Podróż do Torunia zaczęła się od stacji Warszawa Centralna, z której pociąg do Torunia wyjeżdżał równo o 9:00. Skład ja, Agnieszka i koleżanka Agi, Bogusia (jak się okazało, znana przez niektórych forumowiczów). Podróż minęła nam głównie na roziwązywaniu krzyżówek. W Toruniu byliśmy jakoś przed 12. Od razu udaliśmy się na Bulwar Filadelfijski, w tempie raczej przeciętnym (spróbujcie sobie podźwigać wielką torbę pełną płyt, zrozumiecie o co mi chodzi
). Na miejscu okazało się, że są tradycyjnie spore opóźnienia jeśli chodzi o próby. Niestety, okazało się, że koncert Tomka będzie trwał tylko pół godziny.. Tymoteusz czadowy i akustyczny już porządnie, czyli po godzinie (z lekkim hakiem w przypadku akustycznego). No i Arka godzina i czteredzieści minut! Jeszcze mało kto był ze znajomych, przywitałem się z Robertem F. po chwili wpadłem na byłego wokalistę Armii Gerarda N. Miałem okazję posłuchać jak Litza uczy dzieciaki śpiewać 'Niezwyciężonego', ale coś miał problemy z pamiętaniem tekstu i linii wokalu, także na pomoc przyszedł Gero. Postanowiłęm skitrać w namiocie muzyków torbę z płytami i udaliśmy się na obiad. Na pizzerię 'Smok' nie trafiliśmy tego dnia (pomyliłem uliczki
), także została telepizza. Wróciliśmy na pla i mieliśmy okazję usłyszeć Budzego śpiewającego na próbie 'Mamę królową'. Okazało się, że mój szef wpadł w duże korki i był jeszcze daleko, także wylegiwaliśmy się na trawie i tak nas zastała ekipa forumowa. Tradycyjnie nie zapamiętałem która z twarzy, jaką posiada ksywę. Wyjątek stanowili Smok i Smoczyca
Chwilę pogadalim i ekipa się zmyła na obiad.
Osób było niewiele, ale co jakiś czas spotykałem kogoś znajomego, dowiedziałem się o książce na 10-lecie Arki Noego, niebawem spotkałem też dwie siostry z mojej Wspólnoty, jedna z nich z egzemplarzem owej książki, gdzie znajduje się wywiad z Nią. Spotkaliśmy też spacerującego Tomasza B., który powiedział, że przyniesie winyle 'Luny' na stoisko (w końcu trafiły na stoisko Arki Noego & 2Tm2,3) i przyjdzie po XLM-ową koszulkę Reload (i rzeczywiście przyszedł). Mojego szefa jak nie było, tak nie ma, a prawie wszyscy już rozstawieni. W końcu dotarł tuż przed godziną W. Ludzi trochę się już zeszło, zaczął się ruch, jeden z pierwszych klientów poinformował mnie, że sprzedaję płyty satanistycznego zespołu Soulfly, oczywiście nie interesowało go, że ja też mogę mieć coś do powiedzenia w tym temacie.. No cóż, przyzwyczaiłem się już, że w tym środowisku zawsze się trafi na takiego 'gorliwego'.
W końcu zaczęły się koncerty.
SunGuest - bardzo chciałem zobaczyć ich na żywo, ale nie dało rady. Natomiast dobrze było ich słychać i stwierdzam, że brzmiało naprawdę dobrze.
Dagadana - jakoś mi się nie wbili w pamięć.
Empe 3 - też słuchałem na odległość. Uwzględniając jeszcze to, że nigdy wcześniej ich nie słuchałem, całkiem ciekawie.
