Czas nadszedł na dłuższą wypowiedź w tym wątku!
Queen był pierwszym zespołem, który pokochałam całym moim - 13-letnim wówczas - sercem
! Potem pojawiały się inne miłości - The Doors, Pearl Jam... Ale Queen był tą pierwszą - i przez to do dziś NAJRADOŚNIEJ się mi kojarzącą
! Sentyment mój do nich wielki jest!
Gwiazdki...hmmm... pewnie dawno temu wszystkie płyt oceniłabym na *****
- teraz spróbuję trochę bardziej obiektywnie... (ale i tak dużo ich będzie)
QUEEN I ****
Bardzo lubię dwie pierwsze płyty Queen przede wszystkim za bajkowy klimat, tajemniczość, magię... Za te długaśne, pompatyczne utwory tworzące smakowitą wielce całość...
Ulubione na jedynce - jak już wspominałam:
Great King Rat, My Fairy King, Liar, Son and Daughter
QUEEN II ****1/2
Tutaj wspomnianej wyżej bajkowości jest najwięcej - i wg mnie mniej momentów słabszych - stąd wyższa ocena. Niemalże wszystko tu lubię. A najbardziej - przejmujący smutek w
"White Queen" -
so sad it ends as it began... ...smutek lekki w
"Nevermore", opis tytułowej bitwy ogrów w
"Ogre Battle" he gives a great big cry and he can swallow up the ocean!.., galerię postaci wszelakich w
"The Fairy Feller's Master Stroke" - wróżka-dandys, satyr, nimfa na żółto! No i oczywiście -
"The March of The Black Queen" - prekursor "Bohemian", ale chyba nawet bardziej różnorodny!
I reign with my left hand, i rule with my right
I'm lord of all darkness, i'm queen of the night
Hmmm...myślę, że Marsz Czarnej Królowej mógł wylądać tak
:
Heh - w takim razie "White Queen" (choć z pazurem czarnym
) poniżej:
Do kwestii imidżu Freddiego jeszcze wrócić muszę pod koniec wypowiedzi mej...
SHEER HEART ATTACK **** 1/3
Czołowka tutaj to: chrypiący Roger w
"Tenement Fuster" ("She Makes Me..." też ok.) , typowo Queenowe szaleństwo -
"Flick of the Wrist" (
Intoxicate your brain with what I'm saying; Mesmerize you when he's tongue-tied - simply with those eyes) i przecudnej urody balladka
"Lily of the Valley".
"Killer Queen" pełną czaru też wciąż lubię ... i
Wo wo la la la wo w
"In the Lap of the Gods". Kilku piosenek jednak prawie nie słucham - "Stone Cold Crazy", "Misfire", czy "Bring Back"...
A NIGHT AT THE OPERA **** 3/4
Wiadomo - to płyta wielka ze względu na obecność pieśni takich, jak
"Bohemian Rhapsody" i
"Love of My Life", a zwłaszcza -
"The Prophet's Song". A i tak pięciu gwiazdek nie będzie, gdyż zawsze uważałam ją za mocno nierówną... Żarciki w stylu "Lazing..." albo "Seaside Rendezvous" akurat mi się całkiem podobają, ale już "Good Company" czy "'39" nawet w czasach całkowitego zachwytu Queen omijałam szerokim łukiem... Już "Sweet Lady" od nich wolę.
A DAY AT THE RACES *****
Zdecydowanie moja ulubiona płyta Queenu z lat 70. Bardziej spójna od poprzedniczki, choć nie doczekała się za to tak wielkich hiciorów. Jest tu nad wyraz PIĘKNIE... chłodniej i bardziej melancholijnie, niż na "A Night...".
"You Take My Breath Away" wiedzie prym. Ta piosenka wciąż mnie wzrusza i nigdy nie nudzi (a np. przesyt "Love of My Life" jednak czuję pewien...)...Coś niesamowitego...i jak Fredek to śpiewa...brak słów (
He takes my breath away
). Na drugim miejscu postawiłabym
"The Millionaire Waltz" - znów typowe dla Queen łączenie gatunków i to w jakim stylu! Podobnie -
"Somebody to Love". I jeszcze
"Teo Torriatte" -
time is but a paper moon. . . Poza tym - ostrość
"Tie Your Mother Down", gorzkość
"White Man" oraz senny klimat świetnie przez Rogera oddany w
"Drowse":
Never wanted to be the boy next door
Always thought I'd be something more (...)
