Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 21 maja 2024 05:54:26

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 461 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27 ... 31  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 06 lutego 2012 23:11:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14029
Skąd: ze wsi
pilot kameleon pisze:
kto by dziś chciał jeszcze czytać o ProjeKct X

Młua! :D

Nie znam tych płyt. Ostatnią jaką słyszałem to THRAK.

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 07 lutego 2012 19:43:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
ProjeKct X, Heaven And Earth [2000]
Obrazek
„Heaven And Earth” jest owocem tej samej sesji co album „The ConstruKction Of Light”. Ci sami ludzie, to samo miejsce, ten sam czas. Podtytuł mówi tu bardzo wiele: „Xtractions Of Light”. Jest to płyta o charakterze eksperymentalnym, bardziej luźnym niż album King Crimson, a jednocześnie znacznie mniej przewidywalnym. „Heaven And Earth” nie był dostępny nigdy w oficjalnej sprzedaży, tak więc jego znajomość jest właściwie niewielka. Garstka słuchaczy podzielona jest na dwa obozy. Dla jednych jest to fajny suplement do „The ConstruKction Of Light”, dla innych bezsensowna bazgranina muzyczna pozbawiona większego sensu. Ja powiem od razu, że lubię ten album.
Znany już z długograja King Crimson „Heaven And Earth” nie jest miarodajnym utworem. Niestety chciałoby się rzec. Wyborna transowa kompozycja pięknie wieńczyła album Karmazynowego Króla i równie elegancko odnajduje się tutaj. Jest to chyba najlepszy fragment tej płyty. Reszta materiału jest znacznie mniej ułożona, często niespójna i bardziej bałaganiarska, ale fragmentami również wciągająca. Może twórcom zabrakło czasu na dopracowanie i odpowiednią selekcję tego materiału? Główna różnica pomiędzy płytami „Heaven And Earth” a „The ConstruKction Of Light” polega na odwróceniu elementów dominujących. O ile na albumie King Crimson to gitary wiodły prym, o tyle w przypadku ProjeKct X dominuje rytm. Studyjne zabawy dźwiękiem są tutaj na porządku dziennym, jest również wyraźnie odczuwalna aura serii The ProjeKcts, ale to raczej oczywistość. Dodatkowo można tutaj wyłapać fragmenty zapowiadające zespołowe improwizacje Double Duo, które byłu uskuteczniane na wiosennych koncertach w Europie.
„The ConstruKction Of Light” jest dziełem bardzo spójnym, zamkniętym, natomiast „Heaven And Earth” należy traktować jako zapiski powstałe na marginesie tamtej sesji. Nie znaczy oczywiście, że można je marginalizować. Glosy niosą inną treść niż dzieło do którego się odnoszą.
Ocena: ***1/2

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 08 lutego 2012 14:03:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 15:46:47
Posty: 21437
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Hi! Ale jajko! Właśnie sobie uświadomiłem, że ta płyta stoi sobie u mnie na półce od prawie czterech lat i jeszcze ani razu jej nie przesłuchałem. Ba! Nawet z folijki jej nie odpakowałem :rabbit:. Jest okazja, żeby w końcu to zrobić.

