Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 16 kwietnia 2024 21:15:07

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 493 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 33  Następna

Którą z pierwszych czterech płyt Led Zeppelin uważasz za najlepszą?
Pierwszą 28%  28%  [ 18 ]
Drugą 35%  35%  [ 23 ]
Trzecią 17%  17%  [ 11 ]
Czwartą 20%  20%  [ 13 ]
Liczba głosów : 65
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 15 czerwca 2005 14:54:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
wyczułem cię :-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 16 czerwca 2005 19:19:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 20:20:04
Posty: 14519
Skąd: nieruchome Piaski
Ze względu na inne zajęcia będę się wypowiadał w niniejszym wątku krótko i podzielę się moimi odczuciami z przesłuchania jednej płyty w pojedynczym poście, który potem ulegnie edycji.
Wypadałoby zacząć od "Led Zeppelin" i od razu muszę odnieść się do słów o wyjątkowej wartości tego debiutu w świetle innych pierwszych i wiekopomnych płyt. Tak mógłbym powiedzieć o albumie, który jest równy, a "LZ" do takich - moim zdaniem - nie należy. Jak można było wybrać na singiel "Good Times Bad Times", skoro dopiero po nim jest utwór, w którym dzieje się tak wiele muzycznie i emocjonalnie?! :roll: To jest jakaś pomyłka. Mocny debiut powinien być otwarty czymś niesamowitym, a ja nie potrafię sobie wyobrazić, by nawet w 1969 r. (skądinąd bardzo bogatym w muzyczne objawienia) pierwszy kawałek z omawianej płyty mógł kogokolwiek rzucić na kolana. "Babe I'm Gonna Leave You" jest dla mnie jedną z piosenek, które pokazują, że pojęcie "ballada rockowa" niesie ze sobą jakąś (wcale niewyświechtaną) treść. Potem "You Shook Me" i... dla mnie znów obniżka formy, choć doceniam to, co tam gra Page, to jednak blues nigdy mnie jakoś nie przekonał. Najbardziej irytująco dla mnie wypada fragment na
zakończenie, który formalnie może być ciekawy (dialog między Plantem a Page'em: pierwszy powtarza głosem gitarowy motyw zagrany przez drugiego). "Dazed And Confused" przywraca nadzieję na to, że narodziła się gwiazda (przyznam, iż nie znam dłuższej wersji tego kawałka, więc w najbliższym czasie postaram się to nadrobić). Druga strona i... znów utwór, którego nie zapamiętam: "Your Time Is Gonna Come": bogatsze instrumentarium, ale odnoszę wrażenie, iż Robert, John Paul, John i Jimmy nie są u siebie, brak tam energii. Paradoksalnie spokojna miniatura "Black Mountain Side" bardziej do mnie trafia, bo ma w sobie jakąś tajemnicę. W "Communication Breakdown" wracamy z niezbyt długiej podróży w nieznane. Ten utwór może się podobać. "I Can't Quit You Baby" nie przekonuje mnie z powodu tych samych wątpliwości, jakie były moim udziałem w przypadku "You Shook Me". Może nie uznałbym przymusowego słuchania bluesa za torturę, ale czynność ta nie jest przyjemna, bynajmniej nie w związku z cierpiętniczym i smutnym charakterem gatunku. Dzięki "How Many More Times" wracam do równowagi psychicznej i przygotowuję się do starcia z "LZ II".
Ostateczny werdykt brzmi: **** i 1/2 dla całości, a ****** dla "Babe I'm Gonna Leave You" i "Dazed & Confused" (więc gdyby to był singiel, to nazwałbym go singlem wszechczasów :mrgreen: ).

_________________
Go where you think you want to go
Do everything you were sent here for
Fire at will if you hear that call
Touch your hand to the wall at night


Ostatnio zmieniony pt, 17 czerwca 2005 12:03:35 przez Miki, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 czerwca 2005 09:51:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 16:53:29
Posty: 14864
Skąd: wieś
Właśnie sobie przesłuchałem jedynkę, zaraz zabiorę się za dwójkę. Dawno nie słuchana płyta.

Led Zeppelin I, Ogólna ocena **** na 5 gwiazdek. Dobra płytka.

