Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest sob, 27 kwietnia 2024 18:33:17

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 15  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 05 sierpnia 2013 23:49:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Off Festival 2013

2.08.2013, dzień pierwszy


W sumie to powinienem zacząć od tego, że od momentu zakończenia poprzedniej edycji włączyła mi się podjarka totalna. Kto zagra, co można typować i ogólnie ak to zajebiście będzie. Miesiąc w miesiąc, aż zaczęły pojawiać się pierwsze informacje o lajnapie. Nie było dobrze. Dodatkowo wszystkie moje topy i marzenia albo porwał Heniek, albo wystąpiły na samodzielnych koncertach. Nick Cave, QOTSA (tak, tak, wiem...), Mudhoney, Tomahawk, Neurosis... To wszystko można było zgarnąć. No i efekt jest taki, że skład ostateczni nie satysfakcjonował mnie totalnie. Były kwiatki, były smakołyki, ale nie było pierdolnięcia. I to siedziało we mnie, rosło i pęczniało, nawet jeśli twierdziłem, że było inaczej.

W piątek start. Jak zwykle pole namiotowe. Jak zwykle sprawdzony zestaw towarzyski. Trasa autem szybko. Logowanie również. Niestety chwilę później wejście na pole namiotowe przerodziło się w piekło. Kolejki po 3-4 godziny w pełnym słońcu. Czy pole namiotowe jakoś się zmieniło? Nie. Ilość kabin taka sama jak w ubiegłym roku. Kible również. Super po prostu...

Piątek nie miał mnie jako słuchacza zniszczyć. I nie zrobił tego. Zacząłem dzień od Starej Rzeki. Złapałem się na hajp na ten projekt, podoba mi się, ale zdecydowanie nie jest to muzyka o charakterze festiwalowym. Powolne drołny, trans i jedna osoba za sterami. Nie, nie zażarło, choć w sumie chciałem, żeby szarpnęło. Potem Scena Główna i Drekoty. Jakieś panienki industrializują, ramsztajnują. Słucham, leżę w cieniu. Chwilę później Hera na eksperymentalnej. Zimpel, Rogiński i reszta. Mocne wejście wreszcie. Jazzy, folki i lekkie odloty łączą się w jedną całość. Zdecydowanie temat do obadania w przyszłości. Następnie przeskok na główną, gdzie Uncle Acid & The Deadbeats. Koledzy się jarają, ale tylko przez moment. Studyjna produkcja poszła do lasu i zespół stał się żenującą kopią Sabbatów, więc po kwadransie kierunek na strefę gastro i ogląd z dystansu. Kolejna rzecz, to młodzieniaszki z Dope Body. Skojarzenia z Jesus Lizard, czy zeszłorocznym Pissed Jeans słuszne. Kierunek: jazgot, ale i piosenka. Świetna sprawa, mocny punkt, uśmiech wkroczył na moje usta. Dalej w planie było Girls Against Boys. Legenda i spora podjarka, bo zapoznałem się z dwoma klasycznymi albumami, które dogodziły mi bardzo. I koncert utrzymał moje zainteresowanie zagadnieniem. Świetne gitarowe granie rodem z dziewięćdziesiony. Młodzież mogła się uczyć, jak się gra na gitarze i jak się robi piosenki. Później był Wodecki z Mitch & Mitch. Wytrzymałem trzy utwory. Dla mnie to mielizna, granie na siłę i ogólnie duży ból dupy. Nie łapię się na to, choć publika była wniebowzięta. Niemniej jednak wróżę tej kolaboracji sporą szansę na sukces. Jesienią jakaś trasa dla ludzi z przedziału wiekowego 60+. A w przyszłym roku może jakieś Męskie Granie, albo podmianka sławy na kogoś innego? Wszak mamy wielu artystów, którzy czekają na renesans złotych czasów... W międzyczasie miał być w salonie literackim Robert Brylewski. Nawet udałem się tam na moment, ale niestety nie widziałem go. Dalej Pop Group. Kocham "Y". Kocham na zabój, zatem oglądało się świetnie, ale zdecydowanie zabrakło saksofonu. Brzmienie też chyba za bardzo wylizane. Niemniej jednak "Thief Of Fire" w wykonaniu twórców przeszyło mnie do głębi. Fajna kontynuacja koncertów The Fall, PIL czy Gang Of Four z poprzednich edycji. No i pora na sam finał. The Smashing Pumpkins. Przez ostatni kwartał zakochałem się w "Oceanii" i twierdzę, że to jasny punkt w dyskografii tego zespołu. Corgan znów nauczył się pisać piosenki. No więc radość była. Niestety, po pierwszym kawałku pojawiła się blokada. Chujowe brzmienie. Tak chujowe, że odbierało przyemność uczestniczenia w imprezie. Pod dwóch czy trzech kawałkach zrobiło się lepiej, ale wysokie tony przez cały koncert były nieznośne. Fragmenty bywały męczące. A jak zespół? Repertuarowo wspaniale, trochę nowości, kower Bowiego, sporo "Mellona". Skład? Tu gorze. Zwłaszcza wiosłowy spod znaku onanistów gitarowych. Walił gruszkę dość często i dość mocno zaniżało to poziom całości. Corgan w sumie w formie, basistka w składzie urocza, ale nie zadziałało. Szanse były, chęci były, ale w sumie to po raz pierwszy na tym festiwalu zetknąłem się z żenująco nagłośnionym koncertem. Dźwięk mi go zniszczył.
Druga sprawa organizacyjna po polu namiotowym. Basia podjechała na fest później, w okolicy 21 bodajże. Z koleżanką, któa jechała na SM, ale bilet chciała kupić przed koncertem. Okazało się, że bilety poszły i nie ma szans, żeby wejść. Ok, rozumiem to, choć obłożenie ilościowe festu nie było jakiś bardzo duże. 100 osób wlazłoby bez problemów. Dzień później dowiadywałem się o możliwość zakupu biletu na niedzielę, gdyż jedna koleżanka chciała się wybrać na ostatni dzień festu. W informacji powiedziano: biletów już nie ma, bardzo nam przykro. Przekazałem info dalej i sprawę uznałem za zamkniętą. Niestety... Idąc w niedzielę na teren festu widzę info: bilety jednodniowe w sprzedaży. Noł koments.