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 08 lutego 2012 19:26:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
King Crimson, Heavy ConstruKction [2000]
Obrazek
Pierwszy etap promocji płyty „The ConstruKction Of Light” miał miejsce w Europie. Od końca maja do początku lipca 2000 roku zespół objeżdżał Stary Kontynent. W Polsce odbyły się aż trzy koncerty. Efektem tej trasy był również nietypowy trzypłytowy album koncertowy wydany pod koniec wspomnianego roku. Dysk pierwszy i drugi przybliżał jak wyglądały regularne koncerty na tej trasie, natomiast dysk trzeci był obszernym wyborem improwizacji zmiksowanych elegancko w jedną całość. Utwory zawarte na „Heavy ConstruKction” nie pochodzą z jednego koncertu. Twórcy postarali się, by większość miejsc do których zawitali (ale jednak nie wszystkie) miały tutaj swoich reprezentantów. Co więcej, w kilku przypadkach jeden utwór mógł być miksem dwóch lub więcej wykonań. Dotyczy to zwłaszcza trzeciej płyty. Tak więc po raz kolejny stykamy się z postprodukcyjnymi operacjami na żywym materiale koncertowym.
Jak zatem prezentuje się kolejna odsłona King Crimson na żywo? Jest zupełnie inaczej niż w przypadku Double Trio. Uszczuplony skład oraz doświadczenie The ProjeKcts sprawiło, że wiele się w tej materii zmieniło. Zmodyfikowano brzmienie, które wynikało z promowanego na tej trasie albumu, inaczej dobrano repertuar oraz wrócono do regularnego improwizowania na koncertach.
Brzmienie tej płyty koncertowej jest przedłużeniem tego, co poznaliśmy na „The ConstruKction Of Light”. Jest zatem syntetycznie i twardo. Ubarwione to wszystko zostało sporą dawką elektronicznych bitów, które od czasu do czasu serwuje Mastelotto. Szkoła ProjeKctów nie poszła na marne. Zwolennicy „żywego” brzmienia nie znajdą tutaj wiele dla siebie. Repertuar opierał się przede wszystkim na ostatniej płycie. Do tego dorzucono kilka utworów z płyty „THRAK” w odchudzonych aranżacjach, pokiereszowano „Cage” oraz sięgnięto po kompozycję Bowiego „Heroes”. Z lat osiemdziesiątych wyciągnięto „Three Of A Perfect Pair”, który był solowym popisem Belewa na gitarze akustycznej, a erę projeKctową przypominał „The Deception Of The Thrush” odgrywany każdego wieczoru przez Frippa, Gunna i Mastelotto. Do tego zawsze pojawiały się dwie lub trzy improwizacje. I tak zaserwowany materiał, pomimo miażdżącej krytyki, bardzo mi odpowiada. Lubię, kiedy zespół potrafi odciąć się od dotychczasowego dorobku i budować swój wizerunek od początku. I to w dodatku po raz kolejny w niezwykle trafny sposób.
Wspomniałem przed chwilą o improwizacjach. Otóż stanowiły one istotną rolę w repertuarze tego składu. Znając więcej zapisów koncertowych niż tylko omawiany album można uważać, że słowo improwizacja staje się tutaj nadużyciem. W zależności od nastroju muzycy sięgali po materiał już w miarę ograny, pozwalający jednak na sporą swobodę interpretacji. Było to zatem kilka tematów zazwyczaj opracowanych przez jeden z ProjeKctów do których muzycy regularnie wracali. Zdarzały się też nietypowe zabawy, jak dziwaczne podejście do „Tommorow Never Knows” The Beatles, które miało miejsce we Warszawie, albo ciekawy fragment zatytułowany „Arena Of Terror”, w którym Fripp dał wyraz swojej niechęci do tego poznańskiego obiektu. Improwizacja nagrana w Poznaniu przywołuje temat, który pojawi się na następnym studyjnym albumie grupy. Dysku trzeciego słucha się jak kolejnej dźwiękowej opowieści pełnej tajemniczych zakamarków. Wyedytowanie tych improwizacji do takiego kształtu dało bardzo ciekawy efekt i sprawiło, że omawiany album zyskał kolejny wymiar. Co z tego, że w pewnym stopniu sztuczny? Zmontowany kolaż jest przekonujący, a o to przede wszystkim chodzi.
Dygresja: „Heavy ConstruKction” kupiłem równolegle z reedycją „In Dub” Izraela. Dysku trzeciego „HC” i płyty Izraela słuchałem naprzemiennie. W mojej głowie zrosły się one właściwie w jedność.

Dysk drugi to również krótki zapis wideo z koncertu w Rzymie. Dawno nie widziałem, ale pamiętam, że w jednym z utworów zespół się tak pogubił, że aż głupio było na to patrzeć.

Ocena: ****



Lista utworów oraz informacje o miejscu ich nagrania:
Disc 1
1. Into the Frying Pan - 6:20
Recorded at: Circus Krone, Munich, Germany, June 4, 2000
2. The ConstruKction of Light - 8:29
Recorded at: Museumsplatz, Bonn, Germany, June 6, 2000
3. ProzaKc Blues - 5:25
Recorded at: Olympia, Paris, France, June 25, 2000
4. Improv: München - 8:35
Recorded at: Circus Krone, Munich, Germany, June 4, 2000
5. One Time - 5:44
Recorded at: Roma, Warsaw, Poland, 10 June 2000
6. Dinosaur - 5:24
Recorded at: Roma, Warsaw, Poland, 11 June 2000
7. VROOOM - 4:44
Recorded at: Arena, Poznań, Poland, June 9, 2000
8. FraKctured - 8:46
Recorded at:
Amager Bio, Copenhagen, Denmark, 28 May 2000
Museumsplatz, Bonn, Germany, June 6, 2000
9. The World's My Oyster Soup Kitchen Floor Wax Museum - 7:38
Recorded at: Museumsplatz, Bonn, Germany, June 6, 2000
10. Improv: Bonn - 9:22
Recorded at: Museumsplatz, Bonn, Germany, June 6, 2000

Disc 2
Audio
1. Sex Sleep Eat Drink Dream - 4:30
Recorded at: Zeleste, Barcelona, Spain, June 27, 2000
2. Improv: Offenbach - 6:30
Recorded at Stadthalle, Offenbach, Germany, June 7, 2000
3. Cage - 3:54
Recorded at: Stadthalle, Offenbach, Germany, June 7, 2000
4. Larks' Tongues in Aspic (Part IV) - 12:51
Recorded at: Olympia, Paris, France, June 25, 2000
5. Three of a Perfect Pair - 3:42
Recorded at: L'Ampiteatro, Gardone Riviera, Italy, June 21, 2000
6. The Deception of the Thrush- 8:26
Recorded at: Shepherds Bush Empire, London, UK, July 3, 2000
7. Heroes (David Bowie, Brian Eno) - 6:11
Recorded at: Roma, Warsaw, Poland, 11 June 2000