Arka Noego - anonsowany jako centralny koncert całego festiwalu i rzeczywiście tak było. Mimo, że ostatnio byłem dwa razy na Arce, to usłyszałem kilka nowych utworów. Robert jak zwykle bardzo fajnie gadał z publicznością, na moment nawet zadialogował ze mna
Fajne był ciekawostki z życia i historii zespołu. Pojawienie się emerytowanych muzyków było bardzo dobrym posunięciem, gdy weszły już na stałe, na scenie zrobiło się rzeczywiście ciasno. Widać było, że brakuje im występów na scenie, szczególnie szalała Aleksandra M. Ciekaw jestem kiedy będzie się wstydzić tych wygłupów
Co do gości. Za twórczością Magdy Anioł nie przepadam, więc Jej występ średnio mnie zelektryzował. Potem pojawił się 'groźny wujek Tomek' (dobrze zapamiętałem?), no i świetne wykonanie 'Mamy królowej' i nie gorsze 'Niezwyciężonego'. Potem sceną zawłądnął klan Malejonków. Bardzo spontaniczne wykonanie 'Zyję w tym mieście', niestety w wersji MRR. Bartek pogubił się z nawijką, ale tata przyszedł z pomocą
No i w końcu Mumio. Szaleństwo! Niech to trwa! O tym występie nie wiadomo jak pisać. Z Agnieszką umieraliśmy ze śmiechu, ale widziałem dość sporo osób, które miały niewyraźne miny.. Cóż, nie każdy czai bazę
Totalny odlot przy improwizacjach, w pewnym momencie Litzy przystawili mikrofon i powiedzieli 'Szyj bracie!'. Robert chyba debiutował w roli szyjącego, ale wybrnął całkiem nieźle, tzn. fortelem
W międzyczasie był tort, świeczki, dzieci rzuciły się i paluchami zgarniały najlepsze kąski. Torcik był nie byle jaki! Niestety musiał zjechać ze sceny, dzieci nie chciały puścić, ale odpuściły na obietnicę Litzy, że tort poczeka
Świętego uśmiechniętego słuchaliśmy już z oddali. Bez wątpienia koncert na ******
Tomasz Budzyński - szef z małżonką musieli zakwaterować się w hotelu i coś zjeść, także Budzego solo słuchaliśmy z oddali. Trudno mi powiedzieć coś ponadto, że to co słyszeliśmy zostawiało bardzo dobre wrażenie.
New Life'M - nie interesuje mnie ten zespół
Podczas tego koncertu odwiedzili nas Gero i MAQ, i jak ten drugi się wyraził: "przyjdziemy na dłużej jak będzie Voo Voo, bo ten zespół nas jebie" (czy coś takiego). W końcu nie przyszli i nie wiem, jakie wnioski mam z tego wyciągnąć. Może jednak zespół nie jebał? Chociaż z relacji innych wynika coś innego
2Tm2,3 czadowo - niby tyle razy słuchałem Tymoteusza na żywo, a jednak zawsze niesamowicie to przeżywam. Tyczy się to zwłaszcza wersji czadowej. Set dość tradycyjny, czyli 888 + szlagiery, co trochę mnie nudzi już, ale moc była niesamowita. Naszłą mnie podczas tego koncertu taka refleksja, że jaka to jest niesłychana sprawa, że jest taki zespół. Tradycyjnie best momentem była dla mnie Effatha, przeżycie wręcz metafizyczne. Agnieszka trochę nieprzyzwyczajona, także pod koniec się zmyła na stoisko. *****
Voo Voo - i znowu słuchanie z oddali. Z relacji wynika, że nie ma czego żałować, trochę się zdziwiłem, bo nie sądziłem, że było tak źle. Na pewno denerwowały przedłużające się w nieskończoność solówki.
Podczas koncertu przyszedł Tomek i przy stoisku wywiązała się dyskusja o jego obrazach. Jeden z dyskutujących chyba miał na celu zirytowanie Toma, usilnie mu wmawiając, że jak maluje drugi raz ten sam obraz, to jest to kopia, ale Budzy się nie dawał
2Tm2,3 akustycznie - byliśmy już nieźle wypompowani z sił i trochę posłuchaliśmy, a potem udaliśmy się na spacer nad Wisłę. Wszystko ok, ale jednak czad, to czad
****
Po koncercie zaczeliśmy się zwijać, przy okazji minęła nas ekipa forumowa, z Igorem O Gardle Nie Do Zdarcia. Torba z płytami powędrowała na szczęście do samochodu, bilans średnio udany, ale mogło być gorzej. Przy okazji znajomi poratowali mnie piwem. Potem idziemy na backstage walczyć o podwózkę na nocleg. Koniec końców okazało się, że Drężek ma tylko jedno wolne miejsce w samochodzie i będzie trzeba iść na piechotę...
