No to niech będzie tu.
Ja też trzymam twardo z Krejzim...
...i z araskiem też! I też twardo!
Bo tak w ogóle to "Kulcirkiu", to całkiem fajny numer jest. A poszło o to (przypominam), z w survivorze poszedł pod nóż stosunkowo wcześnie - co bardzo zbulwersowało Krejzjego, więc poczułem się zobowiązany do uzasadnienia mojego wyboru - a uzasadnienie było takie, że chociaż sam numer OK, to ciężko mi go oceniać (subjective mode=on; lvl=99) bez kontekstu późniejszej twórczości(mode=off), która choć w takiej stylistyce znacznie gorsza/wtórna/mniej szczera czy co tam jeszcze, to jednak pewien pierwiastek zaszczepiony przez "K." ze sobą niesie.
arasek pisze:
że rytmicznie i wesoło? To może od razu spostponujmy "Elektryczne nożyce"?
No i niektórzy postponują. Ale akurat nie ja. A przecież można jeszcze spostponować i "Posłuchaj to do ciebie" i "Dzieci wiedzą lepiej" i "Medellin" i "Chodź z nami" i (o zgrozo!) "Paradę wspomnień". Ale tu nie chodzi o to, żeby Kult był tylko i wyłącznie mroczny, zimny, psychodeliczny i nowofalowo-pokręcony, bez odrobiny radochy. O proporcje chodzi Mocium Panie. Na "Moim Wydafcy" są one jeszcze dla mnie w pełni akceptowalne. Ale już na kolejnych płytach ta szala przechyla się zdecydowanie w stronę tych kawałków mniej poważnych.
Wydaje mi się, że powód mojej polemiki z Krejzim leży gdzie indziej, co uświadomiłem sobie po przeczytaniu tego zdania:
Crazy pisze:
To, że dla kogoś starokultowość może być plusem, nie stanowi dla mnie zaskoczenia, choć ja znacznie znacznie wolę Tatę i Wydafcę od Posłuchaj i Spokojnie
O! Może chodzi o to, który etap twórczości Kultu jest dla każdego z nas ( w ujęciu turbo-subiektywnym) tym "wzorcowym" czy tam "kanonicznym" i po prostu ulubionym.
I tu muszę się ciut rozpisać..
. Nie wiem kiedy Krejzi złapał swoje zamiłowanie do Kultu (w którym roku i na wysokości, której płyty), ale w moim wypadku było to (przez zupełny przypadek) samo "zaranie" medialnej działalności zespołu. Dziecięciem będąc namiętnie oglądałem programy muzyczne prowadzone przez redaktora Szewczyka w Dwójce - Przeboje Dwójki, Jarmark i niedzielną Wideotekę - i to właśnie w Wideotece zobaczyłem premierową emisję "Piosenki Młodych Wioślarzy". Zabijcie mnie - nie pamiętam w którym to było roku. 85? 86? Natomiast doskonale pamiętam jakie wtedy wrażenie wywarły na mnie i nazwa zespołu ("Kult? - jaka fajna nazwa! Krótka i mocna... i taka no... eeee... tego... no mocna!") i teledysk ("Ale o co chodzi z tymi wioślarzami? i dlaczego to tak wygląda, jakby to był jakiś stary film? i dlaczego nie pokazują kto śpiewa? w innych teledyskach zawsze pokazują kto śpiewa") i (przede wszystkim) sam utwór ("CO TO JEST?! W tytule jest o wioślarzach, w teledysku są wioślarze, a w piosence ani słowa o wioślarzach! O co tu chodzi? No i jak ten ktoś śmiesznie i szybko nawija. No i to
ojojojojoj - nikt poważny takich rzeczy przecież nie wyśpiewuje!") . Było to dla mnie coś tak kompletnie innego od Papa Densów, Kapitanów Nemo i Bajmów z polskiego podwórka i od WHAM-ów, Duran Duran-ów i Majkeli Dżekson-ów z podwórek zagranicznych, że koniec teledysku zastał mnie przed telewizorem, z szeroko otwartymi gałami i opadem szczęki. Nazwę "Kult" zapisałem sobie w mózgu grubym, czarnym flamastrem i podkreśliłem na czerwono. No a niedługo potem przyszła Rozgłośnia Harcerska i LP3 i takie hity jak "Krew Boga", "Do Ani", "Piloci", "Hej czy nie wiecie", "Wódka", "Arahja" i inne, które zawsze mi gdzieś tam pogrywały z radia, czy od sąsiadów zza ściany i stały się mimowolnie moim "soundtrackiem" z okresu dzieciństwa (bo nawet jeszcze nie nastoletniości). Nie dziwota zatem, że kiedy w 92 roku stałem się wreszcie szczęśliwym posiadaczem odtwarzacza CD, to pierwszym kompaktem jaki kupiłem, był wydany kilka miesięcy wcześniej "Your Eyes".