Noc była zimna. Po SM powrót do namiotów.

cdn

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Ostatnio zmieniony wt, 06 sierpnia 2013 00:19:44 przez pilot kameleon, łącznie zmieniany 2 razy

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 05 sierpnia 2013 23:58:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
pilot kameleon pisze:
informacje o lajnapie


pilot kameleon pisze:
Logowanie


pilot kameleon pisze:
Złapałem się na hajp


pilot kameleon pisze:
Powolne drołny


:D

Słucham właśnie Mazzy Star i czekam na cd!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 06 sierpnia 2013 01:32:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 14:09:14
Posty: 4702
To teraz ja.

Zacznę może od ważnej uwagi natury osobistej; był to pierwszy OFF, na który pojechałem z tak dużą ekipą znajomych. O ile rok i dwa lata temu obczajałem wszystko z jedynym kolegą (indiemetalem), o tyle tym razem pojechaliśmy w szóstkę. O ile więc rok temu bardziej skupieni byliśmy na muzyce, o tyle teraz słabość słabszych koncertów nie doskwierała tak bardzo, bo zawsze było dużo tematów do omówienia, tudzież innych idei na spędzenie nadmiaru czasu. Było to bardzo dobre, gdyż lajnup nie odpowiadał mi tak jak kiedyś, więc po prostu pojechałem sobie z kumplami na luzie, bez żadnych wielkich (poza jednym...) oczekiwań. I dobrze, bo łatwiej było pozytywnie się zaskoczyć :)
Pierwszy dzień. Nie mamy co robić, więc idziemy od początku. Mieszkaliśmy w dość specyficznej dzielnicy Katowic, ale miało to swoje zalety - miejscowi żule byli dość mili i prosząc o fajkę/ogien/trzydzieści groszy, zawsze umilali nam czas opowieściami natury ogólnożyciowej. Po różnych akcjach dostajemy się do autobusu i docieramy. Grali Teenagers. Chyba najbardziej nieopierzony zespół jaki widziałem na festiwalu. Coś tam się sypali, gitarowe granie, nie ma o czym mówić, może się wyrobią ;) 1926 - sprawdziliśmy bo kolega jest fanem stonera. Naparzali na gitarach. Kilka lat temu byłbym zachwycony, teraz mnie to nie porywa. Tak samo Magnificent Muttley. Wszystko fajnie, ładnie naparzają, ale bez podjary. Ale nie jest źle, nie spodziewam się na razie rozpierdolu i go nie ma, a jest mimo wszystko miło, więc nie narzekam.
Uncle Acid &The Deadbeats czyli jak to koledzy mówią "wujek kwasek" :) Oni są z Wielkiej Brytanii? Dziwne. Pilot ma sporo racji, chociaż Sabbatci nie mieli wokalów w dwugłosie. Odczucia dość letnie, ale bez żenady.
Zaskoczyło mnie Woods. Znowu koledzy mnie wyciągnęli. Barwna ekipa, jeden gitarzysta (i wokalista) wygląda jak skrzyżowanie hipstera z bardem Solidarności, drugi jak Perkoz z T.Love, perukusista jak mój kumpel Paweł. Basista nikogo mi nie przypomina, ale gra też na harmonijce. Ten drugi gitarzysta ma dwanaście strun, ten pierwszy używa głównie akustyka. Grają ładne, folkowe piosenki, by od czasu do czasu przerwać, wymienić akustyka na elektryka i walnąć znienacka dłuższy dżem. Coś jakby Mascis grał sobie z The Byrds. Beznadziejne porównanie, ale nie mam pomysłu na lepsze. Ogólnie to trochę nierówno, ale spodziewałem się, że będzie dużo mniej ciekawie, a momentami nawet mnie wciągnęli.
