Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 19 marca 2024 05:04:34

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 102 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 03 września 2009 17:48:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
fengari, jakieś straszne te wakacje miałaś hehe :shock: :wink:

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 03 września 2009 17:59:15 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
:D

Obiecuję, że ciąg dalszy będzie bardziej optymistyczny! :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 03 września 2009 19:58:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
natalia pisze:
straszne te wakacje


ja tu widzę jaśniejsze akcenty:

Fengari pisze:
Widoki


Fengari pisze:
krokiety


:)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 03 września 2009 22:11:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 04 lutego 2008 23:32:44
Posty: 3641
natalia pisze:
fengari, jakieś straszne te wakacje miałaś

Ha, ha, a ja właśnie miałam napisać, że miałaś wakacje, których Ci już na pewno zazdroszczę. Niniejszym więc to piszę :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 04 września 2009 08:59:35 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
niestety na moim odbiorze zaważył chyba na całe życie widok fengari na drodze do wyszowatki :wink: uważam, że należał jej się solidny wypoczynek a nie kolejne "wyszowatki" :wink: no ale czekam co dalej.

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 04 września 2009 18:50:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
Cytat:
niestety na moim odbiorze zaważył chyba na całe życie widok fengari na drodze do wyszowatki

Nie wiedziałam, że to było aż tak wstrząsające! :lol:
Pomimo kolejnych 'wyszowatek' z ciągu dalszego wakacji jestem bardzo zadowolona. Dobrze, że Witek i Joon dostrzegają też jasne akcenty, bo już bym gotowa pomyśleć, że mój opis przedstawia wszystko w stanowczo zbyt czarnych barwach. :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 04 września 2009 23:33:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
Ciąg dalszy:

Dzień 3

Dzisiejszy dzień z założenia ma być lajtowy, w ramach odpoczynku po wczorajszym. Pobudka więc choć odrobinę późniejsza. :)

A tak niewiele brakowało... Wczoraj przy śniadaniu jedna kobieta zaczepiła nas, cała szczęśliwa, pragnęła się koniecznie podzielić radością z obejrzenia wschodu słońca. 'Oooo, a gdzie tu się chodzi na wschód słońca?' - oczy Eli zapaliły się niebezpiecznym blaskiem. 'Noo, zasadniczo to nie wiem, my wchodziliśmy na Połoninę Caryńską' - odpowiedziała kobieta. Eli to nie zniechęciło ani trochę, a nawet wręcz przeciwnie, podkręciło ją jeszcze bardziej. Zaczęło się robić hardkorowo... 'A ile tam się idzie i o której jest ten wschód?''A to zależy w jakim tempie kto chodzi, w przewodniku jest napisane, że półtorej godziny, ale my weszliśmy w godzinę i 15 min. Gdzieś tak koło czwartej musieliśmy wstać.' Mi się przypominają jelenie Szymka... 'Oooo, to jutro idziemy!'- Ela patrzy na mnie cała rozpromieniona. 'Zapomnij!' - posyłam jej mordercze spojrzenie. 'Ale naprawdę warto!' - wtrąca się kobieta. Rozpoczyna się atak ich obu na mnie jedną biedną. 'Chcesz, to idź, ale beze mnie!' - kończę. Temat jednak wraca potem jeszcze nie raz w ciągu dnia, Ela wciąż próbuje mnie namawiać. Jestem nieugięta. W dodatku wiem, że ja na tę górę będę włazić min. 3 godziny, a nie półtorej, więc właściwie mogłabym w ogóle się nie kłaść. Na szczęście po wczorajszym dniu ona też jest zmęczona i najwyraźniej też ma ochotę się wyspać. Jej diabelski pomysł umiera śmiercią naturalną.
Wybieramy się na Caryńską, ale normalnie, za dnia, jak ludzie.

