Gero pisze:
czy ktoś z Was słuchał nowej (z września) płyty Buzzcocks?
Owszem. Z tego co mi RYM przypomina przyznałem jej 3,5 gwiazdki. Czyli wstydu nie ma, ale szału też nie.
Przy okazji przeczytałem swoje wylewy sprzed lat i aż mi się trochę żal tych Buzzcocksów zrobiło.
Nie to, żebym jakoś diametralnie zmienił zdanie na temat dwóch pierwszych płyt, ale mimo to trochę ocieplił mi się wizerunek tego bendu. Otóż kluczem do zrozumienia fenomentu tego zespołu było dla mnie odkrycie poczynione już po okresie ich glanowania, że w tym wczesnym, najbardziej kanonicznym okresie działalności, mieli oni zwyczaj nagrywania swoich najlepszych kompozycji na singlach, które potem nie trafiały na regularne albumu (może z wyjątkiem Ever Fallen in Love...). Dlatego sięgnięcie po ich wczesną składankę z 1979 roku zbierającą do kupy ich nagrania singlowe (którą wcześniej konsekwentnie omijałem, no bo "po co mam słuchać składaka skoro znam pełne albumy z tego okresu"), było dla mnie odkryciem na miarę wynalezienia teorii względności. W końcu zrozumiałem co ludzi tak w tych Buzzcocksach jara i dlaczego za zajebisty zespół uważani być mogą. Sam album ma u mnie murowane * * * * * i nawet zachęcił mnie, żebym dał ponownie szansę pierwszym albumom. Sytuacja poprawiła się o tyle, że podniosłem im notę po pół gwiazdki. Ale to jednak wciąż męczenie buły. Co z tego, że melodyjne. Jeśli ktoś mnie obecnie pyta, czy Buzzcocks jest OK, to mówię "TAK!". Z zastrzeżeniem, że tylko na Singles Going Steady
Zaloguj się
Zarejestruj się
FAQ
Szukaj
Użytkownicy