W międzyczasie ciekawa akcja: dzwoni ziomek z Pabianic i mówi, że jak podejdziemy na stoisko Wytwórni Krajowej/Thin Man Recrods i powiemy hasło "cielak" to dostaniemy płytę za darmo. Dostaliśmy :) ostatnią Muzykę Końca Lata. Dokupiłem sobie też (bardzo fajnego) winylowego singla tego zespołu. Pogadałem też z szefami Krajowej: Jackiem Szabrańskim i Michałem Szturomskim - ten pierwszy gra w The Car is on Fire, ten drugi w Afro Kolektywie, obaj ciągną Nerwowe Wakacje. Bardzo czujni instrumentaliści, więc fajnie, że można z nimi na luzie pogadać, chyba byli zdziwieni, że zadajemy tyle szczegółowych pytań. Lubię takie akcje na tym festiwalu :D
Cloud Nothings. Dobre czadowe granie, z którego mało potem zostaje w głowie. Dobry nojz na koniec, w połowie najlepszej piosenki. Raczej propsuję. Girls Against Boys - nie wiem co mogę dodać do wypowiedzi Pilota. Porządne, dziwięćdziesionowe granie, którego już nie słucham na codzień, ale które czasem jest niezbędne i zawsze niezawodne. Trafili w oczekiwania.
Wodecki? Ciekawa sprawa. Grali jego pierwszą płytę - zainspirowaną mccartneyowymi Beatlesami czy Burt Bacharachem. Czyli wysmakowane, pięknie zaaranżowane kompozycje, które nie mają nic wspólnego z jego znanymi hitami. Lubię ładne i niebanalne melodie, więc mimo początkowych oporów, płytę tę również bardzo lubię. Mitch & Mitch (to są moje dzieci! - Zbyszek przedstawia skład) zrobili świetną aranżerską robotę - niewiele zmienili, ale uwypuklili przebojowe momenty, momentami nawet funkowo bujali, przystowali całośc na potrzeby festiwalu tak żeby bardziej porywała tłum. Pozamuzyczny best moment: Macio Moretti pokazujący faka typowi, który po KAŻDEJ piosence krzyczał "zagrajcie pszczółkę maję" i myślał, że to wciąż jest zabawne. A solówki mistrza na skrzypcach poważnie zalatywały jakąś psychodelią :D
Pop Group. Świetne wejście, świetne "Thief of Fire" i (chyba) "We Are Time". Saksofonu nie ma, gitary ostrzejsze. Spoko, ale po Zbyszku nie robi to na mnie wrażenia.
Smashing Pumpkins. Czułem się jak typ, który na koncertach Armii krzyczy "Siekiera". Ich nowe piosenki totalnie po mnie spływały, zero, za to gdy grali klasyki ze Siamese Dream i Mellon Collie - pełen szał. Do tego jakiś dziwny typ na gitarze i jego solówki, słabe nagłośnienie. Corgan jak śpiewa, to dziwnie rusza głową. Kolega złapał kostkę. Było rokowo.
Na razie głównie narzekam. A przecież to był super dzień! Dużo dobrej energii. Wychodząc z festiwalu napotykamy kolejnego menela. Ten jest o tyle finezyjny, że wykonuje krakowski hejnał w formie wokalizy. Zadowoleni idziemy na autobus...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 06 sierpnia 2013 06:23:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17992
..powiedzcie..
Czy nie było by lepiej jakby było mniej wykonawców, ale coś konkretnego?
Wiem że to ma być OFF, ale to wcale nie znaczy że ma być delkatnie mówiąć.. słabiej?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 06 sierpnia 2013 09:05:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Prazeodym pisze:
Spoko, ale po Zbyszku nie robi to na mnie wrażenia.


:D

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 07 sierpnia 2013 12:05:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Żeby umilić oczekiwanie na kolejne wpisy wklejam fotkę, którą zrobił mój szwagier w poniedziałek w Katowicach w okolicy dworca:

Obrazek

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 07 sierpnia 2013 15:24:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
sob, 17 lutego 2007 10:03:24
Posty: 17992
:) ..busy miały kursować?

