Wątek o zespole, który trochę się już przewijał w kilku miejscach tego forum, chciałem założyć wcześniej, ale jakoś tak się złożyło, że nie było okazji (no i legenda głosi, że taki temat już przecież był!)...
Właściwie nie pamiętam kiedy pierwszy raz usłyszałem ten zespół, ale było to na pewno w liceum, być może u kolegi, który był wielkim fanem zespołu Korn, siłowni i koksu, jednak całkowitej pewności czy było to akurat wtedy nie mam... na pewno u niego także słuchałem P.O.D., ale także i zespołu Papa Roach... Nie chcę od razu opisywać wszystkich płyt czwórki z Southtown - a już na pewno nie w kolejności chronologicznej... postaram się to zrobić w kolejności, w jakiej dane mi było usłyszeć poszczególne albumy...
Satellite (2001) - pierwsze, dynamiczne uderzenia bębnów, pierwszy riff i już wiedziałem, że to będzie moja muzyka... Płyta swoją premierę miała 11 września, w dzień zamachu na wieże World Trade Center, podobno sprzedała się w okolicach 1 miliona egzemplarzy i był to niewątpliwie sukces komercyjny dla zespołu P.O.D. Pierwszym singlem promującym był utwór
Alive, który okazał się przebojem... Połączenie nu-metalowego brzemienia z wielkim zaangażowaniem wokalisty w wyśpiewywane utwory zawsze robiło na mnie spore wrażenie... Zespół nie zamykał się wyłącznie na szybkie, dynamiczne utwory, ale niezwykle trafnie mieszał style, czego przykładem może być
Youth of the Nation, albo np. reggae'owy kawałek
Ridiculous (z gościnnym udziałem Eek-A-Mouse)... Swoich inspiracji członkowie tej formacji nie ukrywają i na ten album zaprosili swojego muzycznego guru, czyli H.R. z Bad Brains, który śpiewa w najszybszy utworze z
Satellite, czyli
Without Jah, Nothin'... Na albumie słychać sporą różnorodność, to jednak album brzmi spójnie... może jest odrobinę za dużo rapu, ale nie brakuje także lirycznych momentów, akustycznych gitar... Co dla mnie bardzo ważne: mimo upływu lat - album ciągle BRZMI świeżo, brzmienie nie "zbladło" - tak jak w przypadku
Roots Sepultury... Teksty dotyczą przede wszystkim spraw duchowych, są mocno osadzone w chrześcijaństwie, ale na szczęście nie ocierają się nawet trochę o banał... Ulubione utwory:
Alive,
Boom,
Portrait,
Ridiculous...
****1/2
Payable on Death (2003) - po ogromnym sukcesie poprzedniej płyty oczekiwania, a więc i presja, wobec zespołu były bardzo duże... Zespół dostał możliwość nagrania utworu na ścieżkę dźwiękową murowanego hitu filmowego, czyli drugiej części
Matrixa. W tym samym okresie członkowie zespołu podziękowali za współpracę Marcosowi, gitarzyście - filarowi, który był z zespołem praktycznie od początku działalności (czyli roku 1992)... nie chcę się rozpisywać o przyczynach, ale zdaje się (tak przynajmniej w tamtym okresie podawały media) - że Jason Truby jest lepszym gitarzystą od Marcosa, natomiast czytając dziś o zespole P.O.D. wszędzie widzę notki, że to Marcos zdecydował o odejściu. Tak czy inaczej, powstał album zupełnie różniący się od poprzedniego, mniej przebojowy, wokalista (Sonny) prawie wcale nie rapuje, jest dużo więcej melodii wokalnych - trochę lirycznych, riffy są bardziej złożone, mniej oczywiste. Jeśli chodzi o teksty, to w moim odczuciu - są osadzone w tematyce życia... Kontrowersyjna okładka od razu spowodowała, że sklepy chrześcijańskie w USA wycofały się ze sprzedaży tej płyty... Nie będę rozwijał też i tego tematu, bo po prostu ekspertem w tropieniu okultyzmu nie jestem, a ten zespół z okultyzmem zdecydowanie nic wspólnego nie ma. Płyta mi się w sumie podoba, ale słucham jej niezbyt często... Ulubione utwory: singlowe
Will You, pokręcone
Wildfire i matrixowy
Sleeping Awake... ale nie są to utwory, które zajmowałyby szczytowe pozycje w moim top 20 P.O.D...
***
Testify (2006)... przed nagraniem tej płyty zespół złapał jakby głęboki oddech i wyszło mu to na dobre. Jason Truby gitarzysta gra riffy prawie jak Marcos, jest dużo melodii, nie brakuje raperskich nawijek, a także pojawiają się goście specjalni, wśród których szczególnie wybija się Matisyahu... Utwory w których go słychać (i nie są to jakieś małe fragmenty!) to
Roots in Stereo i
Strength Of My Life - uważam za jedne z najlepszych w całej karierze P.O.D... Niestety na singiel promujący wybrano utwór niemalże popowy
Goodbye for now z gościnnym udziałem... Katy Perry (tak, tej samej co kissuje girl)
Utwór sam w sobie nie jest jakoś szczególnie słaby, ale dlaeko mu do tego, co prezentuje album... ale teledysk za to jest całkiem udany... Brzmieniowo także jest bardzo dobrze... Ulubione utwory:
Roots in Stereo,
Mark My Words,
Strength Of My Life - to one sprawiają, że ocena tego wydawnictwa jest trochę mocno zawyżona...
****1/4
Jakiś czas temu pisałem jeszcze w pewnym wątku to:
Cytat:
Snuff the punk (1994)
Płyta - debiut. Nie znam jej zbyt dobrze, gdyż stylistyka nie zachęciła mnie zbytnio do głębszego poznania. Muzyka ciekawa - słyszalny bass - gitara elektryczna trochę schowana z tyłu - ale oczywiście nadająca główną melodię. Mocne połączenie rapu - z muzyką (hard) rockową,,, bardzo dużo funk'ującego basu - zwłaszcza grania tzw. klangiem,,, jedyne co mi za bardzo nie pasuje w tej płycie to brak przebojowości w tych utworach,,, z jednej strony może być to atut - ale dla mnie jednak jest to minus tej pyty,,, choć oczywiście utwory - to solidne, mocne granie - choć odczuwa się pewną garażowość samej produkcji,,, drugim minusem jest wokal,,, Sony dużo krzyczy i rapuje,,, bardzo mało w tym melodii (może nawet bardzo bardzo mało) - ale to przecież debiut kapeli - która sprzedała później miliony płyt na całym świecie!! Niektóre utwory ocierają się o muzykę punkową - w sumie stylów na tej płycie można doszukiwać się wielu - a w mojej ocenie utwory są bardzo ambitne,,, ale przez to niezbyt przebojowe - o czym z resztą już wyżej wspomniałem,,,
Ulubiony utwór: hmm,, trudno wybrać,,, chyba "Let The Music Do The Talking" albo "Abortion is murder"
***1/2
c.d.m.n.