Początek, pierwsze akordy Good Times, sprawiają, że nogi same zaczynają podrygiwać. Ale dużo lepsze jest potem - Baby I'm gonna leave you - mistrzostwo świata. Ten utwór po prostu kładzie na kolana. Pierwsza z pereł Sterowca. You shook me - wprawka bluesowa. Niby wszystko jest, co powinno być w bluesie, ale się to po prostu nie buja. Dużo lepszym bluesem jest I can't quit you z drugiej strony płyty, ale wciąż chłopaki uczą się grać bluesa. Przypomnia mi się Matrix - Stop trying to hit me, and hit me. A potem znów doskonałe Dazed and confused - odlot. Your time is gonna come - zaczyna się obiecująco, ale potem jest słabo. Utwór dla grzecznych dziewczynek i ulizanych chłopców, Black Mountain side - przerywnik, gdzieś tam w tle jest Kashmir, bitwa na polach Evermore itp. Communictation Breakdown[i/] - świetny utwór na koncert, ale tutaj brzmi trochę mechanicznie. Brakuje energii. O bluesie już było, a po nim następuje przejście do transowego [i]Hom many times. Brzmi to jakby się zaczynała druga część I cant quit you. Powracamy do nastroju z Dazed and confused.
Ogólnie płyta w kratkę, ale zespół zapowiada się świetnie. Jest wszystko - blues, hard rock, bebechy, nastrój i melancholia. Momentami tylko to wszystko jeszcze się nie buja. Jeszcze nie ma tej eksplozji energii. Wygląda to tak, jakby zespół nie był do końca zdecydowany, co chce grać.

Led Zeppelin II - ****** na 5. Płyta doskonała.

Jest na niej wszystko to, co można powiedzieć o Led Zeppelin. Feeling i blues, ostre zagrywki, doskonałe riffy, klimaty, solówki.

Zaczyna się mocnym wejściem – Whole lotta to love. Podobno środek to zrzynka z hendrixowskiego 1983 - w jakimś probramie Plant tak powiedział. Potem łagodne i miękkie What is and what it should not to be. Klimatyczne, bluesowe w nastroju The lemon song i podobne do Your time is gonna come z pierwszej płyty Thank You. Podobne, ale znacznie lepsze. A potem Heartbreaker, czyli gitara i bas grają unisono ten sam riff. Podobno jest to wynalazek Led Zeppelin – gdzieś słyszałem taką opinię. Znowu jest drapieżnie. I podobnie jak na pierwszej płycie gwałtowne przejście do Living Loving Maid, które brzmi po prostu jak druga część Heartbreakera. Przejście zaskakujące, ale jakże doskonale pasujące. Ramble on – trudno coś o tym utworze napisać, ale jest dobry. A potem Moby Dick – i już wiadomo skąd wzięło się Karate Tadeusza Nalepy. (Może jestem niesprawiedliwy, ale podobieństwo jest uderzające). I kończące Bring it home – pierwsza część to piękny blues. Brzmi bardzo klasycznie, ale jakże klimatycznie – głos Planta jakby zawodził gdzieś z daleka. I ta harmonijka. Wszystko jest na swoim miejscu i chłopcy przestali się uczyć, a grają tak, że ho ho...

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 czerwca 2005 12:35:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24318
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Od razu tylko zaznaczę że to moja ulubiona kapela.
Skala 1-5

Led Zeppelin ***** - debiut totalny. Mimo że pierwszą stronę mam za lepszą, całość i tak jest doskonała. Mimo że odkrywając Zeppelinów znałem już dobrze dziesiątki kapel bazujących na ich pomysłach - poczułem ten geniusz od razu. Żeby z bluesa zrobić coś takiego.... Przede wszystkim wyróżniam "Dazed and confused", bo nie dość że mocny porządny rockowy numer to jeszcze z inerludium w ogóle z kosmosu. Poza tym kawał czegoś co jeszcze nazwałbym bluesem - te wszystkie "Babe, I'm gonna leave you" czy "You shook me". "Black mountain side" też się miło słucha. A jeśli chodzi o moment - jakoś zawsze mnie dreszcze przechodziły gdy słyszłałem Planta krzyczącego że "Soul of a woman was created below" - mimo że wrogiem kobiet nie jestem....

