14:37:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

*1/2

The Latin Jazz Quintet + Eric Dolphy - Caribe

Trudne początki. Gdzieś trzeba przecież grać, i grać nawet z takimi zespołami... Ich ból musiał być przeogromny, bo o ile Dolphy stara się słyszeć muzykę graną przez Latynosów, to Latynosi robią wszystko, by nie usłyszeć lub zagłuszyć Dolphyego.

Tak więc mamy kalipso, które o ile jest nazwą lodów, przywołuje miłe wspomnienia;mamy jakieś merengue - tak! nie pomyliliście się! słowo oznacza po prostu bezę... i mamy genialnego artystę, który nie zagra ani nuty, w którą by nie wierzył...

Płyta boli. Jest osobliwym doświadczeniem na to, że skradać się można wystrojonym jak papuga z San Francisco, z tęczowym pióropuszem dwukrotnie przerastającym tułów, w kabriolecie Warszawa wypełnionym cygańską orkiestrą złożoną z samych Kubańczyków.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 września 2012 15:34:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
:shock:

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 20 września 2012 14:42:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Wirtuoz
Obrazek

Na początku Dolphy dużo gra z Mingusem i perkusistą Chico Hamiltonem. Często występuje w większych składach takich, jak orkiestra Guntera Schullera, a zwłaszcza w świetnym zespole Georga Russella, którego płyty z lat 60 i 70 są jednymi z najwspanialszych nagrań jazzu w sile sekstet łamany przez septet w ogóle! dzięki genialnemu aranżowi połączonemu z wyjątkowymi osobowościami solistów.
Nagrania z Oliverem Nelsonem, zwłaszcza płyta Blues and abstract truth o której koniecznie należy napisać więcej, czy sesja z John Lewis Orchestra wydana na płycie "The Wonderful World of Jazz" to świetna muzyka z niespokojnego czasu, w którym jazz znów dostaje jakiegoś bzika (tak co 10 lat dostawał)... oczywiście nagrywa już Ornette z którym Dolphy zagrać po prostu musiał...

i wreszcie ukazuje się płyta:

Obrazek

***1/2


Far Cry


Obok Eryka, który zagrał na klarnecie basowym, flecie i saksofonie altowym, jest Booker Little na trąbce, Jaki Byard na fortepianie, Ron Carter na kontrabasie i Roy Haynes na perkusji.
Płytę otwiera kompozycja Mrs. Parker of K.C. (Bird's Mother)Byarda. Temat zagrany w dwugłosie klarnetu bassowego i trąbki, łączy w sobie ich odmienne temperamenty w jakiś kołtuński splot, którego niepodobna rozerwać. Brzmienie trąbki Bookera Little (nieodżałowanego) jest jasne, wesołe, słomkowe, nawet szczeniackie... jaką silną był osobowością niech świadczy fakt, że nie słychać aby był zarażony przez Davisa jego potęzną, rozdzierającą manierą wydobywania dźwięków jak z tłuczonej szyby czy stłumionych trzewi samotnego wieloryba. A więc najpierw Booker, hasający po polance, nieznośny ptaszek w posiusianych gatkach, potem Jaki, mocno współpracujący z Ronem Carterem, który chwyta oszczędne, choć niezbyt wolne akordy no i Dolphy, z charakterystycznym atakiem na dźwięk, mocno zwierzęcym, jak po przekroczeniu odległości bezpieczeństwa, rozszarpuje nuty jak psiak papucie by wylądować miękko w objęciach swojej pani... jeszcze solo arko Cartera i papa...
Ode to Charlie Parker to sielankowy zapis ptasich tryli i snujących się somnambulicznie kanarków, przylepionych światłami reflektorów do ścian i firan, jeden z nich się w końcu odlepia by natrafić na mocne jak ramię portowego ładowacza kokosów dźwięki fortepianu....w oddali zbliża się milczący drągal z instrumentem w ramionach i podaje z niego znak by ściubić kroczek.... tipitiupi... niezapomniane przeżycie jak przytulenie się do murzyńskich nóg odzianych w atłasowe pończochy... Far cry kompozycja Dolphyego kończy stronę łan. Z potężnymi interwałami zwiszającymi z drzew niczym liany na których pojawia się i znika jakiś tubylec bez zahamowań, dzikus, z półnagim torsem, brutalnie przerywający rozrabianie ciasta naleśnikowego, pieprzący w karmelki, głosem pełnym wołający: Na bok śledzie!!!!! i Karambol w jezioro. Miss Ann kolejny temat Eryka, z poprzednim stanowi jakby dżdżownicę przerąbaną na pół, i obie części jakby sie wykłócały, która ma piękniejsze lico. Left Alone to śpiewany przez Billie Holiday, a napisany przez Mala Waldrona evergreen. Tu Billie zastępuje flet. Od razu jest agresywny, a nawet kapryśny. Zły murzyn by już przyłożył w pupę, ale zatrzymuje sie tylko na tym, że pokazuje, kto ma większy instrument i odchodzi Ron 'Left alone' Carter z kolejnym zwycięstwem znaczonym nacięciem na pudle jego basu. Tenderly standard solo na alt.It's magic standard w kombo. Jakby jakaś cywilizacja zakradła się w odmęty zarośli. Wsłuchani w dźwięki, jakby z krokodylego brzucha, jeszcze nie wiemy, że zwierzęta dżungli, to dobrze zakonspirowane maszyny kosmitów.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 24 października 2012 14:33:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

****

Candid Dolphy


Każdy muzyk ma swoje wigry 2. Ten składak prezentuje muzykę z przeróżnych sesji z początku lat 60-tych. Współpraca z Mingusem, z Bookerem Little, Abbey Lincoln... itakdalej itakdalej... sam kwiat bopu zrzucający właśnie swoje płatki. Zero ekstrawagancji. Tylko kilka nut szaleństwa. Reincarnation Of A Love Bird rozpoczynające album to znana kompozycja Mingusa, skłonna wynagrodzić nam jego złe skłonności, perliście przyswajalna jak kąpiel w chłodnej wodzie, z pięknymi harmoniami drugiego planu, z istnym żywiołem pastelowej artykulacji... snnuje sie skocznie, aż do bezwzględnego wyciszenia...Stormy Weather z niemiłosiernie szumiącym wąsem, ballada na pograniczu dwóch frontów, ciepłego i zimnego, jakiś zakopany w ziemi Dannie Richmond oddaje jej swoje należności, podpukuje od dołu nasz światek, stuka jak wytrawny astronauta odcięty od centrali dowodzenia... przejmuje stery... aż po zupełne zaszuranie... szoruje świat, szoruje... a Mingus, jakby postradał zmysł pewności, odzyskuje go powoli, aż do zupełnego wyczerpania, duetuje z astro, przytulają się struny do pałek i talerzy, szemrzą, wyśmienty moment, kiedy solista Dolphy, mający zdecydowane zamiary, zostawia ich samych, z jego dobrym słowem, a oni nie zwlekając znów je przyrządzają, a jakie trąpki! rozpoczynające pstrykać palcami, sprawia im to radość...
Tain't Nobody's Bizness If I Do dołącza Abbey Lincoln, zmienia się także perkmajster, utwór znany choćby z wyśmienitej płyty We Insist! Freedom Now Suite Maxa Roacha, gdzie operuje jako bonus, choć w rzeczonym kawałku nawet nie bębni Max. Takie to wigry 2 razy 2. W Body and soul znów Mingusowski skład, z ciepłym tonem puzonu Jimmy Kneppera,
... i tak to się snuje... jak małe ciepłe konstelacje, jednak gdzieś obok...


P.S.

zmieniam ocenę.... za momenty pogrzebowego dżezu w Moods In Free Time

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 października 2012 10:02:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

**

Other aspects


Oczywiście znów wigry 2. Bo cóż ten biedak wydał pod swoim nazwiskiem za życia? W sumie 5 albumów.

Płyta wydana przez Blue Note pokazuje awangardowe spojrzenie artysty, choć także liryczne i na pewno mocno poszukujące. Dość powiedzieć, że w utworze Jim Crow czyli po prostu czarnuch, bo tak pogardliwie podobno nazywano czarnoskórych, występuje śpiewak o groźnie brzmiącym nazwisku Schwartz Dawid. Ciekawostką jest, że dysponuje on głosem opisanym jako kontratenor, którym snuje dziwnymi harmoniami pomiędzy skrzypnięciami drzwi, nagłymi akordami fortepianu czy stukiem perkusyjnym, po to, by w końcu zacząć radośnie śpiewać "yes", "yes", "yes", "yes".
Bardzo ciekawe jest to zainteresowanie Dolfiego brzmieniem głosu. Niestety, w tym przypadku 15 minutowy eksperyment nie porywa, choć jego jedna część, przecież jest niezłym popisem umiejętności Eryka.
Inner flight, no. 1 na flet...

....


płytę kończy Improvisations and Tukras z tablą i sitar oraz hipnotycznym fletem w oddali... niestety, jestem obecnie dziadkiem z polskiej wsi i takie numery z hipnozą i tatatej ta ta ta tata tej digidigi da dej, które uroczym głosem wydygiduje tablistka, nie biorą mnie...

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 października 2012 13:16:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 03 grudnia 2009 09:47:39
Posty: 485
Co jakiś czas nachodzi mię chętka na skompletowanie całego Eryka, ale jak czytam Twoje wpisy, to mi przechodzi... 8-) Te 5 albumów + niektóre koncertówki chyba wystarczą.

_________________
Robert Skruszony


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 października 2012 14:55:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
:D


Dolphy dopiero na Out to lunch odnalazł siebie.... jego kolejne nagrania byłyby czymś niesamowitym... tak czuję....

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 14 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 51 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group