mój ulubiony album Zespołu
Szema Izrael Adonai Elohenu Adonai Ehad*****(!)
po koncercie na Luxfeście ten numer wypłynął na czoło mojej Toplistwy Ever, ukręcając łba nawet niejednemu Topograficznemu Oceanowi a nawet... mam nadzieję, że utrzyma się na długo
sam utwór ma bardzo ciekawą strukturę
wzdłuż i
wszerz, typowe dla Tamtego okresu w dziejach Tm rozstawienie dwóch perkusji po bokach stereo wymusza taką a nie inną piętrową produkcję, którą uwielbiam - ileż tu planów i zakątków... ale jest też tu coś absolutnie niepowtarzalnego: w pięć minut zmieściło się tu CZWORO głównych wokalistów, a do tego jeszcze pod tym charakterystyczne szaleństwa Joszki - piękny pokaz jedności...
...ale także pokory - bo przecież utwór nie stoi ani jakimiś super wykwintnymi partiami wokalnymi (choć ja sam wszystkie
Adonai wyciągnę tylko gdy mam super wyspany dzień), ani tym bardziej wyrafinowaniem kompozycji - jest przecież w całości oparty na półtonowej progresji akordowej (choć trzeba dodać, że z niesamowitą wyobraźnią ogranej w różnych częściach, chodzi mi o niuanse rytmiczne i kolorystyczne) i dwukrotnym przełamaniem o jeden ton w dół - dzięki tej prostocie możliwa jest jego, jak to sobie nazwałem,
kominowość: bez zbędnych ceregieli prowadzi słuchacza jakby rękami wyciągniętymi pionowo prosto do Nieba, zwłaszcza w partiach śpiewanych Litzę, na które zawsze czekam najbardziej
a przy tym wszystkim mamy tu do czynienia z absolutnie mistrzowską aranżacją - przede wszystkim zwodniczo długie intro, bo przez te ciągnące się w nieskończoność
42 sekundy Tom zdąża nawet wyśpiewać te Najważniejsze słowa Starego Testamentu, ale dopiero wtedy następuje najlepsze pod słońcem Tąpnięcie/Nadepnięcie na przester i te Słowa uderzają jeszcze raz w nowej krasie
ale to nie wszystko, są jeszcze smaczki, takie jak typowe dla 2TM2,3 rozwodnienie formy w niby niepotrzebny rozjazd głównego toru (pierwsze przełamanie z djembami), zaraz się okazuje, że potrzebny po to, żeby
Adonai uderzyło z nową mocą, a także bardzo smakowite przejścia perkusisty (perkusistki?) z lewego kanału - jest i typowe dla Litzy (ale czy na pewno to jego pomys?) mrugnięcie oczkiem: skreczyk w 2:04 (jedyny na płycie, tak jak jedyne na
Triodante pianino pod
stracony czas/wzgórze we mgle)
co jednak najważniejsze - wszystkie wyżej wspomniane smaczki absolutnie - w moim mnie maniu - nie odciągają chwały od głównego zadania utworu: Nowoczesnego
Oddania Chwały Bogu
Druga Pieśń Sługi Pańskiego*****
Po takim wejściu wydawałoby się nie sposób było utrzymać ogień, a jednak się udało! Niezwykle nośny jest główny, "narracyjny" riff, który bez problemu unosi cały numer - bardzo ciekawa progresja akordowa (
ja bym tu od razu dał Gis!), no i po raz kolejny podziwu godna dbałość o szczegół: najpierw solo na jakichś zakłóceniach radiowych
, potem okoliczności przyrody jak w Pink Floyd, ŚWIETNY bas w refrenie jak z innej bajki, no i dla mnie najlepsze - zamaszczysty, dobitny i przeszywający trójgłos Maleo + Maleo + Maleo w 4:35
, niesamowity numer!
Psalm 13 *****
Kolejne udane przełamanie nastroju. Najpierw bardzo pożądane spłaszczenie brzmienia (Tom śpiewa przez słuchawkę telefonu) i wspaniała lekcja dźwiękowego niedopowiedzenia, które prawie wprowadza nutę
wesołości gdyby nie to, że pojawiają się mocne słowa o śmierci, a potem kolejne Nadepnięcie na E-dur i walec przyspiesza - moje ulubione wspomnienie koncertowe 2TM2,3 to Jarocin 2000, gdy zabrakło dwóch z Trzech Tenorów (Luciano i Alonso) i w refrenie w dwugłosie zaśpiewać musieli Drężmak i Doktór Kmieta i poszło im świetnie, a potem przyszedł moment
o Panie mój chciej się zatrzymać i znowu naprawdę nieważne jest który to śpiewa, tylko Słowo, które jest śpiewane (choć na krańcach świadomości można zauważyć, że w wersji studyjnej jedno Tomowe
Baruch jest cudownie opóźnione, łał!)
Shlom Lech Mariam*****
Jak już pisałem, przez 15 lat raczej nie poważałem tego numeru, ale gdy naprawdę wszedłem w to o Kim jest tekst, to wszystko mi się ułożyło i polubiłem nie tylko kolejną (po tej drugiej z Drugiej Pieśni) zwięzłą i trafną solówkę gitarową i harmonie wokalne, ale też całą resztę (co tam jest za bas pod
Świątynia Jego Szekina!)