Przy okazji mieliśmy okazję poznać nową piosenkę Maleo Reggae Rockers w wykonaniu Darka i Litzy. Nie wiem jaki jest tytuł, ale zapamiętałem tekst, chyba refrenu: "Mamamamambę, tatamatandem, tam i ja!". Generalnie niezłe Mumio było, w pewnym momencie płakałem ze śmiechu
Niestety przyszedł czas pożegnań, umawiania się na obgadanie spraw mailowo, czy możliwości zobaczenia się w najbliższym czasie. Najbardziej imponował mi Marcin Polak, który do późnych godzin jeździł z wózkiem między stoiskami i zwijał się jako jeden z ostatnich.
No i zaczął się marsz do ośrodka noclegowego, na szczęście trafiliśmy na bardzo miłych Strażników Miejskich, którzy jak się dowiedzieli jaki mamy plan, stwierdzili, że im by się nie chciało tak iść o tej porze. Niestety był to patrol pieszy, bo inaczej pewnie by nas podwieźli. No ale w końcu dotarliśmy, minimalnie pobłądziliśmy dopiero na samym końcu. W łóżkach byliśmy chyba około godziny 5:00... Niestety, cztery godziny później nie dało się już spać.. Hałas na korytarzu, masakra. Na śniadanie zdążyliśmy w ostatniej chwili, panie ze stołówki były bardzo niezadowolone. Ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu na stołówce zastałem Marcina Polaka, także zaczerpnąłem jeszcze trochę newsów do kieszeni i po raz kolejny się żegnaliśmy
Sobota minęła pod znakiem włóczenia się po Toruniu, byliśmy na kawie, byliśmy w 'Smoku' na pizzy (świetna jak zawsze, tania, a w dodatku wydaje mi się, że kiedyś było jeszcze taniej!), poszwędaliśmy się po księgarniach z tanią książką (gdzie dorwałem, m.in. 'Złego porucznika' na DVD), a potem poszliśmy do ruin zamku krzyżackiego, gdzie ja uciąłem sobie drzemkę na kurtce
Potem sesja fotogrficzna, no i poszliśmy do pubu Tratwa, gdzie spotkałem się ze znajomymi z Torunia, m.in. z chłopakiem, którego znam z forum Soulfly, a który dwa lata temu poszedł do seminarium paulińskiego i akurat w sobotę przyjechał do Torunia. Generalnie było wesoło
Po paru godzinach udaliśmy się na nocleg, tym razem autobusem i dużo wcześniej. Ale i tak obydwoje musieliśmy się dobijać do naszych pokoi, które były już pozamykane przez innych lokatorów
Znowu około 9:00 nie dało się spać, także średnio wypoczęci byliśmy. Także znowu poszliśmy na kawę, teraz z dodatkiem ciasta i udaliśmy się na dworzec autobusowy, aby udać się do Chełmna.... Ale to już zupełnie inna historia, która kiedyś trafi do wątku o ziemi chełmińskiej
Ogólnie festiwal minął bardzo przyjemnie, spotkałem dużo starych znajomych, oczywiście dla większości miałem za mało czasu, albo wcale. Zaskoczeniem numer jeden byli znajomi, z którymi byłem na SOS 4 lata temu, którzy podjechali do stoiska z... wożkiem dziecięcym! Okazało się, że w maju 2008 wzięli ślub, a w maju tego roku urodziło się ich dziecko!
A ja tam byłem, wodę smakową i piwo piłem