Led Zeppelin II ***** - uznawany za najdoskonalszą. Ja powiem tak: Zgoda, raczej jest najlepszy ale z przyczyn czysto osobistych nie jest moim ulubionym. Ale "dwójka" to po prostu potęga. Tu się zrodził hard rock, tu Plant i Page są w najwyższej formie. Riff "Whole lotta love" wgniata w ziemię, "Heartbreaker" podobnie. Poza tym jest tu takie spokojniejsze "Ramble on" nawiązujące do Tolkiena. Jest "Bring it on home"... same klasyki kurczę. Uwielbiam "Thank you". I tylko "Moby dick" mnie nigdy specjalnie nie przekonał. Najlepszy moment - sam początek, riff "Whole lotta love" naturalnie.

Led Zeppelin III ***** - i to jest mój ulubiony album. I w zasadzie nie wiem czemu, bo jakby mnie kto spytał w czym lepszy od dwójki to odpowiedzieć bym nie umiał. Bierze mnie najbardziej i tyle. "Immigrant song" najpierw poznałem w wykonaniu polskiego zesopłu Emigranci (pamięta ktoś?) - dobre jest, wikińska historia taka... "Friends" jest z kolei arabskie - może lubię ten album za różnorodność? Nie jest to taki monolit jak jedynka i dwójka. "Since I've been loving you" - geniusz absolutny, a kawałki akustyczne są strasznie fajne. Szczególnie lubię jak Page jeździ tą śmieszną zagrywkę gitarową w "Gallows pole". Od tej płyty narodziła się moda unplugged która wybuchła na dobre jakieś 20 lat później. Zeppelini pokazali że można. Moment - całe "Since I've been loving you".

Led Zeppelin z dziwnymi znaczkami zwana popularnie czwórką ***** - nic nie poradzę, pierwsze cztery są na pięć gwiazdek. Acz tą chyba lubię najmniej - paradoksalnie, bo wiadomo co tu są za numery. Ale na przykład "Black dog" i "Rock and roll" lubię umiarkowanie, takie za proste jak dla mnie. A "The battle of evermore" - cudne, ale cholera, zawsze mam jakieś głupie wrażenie że ten śpiew jest jakiś taki nierówny, że Plant i Denny są średnio zgrani. I naprawdę wolę wersję kapeli której nazwy nie pomnę, a która gra to na ścieżce dźwiękowej filmu "Singles" Camerona Crowe'a. Potem są "Schody", które mimo że oklepane i nieco przejedzone - i tak mam za utwór wszechczasów. Druga strona gorsza. Tylko blues o tamie wyzwala we mnie mocniejsze emocje. I ta dziewczyna z "Going to California". A w "Black dog" Plant mnie poucza że długonogie kobiety nie mają duszy, a ja tego głupi od lat jakoś nie potrafię do końca przyjąć. Aha - sformułowanie "druga strona gorsza" należy czytać w kontekście tego że to płyta pięciogwiazdkowa. Moment - wejście hardrocka w końcówce "Stairway to heaven". Wejść takich mieli dziesiątki ale tu jakoś jest w szczególnie dobrym momencie.

Houses of the holy ***1/2 - no i tu zaczyna być gorzej. Jakieś dziwne kombinowanie, syntezatory... Powiem tak - moja ulubiona kapela to Zeppelini z pierwszych czterech płyt. Ale są tu mimo wszystko dwa utwory dziejowe - "No quarter" i "The song remains the same". Wejście wokalu w tej drugiej to mój ulubiony moment płyty. Aha, a "D'yer mak'er" nie znoszę - rastafarianom wojna! I współczuję osobom (jest sporo takich) które znają Mistrzów wyłącznie z tego kawałka.... Nawet to "Dancing days" lubię.

Physical graffiti ****1/2 - raz jeszcze sterowiec wzniósł się wysoko. "Custard pie", The Rover"... Ale przede wszystkim "Kashmir" - dla mnie utwór numer dwa w twórczości Zeppelinów. Ten motoryczny rytm, ta melodia, ta przestrzeń... No i "In my time of dying" - wcale mi się nie dłuży te 10 minut. Moment - orientalne wejście w środku "Kasmir".

Presence ***1/2 - ostatnie płyty najsłabiej znam ale ta jest z nich najlepsza. Ale w głowie mam tylko z niej jeden utwór "Achilles last stand".

In through the out door **1/2 - też jeden utwór w pamięci, ale dużo słabszy. Nieszczęsne obrzydzone przez radio cukierkowe "All my love".

Coda ** - nie chcę być brutalny wobec było nie było ulubionego zespołu, ale zawsze jak tego słucham, jedyne co mi się ciśnie na usta to "Po co to?".