Jahwe, Tyś Bogiem Mym**** i 1/2
Jedno z moich ulubionych regggae'ów Tymoteusza. Dużo świetnych momentów (zwłaszcza wzruszające
Niebiosa z góry deszcz spuśćcie!), ale miejscami coś mi nie gra z wokalami, na pewno nie do końca podobają mi się nieco niechlujnie podwojone wokale w unisonie (z kolei śladowe harmonie znowu super), a i tak ulubiony i wyczekiwany moment to chórki
jaaak wiaatr
bardzo też lubię przejście z tego utworu do następnego
Psalm 34*****
Bardzo żałuję, ze ten numer nie dorobił się statusu klasyka, bo jest w nim coś skończonego pod względem melodycznym. Z drugiej strony nie dziwię się, że chyba nigdy nie był zagrany na żywo (raz graliśmy na manewrach z Tomem i Bartkiem
super wspomnienie), bo najbardziej mnie w nim urzeka produkcja, bardzo charakterystyczna zresztą dla tego albumu - znowu mamy tu dużo planów bardzo bardzo zgrabnie ułożonych, jest miejsce i na gitarę akustyczną w lewej słuchawce ale też na bardzo potrzebnego niezfuzzowanego elektryka punktującego w ważnych momentach w zwrotkach (np. 1:50) i nie tylko (3:27)
Moment ze skompresowanymi i nafazerowanymi bębnami trochę jak dla mnie chybiony, ale cieszy solowa partia Joszki, tym samym mamy już piątego głównego wokalistę na płycie.
Dzięki bogatej produkcji piosenka ocieka nienachalną
słodyczą, która - ponownie - pomaga nieskomplikowanej progresji akordowej, ale na pewno nie odciąga od tekstu
Psalm 103****
Ciekawy pomysł aranżacyjny - anielski głos prowadzący i walec w podkładzie, ale tym razem wolę wątki poboczne (przełamania gitarowe) od głównych
Psalm 18****
Bardzo lubię tę piosenkę, ale nie do końca w takiej aranżacji. Jak dla mnie aż się prosi tu o harmonie wokalne i to w dużej ilości, albo coś co odciążyłoby nieco skąpą główną melodię (tym razem partie Joszki mi raczej nie pasują) A może jeszcze bardziej odedrzeć do tylko ustawienia głos + gitara? Z kolei bardzo podoba mi się śpiew Toma i odważne start-stopy (czy raczej stop-starty), szkoda, że przepiękna coda (
uu-je-e) pojawiła się dopiero na późniejszych koncertach
Czwarta Pieśń Sługi Pańskiego**** i 1/2
Bardzo trudno było taki fragment z Pisma dobrze zilustrować, ale udało się nadzwyczajnie. Niesamowita partia wokalna Maleo! Świetna, czujna produkcja (wokale podwojone tylko na
każdy z nas) Odejmuję pół gwiazdki za nietrafiony moment z drumlami i ostatni oddech/stęk Maleo, który psuje mi przejmującą i misternie zbudowaną kulminację
Bądź wola Twoja****
Fajny przerywnik, nigdy nie mogę trafić gdzie zaczyna się...
Amen****
Mam wrażenie, że coś tu nie tak z aranżacją i "przebojowy" potencjał utworu został w jakiejś mierze zaprzepaszczony i nawet chyba wiem gdzie - we wprowadzeniu i wyprowadzeniu z części
kim są i skąd przychodzą. Z kolei bardzo lubię dwugłosy Tom + Litza. Na wspomnianym koncercie z Jarocina 2000 Tom dał niesamowite wprowadzenie, które zmieniło moje patrzenie na tekst - słowa
oddajmy Bogu [cześć/chwałę] przestały być dla mnie związkiem frazeologicznym, a zaczęły być zaproszeniem do.. no właśnie
oddania Mu tego wszystkiego
Kim jest ta**
Jedyny numer na płycie, którego nie lubię. Zdaje się, że progresja akordowa oparta na podwyższeniu akordu mollowego o pół tonu jest dla reggae mało charakterystyczna i przez to obiecująca, ale gdy tylko wchodzi melodia, to ja dziękuję (super za to przełamania tonacji!)
Stabat mater**** i 1/2
Bardzo ładne. Pięknie poprowadzone gitary klasyczne i nietuzinkowe harmonie wokalne Angeliki. Zasłużony odpoczynek.
Z tą samą miłością****
Znowu trzech głównych wokalistów w jednym utworze pięknie ilustruje Tekst o braterstwie. Trochę fragment z Tomem odstaje sonicznie, jakby był nagrany w innym studiu, ale może to tylko moje urojenia. Tu raczej nie mam wątpliwości dlaczego numer nie stał się klasykiem. Rozbrajająca jest za to ostatnia sekunda, w której - rozmyślnie czy nie - zostawiono w linii wokalu
s... (w domyśle ...tym samym nastawieniem)
Psalm 51*****
Niełatwy utwór, tak jak niełatwy jest sam tekst. Ale znowu mistrzowska aranżacja pomaga przez niego przejść. Po pierwsze przykuwają uwagę leciutkie zawirowania melodii (niezapomniana kulminacja i jedyny w piosence dwugłos na
okaż Syjonowi łaskę swej miłości) a po drugie zdawkowe dopowiedzenia Litzy(?) między wersami na gitarze
glissowej (genialne w 4:18, 4:39 i nieco inaczej rozwiązane w 7:00 ) - są tu bardzo potrzebne, bo niejako przełamują pokutny ton całości i wprowadzają nutkę nadziei czy wręcz przeczuwanej radości (żeby nie powiedzieć: wesołości - słychać, że to wykonują ludzie z krwi i kości, a nie jakieś posągowe smutasy). Przełamanie (upraszczając): D - e - D - E również niczego sobie i w wyciszeniu fajna rozmowa klarnetu z gitarą, czego chcieć więcej?
PS. pamiętam z wywiadu chyba w Tylko Rocku, że jeden z tekstów na tej płycie nie pochodzi bezpośrednio z Pisma Św. Który to?