Idziemy na śniadanie. Zanim zamówię posiłek, w pierwszej kolejności proszę o mapę, żeby tylko przypadkiem o niej nie zapomnieć! Wreszcie ją mam i jestem cała szczęśliwa. :D Dziś specjalnie mi się nie przyda, bo czego się spodziewać po Caryńskiej to już wiem na podstawie widoku z okna. Ale jutro... ta podstępna Elka znów coś knuje, nie dam się wrobić! :twisted:

Wyruszamy. Zielony szlak spod naszego schroniska schodzi w dół, przecina szosę i dalej pnie się prosto do naszego celu. Dzień jest upalny a tu kupa drogi po otwartej przestrzeni, cały czas pod górę pod najbardziej nielubianym przeze mnie kątem. Widzę, że łatwo nie będzie. Ale żeby nie było, że znowu narzekam i że miałam straszne wakacje. ;) Przecież jest pięknie i w gruncie rzeczy jestem szczęśliwa, że się tu znalazłam. :) Wczorajszą trasę dziś wspominam ze śmiechem i w sumie jestem z siebie dumna, że ją jednak przeszłam. A teraz... idziemy i podziwiamy roztaczające się wokół połacie czerwonych jagodowisk przeplatane fioletem kwiatów.
Obrazek
Ela coś też dziś powoli, żar lejący się z nieba robi swoje. Jagody objedzone prawie do zera, na szczęście dziś mam ze sobą dużą butelkę wody. Oglądamy z wysoka nasze cudnie położone schronisko. Docieramy w końcu do granicy lasu. Pierwszy odcinek wygląda mroczno i straszno.
Obrazek
Długo to nie trwa, dalej robi się zieloniutko. Ale w ogóle cały ten las długo nie trwa. Znów wychodzimy na otwartą, gorącą przestrzeń, teraz jednak do przełęczy już niedaleko i widoki zaczynają się robić naprawdę imponujące. Ponieważ wychodzimy gdzieś na środku połoniny, postanawiamy pójść najpierw w lewo, wejść na Kruhły Wierch, a potem się wrócić i zejść do Ustrzyk. Tak przy okazji, droga do przełęczy zajęła nam, zgodnie z moimi przewidywaniami, ok. 3 godz. Nawet Ela przyznaje, że nigdy nie weszłaby tu w półtorej godziny i to, co podają w przewodnikach, to jakaś fantazja. Poprzednio wchodziła tu od innej strony, więc nie miała pojęcia, ile czasu może jej zająć akurat ten szlak. Mam nadzieję, że już nie żałuje tego swojego wschodu...

Ścieżka na szczyt bardzo malownicza, pojawiają się skałki i to jest ten element krajobrazu, który sprawia, że mi już nic więcej do szczęścia nie potrzeba! :)
Obrazek
Na samym szczycie atak dzikich tłumów. Wygląda to tak, jakby zlazło się co najmniej kilka grup zorganizowanych. Elka zła strasznie. Ja trochę też, ale w sumie bardziej chce mi się śmiać z tej sytuacji. Kiedy jednak udaje mi się zrobić zdjęcie w kierunku Wetlińskiej w miarę bez ludzi,
Obrazek
a potem znajdujemy siedzisko pod skałami, z którego widoków nikt nam nie przysłania, humor poprawia mi się całkowicie.
Obrazek
Obrazek
Po krótkim odpoczynku wracamy
Obrazek
Obrazek
Obrazek
i idziemy na kolejny wierzchołek.
Obrazek

Tu już frekwencja turystów znacznie niższa. Za kolejnym wierzchołkiem wyłania się jeszcze jeden, ale szlak generalnie wiedzie w dół i nie ma morderczej dla mnie powtórki z dnia wczorajszego.
Obrazek
Ten nowy wierch przed nami składa się z kilku czubków w rządku obok siebie, niczym grzbiet smoka i strasznie mi się przez to podoba. A droga tonie w morzu traw. Otacza mnie błogie piękno, które koi ból... pozwala się zapomnieć, zatracić...
Obrazek
Obrazek
Trawy się stają coraz głębsze, mijamy smoczą górę i wchodzimy do lasu. Na dole las przechodzi w malowniczy zagajnik.
Obrazek
Idziemy ścieżką prowadzącą przez urocze kładki, które ja uwielbiam i wypatrujemy śladów zagrody i kolejki leśnej, które powinny się tu wg. danej nam przez panią sprzedającą bilety na szlak ulotki znajdować. Nie dostrzegamy jednak żadnych.

