Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 16 kwietnia 2024 16:18:51

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 33 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 14 stycznia 2013 19:15:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Bare Wire [1968]

Obrazek

Ocena: ****3/4

Zatem formuła wypracowywana na poprzednich studyjnych płytach stała się nieco przyciasna. Mayall rozbudował zespół, troszkę przetasował mu się skład i ruszył na podbój terenów bluesowych nieco innych niż do tej pory. Bazą jest oczywiście ukochany blues. Pojawiły się jednak elementy ewidentnie rockowe, sporo też jazzowego feelingu. Dodatkowym sygnałem zmian była kompozycja tytułowa. Składająca się z kilku części wypełniała jedną stronę winylowej płyty. Suita! I to jest jeden z najwspanialszych utworów w dorobku białego taty. Po raz pierwszy pojawiają się wręcz psychodeliczne odloty, takie nieco intuicyjne granie. Zwłaszcza sekcja celuje w tym, żeby jak najbardziej "zamieszać". Dodatkowo Mick Taylor ma w łapie nieco ostrzejszego pazura. Wszystko sprawia, że chyba bliżej tu do muzyki progresywnej. Niesamowita podróż trwa prawie 23 minuty...
Druga strona płyty jest również ujmująca, chyba trochę bardziej "klasyczna". I z tego powodu nie daję kompletu punktów, choć oczywiście jest to Mayall w doskonałej formie. Na notę 5.0 przyjdzie jeszcze czas.

PS. I może zabrzmi to dziwnie, to ten album cenię bardziej niż płytę z Claptonem, choć z ocen to zupełnie nie wynika. ;) Słucham tej płyty regularnie i zawsze z wielką przyjemnością.

Co do zmian w składzie. Wypadł basista. Tillman i Williams wymienieni przy okazji "The Diary Of A Band" zniknęli z horyzontu. Posadę otrzymuje Andy Fraser. Nie zagrzewa miejsca zbyt długo, bo za chwilę powołuje do życia Free. W tej sytuacji basistą zostaje Tony Reeves z New Jazz Orchestra. Zmienia się również perkusista. Hartley idzie grać na własne konto, a na jego miejsce wskakuje Jon Hiseman (z Graham Bond Orchestra, gdzie zastąpił Gingera Bakera. Przypominam, że z tego zespołu wywodził się też Heckstall-Smith.). Skrzypce i trąbkę bierze w swoje dłonie Henry Lowther.
Zatem jak widać, w składzie, który nagrał "Bare Wire" było aż trzech muzyków, którzy chwilę później powołają do życia Colosseum.

Skład:
John Mayall – vocals, harmonica, piano, harpsichord, organ, harmonium, guitar
Mick Taylor – lead guitar, Hawaiian guitar
Chris Mercer – tenor, baritone saxophone
Dick Heckstall-Smith – tenor, soprano saxophone
Jon Hiseman – drums, percussion
Henry Lowther – cornet, violin
Tony Reeves – string bass, bass guitar

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 stycznia 2013 12:30:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Blues from Laurel Canyon [1968]

Obrazek

****1/2

W lipcu 1968 roku po raz kolejny posypał się skład Bluesbreakers. Reeves, Hiseman i Heckstall-Smith odpłynęli do własnego Colosseum. "Blues From Laurel Canyon" nagrano w sierpniu, a światło dzienne ujrzała w listopadzie jako solowy album Mayalla. Odchudzony został skład. Po epickim kolektywie Mayall postawił na zgrabny kwartet. Na bębnach Allen, na basie Thompson. Gitarę solową po raz ostatni dzierżył Taylor. Chwilę później przyjął posadę w The Rolling Stones, gdzie zastąpił niesubordynowanego Briana Jonesa.
Płyta powstała po trzytygodniowych wakacjach Mayalla w Stanach Zjednoczonych, konkretnie w kultowym Laurel Canyon, centrum życia środowiska artystycznego nie tylko tamtych czasów... Pojechał tam liznąć trochę innego świata, odpocząć, poszukać inspiracji. Spotkał tam się z Frankiem Zappą (jemu poświęcony został kawałek "2401"), Cannet Heat, The Byrds, Captainem Beefheartem, połaził po klubach na Sunset Strips. Były też groupies i marihuana. Zatem resecik totalny. I przełożyło się to na klimat omawianego albumu. Bardziej leniwego, totalnie wyluzowanego...