Video
Recorded at the Città della Musica, Rome, Italy, June 23, 2000
1. Rome
2. Lark's Tongues In Aspic (Part IV)
3. Cage
4. The World's My Oyster Soup Kitchen Floor Wax Museum
5. Sex Sleep Eat Drink Dream
6. VROOOM

Disc 3
1. Sapir - 5:40
Recorded at:
Olympia, Paris, France, June 25, 2000
Shepherds Bush Empire, London, UK, July 3, 2000
2. Blastic Rhino - 4:11
Recorded at:
Museumsplatz, Bonn, Germany, June 6, 2000
Archa Theatre, Prague, Czech Republic, June 13, 2000
L'Ampiteatro, Gardone Riviera, Italy, June 21, 2000
La Riviera, Madrid, Spain, June 29, 2000
3. Lights Please (Part I) - 0:58
Citta Della Musica, Rome, Italy, June 23, 2000
4. ccccSeizurecc - 6:02
Recorded at:
Stuttgart, Germany, June 3, 2000
Circus Krone, Munich, Germany, June 4, 2000
Arena, Poznań, Poland, June 9, 2000
Piazza Cima, Conegliano Veneto, Italy, June 20, 2000
Citta Della Musica, Rome, Italy, June 23, 2000
Shepherds Bush Empire, London, UK, July 3, 2000
5. Off and Back - 4:11
Recorded at:
Stadthalle, Offenbach, Germany, June 7, 2000
6. More (and Less) - 3:14
Recorded at:
Citta Della Musica, Rome, Italy, June 23, 2000
Zeleste, Barcelona, Spain, June 27, 2000
7. Beautiful Rainbow - 6:59
Recorded at:
Kursaal Palace, San Sebastián, Spain, June 28, 2000
8. 7 Teas" - 4:07
Recorded at:
Amager Bio, Copenhagen, Denmark, [27?/28?] May 2000
Circus Krone, Munich, Germany, June 4, 2000
9. Tomorrow Never Knew Thela - 4:49
including: Tomorrow Never Knows (John Lennon, Paul McCartney)
Recorded at:
Roma, Warsaw, Poland, 10 June 2000
Archa Theatre, Prague, Czech Republic, June 13, 2000
10. Uböö - 7:59
Recorded at:
La Riviera, Madrid, Spain, June 29, 2000
Shepherds Bush Empire, London, UK, July 3, 2000
11. The Deception of the Thrush - 11:10
Recorded at:
Columbia Halle, Berlin, Germany, May 31, 2000
Citta Della Musica, Rome, Italy, June 23, 2000
Olympia, Paris, France, June 25, 2000
Teatro Kursaal, San Sebastián, Spain, June 28, 2000
12. Arena of Terror - 3:24
Recorded at: Arena, Poznań, Poland, June 9, 2000
13. Lights Please (Part II) - 4:55
Citta Della Musica, Rome, Italy, June 23, 2000

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 09 lutego 2012 15:30:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 22 listopada 2004 14:05:36
Posty: 7312
Skąd: Warszawa/Stuttgart
pilot kameleon pisze:
King Crimson, The ConstruKction Of Light [2000]
(...)
Ocena: ****


„The ConstruKction Of Light” jest cholernie niedocenionym albumem. Co więcej, wraz z „The Power To Believe” jest albumem, który w powszechnej świadomości nie istnieje. Szkoda.

Na chwile jeszcze wróce do ConstruKction. Bardzo dobra, choć niełatwa płyta. Musze odświeżyć. Za to Power to Believe słuchałem w całości chyba 2 razy i pomimo że mi się podobało jakoś nie zakupiłem w czasie wydania i z czasem lekko zapomniałem. Wymaga zakupu i dogłębniejszego poznania.
Czekam na reckę :)

_________________
Klaszczę w dłonie ...
... by było mnie więcej ...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 09 lutego 2012 19:57:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Dziękuję za drobne przerywniki pomiędzy reckami! Karmazynowe płyty wchodzące w skład "twardej dyskografii" powoli się kończą, więc w pewien sposób dochodzimy do jakiegoś finału.



