W tym roku chciałem znów jakiejś małej rzeczki, bardziej wymagającej niż ubiegłoroczna Prosna, bardziej malowniczej.
Padło na Pliszkę, która płynie najpierw w okolicach Świebodzina, potem nieopodal Cybinki, by wpaść do Odry już na granicznym jej odcinku.
Przyjechaliśmy do Cybinki w sobotni poranek, do busa i kilkanaście minut potem byliśmy już w Sądowie gdzie zaczynał się nasz spływ.
Tego dnia mijaliśmy się z dwoma ekipami, które robiły sobie jednodniowe spływiki, ale nie było to uciążliwe. Wyprzedziliśmy ich po jakimś czasie. Za Sądowem pierwsza przenoska - droga i elektrownia wodna. Później przez ładny, prześwitujący las, stopniowo koryto się poszerzało a prąd zwalniał, znak że zbliżamy się do kolejnej elektrowni w Koziczynie.
Tu jeszcze bez większych przeszkód, można było spokojnie powiosłować albo i nie


W Koziczynie witają nas stare mury dawnej niemieckiej elektrowni wodnej i nieczynnej od 1945 fabryki celulozy - dobrze zachowana półruina. Przenoska kosztuje nas trochę wysiłku (5 kajaków dwójek), z przyjemnością zajadam się więc wędzonym pstrągiem, którego można tanio kupić na terenie elektrowni - mają tam hodowlę.
Płyniemy jeszcze chwilę pośród obiektów byłej fabryki...

Pliszka robi się teraz bardziej wartka i przejrzysta (pozbawiona mułu), wpływamy w głęboki las. Rzeka nie jest typowo zwałkowa ale z drugiej strony wymaga jednak kombinowania, drzewo raz z prawej, raz z lewej, wystające pniaki... prędkość szlakowa spada nam szybko do 2,5 km/h. Otoczenie jest wyjątkowo piękne, chwilami tolkienowskie...

Płyniemy tak przez trzy godziny, chłonąc widoki Puszczy Rzepińskiej. Na otwartym terenie +30 stopni, ale tutaj, w głębokim cieniu prawie tego nie czujemy. Wreszcie znajdujemy pyszną, dziką łączkę na zakolu rzeki (opływa nas niemal z trzech stron) i rozbijamy się. Jest dopiero 16:00 więc mamy sporo czasu na obiad i czas wolny. Po jakimś czasie jednak grzmi a po 17:00 burza wygania nas do namiotów, ulewa trwa jednak tylko kwadrans, potem wraca ładna pogoda. Deszcz jednak przegonił muchy i komary, tym lepiej. Siedzimy długo przy ognisku...
W niedzielę płyniemy najpierw w niezmienionym krajobrazie...

Dopływamy do miejscowości Urad i stopniowo las rzednie aż wreszcie kończy się. Krajobraz zmienia się - wpływamy w trzcinowiska i łąki. Pierwotny plan zakładał wpłynięcie na Odrę, rozbicie się na niemieckim brzegu i popłynięcie jeszcze 5 km Odrą do Kunic. Powoli jednak wahamy się, patelnia na rzece jest wielka, kremy z filtrem 50 skwierczą na naszych ciałach.
Ale sama Pliszka nadal okej, jest tutaj bardzo czysta - kremowy piaseczek na dnie widać doskonale - i ciepła.

Dopływamy do ostatniego mostu po polskiej stronie i tu wydarzenia same narzucają bieg spraw - pod mostem jest mało widoczne ale bardzo szybkie i podstępne bystrze. Wpływamy tam jako pierwszy kajak, rzuca nas na poprzeczną kłodę i - to są sekundy - chwilę później mamy kadłub pełen wody, wpychany pod pniak. Prąd taki że ledwo można ustać na nogach. Trochę się wściekłem... to moja druga wywrotka przez 25 lat pływania! (pierwsza w 1997 na Drawie) - oto jak nie można nigdy być zbyt pewnym siebie i polegać na rutynie. Ledwo odholowaliśmy pełne wody bydlę (a w nim plecaki, namioty, śpiwory...), drugi kajak - nie zdążyliśmy ich ostrzec - wyrżnął w pniak i historia się powtórzyła. Dopiero reszta, zaalarmowana okrzykiem, zatrzymała się przed mostem.
Decydujemy: dwie załogi mokre, kończymy tutaj, dosłownie 250 metrów przed ujściem do Odry, którą już widać w oddali.
Może to i dobrze, na Odrze moglibyśmy dostać udarów od tego upału.
Pliszka okazała się przepiękną rzeką, niezwykle malowniczą i ciekawą. Z pewnością najlepsza rzeka z ostatnich czterech (Łobżonka, Obra, Prosna) -
*****