Po epickim "Bare Wire" mamy powrót do nieco bardziej prostszego i korzennego grania. Do czasów płyty z Claptonem nie szło się już cofnąć, zbadane tereny musiały pozostawić w muzyku jakiś ślad. Utwory stały się trochę mniej skomplikowane, za to wzrosła chyba ilość emocji, kawałki były pozbawione rozmachu, ale nie były pozbawione smaczków. Płyta została również obmyślona jako całość. Od momentu wylotu Mayalla do L.A., aż po jego powrót. Startujemy z nim samolotem, słyszymy odpalony silnik i powoli wchodzimy w jego opowieść. Wysoko na tym albumie szybował Taylor. Własny styl miał zawsze, ale tutaj luz udzielił się również jemu. Końcowe, prawie 9-minutowe "Fly Tommorow" to prawdziwy majstersztyk właściwie pod każdym względem. Każdy miał okazję nagrać się do woli, nie było czuć presji lidera. Mayall chyba tak miał, że każdy grający u niego muzyk mógł faktycznie dawać z siebie wszystko i było to doceniane. W pewnym momencie muzykom to jednak nie wystarczało. Szef, jaki by nie był, zawsze jest szefem. Na omawianych jednak albumach uciśnienia nie było. Chyba.
"Blues From Laurel Canyon" jest chyba najbardziej spójną płytą Mayalla. Wracam do niej regularnie, tak jak do "Bare Wire" czy następnego "The Turning Point". Spory udział ma w tym Basia, która również te płyty darzy największą atencją. Mayall dojrzały, wybitny, świadomy siebie, oryginalny i całkowicie przekonujący. Takie to płyty, proszę Państwa...

Końcowe informacje:
W jednym kawałki gościnnie pojawił się stary znajomy Peter Green. "Blues From Laurel Canyon" był również ostatnim albumem nagranym dla wytwórni Decca. Następne dzieło dostał w swoje łapska Polydor.

Skład:
John Mayall - guitar, harmonica, keyboards, vocals
Mick Taylor - guitar, Hawaiian guitar
Colin Allen - drums, tabla
Steve Thompson - bass guitar

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 stycznia 2013 12:43:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
... chyba sięgnę po Białego Tatę... :D

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 stycznia 2013 16:27:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 02 sierpnia 2011 13:48:04
Posty: 1936
Skąd: Warszawa
Pietruszka pisze:
... chyba sięgnę po Białego Tatę...

Sięgnij :), bo naprawdę warto. A przed nami jeszcze takie delicje jak The Turning Point i Jazz Blues Fusion :).

_________________
Mam w sobie dzikość żółtej pantery...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 stycznia 2013 18:50:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
:piwo:
ferie powinny mi pozwolić wrócić do odsłuchów i poszukiwania moich białych kruków - co uczynię z największą przyjemnością!

(Blues from Laurel Canyon lubię wręcz ogromnie!)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 27 stycznia 2013 12:21:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Pietruszka pisze:
... chyba sięgnę po Białego Tatę...

Jak dobrze poszukać, to sporo jego płyt, które zostały już tutaj omówione hasa po 20 ziko. Sklep Fan ma niestety w tym momencie tylko jednego żelaznego klasyka, czyli Blues From Laurel Canyon, za 16.99.


The Turning Point [1969]
Obrazek

Ocena: *****

Maj 1969 roku. Bluesbreakers znów się rozpadają. Taylor wskakuje do Stąsów, Allen do Stone The Crow. Trzeba formować nowy zespół. Ze starego składu zostaje Thompson, zaangażowany zostaje Jon Mark (wraz z Mickiem Jaggerem producent płyty Marianne Faithfull, członek Sweet Thursday) oraz Johnny Almond (Zoot Money's Big Roll Band i Alan Price Set).