_________________
..Ty się tym zajmij..


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 09:08:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Off Festival 2013

3.08.2013, dzień drugi



Zaczęło się w okolicy siódmej. Słońce prażyło niemiłosiernie. Potężne lasery cięły namioty, gotowały zawartość toitoiów, kroiły ludzi... Trzeba było uciekać. Kierunek oczywisty: Real i zakupy śniadaniowe. Tutaj standardowo. Do tego kilka piwek na śniadanie. Wziąłem trzy. Wszystkie się zagotowały i wszystkie były okropne z tego powodu. Potem jeszcze obiad w Northfishu i śmiganie na pole namiotowe. Pierwsza padła blackmetalowa Furia. Kawał sążnistego nieczystego blaku w środku lata. Sympatyczne, choć bez jakiejkolwiek ekstazy. Po tym koncercie postanawiam zażyć rozkoszy głodzących. Strażacy wężem polewali teren, a jak ktoś wyrażał chęć, to i człowieka. Ja wyraziłem, pobiegłem w slipach i dostałem ostro po plecach ze szlaucha. Świetna rzecz. Czułem, że strażak miał chyba większy ubaw niż ja. Później było piwo i oglądanie kapeli Metz ze strefy gastro. Gdzieś tam trochę ten koncert uciekał pomiędzy rozmowami, ale wrażenie pozostało spore. Fajne gitarowe naparzanie. Po tym koncercie idę na pole namiotowe po ciuchy, bo wieczór poprzedni był zimny. Udaje mi się wbić pod prysznic, są pustki w tym segmencie. Potem idę do namiotu, żeby posiedzieć chwilę w spokoju. Następnym celem będzie Brutal Truth na leśnej. Potężne ciosy tam otrzymałem. Oczywiście te ekstremalne wygrzewy bardzo mi odpowiadają na tym festiwalu, bo jest ich mało, ale najczęściej są bardzo fajne dzięki temu. BT ciosało ostro, grubasek na scenie świetnie prowadził koncert, cudowanie skakał, a reszta cięła bardzo precyzyjnie i raczej w szybkich tempach. Robiło się ciemno, robiło się chłodniej, a mi wychodziło na to, że to chyba najfajniejszy koncert festu do tego momentu. Po tym fajnym fragmencie na scenie głównej zainstalowali się The Walkman. Smutne smutasy. Posłuchałem trzech kawałków, pobiegłem na pole namiotowe, wyciągnąć Basię ze snu i jeszcze po powrocie załapałem się na kolejne ich utwory. Nic specjalnego, taki typowy Offowy band, jakich dziesiątki już prezentowało się na mysłowickiej i katowickiej scenie. Następny był Skalpel na leśnej. Granie raczej syntetyczne, choć żywi muzycy też się pojawiali. Z płyty bardzo lubię, na koncercie już mniej. Niemniej jednak smaczny był to koncert pod względem wizualnym. Ładnie to wyglądało, pojawiło się "Salto" Konwickiego, które wczoraj z ciekawości sobie zapodałem... Fajnie, ale to nie jest to, co najbardziej lubię. W tym czasie na eksperymentalnej grał Bohren Und Der Club Of Gore. Odpuściłem ich, bo miałem okazję zahaczyć o ten zespół przed zeszłorocznym koncertem Killing Joke we Wrocławiu. A po Skalpelu pora na kolejnego headlinera. Legendarni Godspeed You! Black Emperor.
I tutaj dłuższy wtręt na temat:
Mam od dawna z GY!BE na pieńku, więc chętnie podzielę się tym, co mi na sercu leży. Ten zespół poraża mnie pretensjonalnością i pustką, jaką niesie ich muzyka. Godspeed You! Black Emperor to wydmuszka. Nie byłoby to przykre, gdyby nie to, że wszystkie działania tej formacji nie były odbierane jako wspaniałe, unikalne, oryginalne. Arcydzielne! Oczywiście to przyzwoity zespół, da się tego słuchać, ba, czasami to przyzwoita muzyka, ale z wadą ukrytą. Dotknęło mnie to bardzo na ich koncercie. Piękne, smutne, nostalgiczne wizualizacje wprawiają słuchacza w unikalny nastrój wzniosłości i patosu. Dom, tory kolejowe, ziarno na kliszy filmowej i dodatkowo obraz w czerni i bieli. Prawdziwa sztuka z artystyczną wizualizacją. Pod to zespół zapodaje muzykę. Muzykę skrajnie prostą, ubogą pod względem melodycznym, formalnie jednak rozbudowaną, ale zawsze opartą na prymitywnym i powtarzalnym schemacie: cicho, głośniej, głośno lub odwrotnie. Jest w tym symfoniczny rozmach, który sprawia, że ludzie dochodzą do jednego słusznego wniosku: tak, to jest prawdziwa sztuka. GY!BE szyją naprawdę wspaniale, wprowadzają mnie w ekstazę, wszystko inne wydaje się przy tym takie przyziemne, takie nieistotne. A emocjonalność, jaka w tym wszystkim jest zawarta jest na poziomie czternastolatka albo późnego Pendragona. Nie ma w niej nic prócz taniego sentymentalizmu.
Zespół otoczony jest kultem absolutnym. Kilka dni temu wyraziłem powyższe sądy w innym miejscu i zostałem za to konkretnie zbutowany... Niemniej jednak tak czuję. A sam koncert? Fajnie nagłośniony, ładny, wdzięczący się wręcz. Byłem, widziałem, ułożyłem sobie to w głowie, zatem cenne doświadczenie.
Po GY!BE szybki lot na eksperymentalną. Tam Japończyki z Zeni Geva. Czad okrutny. Duet, tylko perka i gitara. Niesamowicie zrytmizowane, bardzo ciężkie i bardzo precyzyjne granie. Gdzieś tam połyskuje metal, jest ciężar, jest też pewien japoński klimat, który zawsze zaciekawia. No i konferansjerka cudowna. Dziekuje, spasiba, danke.... Potem ma być Circle. Towarzystwo się wybiera, a ja wybieram się do namioty. Nie mam już siły na kolejną porcję muzyki.