Pippin

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 czerwca 2005 12:43:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 20:20:04
Posty: 14519
Skąd: nieruchome Piaski
Ja tylko gwoli pomocy Pippinowi: kapela, która na potrzeby ścieżki dźwiękowej "Singles" nagrała "The Battle Of Evermore", to Lovemongers. Nie chciałbym, by niniejszy temat od razu zamienił się w listę najciekawszych cudzych wykonań, ale mam innego faworyta :wink:

_________________
Go where you think you want to go
Do everything you were sent here for
Fire at will if you hear that call
Touch your hand to the wall at night


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 czerwca 2005 12:49:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24318
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Cytat:
A potem Heartbreaker, czyli gitara i bas grają unisono ten sam riff. Podobno jest to wynalazek Led Zeppelin – gdzieś słyszałem taką opinię.

Hmmm... jest to dyskusyjne - to samo robią Black Sabbath grając riff wszechczasów czyli "Iron Man". A Drugi Zeppelin i "Paranoid" Sabbathów to jakoś tak bardzo koło siebie się ukazywały.
Miki - tak, Lovemongers, dzięki! Świetny ten soundtrack był....
Pippin

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 17 czerwca 2005 13:35:38 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 16:53:29
Posty: 14864
Skąd: wieś
Jasne, że dyskusyjne, bo takie zagrywki były i wcześniej. Ale w jakimś fachowym piśmie to wyczytałem, bodaj Gitara i Bas (a może Tylko Rock), i tak przypomniałem to....

:soczek: :soczek:

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 18 czerwca 2005 00:06:08 
(-)


Ostatnio zmieniony czw, 13 listopada 2008 23:18:15 przez Y, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 18 czerwca 2005 14:08:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 16:53:29
Posty: 14864
Skąd: wieś
No to dorzucam kolejne oceny, bo właśnie skończyłem przesłuchiwać kolejne 4 płytki.

Led Zeppelin III - ******. Płyta inna niż II. To nadal Sterowiec, ale w akustycznych (głównie) rejonach rockowego nieba. Szósta gwiazdka za genialne Since I’ve been loving You.

Zaczyna się jak zwykle, czyli piosenką z mocnym riffem – Immigrant Song. Ale po mocnym uderzeniu następuje poobiednia siesta – Friends. Na chwilę zespół przyspiesza w Celebration Day, a po nim blues wszechczasów. Do słuchania w ciemnym pokoju, koniecznie w parze.
Out of Tiles – to taka piosenka w pół, nie za ostra, nie za wolna, taka w sam raz. Gallows Pole Tangerine,That’s the way, Bron-Y-Aur Stomp i Hats off to (Roy) Harper – to akustyczna część płyty. Ale jaka!!!! Razem z Friends kojarzy mi się z takim czasem między piątą a siódmą, tuż przed nadejściem wieczora i nocy. Nie wiem czemu, ale That’s... to dla mnie Allan’s Psychodelic Breakfast, szczególnie częścią środkową – tyle że w wykonaniu Zeppelinów a nie Floydów. Hats off to (Roy) Harper – podobnie jak Bring it home z dwójki – blues zamykający płytę. Cudowna gitara Page’a i zawodzący Plant. (Przyjemny utwór dla naśladowców – wystarczy nastroić do otwartego stroju, wziąć szyjkę od butelki i można się bawić...)

Led Zeppelin IV – nie może być inaczej niż ******- (z minusem) . To pierwsza płyta Zeppelina, jaką poznałem.

Początek – mocny Black Dog i genialny Rock ‘n Roll. Kolejne hard rockowe klasyki. Kwintesencja stylu zespołu. Potem Battle of Evermore – brzmi jak średniowieczny epos. No i oklepane Schody. No właśnie oklepane, a jednak słuchane poraz n-ty nie tracą swojej mocy. Te pierwsze cztery utwory dla mnie są jak monolity – abolutnie wszystko jest na swoim miejscu, brak jakichkolwiek słabizn. Druga strona płyty – tu jest trochę gorzej przez Misty Mountain Hop i Four sticks, które chociaż są dobre, nie pasują do płyty (stąd mój minus). Going to California to ponownie piękne, akustyczne granie. Płytę zamyka kolejny genialny blues z zawodzącą harmonijką – When the Levee Breaks. Znów przechodzą mnie dreszcze...

