Jeszcze na jesieni byłam krótki czas w Lanckoronie i od tamtej pory miałam wielką ochotę podzielić się tu wrażeniami, ale nie bardzo wiedziałam gdzie. Niniejszym dziękuję Natalii za wskazanie tego wątku oraz Moderatorowi za przeniesienie tu mojego posta.
Pojechałam tam sama, przeziębiona, z gorączką, z ranną stopą, która w znacznym stopniu ograniczyła moje możliwości łażenia i zwiedzania. Do tego cały czas chodziłam totalnie przemarznięta z racji tego, że trafiłam na pierwszy atak jesiennych chłodów i byłam do niego całkiem nieprzygotowana w sensie ubraniowym. I w świetle tegoż powinnam mieć stamtąd bardzo kiepskie wspomnienia, a tymczasem tak nie jest. Jakoś dyskomfort fizyczny nie wpłynął ujemnie na moje zdolności do zachwytu nad tym miejscem. A miejsce to bajkowe totalnie, jakby wyjęte z jakiejś zupełnie innej rzeczywistości.
Gdybym tego nie zobaczyła na własne oczy, w życiu bym nie pomyślała, że w XXI będzie mi dane pospacerować magicznymi uliczkami drewnianego miasteczka. Oczywiście, nie całe jest z drewna, niestety murowana współczesność bezlitośnie wdziera się i tutaj. Ale są takie zakątki, gdzie naprawdę można zapomnieć, w jakim czasie żyjemy.
Tak wyglądał pensjonat, w którym mieszkałam i jednocześnie jeden z bardziej znanych zabytków Lanckorony:
A jaki fajniutki pokoik miałam! Taki malutki (nieco klaustrofobiczny, niestety), ściany obite w starym stylu na ciemnozielono (nie mogłabym długo w takim kolorze mieszkać, ale na tak krótką metę dawało bardzo fajny klimacik), szafa składająca się z desek i powieszonej zasłonki, no i ogólnie drewno i jeszcze raz drewno.
Lanckorona leży na stoku góry w malowniczej okolicy Pogórza Karpackiego i w związku z tym miałam tam widok z okna, o jakim w życiu nie śmiałabym nawet marzyć:
Raz obudziłam się jakoś strasznie wcześnie rano, kiedy słońce dopiero zamierzało wschodzić i to wszystko tonęło w takiej różowej mgle - bajka! Ale byłam zbyt śpiąca, żeby wyciągać aparat, a teraz żałuję.
Do pojechania w tamte strony zakręcił mnie chyba najbardziej znany i obfotografowany (nie tylko przeze mnie
) i - jak uznałam na miejscu - wcale nie przereklamowany(!), widoczek z Lanckorony - domki przy rynku:
Ale nie mniej warta uwagi okazała się być ta uliczka odchodząca od rynku:
Ta już nie taka 100% drewniana, ale też baardzo fajna:
No i oczywiście sam rynek, też bardzo sympatyczny:
W okolicy można znaleźć sporo fajnych domków. Np takie:
Ten krzywy domek i ogólna sielankowość otoczenia powalają mnie...
I kolejny fajny domek:
Urocza uliczka znana już z wątku zagadkowego, tym razem widok od drugiej strony:
A widok w stronę kościoła też przypomnę, co mi tam:
Kościół w środku też jest wart uwagi. Bardzo mi się spodobał ten obraz Matki Boskiej:
Na zdjęciu niewiele widać, ale ujęło mnie w nim pogodne oblicze Maryi.
Obok był też, dla odmiany, chyba najkoszmarniejszy obraz Jezusa, jaki w życiu widziałam.W pierwszym odruchu zrobiłam mu zdjęcie, wychodząc z założenia, że coś tak groteskowego warto utwalić. Potem jednak doszłam do wniosku, że obraża moje uczucia religijne i wywaliłam go z aparatu.
Mówiąc o Lanckoronie nie można oczywiście zapomnieć o ruinach zamku zbudowanego przez Kazimierza Wielkiego.
I tu mi się przypomniała scenka: wchodzi na zamek para dostojnych, sprawiających dość snobistyczne wrażnie starszych państwa.
On, wyraźnie obruszony tym, co zobaczył: "Co to jest?! Przecież tu nic nie ma! Nic charakterystycznego!"
Ona, niepewnie:"Ale to jest światowe dziedzictwo... Może jednak warto temu zrobić zdjęcie?"
Śmieszy mnie takie podejście, ale faktycznie z zamku dużo nie zostało i trochę to 'Światowe Dziedzictwo UNESCO' rozczarowuje.. Gdyby nie szumny tytuł każący się spodziewać czegoś więcej, to byłyby to całkiem przyjemne ruinki, dla kogoś, kto lubi takie rzeczy. A ja bardzo lubię!
Jest tam też nawet otwarta dziura do jakiegoś lochu, niestety oblekająca ją pajęczyna zniechęciła mnie do spenetrowania jej skuteczniej niż zrobiłyby to drzwi pancerne zamykane na zamek szyfrowy.
Ruiny zamku znajdują się na szczycie Góry Lanckorońskiej, z której rozpościerają się całkiem przyjemne widoki na okolicę:
Na tej górze jest sporo fajnie ponazywanych alejek. Niewiele z nich przeszłam, ale mam wrażenie, że i tak najładniejsza jest taka bez nazwy:
Żałuję, że fatalny stan zdrowia nie pozwolił mi zobaczyć więcej, mam nadzieję wrócić tam w lepszej kondycji i na trochę dłużej. Bo w okolicy jest jeszcze sporo ciekawych atrakcji do obejrzenia!