cdn

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 09:47:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Miło mi się czyta o GY!BE, bo nie dowierzałem w zasadność ich wysokich notowań (na przykład na RYMie), ale nie chciało mi się sprawdzać. Z drugiej strony teraz mam większą ochotę na weryfikacje niż kiedykolwiek, hm...

A co na to wszystko Prazeodym? :)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 10:08:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21407
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
antiwitek pisze:
Miło mi się czyta o GY!BE, bo nie dowierzałem w zasadność ich wysokich notowań (na przykład na RYMie), ale nie chciało mi się sprawdzać.



Ja też nie dowierzałem, przy czy mi akurat chciało się sprawdzić. Teraz nie dowierzam jeszcze bardziej. Pretensjonalne merde (pardon my French), a w dodatku nudne jak odczyt o wydajności z jednego hektara.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 10:27:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28016
Obrazek

Cytat:
Rodacy i Rodaczki! Czworacy i Czworaczki! Dość tych kabaretów politycznych, tych kawałów abstrakcyjnych, tych sztuczek podejrzanych, tych absurdalnych kojarzeń i całego tego memłania. Weźmy przykład z Majewskiego: ten nie memła, ale za to jak coś powie, to boki zrywać. Precz z fałszywą ułudą sceniczną, pozostawiającą wiele do życzenia. Nie zaciemniajmy horyzontów myśli współczesnej. Na przykład Majewski. Nie zaciemnia. Zerwijmy z tym chwiejnym balansowaniem na krawędzi egzystencjalizmu i wegetarianizmu. Skończmy, skorygujmy i skonfrontujmy. Na przykład Majewski. Skończył, skorygował, a teraz konfrontuje. Nie oglądajmy się na różne prądy, prądziki, arabeski, frykasy i frytki. Na przykład Majewski. Ten się nie ogląda. Wprowadza. Wprowadza mechanizację do stajni i gdzie może. My też bierzmy z niego. Wprowadźmy, zmechanizujmy, podnieśmy. Na przykład Majewski. Podniósł wydajność z jednego hektara i przeniósł ją na drugi hektar. My również podnieśmy, postawmy, niech stoi. Odrzućmy od siebie precz te sny o Tahiti, pełne wulgarnego erotyzmu i rozgrzanego do czerwoności dadaizmu. Sięgnijmy w głąb dnia codziennego. Na przykład Majewski. Sięgnął. Co tam namacał - nie powiedział, ale my wiemy. To skromny człowiek, z byle gównem nie wyskoczy.

Dlatego to zwiążmy i przetnijmy. Stwórzmy i zburzmy, i przejdźmy nad tym do porządku dziennego. Na przykład Majewski. Przeszedł do historii, ale on tu jeszcze wróci i jak kogo palnie w mordę, to szkoda gadać.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 11:08:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 14:09:14
Posty: 4702
Dzień drugi
Spóźniamy się na autobus. Jesteśmy na przystanku kilka minut po czasie. Cierpliwie czekamy na następny. Podchodzi do nas łysy, napakowany gość, cały w dziarach, otwiera piwko i z miejsca zaczyna opowiadać o swoim życiu. Nie chcę oceniać pochopnie, ale w sumie to mogło być ciekawsze niż Semantik Punk, który grał wtedy na mBanku. Kiedy przybyliśmy, akurat robili jakiś noiz na dwie zielone gitary, podczas gdy reszta zeszła ze sceny. Nie mogę więc ocenić na ile formuła zespołu zmieniła się od czasów gdy nazywali się Moja Adrenalina i dwa lata temu rozpoczynali cały festiwal.
Idziemy na Trupę Trupa. Teraz Rock nazwał ich "polską odpowiedzią na The Doors i Velvet Underground" :D więc nie mozna przegapić takiej okazji. Było poprawnie, ale (to już zaczyna być norma) nie byłem poruszony. Spoko ostatni utwór, fajny bas Gibsona.
Bisz/B.O.K. bardzo okej. Mimo różnych zastrzeżeń, Bisz wydał jedną z fajniejszych płyt w polskich rapsach w zeszłym roku. Bardzo dobry, zgrany bend (oni jeszcze wrócą w tej relacji). Pobujaliśmy się i poszliśmy na Furię. Zespół wystąpił w przebraniu pand i się nie uśmiechal, ale ściana dźwięku robiła wrażenie. Trochę dziwne doświadczenie w te pogodę ("zagrajcie 'Idzie zima'"!), ale zawsze coś nowego.
Nie pamiętam co działo się w czasie koncertu Metza, nie wiem czy na nim byłem, serio :shock: Chyba strefa gastro była wtedy grana. Byłem natomiast na KTL. Nie wiem co można napisać o koncercie gdzie grane są drony, ale podobało mi się. Najfajniejsze sytuacje: goście z bandu Bisza stoją pod sceną i z uznaniem oceniają nagłośnienie gości z KTL i ludzie w koszulkach Sunn O)) (czyli chyba fani takiej muzyki) wychodząc z namiotu poważnie komentują "było trochę za mało dołów, ale góry...góry świetne" :)
Później znowu jakoś się bujamy po feście. Gdzieś w czasie koncertu Brutal Truth od czapy idziemy na stoisku Polskiej Grupy Energetycznej. Tam studenci mają opowiadać o energetyce. Jeden okazał się fajnym gościem i godzinę rozmawialiśmy o atomie. Nerdy z nas. Gadasz o Fukashimie, a w tle gra Brutal Truth. Szkoda, że nie Voivod. Rozdawali też wodę. Pozdrawiam.
The Walkmen nuda.
Skalpel okej.
Godspeed You! Black Emperor - Pilot dobrze gada. Mogę się podpisać.
Po koncercie GY!BE chwile bujamy się przy Austrze i wychodzimy. Tym razem zaczepia nas pijany koleś, który pyta jak iść na Tychy. Normalna sprawa.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 11:25:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Off Festival 2013