King Crimson, Level Five [2001]
Obrazek
Kolejny rok i kolejna płyta. Dla odmiany koncertowa. Pomimo trzech kwadransów długości raczej kwalifikowana jako epka. Przez dłuższy czas „Level Five” był jednym z bardziej niedostępnych tytułów King Crimson. Limitowana, ściśle numerowana seria sprzedawana tylko przez DGM oraz w Japonii. Jakiś czas temu pojawiło się wznowienie. Słusznie, bo album jest zdecydowanie wart poznania.
Pięć (a właściwie sześć) utworów, w tym cztery premierowe, zostało nagranych podczas trasy obejmującej USA oraz Meksyk jaką zespół odbywał z Tool. King Crimson po raz kolejny przygotowywał się do nagrania płyty ogrywając materiał na koncertach. Świetne posunięcie, a dzięki płycie możemy obserwować jak te kompozycje ewoluowały.
„Dangerous Curves” odwołuje się do tradycji „The Devil’s Triangle” i „The Talking Drum”, czyli powolnego narastania aż do kumulacji. Ciche rozmowy we wstępie przemieniają się w hipnotyzującą monotonię pełną dziwnych, jakby samplowanych dźwięków. Utwór rośnie jak drożdżowe ciasto, by… dać wybuchnąć następnej kompozycji. „Level Five” to kolejna wariacja na tematy larksowe. Sam tytuł wiele mówi: L 5. Połamany rytm, akrobacje, dźwiękowa ekwilibrystyka, która może irytować matematycznością. Dwie pierwsze kompozycje są już właściwie uformowane i po naniesieniu drobnych poprawek w takim właściwie kształcie znajdą się na płycie. Nieco inaczej jest z kolejnym utworem. „Virtuous Circle” to zapowiedź najważniejszej kompozycji na „The Power To Believe”, czyli drugiej części tytułowego utworu. Wstęp już ma kształt bliski ostatecznego, ale muzycy jeszcze nie wiedzą, jak dojść do punktu kulminacyjnego. Kombinują, zapętają się na jednej figurze basowej i obudowują ją na wiele sposobów. Słychać, że przed nimi daleka droga. Ta wersja pozwala zaobserwować kompozycję „in statu nascendi”. „The ConstruKction Of Light” wykonane jest świetnie. Po raz pierwszy i właściwie ostatni na albumie pojawia się śpiew. Pajęczynki skrzą się swoim zimnem i prowadzą słuchacza do najważniejszego momentu na płycie. Końcowe „The Deception Of The Thrush” jest najwspanialszym wykonaniem tego kawałka, jakie dane mi było słyszeć. Druga, spokojna część utworu to prawdziwy majstersztyk. Trey Gunn wreszcie osiągnął to, czego szukał od pierwszych wykonań tej kompozycji na koncertach ProjeKct Two w 1998 roku. Prawdziwa perła w koncertowym dorobku King Crimson. Po czymś takim album mógłby się skończyć, ale po pauzie przewidziano jeszcze niespodziankę w postaci doklejonej pięciominutowej improwizacji zatytułowanej „ProjeKct 12th and X”.

Ocena: ***2/3

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Ostatnio zmieniony pn, 20 lutego 2012 23:18:48 przez pilot kameleon, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 12 lutego 2012 10:11:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
King Crimson, Happy With What You Have To Be Happy With [2002]
Obrazek
W przypadku tej epki założenia były chyba nieco nieco inne niż przy „VROOOM”. Wyszło oczywiście inaczej i niestety znacznie gorzej.
Nieco ponad pół roku przed wydaniem „The Power To Believe” na rynku pojawiła się mała płytka zapowiadająca nadejście wspomnianej dużej płyty. Zawartość „Happy With…” jest wysoce bałaganiarska. Po pierwsze z nadchodzącego albumu znajduje się tutaj utwór „Happy With…”. Potężne metalowe riffy, świetny, wpadający w ucho refren i ogniste solo. Niezły przedsmak. Zwłaszcza, gdy nadchodzącej płyty nie było jeszcze na rynku. „Nuovo metal”, tak określał to brzmienie Fripp. Na epce znajduje się właściwie ta sama wersja utworu co na płycie długogrającej, co niestety z perspektywy czasu nie wpływa dobrze na minialbum. A co jeszcze znajduje się na tym wydawnictwie? Po pierwsze seria miniatur, czy może bardziej próbnik brzmień wykorzystanych później na „The Power To Believe” takich jak dzwoneczki, soundscape czy przetworzony głos wokalisty. Niby ciekawe, bo pokazuje, jak wyglądają odseparowane dźwięki wykorzystane na długograju, ale czy konieczne do prowadzenia spokojnego życia? Raczej nie. Drugim kawałkiem z nadchodzącej płyty jest akustyczne podejście do „Eyes Wide Open”. Ciekawe, ale wersja z dużej płyty lepsza. Cóż, ten skład i akustyczne gitary to raczej kontrowersyjne połączenie, choć pewnego uroku tej wersji odmówić nie można. Kolejnym utworem jest „Potato Pie”, drugi w historii zespołu blues. Smaczny, bardziej swobodny niż „ProzaKc Blues”, ale też nie jest to żaden fajerwerk. Coś jakby niezobowiązujący żart starego kumpla. Do tego dochodzi koncertowa wersja „Larks’ Tongues In Aspic Pt IV” nagrana w Nashville w 2001 roku pozbawiona finałowej partii wokalnej oraz żartobliwy „Einstein Relatives” na sam koniec. Trochę za mało.
W chwili wydania było to ciekawe wydawnictwo będące drogowskazem wskazującym kierunek obrany przez zespół. Po latach została tylko ciekawostka.
Ocena: **1/2