Idea nowego składu była niezwykle ciekawa: odpuszczamy "cięższe" granie. Udało się to dzięki kilku zabiegom: po pierwsze brak perkusji, po drugie postawienie na akustyczne instrumenty, po trzecie uwypuklenie partii fletu, harmonijki czy saksofonów, po czwarte delikatny romans z jazzem. Z jazzem na zasadzie silnej przyprawy, smaczków, które silnie przerastają całą płytę. Jak można się domyślić najwięcej partii solowych też przypadało na saksofony i flety. Dzięki temu Almond stał się kolejnym wielkim na płytach Mayalla. Jeśli miałbym zarysować terytorium, po którym się poruszają instrumenty dęte, to przychodzi mi do głowy "Islands" King Crimson. Zupełnie inna wrażliwość, ale jest w tym jakiś wspólny punkt, choć to pewnie będzie tylko moje skojarzenie. Na pochwałę zasługuje również basista. Wobec braku perkusji on sam stoi właściwie na straży gruntowania rytmu. Jego pochody są niesamowite, pulsujące, żywe, słyszalne, ale nie ordynarnie wypychające się na pierwszy plan. Ciekawe było również to, że cały materiał został nagrany na jednym z koncertów podczas amerykańskiej trasy. Słychać publikę, słychać też, że zespół dzięki temu że jest na scenie pozwala sobie na niesłychaną swobodę. Delikatna muzyka płynie... W tekstach na temat tej płyty bardzo często kładzie się nacisk na to, że jest to właściwie jeden z pierwszych koncertów "unplugged". Sama prawda...
Mayall na tej płycie przeskoczył sam siebie. Mając wypracowany styl dość radykalne go zmodyfikował i dzięki temu powstała niezwykle charakterystyczna płyta. Śmiało można ją wcisnąć między największe klasyki pamiętnego 1969 roku.

Teraz uwaga: kompozycja "So Hard To Share" najprawdopodobniej dała impuls do powstania "Kiedy byłem małym chłopcem" grupy Breakout. Partia wokalna w kilku fragmentach jest wręcz bliźniacza. Kiedy pierwszy raz to usłyszałem, byłem wręcz zbulwersowany. No ale wiadomo, że Tadek Nalepa pożyczał to i owo od innych, więc nie mam mu tego za złe. Swoją drogą, nigdzie nie znalazłem informacji o tym, żeby ktokolwiek prócz mnie ów wspólny niuans wyhaczył. Zachęcam zatem do sprawdzenia tego zagadnienia na własną rękę, a potem podzielenia się wrażeniami.


"The Turning Point" to chyba moja ulubiona płyta Johna Mayalla. Ona również kończyć będzie serię albumów wielbionych przeze mnie, gdzie noty zbliżają się do maksimum. Kolejne omawiane wydawnictwa nie poruszają mną już aż tak bardzo, choć oczywiście wszystkie one są bardzo ciekawe. Od tego momentu zarzucona zostaje również omawianie kolejnych płyt. Dalsza dyskografia Mayalla funkcjonuje na mojej półce wybiórczo. Nie ukrywam jednak, że ten wątek rozochocił mnie i kto wie, czy jeszcze czegoś nie szarpnę...

Skład:
John Almond – flute, saxophone, alto saxophone, tenor saxophone, mouth percussion
Jon Mark – acoustic guitar
John Mayall – guitar, harmonica, keyboards, tambourine, vocals, slide guitar, mouth percussion
Steve Thompson – bass guitar

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 02 lutego 2013 10:08:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
USA Union [1970]

Obrazek

Ocena: ***2/3

Ominąłem album zatytułowany "Looking Back". A może to być ciekawe wydawnictwo, gdyż zostało popełnione dokładnie przez ten sam skład co poprzednia płyta. Jak kiedyś uzupełnię brak, recenzja znajdzie na miejscu tych słów.