4.08.2013, dzień trzeci


Długi start miał ten dzień. Poranek błyskawiczny, znów Dolina Trzech Stawów jako przechowalnia do momentu wystartowania koncertów. Tego jednak dnia wszystko spowolniło. Miałem iść na Ampacity, miałem iść na Gówno, a ostatecznie przeciągnąłem wejście na teren festiwalu do godziny dziewiętnastej. I tylko na dobre mi to wyszło, bo później bez problemu dojechałem do końca. Nie było typowego dla trzeciego dnia krytycznego spadku formy chwilę przed finałem.
Zacząłem od Japandroits. Zgrabne, może trochę nijakie granie na leśnej. Duet, piosenkowo, gitarowo. Spotykam kumpla, którego nie widziałem 6 lat. Gadamy, gadamy. Idziemy na Molestę i nie przestajemy gadać. I tak mija nam cały koncert. Gdzieś w tle jest "zróbcie hałas", ale ja jestem obojętny. Prazeo pewnie doda tu kilka istotnych szczegółów, które mnie osobiście były obojętne. Potem mam plan, żeby wybrać się na Thee Oh Sees. Bardzo chciałem, ale piszę smsa do Prazeo. On postawił na Super Girls & Romantic Boys, zatem chcąc nie chcąc idę tam. Też rozmawiamy, disko z tła fajnie umila rozmowę, Prazeo wbił tutaj ze świtą chłopaków. Gadamy, gadamy, ale wiem, że trzeba powoli iść na Fire!. Mats Gustaffson w tym roku zabił projektem Fire! Orchestra. I teraz, pomimo odchudzonego składu zaprezentował sporą część tego materiału. Świetnie to siadło. Niestety publika klaskała "do rytmu", gwizdała, reagowała niespecjalnie. Saksofonista srogo się irytował. Cóż... Materiał generowało trio. Postpunkowy bas, prosty, minimalistyczny. Do tego dochodziła mocno szalona prekusja, na której delikwent sadził piękne rzeczy, ale bez odrywania się od tego, co grają inni. Lider natomiast obsługiwał elektronikę, która buczała i szumiała, ale nie zapominało saksofonie, na którym dął piękne partie. Świetny koncert, obok Brutal Truth najlepszy na tym festiwalu. Mocno zastanawiam się, czy nie zrobić jesienią powtórki na krakowskim festiwalu Unsound, gdzie Fire! (nie wiadomo jeszcze jaki) ma być jedną z atrakcji. Co ciekawe ten koncert był na scenie Trójki - była to moja jedyna wizyta w tym namiocie, który od poprzedniej imprezy znacznie się rozrósł (wyszczy, większy, szerszy, bardziej schowany za leśną). Potem Goat. Tak, to też miał być gwóźdź programu. I w sumie był. Zaczęli od długiego intro znanego z płyty. Było chyba jednak bardziej delikatnie. Nie to jednak zaskakiwało. Muzycy byli przebrani, o czym wiedziałem od dawna. Nie wiedziałem jednak, ze wokalistki wyglądają jak jakieś dziwne szekspirowskie wróżki, które przez cały koncert biegały po scenie robiąc niesamowity szoł! Goat prócz materiału znanego z "World Music" zapodał troszkę nowego materiału. Z perspektywy koncertowej nie wyglądało to olśniewająco, ale może w studiu się to rozbuja. Reszta występu bardzo dobra, choć czasami brakowało pierdolnięcia, żeby faktycznie buty spadły. No nic, tak czy owak było świetnie. No a po Goat pora na najbardziej wyczekiwany zespół My Bloody Valentine. Oczywiście reklamowany jako najgłośniejszy koncert festiwalu. I faktycznie rozpoczęli od potężnej ściany dźwięku. Było bardzo głośno, ale róznie bywało z nagłośnieniem. Nie dałem się wciągnąć we wnętrze koncertu. Oglądałem z tyłu, przytuliłem leżak, koneserski seans z kolegą sobie zrobiliśmy. Basię wciągnęło w wir, zniknęła, a potem bardzo chwaliła koncert. Kolega Basik nie chwalił, jeno wzgardził. A ja jakoś pozostałem na swojej letniej pozycji. Fajny szugejz (tak, tak słowo gej świadomie wstawione), sporo fragmentów z osłuchanego "Loveless", niestety gdzieś nikną wokale, czasem perkusja się zawieruszy, jakiś taki bałagan w tych przestrzeniach dźwiękowych panował. Zatem podsumowując: podobało mi się, ale letni jestem, nie będę piał z zachwytów. Z chęcią oddałbym ten zespół za jakiś inny, bardziej "mój".
I tak dobiłem do końca. Potem poszedłem z Basikiem i Basią osuszyć dwa kufelki, żeby zmyć z siebie wszystko i pora wracać na pole namiotowe, żeby zakończyć ten udany przecież festiwal