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 lutego 2012 20:52:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
King Crimson, The Power To Believe [2003]
Obrazek
„The Power To Believe” jest ostatnim studyjnym albumem King Crimson, choć w chwili jego wydania nie było to wcale oczywiste. Wyprzedzając ocenę dodam, że jest to godne zwięczenie dorobku Karmazynowego Króla.
Czterema punktami granicznymi tej płyty są różne odsłony utworu tytułowego. One stanowią oś konstrukcyjną. Wejście pierwsze to zmodyfikowany śpiew Belewa a capella. Odsłona druga, najistotniejszy fragment płyty, wysnuta została z „Virtuous Circle”, koncertowej wersji tego kawałka ogrywanej w 2001 roku. Kompozycja jest monumentalna, podbarwiona nawiązaniami do karmazynowej klasyki. Zawiera też obłędne solo, które jest punktem kulminacyjnym tej płyty. Część trzecia i czwarta wieńczą ten album. Kompozycja przedostatnia ma w sobie coś z improwizacji. „Arena Of Terror” z poznańskiego koncertu jest tu najlepszym porównaniem. Finał to natomiast soundscape Frippa nagrany podczas koncertu w 1997 roku. Belew dośpiewał do niego słowa powracające we wszystkich odsłonach tej kompozycji. Piękny finał, cudowne zwieńczenie dorobku King Crimson.
Co pomiedzy tym? „Level 5”, czyli wariacja na tematy „larksowe” w ujęciu nowoczesnym. Po tych łamańcach koi „Eyes Wide Open”, które w akustycznej wersji znalazło się na poprzednim minialbumie. Teraz zelektryfikowane i przez to niezwykle urodziwe. „EleKtrik” to kolejna porcja łamańców równie zawiłych jak „Level 5”. Co ciekawe, wcale one nie męczą, ale obłędnie hipnotyzują.. Zadziorny „Fact Of Life” poprzedzony ciekawym intro kieruje nas w kierunku agresywnej piosenki podbitej riffowym drivem. Nie męczy również „Dangerous Curves”, które było testowane wcześniej na koncertach. „Happy With…” oczywiście miażdży riffem i na tej płycie jest w cudownym miejscu, gdzieś pod koniec, kiedy czuć, że za chwilę będziemy spadać w dźwiękową otchłań końca…
Sporo na tej płycie nawiązań do właściwie wszystkich okresów King Crimson. Po pierwsze pojawiająca się w kilku miejscach partia wokalna żywo przypomina rolę miniatur na „In The Wake Of Poseidon”. Fragmenty „The Power To Believe III” przywołują echa pierwszych chwil z płyty „Larks’ Tongues In Aspic”. „Dangerous Curves” znów odwołuje się do „Marsa”, który przeistoczył się później w „The Devil’s Triangle”. W „Level 5” i „EleKtrik” pajęczynki lat osiemdziesiątych zostały zdeformowane przez filtr The ProjeKcts. The ProjeKcts w czystej odsłonie również się tu pojawiają, czego dowodem wiele elementów kompozycji tytułowej. Wspomniałem o „The Power To Believe III”, które może mieć swoje początki we wspomnianej już poznańskiej improwizacji, ale czuć w tym ducha „SABB”. Nie mowa tu oczywiście o bezpośrednim nawiązaniu, ale o jakimś duchowym pokrewieństwie. „Happy With…” riffowo może stanąć w szranki z kompozycją „Red”. „Eyes Wide Open” przerzuca pomost pomiędzy składem balladowym Double Duo a Double Trio. „One Time” mruga do nas zaczepnie. Fripp w jakiś przedziwny sposób zespolił na tej płycie wiele wątków z całego dorobku. Nowoczesny King Crimson łączy się z przeszłością. Wiele z nich jest oczywistych i łatwych do rozszyfrowania, część mniej. Nie ze wszystkimi moimi porównaniami trzeba się zgodzić. Faktem jest, że powstał album niezwykle spójny, ale równocześnie bardziej zróżnicowany niż poprzedni. Również brzmienie jest bardziej atrakcyjne. Jest gęsto, oleiście, gdzie trzeba jest odpowiednia ilość dołu.
Jakkolwiek nie zakończyłbym tej recenzji czytelnik albo uwierzy moim słowom, albo też nie. Ale raczej nie sięgnie po rekomendowany album. Zamknę zatem temat nieco inaczej. Robercie, nie mogłeś lepiej podsumować dorobku King Crimson. Dzięki za Muzykę.
Ocena: ****3/4