"USA Union" to album wyrastający z tego, co zostało ukształtowane na "The Turning Point", czyli akustyczne granie bez perkusji. W składzie muzycy z Cannet Heat, jest też skrzypek Don "Sugarcane" Harris znany przede wszystkim ze współpracy z Frankiem Zappą. Skrzypce w kawałkach "Willie the Pimp" i "The Gumbo Variations" z "Hot Rats" znają wszyscy. Nagranie "USA Union" miało miejsce w połowie 1970 roku.
"USA Union" brzmi podobnie. Jest niezwykle ciepło, delikatnie. No i są skrzypce, które sprawiają, że muzyka brzmi bardziej amerykańsko. Czuć prerię. Kolejna fajna płyta Johna Mayalla. Tyle wystarczy.


Skład:
Don "Sugarcane" Harris – violin
Harvey Mandel – guitar
John Mayall – guitar, harmonica, keyboards, vocals
Larry Taylor – bass, bass guitar

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 03 lutego 2013 01:32:55 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
Laurel Canyon zaczyna się o tyle, o ile, ani mnie Vacation z samolotem nie zachwyca, ani nie przepadam za Walking on Sunset - ale za to potem się zaczyna super granie! Wszystkie numery od Laurel Canyon Home do Miss James ze szczególnym uwzględnieniem... no nie wiem, wszystkie świetne! ze szczególnym może uwzględnieniem spójności całej płyty (i te przejścia fajne!), więc cały ten szeroko pojęty środek jest pierwsza klasa. Nie bardzo umiem wczuć się w mruczące First Time Alone i też nie bardzo mi leży utwór przedostatni. No a ostatni oczywiście świetny.


Album można sobie cały posłuchać na youtubie na kanale tego pana (może pani), piszą, że winyl rip tak to też brzmi.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 03 lutego 2013 10:26:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Thru The Years [1971]

Obrazek

Ocena: ***1/2

Niby nic wielkiego. Składaczek z zagubionymi historiami, coś jakby kontynuacja "Looking Back" z 1969 roku, które miało zbliżony charakter. Powyciągać kawałki z singli czy z szafy, żeby po raz kolejny przypomnieć je tym, którzy mogą chcieć ich posłuchać. Zatem możemy tutaj usłyszeć dwa kawałki z Rogerem Deanem na gitarze, jeden z Bernie Watsonem, osiem z Peterem Greenem (w tym trzy zagrane bez Mayalla) i trzy z acMickiem Taylorem. No i płyta wydaje się być skierowana przede wszystkim do fanów Petera Greena. Dużo go, w różnych odsłonach. Wiele z tych kawałków to już takie wyjście w kierunku Fleetwood Mac.
Zatem po prawdzie ta płyta to właściwie nic wielkiego. Raczej ciekawy bonusik dla tych, którzy etap Bluesbreakers darzą wielką sympatią. Innym można polecić raczej regularne albumy.



Crazy na poprzedniej stronie wątku pisze:
Ciekawa sprawa z piosenką Please Don't Tell - to jedna z tych, które znam od małego, ale wersja z albumu - to ta? nie jest tą, którą znam. Poszukałem więc i znalazłem inną wersję, która jest dokładnie tą, którą mam na starej kasecie. Opis na youtubie wskazuje, że pochodzi ze składankowego albumu Thru the Years a towarzyszą mu Peter Green, Aynsley Danbar i John McVie - ale czy można ufać opisom z youtube'a?


