Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 16:49:01

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 4 ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: pt, 18 lipca 2014 21:52:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Wstęp

Często dziwne są pobudki do zrobienia tej czy tamtej rzeczy. Już wiele razy chciałem założyć ten temat, o tym uciążliwym jazzmanie, rozszczepieńcu, złym Murzynie, któremu odbierano nawet jego murzyńskość… ale nie czułem się na siłach.

W tym poradzeniu sobie nic się nie zmieniło, ale co to było, to, kiedy leżąc wykończony na piątkowej otomanie, drocząc się z muchami i bezsensem, zeźlony na wszystko i wszystkich, dorwał się do mnie jeden szaleńczy temat z płyty Mingusa „Mingus Ah Um”?
Czemu nie jestem w stanie się temu oprzeć?
Dlaczego opór mój jest bezsilny?

No więc muszę: Charles Mingus!

Obrazek

Chyba jako jedyny z Wielkich nie posiada swojej ksywki. Potężny facet o łapskach oprawcy. Wulgarny w takim stopniu, że Miles Davis to przy nim ułożony chłopiec. Epatujący prostackim językiem w który wplata piękne wołania o dobro i miłość.

Mingus zaczynał jako pucybut. Następnie został alfonsem, aż w końcu muzykiem.
Można o nim powiedzieć wszystko co najgorsze, i wszystko będzie prawdą.
Swoją autobiografię napisał językiem marginesu w który wplata łkania dziecka.

Jego muzyka – dla wielu rozstrojona – była jedyną możliwą odpowiedzią na tę miłość do wolności, której nie umiał nauczyć języka dyplomacji i z którą popadał w sytuacje podłe, i ponure tarapaty.

Jako siedemnastolatek powiedział ojcu: „Czasami myślę sobie, że gdyby wszyscy czarni ludzie byli tacy jak ja, nie byłoby żadnych niewolników, bo musieliby pozabijać nas wszystkich!”

Charlesa Mingusa odkrył Luis Armstrong i zaangażował go do swojego zespołu. Wydaje się, że tam nauczył się tej niepowstrzymanej siły, którą uruchamiał potem w swoich zespołach, robiąc to w tak niebywały, nadprzestrzenny sposób jak nikt inny.
Ta siła, to SWING!

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 19 lipca 2014 15:41:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Z zespołu Armstronga, poprzez kombo Lionela Hamptona, Mingus trafia do trio dowodzonego przez Reda Norvo, który właśnie w tym czasie praktykował eksperymenty nad perkusistami, co doprowadziło go w końcu do ich całkowitej eliminacji.
Nagrania z tego okresu dowodzą, że nie było w tym przypadku.
Do momentu zrealizowania bardzo dobrze brzmiącej perkusji, czyli do pierwszej płyty Led Zeppelin musi upłynąć jeszcze trochę czasu.

Mingus ubiera jasny garnitur, składając tym samym w ofierze na białym ołtarzu muzyki, na pewien czas, jedno ze swoich „ja”.

Obrazek
Zanim o muzyce, pozwolę sobie na kilka uwag co do samej fotografii.

Samo ujęcie naprowadza moje skojarzenia na fotografię robioną z tzw. kolana. … jak Cezar na koniu, Napoleon na słoniu… Red Norvo na scenie. Estrada niewielka. Schody powleczone pasiastą tapetą znajdują się na suficie i prowadzą nasze oczy na skos, jakby poza kadr, w ciemność. Poniżej trzy postacie. Z lewej strony wysoki, silny i szczupły mężczyzna o figurze żylastej, idealnie współgrającej z gitarą trzymaną na udzie podkurczonym na barowym krześle. Jego prawa dłoń, jak pająk doprowadza do drgań sieć strun. Koszula biała. Krochmal. Krawat ciemny. Obwisły i cienki. Dolna szczęka wysunięta ukazuje perliste, amerykańskie zęby, w uśmiechu nie pozbawionym zachwytu nad widmem pogodnych psót. Uszy odstające. Szczęka kubistyczna. Oczy utkwione w imponującym instrumencie Reda Norvo. To Tal Farlow. Rolnik gitarzysta, „Ośmiornica” z Północnej Karoliny.
Jeśli już wspomniałem o Redzie Norvo, można skreślić i tę przejmującą, jakby nieobecną postać. Jego nieobecność bierze się z zupełnego zaangażowania i poświęcenia. Pochyla się nad czymś co obdarzone płaskimi szczebelkami zwisa w dół metalowymi rurkami o róznej długości. Nad jedną sztachetką podskakuje niewielkich rozmiarów piłeczka, której ruch dosłownie wyciska łzy ze zmiętej twarzy cierpiącego Norvo. Red jest biały. Dojrzały i łysiejący.
Te dwie zaangażowane postacie rozdziela tajemnicza, jakby nie partycypująca w całym wydarzeniu persona. Jakby oparta prawym przedramieniem o deski nad którymi pochyla się beczący staruszek, pieści cieniutki, sterczący, zdrętwiały filarek wbity w kant schodów na suficie. Z jednej strony palce wskazują, że mają udział w jakims wydarzeniu, są układanka większej całości, z drugiej strony biało czarne oczy postaci, mijają cały dramat uwieczniony w kadrze i mkną gdzieś w dal. Może nawet w jakąś oddal?

Sama muzyka która dochodzi z tej pierwszej płyty przywodzi na myśl Pegaz i Rolniczy Kwadrans. Jest leniwie intensywna. Barwna. Pachnie lebiodką i niedzielnym rosołem, bulgoczącym w starym kinie.