Oczywiście to jeszcze nie jest koniec historii zespołu, ani tym bardziej mojej opowieści, ale muszę zaznaczyć, że tutaj kończy się akcja powieści, rozwiązane zostają wszystkie wątki, a reszta będzie tylko podziękowaniem albo naganą dla naszych bohaterów.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 lutego 2012 22:04:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
King Crimson, The Power To Believe Tour Box [2003]
Obrazek
Bonus do dyskografii dostępny w sklepie DGM oraz na koncertach w 2003 roku. Tylko w taki sposób można było go zdobyć. Opakowane jak płyta DVD, ale spokojnie, obcujemy z samym dźwiękiem.
Bardzo dużo tu gadania. Zadajemy profesjonalne pytania. Nie dane mi jednak wiele wyrozumieć i nie chce mi się tego słuchać kilka razy, żeby ogarnąć wszystko, więc skupię się na zawartości muzycznej. Wersja demo „Happy With…” zaczyna się… od refrenu. Jest surowo, przez co odbiera się to inaczej. Widać, że temu kawałkowi bardziej służy dopieszczenie brzmieniowe. Również solo jest w momencie „powstawania”. Przyjemna wersja. Premierowy „Message 22” to jakieś dziwadełko o posmaku japońskim. Czyżby zawieruszyło się jakieś nagranie z płyty „Three Of A Perfect Pair”? Początek pozwala snuć takie przypuszczenia. Gdyby dopracować i nieco skrócić ten szkic, to mógłby być naprawdę niezły kawałek. A tak idealnie nadaje się na to wydawnictwo, choć kto wie, czy nie jest bardziej ponętny niż „Potato Pie” z minialbumu „Happy With…”. „Emerald Banter” to fragment „Facto Of Life”. Krótkie podejście, nic interesującego. „Superslow” wyjęto z ProjeKct X. Jest faktycznie wolno, ale brzmieniowo znacznie lepiej niż na wspomnianej płycie. W połowie pojawia się „Intro” do „Facto Of Life” i przechodzi w niezwykle chaotyczną wersję tego utworu. Ależ inaczej niż w albumowej wersji! Na samym końcu umieszczono powerplay z dorobku ProjeKct Two, czyli „Sus-tayn-Z”. Jest jak zwykle fascynujący. Szkoda, że nie włączyli tego kawałka do koncertowego repertuaru. Epickie intro, mroczne klimaty, choć niestety próżno czekać na wejście całego zespołu.
Podsumowując: płyta dla totalnych ultrasów, ale ze smakołykami dla takowych.
Ocena: *** (niezobowiązująco, dla płyty o takim niejednorodnym charakterze)


Zawartość dla zainteresowanych:
1. Sushi On Sunset - Press Conference (I) (2:46)
2. Sushi On Sunset - Press Conference (II) (4:12)
3. Sushi On Sunset - Press Conference (III) (3:27)
4. Sushi On Sunset - Press Conference (IV) (1:52)
5. Sushi On Sunset - Press Conference (V) (1:07)
6. Sushi On Sunset - Press Conference (VI) (1:35)
7. Sushi On Sunset - Press Conference (VII) (1:14)
8. Happy With What You Have To Be Happy With (Demo) (3:13)
9. Sushi On Sunset - Press Conference (Reprise) (0:53)
10. Message 22 (5:22)
11. Emerald Banter (0:58)
12. Superslow (4:33)
13. UMJ Offices Japan - Television Interview (I) (1:56)
14. UMJ Offices Japan - Television Interview (II) (4:58)
15. UMJ Offices Japan - Television Interview (III) (1:28)
16. UMJ Offices Japan - Television Interview (IV) (1:01)
17. UMJ Offices Japan - Television Interview (V) (3:44)
18. UMJ Offices Japan - Television Interview (VI) (3:02)
19. UMJ Offices Japan - Television Interview (VII) (4:43)
20. Sus-tayn-Z Suite (I) (3:22)
21. Sus-tayn-Z Suite (II) (4:46)
22. Sus-tayn Z Suite (III) (4:44)

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 23 lutego 2012 10:46:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28024
Wszystkich zatkao :) .

