Universal Mother * * * * *
Do niedawna najlepsza płyta Sinead. Ale jednak to na tej płycie znajduję się najlepszy numer tej wokalistki - "Fire On Babylon" (teledysk!) - totalny walec muzyczno-emocjonalny który wywołuje u mnie silne emocje do dziś - i drugi numer po "Troy" który zakochał mnie w tej pani. Piękne akustyczne utwory, z coverem Nirany na czele. I końcówka płyty z cytatem z Bitelsów. Wybitnie "klimatyczna" płyta, praktycznie bez słabych momentów (
vide utwór ostatni). Piękna okładka.
Collaborations * * +
Nie kumam koncepcji tejże płytki. Utwóry absolutnie nie pasują do siebie, wszystkie wczesniej były znane... Najlepsze piosenki znajdują się już na płytach innych wykonawców (ADF, MA, Moby, AfroCelt SS i wspaniały utwór z rasta poetą Benjaminem Zephaniah'nem). Obrzydliwa okładka, dużo słabych numerów (Aslan, U2, etc.) - wyciąganie kasy od fanów (74 zł ????? ).
Am I Not Your Girl * * * z dużym -
Raczej kiepsko. Tak na serio jedyny doskonały numer to "I Want To Be Loved By You", reszta raczej nijako, a wręcz dziwnie. Mimo, iż lubię oryginalne wykonania tych piosenek - to wersje Sinead raczej mnie nie przekonują, by nie napisać, że czasem wręcz wieje groteską. Ładna wersja
"Don't Cry For Me Argentina".
Gospel Oak * * * 3/4
Bardzo spokojnie i klimatycznie. Zrezygnowano z zapychaczy i wyszła dobra EPka. Dużo folkowych wycieczek. Rozpoczyna się ślicznym "This Is To Mother You" poprzez waleczne "4 My Love" (best moment) by skończyć się na przestrzennym "He Moved Through The Fair".
Sean-Nos Nua * * * *
Podobne do
Gospel Oak, ale znacznie lepsze. Prześlczne folkowo-akustyczne "Her Mantle So Green" nadaje ton całemu LP - bo mamy tu praktycznie same utwóry w tym stylu (np. "The Singing Bird", "The Moorlough Shore" czy "The Moorlough Shore").
Best moment to "Óró, Sé Do Bheatha Bhaile" (czy jak to się tam pisze
) czyli irlandzka pięśń tradycyjna inna rege stajli! Cała płyta to pewien hołd dla irlandzkiej tradycji muzycznej (patrz -> okładka, tytuł) , w troszkę nowocześniejszej stylistyce.
She Who Dwells... 2 CD * * * 3/4 , koncert * * z dużym +
Pierwsza ta zbiór niewydanych utwórw - i niestety jest nierówno, a szkoda. Obok siebie mamy numer na 6, a nawet 7 gwiazdek -
a'capella tradycyjnej pieśni kościelnej "Regina Caeli" czy modlitewne "Fillae". Płyta dosyć medytacyjno-chrześcijańska. Mamy tu troszkę dobrego rege, lub
para rege - "My Love I Bring" i trochę elektroniki
a 'la Massive Attack - "Love Hurts". Jest kilka gniotów ktore psują całe wrażenie. Ale ogólnie kilka numerów zdecydowanie 5 gwiazdkowych. problemem jest brak koncepcji na płytę, co z resztą często zdarza sie u tej pani - za to gwiazdka mniej.
Druga płyta to koncert. Koncert jak koncert, wole aranże i perfekcjonizm studyjny.
Prześliczna okładka i tytuł (psalm)
.
Faith And Courage * * * * 1/2
Bardzo fajna płytka. "The Healing Room" który rozpoczyna album kojarzy mi się z klimatem całej płyty. Medytacja, troszkę elektroniki, ładne melodie ze szczyptą Jamajki + kilka fajnych numerów rockowych ("No Man`s Woman" czy czadowy "Daddy I`m Fine"). "Jealous" mocne 5 gwiazdek, ładny tekst, świetna muzyka - jeden z lepszych numerów w ogóle. Dużo tu przebojowości - "Dancing Lessons", czy "I Whisper U Something". Zapowiedź ostatniego albumu - "The Lamb`s Book of Life" czyli klasyczny roots
, czy rastafariańsko-katolickie "Kyrie Eleison".
Throw Down Your Arms * * * * * +
Jej najrówniejszy i najlepszy album. Nie traktuję tego albumu jako płyty z coverami, gdyż nagrywanie klasyków to część fonograficznej tradycji w kulturze reggae. Rozpoczyna się prześlicznym i przejmującym utworem
a' capella "Jah Nuh Dead" autorstwa B.Speara (który z resztą maczał paluchy w tej płycie, czego wynikiem jest nagranie aż klku jego utworów). "Marcus Garvey", "Door Peep", "Prophet Has Arise", "Y Mas Gan" to po prostu DOSKONAŁE piosenki reggae, w dodatku z moim ulbionym żeńskim głosem + idealne brzmienia, energia Sly & Robbie (bo płyta została nagran a w Kingston, z najlepszymi muzykami-legendami). Poruszający mnie od zawsze, armagedonowy (
) "Downpressor Man" Tosha, nagrany i zinterpretowany z zupełnie innym filingiem, podkreślający najlepsze aspekty tejże kompozycji, szczególnie jeśli chodzi o WOKAL. To samo tyczy się utworu tytułowego... (który obok Tosha, intro i "Untold Stories" jest najlepszym numerem na płycie). No właśnie - "Untold Stories", co za czad: nyabinghi, irlandzki klimat, tekst i śliczne wokale! Aboslutna śliczność
, numer na 18 gwiazdek. Nudzą mnie "Curly Locks" który brzmi gorzej niż oryginał, oraz "War" Marleya, które już jest znane, w dodatku źle się kojarzy. Doskonały album dla weteranów (znakomite recenzje, sprzedaż) jaki i dla tych co rozpoczynają przygode z reggae ("o jakie fajne! słyszałem, że to kower").
I Do Not Want What I Haven`t Go oraz
The Lion And The Cobra pózniej, bo to w ogóle inna bajka, a i tez mniej znam na pamięć.