...a drugim, niedługo później, kompaktowa reedycja "Posłuchaj to do Ciebie".
Pojawienie się na rynku "Taty Kazika" powitałem z wielkim entuzjazmem. No bo: "Łał! jak historia z tym tatą! I jakie pokręcone te teksty! I te piosenki jakie śmieszne! Takie retro trochę, ale fajnie". Niestety, jak już powiedzieliśmy, wraz z ta płytą przyszedł dla zespołu OGROMNY sukces komercyjny. I chyba przez to mój entuzjazm zniknął prędzej niż się pojawił, bo największe hity z tej płyty były grane wszędzie. Dosłownie WSZĘDZIE. Efekt był taki, że płyta bardzo szybko mi się znudziła, a największe przeboje przejadły mi się szybciej i bardziej niż niektórym z obecnych "Niezwyciężony". Otwierając lodówkę w 93 roku zastanawiałem się tylko nad jednym: co w niej znajdę tym razem - Celinę czy Baranka. Bo to, że jedno z tych dwóch będzie tam siedziało, to tego byłem akurat pewien.
A potem, 1 września 1994 roku, koncert na Agrykoli z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, na którym po raz pierwszy usłyszałem materiał z niewydanego wtedy jeszcze "Wydafcy", a przede wszystkim "Lewe lewe loff" - ale mi to wtedy zażarło! W moim subiektywnym odczuciu, na żadnym innym koncercie, na którym później byłem, Kult nigdy nawet nie zbliżył się do poziomu wykonania tego numeru. Tu mały spojlerek: gdybym robił sobie jednoosobowy survivor "Wydafcy", to z uwagi na ten koncert sprzed ponad dwudziestu lat, "Lewe" zostało by bez dwóch zdań zwycięzcą. Pamiętam też moje wielkie westchnienie ulgi, kiedy wybrzmiały słowa "Listopad 1993" - "Uffff... wreszcie wrócił stary,
normalny Kult". No i miesiąc później premiera płyty i pełna satysfakcja z mojej strony. Pamiętam, że po pierwszym przesłuchaniu KAŻDY, dosłownie KAŻDY numer mi się podobał i do żadnego nie miałem najmniejszych uwag. I kiedy wydawało mi się, że z moim ulubionym zespołem wszystko jest już w porządku, to pojawił się "Tata 2" i koszmar zaczął się dla mnie od nowa. Przy czym o ile premierę "Taty" powitałem entuzjastycznie, o tyle "Taty 2" już niestety nie tak bardzo. Tak się wtedy obraziłem na zespół, że praktycznie zerwałem znajomość. Do tego stopnia, że z całym "Krachem" zapoznałem się ładnych parę lat po jego premierze. Nie przez przypadek kiedy w pewnym momencie zamieniałem swoje zbiory audio z kasetowych na kompaktowe, jakoś zawsze odkładałem kupno kompaktowych wersji "Tatów" i do dnia dzisiejszego ciągle ich nie mam, pomimo posiadania całej pozostałej dyskografii Kultu, Kazika i KNŻ-tu (i to nie tylko podstawowych albumów, ale też różnych epek, singli i inne takich).
I po tej przydługiej pisaninie wyjaśniającej wracamy do sedna:
Mogę zrozumieć, że ktoś woli "Wydawcę" od "Spokojnie" i "Posłuchaj to do Ciebie" (może nawet był kiedyś taki czas, że sam wolałem, ale już mi przeszło na szczęście
);
Jednak tego, że ktoś od tych płyt woli "Tatę" zrozumieć absolutnie nie mogę i chociaż oczywiście muszę to zaakceptować, to jednak obawiam się, że ciężko mi tu będzie znaleźć wspólny mianownik w temacie "gdzie mieści się największa wartość Kultu w Kulcie"
I to by było na tyle, czas zrobić coś konstruktywnego, bo mnie z roboty wywalą.
PS: A! Powyższy wpis, może też być traktowany jako wyjaśnienie, dlaczego wciąż kupuję płyty Kultu (mimo, iż psioczę bezlitośnie na ich poziom muzyczny i tekstowy) i dlaczego wciąż je kupować będę - Kazik z kolegami niecnie wykorzystują ogromny ładunek sentymentu, jaki przez lata udało mi się dla nich zgromadzić.