Ciekawe, nigdy nie zwróciłem uwagi na to, że ten kawałek znajduje się na dwóch wydawnictwach Mayalla. Jak dla mnie bazowa jest wersja z "The Blues Alone". Taka powabniejsza, natomiast ten skład z Greenem sadzi takiego klasycznego blusika, w którym nie ma miejsca na to, by stworzyła się ta charakterystyczna atmosfera typowa dla Mayalla z okresu po "The Blues Alone". Jest tam co prawda świetne mocne solo Greena, ale to zdecydowanie inny klimat.
A teraz szczegóły: Wersja z "The Blues Alone" nagrana została przez Mayalla 1 maja 1967 roku z Keefem Hartleyem (bębny), natomiast wersję umieszczoną na "Thru The Years" zarejestrowano 8 marca tegoż roku w składzie Mayall (wokal, harmonijka, klawisze), Green (gitara), McVie (bas), Dunbar (bębny).

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 03 lutego 2013 16:06:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
pilot, gdzie jest My blues for Jenny?

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 09 lutego 2013 10:03:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Jazz Blues Fusion: Performed and Recorded Live in Boston and New York [1972]
Obrazek

Ocena: ***1/3

Tym razem koncertówka. Z 1971 roku, konkretnie z trzech występów. I znacznie odbiegająca od tego, co do tej pory grał Mayall. Tzn. to wciąż jest blues, nawet w wielu fragmentach bardzo oczywisty, to jednak muzycy towarzyszący często suną jazzem. Te szybkie palcówy na gitarze, niesłychane gładkie, pełne dźwięków, precyzyjne... Nie lubię takiego grania. Do tego dęciaki znów wskoczyły do składu. Te również mocniej jazzowe. Nie są to jednak ciągoty z okresu "Bare Wire", tak jak gitarom daleko do "The Turning Point". Muzyka zmieniła się też pewnie dlatego, że skład w większości stanowili czarni muzycy. I to słychać. Biały tata uczy swojego czarnego tatę?
Oczywiście płyta jest oceniana niezwykle wysoko przez wielbicieli. Ja odchodzę do tego albumu ze sporym dystansem. Jakoś nie pociąga mnie to oblicze Mayalla.


Skład:
Freddy Robinson - lead guitar
Larry Taylor - bass guitar
John Mayall - vocals, piano, guitar, harmonica
Ron Selico - percussion
Blue Mitchell - trumpet
Clifford Solomon - alto & tenor saxophone


Crazy pisze:
pilot, gdzie jest My blues for Jenny?

Pierwotnie druga strona singla "Picture On The Wall / Jenny"wydanego w 1968 roku. Potem powtórka na "Looking Back", a po latach powrót na "A Hard Road" w jakimś wypasionym wydaniu.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 09 lutego 2013 11:51:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
To jedyna płyta Mayalla jaką słyszałem. Dodam, że bardzo dobrze mi się jej słuchało :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 09 lutego 2013 13:57:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
Oczywiście trzeba będzie na świeżo posłuchać, ale generalnie jest to mój numer jeden u Mayalla, dość zdecydowanie! Jedyna płyta w całości, której bez wahania daję *****

Więcej szczegółów, jak posłucham, a tymczasem uwaga o Mayalla latach 60: z czasów, gdy byłem młodszy, pamiętam głównie trzy płyty, Laurel Canyon, Turning Point i z Claptonem. Wszystkie trzy bardzo lubiłem i zdaje się, nadal lubię ;-) Natomiast kiedyś nie za dawno w sklepie Empik wpadło mi do ręki Bare Wires, kupiłem i ... jakoś nie zażarło. Dopiero teraz do niej wróciłem, ale szczerze mówiąc nadal przelatuje trochę obok mnie. Tzn. - podoba się, ale bez emocji, a raczej bez poczucia takiej bliskości emocjonalnej, jaką mam przy tamtych wyżej wymienionych. Tytułowa suita, hmm, zyskuje, kiedy się wie, że to suita i kiedy można sobie śledzić z książeczką, kiedy która część się zaczyna, gdzie kto gra i na czym, a nawet o czym są słowa (całkiem fajne teksty). Ale czy to tak naprawdę jest wartość muzyczna? Czy raczej "świadomościowa"? W sensie, że jak się wie, to się dopiero robi bardziej interesujące. Mam wrażenie, że gdybym nie wiedział, to w życiu bym też nie wyczuł, że to ma być jedna całość. A jako oddzielne piosenki to cóż, przyjemne, niektóre nawet bardzo dobre (lubię szczególnie powolne, sączące się I Know Now).