Pierwsze cztery płyty wybitne-genialne. Później już jest różnie.

Houses of the Holy, *** , ślepy zaułek, mielizny. Zespół gdzieś zapodział kompas, a wiatr (Duch) przestał wiać. Dryfujemy we mgle.

Początek miał być jak zwykle – The Song Remains the Same – piosenka dobra, ale jest niby mocno – to już nie ta energia. Potem jeszcze obiecująco w The Rain Song – piękny nostalgiczny utwór, kolejne cudeńko. Następne trzy piosenki: Over the Hills..., The Crunge i Dancing Days to dla mnie mielizny, które chętnie się porzuca dla milutkiego, radiowego D’yer Mak’er. Tylko że to piosenka nie pasująca do Zeppelinów. I wreszcie No Quarter – kolejny klasyk. Perła, która ratuje płytę. Szkoda że nie zamyka płyty, bo następujący po nim The Ocean po wysłuchaniu No Quarter nadaje się do recyclingu.

Physicall Graffiti, ****. Kapitan odnalazł kompas, duch znów wieje (chociaż słabiej) a zespół eksploruje znane rejony.

Najdłuższa studyjna płyta (2 winyle), godzina i 20 minut różniastej muzyki. Wybijają się: In my time of dying, Kashmir (kolejny klasyk), Houses of the Holy, Trampled under Foot, Bron-Yr-Aur (znów piękne akustyczne granie), Down by the Seaside, może jeszcze Ten Years Gone. Ostatnich pięciu utworów w zasadzie mogłoby nie być. Sytuacja podobna do Białego Albumu Beatlesów – skrócenie wydatnie podniosłoby wartość tej płyty.

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 19 czerwca 2005 22:39:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
Miki, zgadzam się z większością, tylko co do You Shook Me i Can't Quit You... oj oj ! przyznałeś się, że nie jesteś wielkim bluesfanem, ja jednak jestem i moim zdaniem NIGDY Led Zeppelin nie zagrali lepszego, bardziej rasowego bluesa niż tu. Zwłaszcza You Shook me jest zupełnie rewelacyjne. Ten typowy bluesowy rytm buja tak, że lepiej się nie da (Gravi - jak nie buja, skoro buja!!!!!!) ;-)); Plant śpiewa na najwyższych obrotach; WSZYSTKIE partie instrumentalne są doskonałe a końcówka... ja rozumiem, że to może kogoś drażnić, ale dla mnie to jest :shock: :shock: :shock: i w ogóle padam na kolana!!! Przyznam, że długo się zastanawiałem, czy właśnie tego nie uznać za "best moment" płyty.


Miki pisze:
"Babe I'm Gonna Leave You" jest dla mnie jedną z piosenek, które pokazują, że pojęcie "ballada rockowa" niesie ze sobą jakąś (wcale niewyświechtaną) treść.

Nazwijmy rzeczy po imieniu: to po prostu jest najlepsza ballada rockowa wszechczasów ;-)

Pippin - ładnie żeś napisał :-)
Tylko napiszże coś o Song Remains The Same!!!

Kiedyś też Led Zeppelin był moim numerem jeden (zresztą daleko nie spadł) i w sumie też mógłbym powiedzieć, że chodzi o pierwsze cztery płyty (i Song!), bo na tych innych to od czasu do czasu jakies coś mi się bardziej podobało, ale całościowo to nie. Teraz zresztą próbuję się przekonać do Physical Grafitti i jakoś nie mogę... nudzi mnie cokolwiek.

A więc Pippinie 1. Schody 2. Kashmir a 3... ? Since?

Przeczytawszy posty Graviego i Pippina, pod którymi w mniejszym czy większym stopniu się podpisuję, dochodzę znów do wniosku, że Led Zep może być nie-dla-Dzynia, bo dla tych osób, które Led Zeppelin cenią jako właśnie najlepszy czy jeden z najlepszych zespołów wszechczasów - liczą się przede wszystkim te bebechy, które Dzyniowi nie podchodzą. A te utwory, które jemu się bardziej podobaja zostają podsumowane jako mielizny... no ja się z tym raczej zgadzam ;-)