Docieramy do Ustrzyk i idziemy się posilić, do innej knajpki niż poprzednio. Tym razem Ela po raz pierwszy decyduje się zjeść obiad. Potem zakupy, powrót PKSem do schroniska, po drodze podziwiamy zachód słońca.

I tu chciałabym wspomnieć o pewnych szczególnych mieszkańcach schroniska, mianowicie czwórce przyjaznych zwierząt. Konkretnie, były to dwa bardzo towarzyskie psy i dwa miłe, acz nieco zdystansowane koty. Psy chętnie bawiły się z ludźmi i zawsze pozwalały się głaskać każdemu, kto miał na to ochotę. Koty lubiły przebywać tam, gdzie ludzi było dużo, ale raczej unikały zbyt bliskich kontaktów z kimkolwiek. Tego wieczora jednak jeden z nich, który rano przy śniadaniu całkiem olał moje 'kici kici', wlazł sobie do naszego pokoju i pozwalał się głaskać do woli. W końcu poszłam pod prysznic, a kiedy wróciłam, zastałam go słodko śpiącego na moim śpiworze. Wyglądał tak ufnie i bezbronnie, że nie miałam serca go zgonić. 'Zmieścimy się', uznałam i tak oto miałam w nocy towarzystwo. :)
Obrazek

c.d. pewnie dopiero w przyszłym tygodniu n.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 05 września 2009 15:04:59 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 18:09:25
Posty: 6879
Skąd: z Nepalu
Fengari pisze:
Dowiaduję się, że owszem, krokiety.

A czy obsługa wydająca posiłek krzyczała "Krokiety dla bezdomnej!"? :wink: Z tego co pamiętam jak zamawiałem jedzenie pod Małą Rawką to wymagali ode mnie ksywki bądź imienia i przy wydawaniu było "Placki dla Bartosza" :faja:

_________________
Auto, winda, kibel, molo
Ławka, kino,basen, szkoła


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 05 września 2009 18:52:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
Cytat:
A czy obsługa wydająca posiłek krzyczała "Krokiety dla bezdomnej!"?

Eeeej, no co Was wszystkich nagle na moją starą ksywkę wzięło?! :evil: :wink:
A obsługa owszem, o imiona pytała, a potem i tak wołali tylko 'Krokiety!' i wtedy ileś osób się podrywało i pytało 'Ale dla kogo?!' :)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 07 września 2009 20:01:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
czekam na dalszą częśc opowieści fengari!!!! :D

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 08 września 2009 20:16:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
Dalsza część późno, ale jest: :)

Dzień 4

Znów jest lajtowo, choć miało być hardkorowo. Wczoraj miałyśmy niezłą sprzeczkę o dzisiejszą trasę. Ela wymyśliła drogę jeszcze dłuższą i cięższą, niż pierwszego (a ściślej drugiego) dnia. Ostatecznie zgodziłam się na wersję mocno okrojoną, choć też dość długą.
Ela jednak ma coraz poważniejszy problem z kolanami i dziś już prawie w ogóle nie jest w stanie chodzić, więc wszelkie wczorajsze plany upadają. Postanawiamy pójść do Berehów Górnych, obejrzeć cmentarz, a potem wejść na Wetlińską do Chatki Puchatka.

Przy parkingu na początku drogi do naszego schroniska stała budka biletami na szlak, różnymi pamiątkami itp. Ela przyuważyła tam książkę 'Na szlakach Łemkowszczyzny' i jako wielka miłośniczka Łemków (nawet pracę magisterską chciała o nich pisać, ale jej materiałów zbrakło), zakupiła ją. Książka rozmiarów była dość sporych i nie zmieściła się do jej małego plecaka. Do mojego wypchanego też by nie wlazła. Toteż Ela postanowiła po prostu nieść ją całą drogę w ręku. Wyglądała nieźle - na jednym ramieniu profesjonalna fotoarmata, pod pachą ta wielka książka - śmiałam się z niej, że chyba chce kogoś poderwać na swój imidż. :)