cdn

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 12:03:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 14:09:14
Posty: 4702
A, jeszcze jedno! Nie byłem wtedy pod sceną, ale słyszałem w tle The Paradise Bangkok Molam International Band! Świetnie sie słuchało przy piwie :)

Dzień trzeci.
Miałem iśc na We Draw A. Niestety - miałem akurat ważny telefon i trochę mi umknął ten koncert, a raczej ja mu umknąłem. Poźniej Babadag z Cieślakiem na gitarce. Przed koncertem pokazałem go chłopakom i mówię "ciekawe czy znowu będzie łapał jakieś pojebane akordy, jak na Ściance". Okazało się, że rola Cieślaka była bardzo mała, troszkę pograł slajdem, dodał jakieś smaczki. Miał za to fajna koszulkę (już zapomniałem czego) i minę jakby go generalnie bardzo nudziło i waliło, że właśnie gra koncert. A reszta zespołu? Bardzo, bardzo ciekawa muzyka, ale nie to miejsce, nie ten czas.
Gówno zaskoczyło. Słuchałem ich dawno i myślałem, że robią sobie tylko jaja. Tymczasem zagrali porządny, równy koncert, który był akurat na tyle profesjonalny, na ile trzeba. Boski szalał na białym jaguarze. Gdzieś w połowie był cover Ewy Braun "Stąd do wieczności" ze słynnym tekstem "kiedy cywilizowałem kulturę Inków i nazywałem się Cortez", wraz z apelem aby może tak Ewcię reaktywować na kolejny festiwalu. Byłoby świetnie. Pojawiły się też wątki polityczne, z którymi nie do końca mi po drodze, ale jak punk to punk.
Rebekę oglądałem gdzieś z tyłu, trochę zasnąłem. Ale nie było źle.
Très.B - typowy zespół z kategorii "fajne granie, ale odkrywczy to byliby 20 lat temu". Czyli klasyczny indie rock ze złotej ery gatunku. Melodyjne rzężenie na gitarce. Ładna pani basistka grająca na basie w kształcie motyla. Wiadomo, ze ten styl zawsze będzie bliski memu sercu, ale w domu raczej nie posłucham.
Japandroids - znowu nic odkrywczego, ale niezły spid. Wokalistogitarzysta rzuca się po scenie i robi wszystko energicznie, perkusista napierdala (Andrzej) zza ucha, chociaż troche bez pomyślunku, ale dynamicznie. Pod koniec wplatają cover "Enter Sandman" w jam. Kolega: "no, on to jest chociaz lepszy niż Lars", hehehe.
Molesta. Skandal. Niesamowity fenomen. Ta płyta...Dzisiaj w połowie jest beką, zestarzała się okrutnie. Bity biedne, chłopaki rymują czasem niezłe głupoty. Włodi i Vienio dzisiaj są poważnymi (no, na scenie to nie do końca) i ustatkowanymi ojcami i żywicielami rodzin. Co z tego? Ta płyta to kamień węgialny polskiego hip-hopu. To nie była pierwsza płyta, ktora się ukazała, nawet nie dziesiąta, ani dwudziesta, ale to ona zasiała największy ferment i była chyba najbardziej prostolinijna i prawdziwa. Cytowana, parafrazowana, follow-upowana na połowie polskich rapowych płyt. A przy tym znałem każdy utwór. I oto zmierzam się z tym. Wychodzą. Znowu żywy band (on jest nauczycielem basu, uczy dzieciaki grac na basie!) i niesamowita energia przy pierwszym refrenie. Później trochę opadała, ale i tak wspomnienia mnie dopadły. Sporo skrótów, wiadomo - Chada, który gościnnie udzielał się na tej płycie (zreszta słaby raper) siedzi w więzieniu, Kacza nie zajmuje się rapem, Tedemu nie opłaca się przyjeżdzać na jeden utwór...Mimo wszystko - dobry koncert. I "cover" Myslovitz z dedykacją dla Rojka
Super Girl & Romantic Boys - gadam z Pilotem :) w tle grają, ale znam zaskakująco mało repertuaru. Pod koniec trochę hitów. Spoko.
Deerhunter - słuchany jednym uchem z daleka, dużo lepszy niż myślałem. Aż podchodze bliżej. Wokalista duzo gada. Momentami trochę bez sensu, ale kiedy wymieniał za co kocha Polskę i jak w pewnym momencie powiedzial Kristof Komeda to zrobilo się miło. Pod koniec jest już naprawdę nieźle, bo trochę odlatują. Jestem zaskoczony.
Goat - nic do gadania, trans, trans, trans. Świetnie "Disco", super sekcja rytmiczna. Mogłoby byc lepiej, ale po co narzekać skoro jest świetnie. I dynamiczny utwór na bis, który nie wiem czemu spowodował, że pomyślałem o Motorhead.
MBV - potęga. Są pewne wady np. to, że przez cały koncert nie słychac wokalu. Bilinda uroczo podśpiewuje sobie na tle ściany wzmacniaczy. Kevin nieśmiało mówi "hi". Noiz, noiz, noiz. Jeden z bardziej niedocenionych perkusistów wszechczasów wciaż w świetnej formie, chociaż im nowszy utwór, tym mniej może się wykazać, ale w rzeczach z "Isn't Anything" wymiata po całości. Znam cały repertuar, ale nie wszystko poznaje od razu. W "You Made Me Realise" nagła nojzowa wstawka. Kilka minut, może kilkanaście...i jak gdyby nic przechodzą do następnej zwrotki. Koniec. Znowu mogło być dużo lepiej, ale i tak było pięknie.
Muzycznie - chyba najsłabszy festiwal z ostatnich trzech lat, ale i tak na strasznie wysokim poziomie (szczególnie za tę cenę!). Towarzysko najlepszy. Bardzo się tam naładowałem. Czekam na następny.