Ale faktycznie, nie wiem jak pozostali zainteresowani koledzy, ale moja znajomość z King Crimson zakończyła się na Thraku. Dopiero teraz, za sprawą Pilota, trochę posłuchałem więcej, i mam nadzieję poznać lepiej te ostatnie kanoniczne płyty. A potem zobaczymy co dalej :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 23 lutego 2012 21:34:33 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
King Crimson, EleKtrik: Live in Japan [2003]
Obrazek
Koncert uwieczniony na „EleKtrik” odbył się 16 kwietnia 2003 roku w tokijskim Kouseinenkin Kaikan. To jak najprawdopodobniej ostatnia płyta King Crimson z materiałem nie pochodzącym z archiwów, jeno będącym dokumentem ze świeżych na tamten czas poczynań. Teraz mały minus. Jeśli ktoś ceni DVD z zapisem koncertów zamiast „EleKtrik” lepiej niech sobie sprawi dwupłytowe wydawnictwo audiowizualne zatytułowane „Eyes Wide Open”. Dysk pierwszy to właśnie zapis tego koncertu dodatkowo wzbogacony o dwie świetne kompozycje. Zatem zarzut jest potężny. No, chyba że się nie lubi obrazów muzycznych, wtedy taki album nie wydaje się bezwartościowy.
Trasa promująca „The Power To Believe” była spokojna pod względem repertuaru. Wypadły improwizacje, doszło sporo nowości i ten koncertowy album pokazuje mniej więcej co wtedy było ważne na koncertach King Crimson. Całość odpala Fripp ze soimi soundscape’ami, by po kilku minutach Belew zaintonował pierwszy fragment promowanej wtedy płyty. I dalej suną głównie nowości poprzetykane nieco starszymi rzeczami. Jest „ProzaKc Blues”, „One Time”, „Larks IV” i „Oyster Soup…”. Jak widać nie zanurzamy się głęboko w przeszłość.
Repertuar odegrany jest przyzwoicie, ale pomimo świetnych elementów składowych nie porywa. Brzmienie jest świetne, bardzo tłuste i naturalne, całkowicie przeciwstawne wobec albumu „Heavy ConstruKction” z 2000 roku. Interpretacje utworów bliskie oryginałom, ale czuć w nich swobodę wykonawczą, nie ma bezmyślnego odgrywania materiału z pamięci. Repertuar? Może… Nie obraziłbym się, gdyby to było wydawnictwo dwupłytowe uwzględniające inne utwory, które w 2003 roku zespół miał w swoim repertuarze. Boli również brak improwizacji. Żeby ani jednej? Wiem, że wtedy nie było ich w programie, ale w takim szczególnym przypadku jakim jest nagrywanie koncertówki mogli się trochę wysilić. Muzycy? W całkiem niezłej formie. Co zatem nie gra? To nie jest tak, że to słaby album. Wcale tak nie jest. Brakuje tutaj zdecydowanie jakiegoś orzeźwienia. Z drugiej strony znam też takich, którzy bardzo cenią to wydawnictwo, więc może problem tkwi we mnie?

Ocena: ***1/2

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 11 marca 2012 22:08:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Robert Fripp
Równolegle z powrotem King Crimson na scenę Fripp wrócił do solowego tworzenia muzyki. Zdecydował się oczywiście na brzmienie soundscape. W tym cyklu powstało kilka płyt niezwykle jednorodnych stylistycznie. Zimne plamy, dźwiękowe chmury rozciągnięte pomiędzy nieskończonością a nieskończonością. Trwają, hipnotyzują, często koją, ale czasem również straszą. Zdarza się niestety również nuda, którą wyczują wszyscy stroniący od ambientu i muzyki jako takiej. Próżno tu szukać melodii, jakichś chwytliwych powtarzających się fraz, czegoś na czym można zawiesić ucho. Magma wylewa się z głośnika i albo się na to łapiemy, albo odpuszczamy. Fripp popełnił kila płyt o takim charakterze. Słowne zgłębianie poszczególnych tytułów byłoby niezwykle trudne, bo o ile impresje na ich temat można stworzyć, o tyle chcąc trzymać się konkretów możemy powtarzać to, co już napisałem powyżej. Można oczywiście wychwycić pewne zmiany w podejściu do dźwięku, wyłapywać pojawiające się co jakiś czas nowe patenty, ale są one właściwie szlifowaniem jednej bryły za pomocą nieco zmodyfikowanych narzędzi. Kto ma system operacyjny Windows Vista styka się z dźwiękami wygenerowanymi przez Frippa pewnie każdego dnia. Bardzo dobrze znam właściwie tylko jeden z tych albumów, mianowicie „Love Cannot Bear”, nie wracam do niego często, bo nie jest pozbawiony wad (niespójny, a najpiękniejsze fragmenty zeszpecone są partiami wokalnymi), ale raz na jakiś czas z chęcią rozpływam się w propozycji Frippa. Po przekopaniu się przez resztę materiału dochodzę do wniosku, że jeszcze jakiś tytuł zdecydowanie by się przydał na półce, choć będzie to raczej fanaberia, niż wzbogacenie się o coś faktycznie unikalnego.
Prezentacje koncertowe: solo, wstępy na koncertach King Crimson, trasa G3 (Fripp, Vai + Satriani), występy przed Porcupine Tree oraz na koncertach z Crafty Guitars.
Oceny. Ja lubię te tereny muzyczne. Punktem wyjścia jest zatem ocena ***. Najlepszy set soundscape’owy zostanie omówiony jednak w innym miejscu, gdzieś na samym końcu mojej pisaniny.
Rekomendacja: fanom King Crimson zdecydowanie polecam zapoznanie się choćby z jednym tytułem. Warto, bo Frippowi zdarza się tworzyć piękne dźwięki w tej swojej samotnej krainie kryształowego i melancholijnego soundscape’u.