Idziemy szosą. Normalnie nie lubię tak wędrować po asfalcie, ale tym razem ta droga ma swój leniwy urok. Słońce wielkie i gorące i wszędzie pełno światła, a w tym świetle kwiaty na poboczu i motyle. Szosa się wije przed siebie, przeważnie pusta. Czuję się wolna i tylko same radosne myśli przychodzą do głowy. Chce mi się śpiewać na cały głos, więc śpiewam! :)
Obrazek
Obrazek

Tak oto dochodzimy do Berehów. Najpierw zwiedzamy cmentarz na zmianę - najpierw Ela, potem ja. Nie pamiętam już dlaczego tak - chyba jej się nie chciało tam leźć z całym ekwipunkiem.
Obrazek
Obrazek
Potem popatrzyła ona na szlak czerwony wiodący do Chatki Puchatka i stwierdziła, że tędy włazić tam nie ma siły i zamiaru i chce iść dalej, do szlaku żółtego.

Ok, więc idziemy. Teraz już szosa zaczyna dawać nam się nieco we znaki - wspina się pod górę, wije się serpentynami, jest coraz upalniej.
Obrazek
Zostałam w tyle. Przy jednej takiej serpentynie przyuważyłam ścieżkę na skróty. Z daleka wydawała się łatwiutka. Z bliska okazało się, że na początku trzeba przebrnąć przez niezłe bagno/torfo-podobne błocko. Nic to, nie zraziło mnie to. Pokonałam dzielnie ten odcinek drogi i pnę się do góry. Tymczasem roślinność otaczająca mnie staje się coraz wyższa. Robię się niespokojna, bo wiem, czym to pachnie. Jestem już prawie na szczycie, dosłownie paru kroków mi brakuje do celu i oto stało się. W poprzek ścieżki trafiam na wielką, gęstą pajęczynę na wysokości twarzy. W pobliżu nie ma niczego, czym można by ją zgarnąć. Nie ma mowy, nie idę dalej, cofam się! Na górze stoi Elka, która szła normalną drogą i stuka się w głowę. Twierdzi, że zwariowałam, żeby teraz zawracać. Ale na mnie nie ma siły, wracam do szosy i grzecznie pokonuję wijące się zakole serpentynki. :lol:

Docieramy wreszcie do żółtego szlaku. Początkowo droga pnie się pod górę bardzo łagodnie, rozgałęziając się i rozłażąc na boki szeroko i malowniczo. Sama przyjemność nią iść. Potem wchodzi do lasu i zaczyna się cięższe podejście, które trwa znacznie dłużej, niż się spodziewałam. Wysiadam i zostaję daleko w tyle. Górną granicę lasu witam z ulgą i niedowierzaniem - że jednak wreszcie nastąpiła. I to ma być lajtowa trasa?! Wymyślona przez kogoś, kto nie może chodzić?

Ale pora już zacząć cieszyć się widokami! :) Znowu są moje ukochane skałki i trawy, dochodzi ciekawe światło i piękne kolory na polach w oddali.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Pewnym szokiem jest dla mnie samo schronisko - bez wody, bez prądu, bez porządnego kibla. Miejsca do spania na jakimś arcyniskim, ciasnym strychu. Dobrze, że tu nie nocuję! Ech, rozpuszczone dziecko zgniłych rozkoszy cywilizacji! :oops: ;) A Elka kiedyś była tu zakwaterowana i to przez kilka dni! :shock:

Po stwierdzeniu, że nie ma tu nic sensownego do jedzenia, i nacieszeniu się otaczającą przyrodą, wracamy tą samą trasą, którą żeśmy przyszły. Nudna to opcja, zawsze ciekawiej byłoby zobaczyć coś nowego, ale jest to jednak zejście najłagodniejsze z możliwych, a Eli kolana najbardziej dają się we znaki właśnie przy schodzeniu, więc nie mamy innego wyjścia. Poza tym na dole była jakaś restauracja. Która, po dojściu do niej, okazała się być nieczynna. Stajemy na przystanku, jedzie coś, co wygląda na busa, ale nie ma tabliczki docelowej, więc niepewnie machamy. Pojazd zatrzymuje się. Okazuje się być całkiem prywatnym samochodem, jednak w środku siedzą też ludzie, którzy zeszli ze szlaku niedługo przed nami. Właściciele najwyraźniej lubią zgarniać ze sobą wszelkich napotkanych turystów. :) Wracamy do schroniska o godzinie na tyle przyzwoitej, że bez problemu załapujemy się na obiadek. I tak oto dobiega końca w zasadzie ostatni dzień pobytu w tym cudnym miejscu. :( A ja, ostatecznie, pomimo fizycznego zmęczenia i kłopotów transportowych jestem naprawdę szczęśliwa, że po Radocynie nie wróciłam prosto do domu, tylko pojechałam w Bieszczady! :)