Ostatnio zmieniony czw, 08 sierpnia 2013 12:59:25 przez Prazeodym, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 08 sierpnia 2013 12:26:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
I małe resume na koniec. Moja dyszka Off 2013 wygląda mniej więcej tak:

1-2. Fire!
1-2. Brutal Truth
3-4. Goat
3-4. Girls Against Boys
5. Zeni Geva
6. Pop Group
7. Dope Body
8. Metz
9. Hera
10. My Bloody Valentine

1. Czego zabrakło? Pisałem już o tym, ze headlinerzy średnio wypadli. Nie było tego uderzenia, które w ubiegłym roku zadali mi The Stooges i zwłaszcza Swans. To były rzeczy graniczne, tutaj choć bardzo chciałem, o nic podobnego się nawet nie otarłem.
2. Towarzysko: Prócz Prazeo spotkałem też stiwa. Raz w formie, potem już o kulach... Krótkie rozmowy niestety. Widziałem również Boskiego, ale z daleka i stał w jakimś ogromnym skupisku, w którym zniknął w momencie, kiedy chciałem się przywitać. Ja jechałem ze sprawdzoną ekipą. Uśmiałem się po pachy, nagadałem się do oporu i ten aspekt wyjazdu był totalny.
3. Zakupy: winyl Goat. Leżał 3 dni w pełnym słońcu w aucie. Wygląda trochę jak blacha falista, ale gra elegancko.
4. Nie podobały mi się rzeczy organizacyjne, o których pisałem w pierwszym dniu relacji. Zwłaszcza akcje z biletami. Tres słabe. Bardzo głupie były też akcje z kartami płatniczymi pre paid, którymi epatował mBank. Żetony jednak lepsze, ale widać sponsor wymógł swoje...

Podsumowanie: Off 2013 był moim zdaniem najmniej podniecającą odsłoną Katowicką. Ba, może nawet i jakieś Mysłowice byłyby od niego lepsze. Taka klasyfikacja nie jest jednak problemem organizatora, tylko moim. Niech jednak nikt nie pomyśli sobie, że był to zły festiwal. Skąd, było super, ale ja po prostu oczekiwałem czegoś znacznie fajniejszego. A że edycja ubiegłoroczna podniosła poprzeczkę totalnie w górę, to i kolejnego rekordu nie dało się przeskoczyć. Zatem fajny reset i czekam na to, co przyniesie przyszły rok. Postaram się zachować zdrowy rozsądek i nie będę się podniecać już w październiku.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 211 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12 ... 15  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 263 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group