pilot kameleon pisze:
Pierwotnie druga strona singla

no patrz. a teraz jak się zacznie wpisywać w youtuba "mayall" to jest pierwszy tytuł, jaki się pojawia!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 09 lutego 2013 21:17:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Crazy pisze:
gdy byłem młodszy, pamiętam głównie trzy płyty, Laurel Canyon, Turning Point i z Claptonem. Wszystkie trzy bardzo lubiłem i zdaje się, nadal lubię


Crazy pisze:
nie za dawno w sklepie Empik wpadło mi do ręki Bare Wires, kupiłem i ... jakoś nie zażarło


Crazy pisze:
bez poczucia takiej bliskości emocjonalnej, jaką mam przy tamtych wyżej wymienionych

Może chodzi o to, że tamte płyty miały czas, by się uleżeć, znaleźć swoje miejsce w Twojej głowie? Poznałeś je dawno temu, kiedy lat na karku było znacznie mniej... A "Bare Wire" stażem króciutkie takiej szansy nie miało, bo z jakichś tam powodów zwyczajnie nie zażarło?


Crazy pisze:
Tytułowa suita, hmm, zyskuje, kiedy się wie, że to suita i kiedy można sobie śledzić z książeczką, kiedy która część się zaczyna, gdzie kto gra i na czym, a nawet o czym są słowa

Ja tak tego nie odbieram. Pierwsza strona jest moim zdaniem zwyczajnie lepsza. Tam jest ta większa jak na Mayalla doza psychodelii, odlotu niż na jakiejkolwiek innej jego płycie. Mnie to bardzo odpowiada. Te elementy przechodzą, łączą kawałki. Faktycznie nie jest to natomiast utwór w którym przewija się jakiś wątek, tematy wracają, znikają, modyfikują się. Może słowo suita jest nie na miejscu? Może większa forma wystarczy? Wszak Mayall wypunktował wszystkie elementy składowe tego utworu i bardzo łatwo je wyłapać podczas odsłuchu.

Crazy pisze:
Ale czy to tak naprawdę jest wartość muzyczna? Czy raczej "świadomościowa"? W sensie, że jak się wie, to się dopiero robi bardziej interesujące.

Ale że wzrasta podziw, bo forma muzyczna wzrosła? A bez tej wiedzy ten zlepek kawałków jest gorszy? Dla mnie to jest zwyczajnie świetna muzyka! :)


Została mi do zrecenzowania jedna płyta. Potem chyba zapodam jeszcze subiektywną listę płyt John Mayalla. I wydaje mi się, że w pierwszej trójce "Bare Wire" będzie bankowo.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 14 lutego 2013 20:53:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Behind the Iron Curtain [1986]

Obrazek

Ocena: *** z minusem

W Polsce ten tytuł wydano rok później jako "Live In Concert" (zapis występu na Węgrzech) z nieco zmodyfikowaną okładką. Sierp i młot wyleciał. Kupiłem to za jakieś marne grosze koło Hali Targowej w pierwszych chwilach winylowego szaleństwa. Nie żebym żałował, ale nie wracam do tej płyty prawie wcale. Dziś może czwarty raz... Nic nie jest mnie w stanie do niej zaciągnąć... Niby wszystko jest tutaj poprawne, ale wcale nie czuję w tym ognia. Nie czuję tu nic. Jakaś obojętność. To jest też pewnie powód dla którego nie mam ochoty zgłębiać całej dyskografii tego artysty. Boję się, że wszystko będzie dla mnie nijakie, żadne...

Tutaj kończą się moje recenzje płyt Johna Mayalla. Dziękuję za uwagę.

Skład:
Mayall, Walter Trout and Coco Montoya (lead guitar), Joe Yuele (drums) Bobby Haynes (bass guitar).

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 33 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 29 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group