Voo Voo słucham od lat. Właściwie mogę powiedzieć, że jest to jeden z wykonawców najdłużej przeze mnie słuchanych . Może nie zawsze intensywnie, ale jednak ciągle. > Gdzieś pod koniec lat osiemdziesiątych w radiu puszczane były dwie piosenki z płyty "Z środy na czwartek", tak do końca mi się nie podobały, ale kupiłem sobie tą kasetę i... barrrdzo się z nią zżyłem.
Temat jest rozległy. Dziś sprubuję parę słów o płytach z piosenkami zapisać. Pozostaną koncerty, muzyka filmowa, teatralna, inne projekty.
Jak podają stare roczniki Waglewski śpiewać zaczął za namową Hołdysa podczas nagrywania płyty "I - ching". Moim zdaniem jest to bardzo dobra płyta, z różnorodną lecz uważną muzyką. Waglewski śpiewa tu m. in. piosenkę "Ja płonę", pod tekstem której mógłbym się podpisać. Więcej zostało przez pana Wojtka zaśpiewane na płycie "Świnie", płycie poruszającej, w sumie dosyć brutalnej ale i bardzo ciekawej. No ale jak to mówią ad rem czy tam do baranów wracajmy.Płyty gwiazdkowane w skali 1 - 5 w porywach do 6 gwiazdek.
VOO VOO - debiut zespołu
Wojciecha
Waglewskiego, który poznałem dosyć późno. Dla wielu jest to najlepsza płyta... na pewno jest super
. Oryginalna muzyka, niezwykły dosyć klimat - teksty mają na to nie mały wpływ. Takie opowieści codzienne/niezwykłe, raczej niewesołkowate. Przekazują pewien stan ducha, czy może odbioru rzeczywistości adekwatnym głosem i ciekawym brzmieniem. Głos Waglewskiego - fenomen
. Ten tembr, zdarcie, ciepło - to bardzo duży atut zespołu, zwłaszcz przy przyjętej konwencji opowiadania i przyjętym punkcie widzenia bohatera piosenek...
*****
Sno - powiązałka - płyta będąca całością. Nie zapomnę tego popołudnia, gdy zapuściłem pożyczonego longpleja, przysiadłem na chwilę i wysłuchałem z uwagą i przejęciem całości - poznając ją równocześnie. Ta płyta ma ten rodzaj głębi, o której pisał Crazy odnośnie Legendy. Oczywiście muzyka jest inna i klimat inny. Kojarzy mi się z tymi scenami z filmu "Ucieczka z kima Wolnośc" gdy unoszona wiatrem gazeta fruwa ponad dachami i kominami miasta. Ale też z szarymi polami, mglistym niebem - no nie bardzo potrafie to wysłowić. Ale słychać to od pierwszych do ostatnich sekund. No i te sny, te o nich opowieści - koncepcja i zaskakujące pomysły! Niektóre momenty zwalające z nóg, inne z nich podnoszące
Bracia Pospieszalscy tu zaczynają też działać!
******
Zespół gitar elektrycznych - fajna, gitarowa, surowa płyta. Może nawet zbyt surowa. Ten sam zespół tylko w nieco innej odsłonie. No i cover The Doors
***
Z środy na czwartek - nie ukrywam - jedna z moich ulubionych płyt. Sennych opowieści ciąg dalszy. Bardzo cieszę się, że w tym roku wyjść ma wreszcie kompaktowa wersja tej płyty. No co - jeśli czyni się ze snów jeden z głównych swych tematów to siłą rzeczy zahacza się o metafizykę. Tu miesza się ona z codzienną szarością - pociągiem, balkonem, wczesnym wstawaniem, późnym zasypianiem... Jakie piękne są teksty na tej płycie! Te opowieści o ginie, sfory zmor, do nieprzyjaciół... A muzyka jest jeszcze lepsza - tyle róznych motywów, pomysłów, niektóre bardzo porywające (tak to jest moim zdaniem z Voo Voo - Waglewski pisze super teksty, ale gdy wsłuchać się w muzykę...) - ta płyta jest bardzo intensywna, wydaje się mieć nie tylko brzmienie, ale też zapach, kolor - jak w tej piosence "siedzę na balkonie otulony w koc, cieszy mnie ogromnie każda taka noc, mogę patrzeć w górę, do nieba tylko krok, a myśli me ponure opatulił mrok"...