Obrazek

****

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 20 lipca 2014 19:42:45 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
W sztuce można odnaleźć zadziwiające formuły.
Jedną z nich, która po prostu dosłownie rzuca się w oczy jest ta, którą można nazwać: Pryncypium Fotogeniczności. Zwyczajnie:

Artysta jest fotogeniczny.

Z czego jasno wynika, że:

Artysta musi być fotogeniczny.

Nie ulegajmy pozornej prostocie tych zdań, bo konsekwencje, które za nimi idą, są czasami trudne do przyjęcia i zagmatwane.

Pryncypium Fotogeniczności funkcjonuje w sposób pewny i bezwzględny, i w ogromnej większości dziedzin sztuki, z wyłączeniem może ze trzech sztuk zacienionych?
Muzyka, a dokładniej artysta muzyk, jest całkowicie oddany we władanie oka.
Jego podporządkowanie jest tak ogromne, że żarliwość z jaką się oku oddaje jest rodzajem powrotu do domu.
Słuchając muzyki np. takiego Mozarta, można być pewnym o jego niezrównanej ogładzie, piękności fotograficznego wizerunku, gdyby taki portret istniał…
… Charles Mingus był fotogeniczny wyjątkowo, ergo, był wyjątkowym artystą.

Na sławnym zdjęciu uwieczniającym dzień z 1958 roku, który nazwany będzie później Wielkim Dniem Harlemu, widać postać hardego brutala wyposażonego w długiego, białego papierosa. Złe spojrzenie żywcem kłuje przestrzeń, wydzierając się z papieru, niczym pod dotknięciem zaczarowanego ołówka, potrafi niepokoić nie na żarty. To z tym człowiekiem przymuszeni byli grać uczuciowi, a nierzadko arcydelikatni muzycy pokroju Erica Dolphyego!... i powody, dla których to robili, spowija tajemnicza mgła, jakby żywcem zdjęta znad październikowych angielskich łąk.

Mingus w tym okresie gra jeszcze w różnych konstelacjach, także ze swoim wielkim mistrzem: Dukiem Ellingtonem.
Wydaje mi się, że to właśnie Książę jest ojcem, do którego pragnie wracać niesforny Charles. Już wtedy ujawniła się w nim skłonność, tak łatwa do pochopnego osądzenia, by sprawy muzyczne załatwiać za pomocą ciężkich ciosów pięścią. Doświadczył tego co najmniej jeden z muzyków z orkiestry Ellingtona. Ta pewnego rodzaju nadwrażliwość, szorstkie przeczulenie, może świadczyć o wielu cechach, którymi niełatwo jest się chlubić, ale także i o tej śmiertelnej powadze z jaką traktował samą muzykę.


Obrazek


Mingus pomimo, a może dzięki?! swojemu trudnemu charakterowi zdobywa wielu przyjaciół. Z perkusistą Maxem Roachem otwiera prawdopodobnie pierwszą niezależną wytwórnię muzyczną. Pod szyldem „Debut” ukaże się kilka niezłych płyt.
Znacznie większe znaczenie ma stworzenie, wraz z Theo Macero, późniejszym producentem muzycznym wytwórni Columbia (KIND OF BLUE!), Jazz Composers Workshop.

To początek własnej drogi.

Obrazek

**1/2

Nagrania z lat 1954/55 z klarnecistą Johnem La Porta; tenorzystą, grającym na saksofonie barytonowym - Theo Macero; tak samo Georgem Barrow, niejakim Cirillo na pianinie; i na zmianę Rudym Nicholsemi i Kennym Clarkiem na perkusji.
Muzyka wypełniona „coolowymi” improwizacjami z solidnym akompaniamentem sekcji nie porywa. Jej solidność łączy się mocno w parze z pewną letniością. Ale na pewno już można było usłyszeć, w trzech kompozycjach Mingusa tę swoistą śpiewność, i wyczuć dotknięcie, jakim miał w przyszłości złamać me serce.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 21 lipca 2014 21:11:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 20:04:57
Posty: 14019
Skąd: ze wsi
Obrazek

At the Bohemia

***

Nagranie bardzo cenione, ale jeśliby oddać moje uczucia mową twardą, jest to jedna, z tak licznych, niepotrzebnych zbytnio płyt z lat 50-tych, których tyle zostało nagranych.
… ale… momentmoment…
tenorzysta gra licho, brakuje mu blasku, jego partie są zawiesinowate, w tej nijakości doruwnuje mu puzonista, który wręcz irytuje brakiem inwencji… najciekawsze z całości pozostają tematy, ładnie rozpisane mogłyby być czymś więcej, niż tylko tłem nużących linii tkanych przez jakiś zrezygnowanych grajków.
…ale… momentmoment…
dlaczego słucham tej płyty, od czasu do czasu, z radością?
…myślę, że jest to jedna z tych chudych traw, wyschniętych, słabych, które jednak w swojej ilości stanowią o smaku klimatu, o zapachu chleba, o granicy ziemi jałowej, o szaleństwie barmana, o nadziejach… ta muzyka jest powietrzem, którym będą oddychać tytani… i polecam ją bardzo, zwłaszcza dla własnej przygody i odnalezienia w niej tych rozcieńczonych kryształków, przez które, trochę dalej widać kolory tęczy…

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 4 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 45 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group