Thinkin' it right, doin' it wrong
It's easier from an armchair
NEWS OF THE WORLD **** 1/4
W porządku, Fredek w świetnej formie wokalnej, ale...nigdy nie przekonała mnie ta płyta do końca...Na czele - nieśmiertelne
"We Will Rock You" i
"We Are The Champions". Wspomniałam już wcześniej o świetnie zaśpiewanym
"Spread You Wings", a teraz dodam do tego jeszcze cudny wokal Mercurego w
"My Melancholy Blues" -
"I"m heading for that stormy weather soon..."
Najgorsze momenty - "Who Needs You" i "Sleeping on the Sidewalk". Ale - o dziwo - "All Dead" w wykonaniu Briana całkiem lubię...chyba ze względu na dopasowanie jego głosu do tekstu - całkiem przekonująco to brzmi. No i
"Get Down, Make Love" też brzmi przekonująco
JAZZ ****1/2
Dużo bardziej lubię od poprzedniej - więcej energii, żaru, emocji i fajnego HAŁASU na tej płycie - na co zresztą zanosi się od pierwszych dźwięków -
"Mustapha"! Szaleńczy - i genialny! - pęd w
"Don't Stop Me Now", o czym też pisał Crazy (czy to nie jest tak, że to niesie, jak "Help"?). "Bicycle Race" strasznie mi się osłuchał, ale już
"Fat Bottomed Girls" - nie. I nadal lubię sobie posłuchać czasem.
"Jealousy" - też baaardzo miłe do słuchania (Uch! Ja po prostu ODPOCZYWAM słuchając tego GŁOSU!). Wyróżniłabym jeszcze rozedrganie
"Let Me Entertain You" (świetne też koncertowo) i nerwowość
"Dead On Time":
Hurry down the highway
Hurry down the road
Hurry past the people staring
Hurry hurry hurry hurry
No i wspomnieć należy również świetnego Rogera w
"More of That Jazz" - ulubiony fragment mój (poza refrenem, oczywiście) (ulubione tematy Taylora to chyba w ogóle samochody i piłka nożna
):
Only football gives us thrills
Rock 'n roll just pays the bills
Only our team is the real team
Bring out the dogs get on your feet
Lie on the floor
LIVE KILLERS ****1/2
Wspaniała koncertówka! Początkowe
"We Will Rock You" w szybszym tempie - cudo! W ogóle mocny początek -
"Let Me Entertain You" +
"Death on Two Legs". Bardzo też lubię duet Roger + Freddie (Oooo Yeah! w refrenie) w
"I'm in Love with my Car". Świetne
"Don't Stop Me Now". I wreszcie tłum śpiewający
"Love of my Life"... Dużo bardziej lubię tę piosenkę w różnych "livach", niż w wersji studyjnej.
Na część drugą wypowiedzi - od oceny "The Game" poczynając - przyjdzie czas później.
(Już bez obrazków będzie - obiecuję!
)
A teraz jeszcze - image Freddiego. Jak wszystko, co robił, ocierający się momentami o kicz, ale też w związku z tym - tworzący pewną całość z muzyką Queen... Kiedy byłam małą dziewczynką wyjątkowo fascynował mnie wygląd Freddiego z lat 70 - długie pióra i kocie makijaże (jak na zdjęciach wyżej) lub też maksymalnie dandysowata stylizacja na zdjęciu niżej (Ach - i te żonkile na pierwszym planie jeszcze!
):
Potem nadeszły lata 80, "The Game", syntezatory - a wraz z tym zmiana wizerunku:
Choć ciągoty do przebieranek, baletu i odjechanego wyglądu w ogólności - pozostały
:
No i ostatnie zdjęcie..smutne... - z czasów Innuendo...a dokładnie z "I'm Going Slightly Mad". Wizerunkowy powrót do początków, poniekąd...
Fairy tales of yesterday, they grow but never die...: