2 razy byłem w trójmieście. Dwa razy 3-4 dni. Raz obiad i muzyczne sklepy (wszędzie po nich buszuję i znajduje jakieś metalowe, a czasem punkowe starocie
no i widok z Gdanskiego Pagókowatego Parku, a może jednak Gdyńskiego?). Jakieś skojarzenia mam. Przejazdów do Jastrzębiej góry nie liczę. Z nich pamiętam tylko Gdański Dworzec(choć często kilka godzin tam byłem) i zadomowione myszy w barze.
Gdańsk: skinheadzi, architekrura piękna. Duuuuży statek. Zwłaszcza jak się wejdzie do środka. Kilka knajpek. Tramwaje zamiast SKM. Moze to nie amsterdam, ale pobłąkać się po uliczkach można. Piwko nad kanałem, choć kanał nieczysty. Wrzeszcz: klub skinhedów, akademiki, fajny klub rockowy (ale tasaki zebrane małolatom - a dzieci niewinne to były - na bramce). Duuuużo piwa w akademikach. Kto się wozi ma lodówkę i łazienkę w pokoju, za pierwszym razem. Za drugim są znajomi, więc jest i dostęp do siatki netowej. Kawał drogi na plażę, kawał drogi gdzieśtam (w 3mieście na ulicach się nie pije się dowiedziałem; ale niefarta jak w Wawie nie miałem, tylko ludzie zdziwieni, stąd wiedza), picie na pagórkach z widokiem na miasto. Pizze tanie jak barszcz. Pani ledwie znosi 20 osób i dostaje największy napiwek jaki dostała w życiu. Zadziwiona (ale jak te pizze darmo niemal), znajomi z 3miasta też zdziwieni tym napiwkiem (pewnie też mają coś z Poznania i Krakowa
Oliwa: nieciekawe typy i baaaaaaaaardzo ładny (choć niewielki) Park, którym dochodzi się do Katedry. Podobno śliczne zooooooo
Sopot: zawsze przelotem, nawet jeśli na plaży 3 godziny, a na rybach dwie i wysiadałem z pięć razy tam. Nie znam. Już lepiej Bjork fragmenty pamiętam.
Gdynia: Szlajanie się po molo w tą i zpowrotem w tą i zpowrotem, w tą i z powrotem. Kurs po większej ilości knajp wzdłuż. Ok. 16 piwek i 16 posiłków jednego dnia. Dobry lot. Akwamarynka. Rybki w akwariach. Na koniec jachtów (piwko?). Wodolot na Hel. Ja piję powoli. Kumpel jest do połowy w piwie i dzień cały mokry (w dolnej połowie, czyli wygląda jakby się zsikał
Fokarium i wygimnastykowane salcesony (czyli foki
Foki są super
Miejsce przed sezonem, więc puściutko. Fajna baza akademii morskiej(?). Miałem robić tam wyjazd fotograficzny po sezonie z wypadem na kutrach rybackich. Poszło w bruzdu. Rozmowy o filozofii jadąc puściutkim pociągiem z Helu do Wrzeszcza. Pusty pociąg z Helu do 3miasta poza sezonem i te lasy z obu stron (a wiadomo że dalej woda), to jest super jaaaaazda.
Niby nic się nie działo ale Gdańsk niebezpieczny, jak część Krakowa (droga na rynek; zwłaszcza opłotkami Kazimierza, nie obok knajp-Kraków następny temat?). Sporo zniszczeń.
Dyskoteki(lepsze techno) paradoksalnie też w Gdańsku byłem najwięcej. Electric Rootboys
Kacper: ta Nowofunlandia to lot niesamowity
Warszawa: Panek cuś Ty robił za młodu? Jak byłem mały to sporo tych konfliktów było. Były ekipy krojące, metalowców pamiętam najbardziej i żulerkę. I walki między północną stroną Wolskiej a południową na butelki. Jelonki w centrum bijące się z pozostałymi. Ekipy z Gocławia. Żule z mostu Gdańskiego jeżdżący wpierdalać praskim chłopakom i odwety. Żoliborska ekipa metalowa dominująca nad pozostałymi. choć fakt ze te ekipy miały ardziej charakter kilku domów, ulic, subdzielnic. I to wszystko odeszło
Warszawa miasto zmian. Kultury bez korzeni. Warszawa miasto przyjezdnych. Tu się zapieprza, ale nie do końca żyje. A jak się żyje, to wegetacja spycha Cie poza miasto.
Ale chuj się tam znam. Zdradziłem Żoliborz dla pędu "kariery" A i Żoliborz nieco mnie zdradził. Tutaj wszystko pędzi
elrond pisze:
...port ma tu znaczenie NAJWAŻNIEJSZE ...i dziwię sie ,że ktos tego nie czuje....i to port morski ze swoją ponurą i ciemną magią morza......jak by tu wam wytłumaczyć......morze i jego melancholijna MOC jest czymś tak silnym ,że te nadmorskie miasta jakby "nie istniały" .....bez względu na to jakie piekne domy ,zabytki ,zamki i katedry były tam zbudowane....po prostu są " na niby" ...małe i nieistotne............ czy rozumiecie o co mi chodzi. ?
ludzie są mali. A ogrom moza dopiero im to pokazuje. trochę jak z cemnatarzami. Na tym trochę polega ich wspaniałość.
Cytat:
Gdyby mi ktoś kazał wymienić jakąś wadę Warszawy, to bez namysłu odpowiadam: "nie leży nad morzem" (innych wad brak ).
W ogóle lubie portowe miasta... mają w sobie... hmmm....
Nie. Inaczej. Tu nie chodzi o to co w sobie mają, ale jakie są. Miasto leżące na stałym lądzie zawsze jawią mi się jako zamknięte, otoczone niewidzialnym murem. Natomiast miasta portowe, maja jakby magiczne wrota do reszty świata. Cuś w tym stylu. Chociaż nie wiem, czy będę dobrze zrozumiany.
Nie wiem czy to rozumiem, ale mnie tam się podoba
Nad morzem można czasem (jak w Sopocie) z jednej strony mieć ciszę wody, z drugiej mieszkać w centrum miasta. Mogłyby i wystarczyć wielkie pola, ale to ciężko zrobić, żeby w centrum jedna strona została niezabudowana. W Wawie się tak nie da (może odrobinę na Żoliborzu może się udać mieszkanie w centrum i poza nim