Dzień 5

Wracamy do domu. Miałyśmy w planach jechać do Zamościa, a nawet po drodze wpadnięcie do jeszcze innych miast i zwiedzanie tychże. Jednak z powodów komunikacyjno-noclegowych plany te biorą w łeb. Obiecujemy sobie odwiedzić Zamość innym razem.
Rano mamy bezpośredni autobus do Krakowa. A miałam nadzieję, że już tego lata nie będę musiała przedzierać się przez Galerię Krakowską, ech... Ela pierwszy raz widzi to 'cudo' i jest załamana, ja już widziałam to wiele razy, ale wciąż błądzę. Zamiast do pociągu trafiamy do czegoś dziwnego, jakiegoś podziemnego tramwaju. 'Co to u licha jest? Metro krakowskie?!!'- głupia uwaga wyrwała mi się trochę zbyt głośno. :oops: Jakiś pan na to litościwie wskazał nam właściwą drogę...
Ponieważ nasz autobus miał opóźnienie, możemy zapomnieć o zwiedzaniu starówki, a nawet zjedzeniu ciepłego obiadu. Kupujemy sobie po dużej kanapce, która okazała się być pyszna i żałujemy, że wzięłyśmy tylko po jednej.
Wracamy pociągiem InterRegio, który, ku wielkiej uciesze Eli, wygląda jak przedpotopowa kolejka podmiejska.

I w końcu, niestety, dojeżdżamy do Warszawy. :(


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 09 września 2009 08:22:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 18:09:25
Posty: 6879
Skąd: z Nepalu
Fengari pisze:
jestem naprawdę szczęśliwa, że po Radocynie nie wróciłam prosto do domu, tylko pojechałam w Bieszczady!

Ja 2 lata temu miałem odwrotnie tzn. po tygodniu spędzonym w Bieszczadach przyjechałem bezpośrednio do "sanatorium" w Radocynie :faja:
A w ogóle to fajna wyprawa. W przedostatnim numerze gazety NPM był ranking schronisk i Chatka Puchatka była jednym z gorzej ocenionych schronisk...

_________________
Auto, winda, kibel, molo
Ławka, kino,basen, szkoła


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 15 listopada 2010 21:31:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Zmieniają się nam te Bieszczady, komercjalizują. :(
Przykład pierwszy - schronisko Koliba na Przysłupie Caryńskim. Było malutkie, urocze i klimatyczne. Zburzyli je i zbudowali na nowo. Budynek, trzeba to przyznać, jest śliczny. Wykończony po obu stronach nielakierowanym drewnem, przestronny, pokoje wielkie, sporo osób się zmieści, dużo łazienek z ciepłą wodą, także w niektórych pokojach. Na razie nie zamienia się to jeszcze w jakiś hotel, Bogu dziękować, ale klimat w dużej mierze gdzieś uleciał. Mimo wszystko dobrze będę wspominał i traktował to schronisko, bo tam się zaręczyłem.
Przykład drugi - Chatka Puchatka na Połoninie Wetlińskiej. Przejmuje ją od pana Lutka jakiś młody człowiek, który zapowiada rozbudowę i że "dużo się tu zmieni". Ja wiem, że standard był tam dość minimalistyczny, że zmieni się na lepsze itp. - ale gdzie duch tych gór, gdzie swoista elitarność Bieszczadów, która poza sezonem przyciągała tam tylko prawdziwych zapaleńców? Ech....

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 15 listopada 2010 21:34:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Peregrin Took pisze:
Mimo wszystko dobrze będę wspominał i traktował to schronisko, bo tam się zaręczyłem.


kitujesz 8-)

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 15 listopada 2010 21:35:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Nie. 8-)

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 102 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 3 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group