W latach 1994-2006 wydanych zostało 8 albumów i jedna kompilacyjna epka:
- 1999 Soundscapes - Live in Argentina [1994] ***
- A Blessing of Tears: 1995 Soundscapes Volume Two - Live in California [1995] ***1/2
- Radiophonics: 1995 Soundscapes, Volume 1 - Live in Argentina [1996] ***
- That Which Passes: 1995 Soundscapes, Vol. 3 [1996] ***1/2
- The Gates of Paradise [1997]
- November Suite: Soundscapes Live at Green Park Station 1996 [1997] ***1/2
- Pie Jesu [epka zawierająca materiał z A Blessing of Tears i The Gates of Paradise, 1997] ***
- Love Cannot Bear: Soundscapes - Live in the USA [2005] ***
- At the End of Time - Churchscapes: Live in England & Estonia 2006 [2007] ***1/2

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

Obrazek

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 11 marca 2012 22:36:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28024
A jak mają się te materiały do "No Pussyfooting"?

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 11 marca 2012 22:40:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
antiwitek pisze:
A jak mają się te materiały do "No Pussyfooting"?

Blisko im do siebie. Frippertronics ustąpił miejsca soundscape. Zmieniła się technika, emocje pozostały bardzo podobne. Zwyczajna sprzętowa zmiana warty.

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 16 kwietnia 2012 22:49:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 06 maja 2007 12:40:25
Posty: 13524
Skąd: Krk
Adriana Belew dyskografii część druga.

W sumie to powinienem zająć się kolejnymi albumami Frippa, ale chyba rozbiję ten wpis za pomocą wtrętu na temat tego, co w tym czasie robił Adrian Belew.

Adrian Belew, Experimental Guitar Series Vol. I: The Guitar as Orchestra [1995]
Obrazek
Działające pełną parą The Double Trio nie spowolniło aktywności solowej Adriana Belew. Po „Here” z 1994 roku szybko przyszedł czas na kolejną płytę. Tym razem jednak była to swoista niespodzianka. Jak widać po tytule miało być eksperymentalnie oraz inicjalnie. Stykamy się z częścią pierwszą serii. Prawdę mówiąc o kolejnych nigdy nie słyszałem, ale kto wie, może byłem za mało dociekliwy.
W całości instrumentalna płyta znacznie odbiega od dotychczasowego dorobku Belewa. Dla osób zaznajomionych z dorobkiem King Crimson początek płyty nie będzie jednak niespodzianką. Improwizacje „THRaKaTTaK” się kłaniają. Spreparowana gitara, szkliste dźwięki zimnego soundscape. Widać jak wielki wpływ miał Belew na oblicze zespołu King Crimson w tamtym czasie. Czasam jednak brakuje jeszcze jakiegoś instrumentu, żeby wypełnić mocniej przestrzeń dźwiękową. Kolejne utwory brzmią podobnie, pobrzmiewają wpółczesną muzyką klasyczną. Płycie można zarzucić, że jest nudna. Przesłuchanie ponad 50 minut takiego materiału nie jest łatwe. Z drugiej strony jest to jednak bardzo ciekawe i nieoczywiste wydawnictwo, do którego z pewnością nie wraca się zbyt często, ale należy cieszyć się, że powstało.
Ocena: ***

Adrian Belew, Op Zop Too Wah [1996]
Obrazek
Wracają piosenki. Początek trafia w słuchacza czystym garażem. Jest dziwnie, gitara brzmi niepokojąco, rytm rozbija się w tle. Jakieś afrykańskie echa. Czyżby refleks Talking Heads? A później wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie. Hałas, piosenka, piękna piosenka, Bitelsi, Zappa, King Crimson i wszystko to, co Belew już prezentował na swoich płytach.
Bardzo bałaganiarska płyta, ale sentyment jest. To pierwszy album Belewa, który miałem przyjemność poznać i muszę powiedzieć, że kiedyś znacznie mniej mi się podobał.
Ocena: ***1/2

Adrian Belew, BelewPrints: The Acoustic Adrian Belew Volume Two [1998]
Obrazek
Część druga akustycznych przebojów. Druga, niezwykle urocza,zmontowana według tej samej recepty co poprzedniczka. Dla fanów piosenek oraz tej liryczniejszej odsłony dorobku wokalisty King Crimson. Fajny byłby dwupak z tych akustycznych płyt. Zdecydowanie album wart polecenia. Tropy karmazynowe: „Cage” z dorobku King Crimson w wykonaniach koncertowych z 2000 roku wiele zawdzięcza wersji umieszczonej na tej płycie.
Ocena: ****

_________________
http://67mil.blogspot.com/


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 461 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 21, 22, 23, 24, 25, 26, 27 ... 31  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 93 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group