[/b]******
[b]Łobi jabi - oj miałem kłopot z zaakceptowaniem tej płyty... Nagle zrobiło się cieplutko, skocznie, gdzieś zapodział się egzystencjalny klimat, no może nie do końca. Na pewno jest to trochę inne Voo Voo - bardziej rockowe, Hendrixa lepiej słychać, mniej klimatu, ale za to więcej grania
. Czasem bardziej zadziornego, czasem niezwykle bujającego (Flota zjednoczonych sił!!!), zawsze rozbajał mnie tekst do "Boże mój jak łatwo jest żyć"... Sekcje tu już bryka, z tym swym charakterystycznym nerwem, oczywiście saksofon Mateusza Pospieszalskiego na przykład we Froncie Torowania Przejść. A Zatoka Spokojnych Głów to po prostu evergreen...
**** i pół
Zapłacono - z tą płytą miałem jeszcze większy problem i to z tego samego powodu, poza tym ona taka światowa mi się wydała, zupełnie nie dla mnie
. No ale wreszcie się przekonałem (chyba dalej jestem przekonany, choć dawno już znikła mi ta kaseta więc nie sprawdzę...). Jest tu mnóstwo ciekawej muzyki, pojawia się Mamadu Diouf z Senegalu. Ciekawie wypada robienie czegoś na kształt hip hopu w wydaniu rockowym całkiem, gdzie indziej nie słyszałem czegoś podobnego jak Grzmotołom... No i jest to płyta gdzie zasłuchać się można w bezbłędną i finezyjną pracę sekcji rytmicznej Stopa - Jan Pospieszalski. Oczywiście słychać wiele różnych instrumentów i brzmień - takie jest Voo Voo. W Hendrixowskim wdzianku też mu do twarzy.
**** i pół
Rapatapa to ja - jakby kontynuacja Zapłacaono, przy spojrzeniach rzucanych na pierwsze płyty - [eee.... tracę sens w pisanie tego posta!
]. Sporo Afryki, troszkę mieszania tak zwanych nowoczesnych rzeczy, trochę mieszania win z nisko brzmiącym saksofonem w piosence o słoniu...
****
Oov Oov - ta płyta bardzo mnie ucieszyła od pierwszych sekund, zwłaszcza gdzu zorientowałem się ile trwają utwory. Mamy tu bardzo miły powrót do ponurości pierwszych płyt, ale ciąg dalszy przerabiania nowej muzyki na mowę rock'nrolla - w tym przypadku będzie to drum'nbass czy coś. Z elementami King Crimson. Płyta wymaga nieco uwagi, ale jest bardzo dobra. Wyróżnił bym utwór pierwszy, duet Waglewskiego z Nosowska - to bardzo piękne piosenki. I piosenkę na koniec. Zresztą wziętą z Osjana ( czy może na odwrót?) - "i ten namolny ból, co wgryza się w czaszki tył, mówi że dzisiaj będę żył. Oov Oov to młodszy brat Sno - powiązałki...
*****
Płyta z muzyką - jest płytą bardziej melodyjną i piosenkową, ale już nie po afrykańsku. Niestety też mi przepadła, a pamiętam, że bardzo ją lubiłem, zwłaszcza taki utwór ze smyczkami. Płyta charakterystyczna ze względu na udział Jana Peszka, który czyta krótki teksty napisane przez uczestników warsztatów terapii zajęciowej - są prześwietne! "Śniło mi się kiedyś, że ktoś mnie obraził, a był to sędzia Frederiko Falkone.."
****
Płyta - taka cicha i nie efektowna, ale bardzo piękna. Troche tu (zwłaszcza w tekstach) pewne motywy są znajome, ale muzyka jest bardzo wysokiej próby. Tak się miejscami klasycznie robi
. Puknij się w łeb... Albo zejdź ze mnie - tu był rewelacyjny teledysk. Słuchając takiej płyty, albo będąc na koncercie myślę sobie, że przy Voo Voo taki Sting może się schować...
****
Voo Voo z kobietami - to z kolei płyta efektowna i bardzo dopracowana, rzekłbym - dopieszczona, także gdy chodzi o słowa piosenek. Ale i tak muzyka jest najlepsza. Tak tu się jakby dubowało miejscami co nieco? Voo Voo z sekcją (od kilku płyt Karim Matusewicz na basowych instrumentach), saksofonami i akordeonem, gitarą i głosem pana i pań gra muzykę bardzo atrakcyjną :wink
*****
Kiedyś przeczytałem wywiad z Waglewskim przeprowadzony "u zarania dziejów Voo Voo" i on tam wyjaśniał swą koncepcję grania, idee kapeli. Zaskoczyło mnie to, że to co mówił o pierwszej powstającej wówczas płycie odnieść można do każdej późniejszej, co nie oznacza wcale schematu, czy monotonii - wręcz przeciwnie. Do tematu WW na pewno jeszcze wrócę, tymczasem - dobrej nocy!