A co sądzicie o tej płycie Page/Plant Unledded (pod tytułem No Quarter to się ukazało)? Bo ja sądzę bardzo dobrze. Co prawda ani wokal ani gitara nie sa już na tym poziomie, co kiedyś, ale za to te egzotyczne aranżacje - bardzo ciekawe. Np. wersja Kashmiru dla mnie wręcz rewelacyjna. Może nie lepsza od oryginału, ale super. Kiedyś w starym Radiu WaWa Classic Rock Grzegorz Benda zrobił takiego miksa, że z tego nowszego Kashmiru przeszedł prosto do oryginalnego - bez przerwy, tylko swoim pięknym radiowym głosem powiedział "przenieśliśmy się w czasie o 20 lat" - i całość trwała chyba z 20 minut. Uczta!!!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 czerwca 2005 09:36:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24318
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Napisać o "The song remains the same" albumie a nie utworze, tak? Tego.... ekhm.... no... że też... i gdyby...
No nie mam choroba, przyznaję ze spuszczoną głową. Sorry chłopaki, nie mam... :oops: I nie potrafię wytłumaczyć dlaczego. Mam w planach zakupowych na ten rok.
A odpowiadając na pytanie Crazy'ego - owszem: Schody, Kaszmir, Since I've been loving you.
Pippin

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 czerwca 2005 11:07:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 16:53:29
Posty: 14864
Skąd: wieś
Crazy pisze:
Ten typowy bluesowy rytm buja tak, że lepiej się nie da (Gravi - jak nie buja, skoro buja!!!!!!) ) ;)

Ach, jakoś nie ma tego luzu, co w innych ich bluesach. Luzu na gitarze, na perkusji i na wokalu, o basie nie wspominając. Mechanicznie to cokolwiek brzmi. Na koncertach na pewno lepsze. Ale to rzecz gustu. :)

Dosłuchuję sobie Presence i Drzwi, i tak stwierdzam, że są niezłe. Już nie ma tych bebechów, ale fajne. Wkrótce coś dopiszę o tych płytach. I po wysłuchaniu Zeppelinów sobie przestroiłem gitarę do otwartego A (chociaż zaraz przestawię na E) i pogrywam na slajdzie. Uczta dla ducha, męka dla sąsiadów. :lol:

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 20 czerwca 2005 23:39:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
Gravi pisze:
Mechanicznie to cokolwiek brzmi.

Ja bym powiedział, ze nie mechanicznie, tylko soczyście. Bo co do luzu to się trochę zgadzam, to nie jest na pewno lekka piosenka, ale dla mnie jest za to tak soczysta, że aż cieknie!!!! I może buja to złe słowo, chodziło mi o jakąś wręcz hipnotyczną siłę tego utworu, która sprawia, ze jak go słyszę, to się po prostu zatracam i kiwam tylko miarowo ;-)

Niestety nic nie zrozumiałem z twoich opowieści o przestrajaniu gitary :-) To zapewne miało coś wspólnego z Page'm?

Pippin... no to masz zaległość.

A moja lista, hem...

1. Since I've Been Loving You - to na pewno
2. Babe I'm Gonna Leave You - też na pewno
3. Dazed and Confused - mniej na pewno
4. Stairway to Heaven
5. Kashmir
6. You Shook Me - no właśnie, już tu!
7. Whole Lotta Love

To jest dla mnie kanon absolutny. Pierwsza liga.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 czerwca 2005 00:09:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:33:35
Posty: 4884
hehehehe:

1. Rain Song
2. Kashmir
3. Misty Mountain Top
4. Over the Hills and Far Away
5. Four Sticks

_________________
in the middle of a page
in the middle of a plant
I call your name


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 czerwca 2005 08:31:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 16:53:29
Posty: 14864
Skąd: wieś
Crazy pisze:
Niestety nic nie zrozumiałem z twoich opowieści o przestrajaniu gitary To zapewne miało coś wspólnego z Page'm?


Chodzi o to, że przestrajasz gitarę do otwartego stroju, np. A to w kolejności od najcieńszej struny (e, cis, a, E, A, E), E to (e, h, gis, E, H, E) itp. W ten sposób na gitarze masz od razu na czysto akord A-dur lub E-dur. Łatwo wtedy grać bluesa, szczególnie techniką slide. Praktycznie sam wychodzi. Page stoił gitarę do otwartego C - to podobno jego wynalazek - e, c, g, C, G, C. Ale żeby to brzmiało trzeba grubych strun.

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 493 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 33  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 31 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group