Ultima Thule

zapowiada się ciekawie

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.

Peeping Tom - videoclip do "Mojo":
http://youtube.com/watch?v=Y0uSQCYa6yo

i nieoficjalne video do "Five Seconds & Neighborhood Spaceman"
http://youtube.com/watch?v=4FUnDIRHPkE& ... ed&search=

i ta sama piosnka live:
http://youtube.com/watch?v=hvx9v3LJUUc

"Neighborhood Spaceman" live:
http://youtube.com/watch?v=8RFGDiFv2yo

"We're Not Alone" live:
http://youtube.com/watch?v=jZO-u2mzEpg
http://youtube.com/watch?v=nNJ5BLhIsI8

_________________
kocham cię
kocham cię
śmierć w Wenecji
miłość w Warszawie

To już w sumie było, ale w ramach autolansu:

Romances
Delirium Cordia

Koncert grupy Tomahawk:
http://www.youtube.com/view_play_list?p ... 09205655D1

_________________
kocham cię
kocham cię
śmierć w Wenecji
miłość w Warszawie

dam tematowi kopa w górę, ku włąsnej pamięci, bo wypadałoby mi cos tu napisać.

Z dwóch płyt, które sobie dzięki Pile odświeżyłem - "King for a day..." i "Album of the year" chyba bardziej podoba mi się ten drugi, mam wrażenie, ze o ile na pierwszym muzycy bardzo chcieli uwolnić się od ducha Jima Martina, o tyle drugi brzmi właśnie tak, jak powinien brzmieć kolejny album grupy po "Angel Dust". A że dla mnie "Angel dust" było kamieniem milowym w odkrywaniu Muzyki, byłem tym niepodobieństwem następcy bardzo zawiedziony. Czego mi dziś brakuje na tej płycie? Normalnych, ostrych kawałików, takich jak jeden jedyny "Diggin' the grave" (zaś w nim brakuje klawiszy). Pozostałe to albo totalny odjazd, albo słodziutki, miły dla ucha pop, natomiast niewiele te światy łączy. Na wcześniejszej (i późniejszej płycie również) te światy są wymieszane, tu wyraźnie rozgraniczone. W klimacie "Angel Dust" tak naprawdę jest dla mnie tylko "Cuckoo for caca" - młodszy brat "Jizzlobbera". To nie znaczy, ze ta płyta jest zła, ona po prostu jest jakims skokiem w bok w procesie naturalnej ewolucji zespołu. Zaś "Album of the year" już łączy ten chaos z wcześniejszym stylem. W pewnym sensie widzę tu sytuację podobną jak z "Legendą", "Triodante" i "Duchem". Druga płyta jest odcięciem się prawie całkowitym od pierwszej, na trzeciej zaś spotykają się muzyczne wątki i style z obu. (Tylko nie piszcie który, ze to inna muzyczna bajka, bo ja w żaden sposób nie porównuję tu muzyki zespołów, a jedynie tę prawidłowośc). i na "King for a day..." i na "Triodante" zespoły są świeżo po rozstaniu z gitarzystami, stanowiącymi dotąd w olbrzymim stopniu o muzyce grup.

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.

Byłem dziś na koncercie Pattona i Fennesza w Proximie.
Pół gwiazdki.

Spotkałem Cytza (pozdrowionka) i wyszedłem po piętnastu minutach.
Koncert do bani. Mistrz Patton pożera własny ogon. Kolejna porcja jazgotu, który nawet już nie jest ciekawy, coś w stylu Fantomasa, tylko w Fantomasie jeszcze to jakoś grało... Natomiast teraz nie gra zupełnie. Może maestro by się zabrał za jakieś normalne utwory zamiast wydobywać dziwne dźwięki z konsoli i brać za to kasę od naiwnych? Marzy mi się Tomahawk nowy, Peeping Tom - o Faith No More już nie wspomnę. Coś z normalną strukturą melodyczną... A to, co usłyszałem to jakaś nędza. czasem udaje mi się samemu coś takiego wyczarować z komputerka. Szajs, mr Patton!...

_________________
kocham cię
kocham cię
śmierć w Wenecji
miłość w Warszawie

to przynajmniej taki zysk, że z cytzem napiłem się Coca Coli

_________________
ćrąży we mnie zła krew

A ja z nim wypaliłem camela pokoju

_________________
kocham cię
kocham cię
śmierć w Wenecji
miłość w Warszawie

smutno czytać
a jeszcze z tydzień temu mnie znajomy namawiał ...
Lepiej jednak puścić sobie coś FNM

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...

Kumple z pracy namawiali mnie do ostatniej chwili.... Chociaż sami obawiali się nieco tego koncertu. Ciekawym jakie miny będą mieli w poniedziałek

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white

Nędza straszna... Poza tym gdy wyszedłem - a to był coś po kwadransie - góra 20 minutach, przeszedłem z kumplem na Pola Mokotowskie, wsiadłem do wozu i nie ujechaliśmy chyba 10 minut.... gdy kolega, który został na koncercie zadzwonił i powiedział, że to już koniec... i że bisy już były....
To ile trwał cały ten eksperyment na ludziach? 45 minut? Skandal.

Mistrz ma u mnie duży minus.
Drugi za to, że zastanawia się nad wypełnieniem tym muzycznym syfem kolejnej płyty, bo rozważa nagranie z panem Fenneszem...

_________________
kocham cię
kocham cię
śmierć w Wenecji
miłość w Warszawie

Na wstępie pozdro dla Krejziego i Piły ! <cola> <fajka>

Ja z Piłą się do końca nie zgodzę. Owszem, może trochę na siłę Patton idzie w stronę skrajnej antymuzyki, ale w porównaniu z moim pierwszym koncertem z Zornem, wczoraj to było easy listening. Ale może uważam tak, bo widziałem na żywo Merzbow

występ (jednak słowo koncert ciężko przez palce przełazi) łącznie z przerwami, bisami trwał godzinkę.

Dla mnie to było easy leaving. Na następny taki "projekt" nie idę. Szkoda czasu i kasy. W "Lolku" grała jakaś "kapela do kotleta" swoją wersję hitu "Daddy cool". Brzmiało o wiele bardziej zachęcająco.

_________________
kocham cię
kocham cię
śmierć w Wenecji
miłość w Warszawie

http://www.lastfm.pl/event/460259

A tutaj koncert zbiera całkiem niezłe noty!

_________________
http://67mil.blogspot.com/

ale ja też bym go ocenił całkiem nieźle !