Właśnie z Lublina wróciliśmy, zadowoleni, niczym do akademika!
Dzisiaj przeczytałem sobie ten wątek (teraz o wiele więcej rozumiem), jutro postaram się coś napisać.
--
Gdyby zapytać nasze dzieci, co im się najbardziej podobało, okazałoby się niechybnie, że...
aquapark! W sumie fajny był, a mój w nim odrębny udział opisałem
tu.
Gdyby zapytać elseę, no... może sama napisze, ale mówiła, że była bardzo usatysfakcjonowana ze zwiedzania
Katedry, a mi również bardzo się tam podobało - z zewnątrz zupełnie nieciekawa i może nawet bym nie wszedł, ale w środku od pierwszego wejrzenia mnie zaczarowała, piękne malowidła na ścianach i sufitach. Z boku zaś niezwykła rzecz,
kaplica akustyczna, w której w odpowiednich miejscach można porozumiewać się szeptem na odległość a inni cię nie słyszą!
Skoro już zwiedzanie Starego Miasta, to byliśmy też w
podziemiach, które są w miarę interesujące, ale bez przesady. Chwalone wszem i wobec boczne uliczki, zakamarki i podwórka nie do końca nam się objawiły, bo wszędzie było zamknięte, ew. leżały śmieci

Ale generalnie bardzo ładne to stare miasto, a także niezmiernie malutkie. Spędziliśmy na nim dużo czasu, niemal każdego dnia byliśmy tam trochę i sporo nachodziliśmy się w kółko. Bardzo oryginalne miejsce:
Plac po Farze, gdzie był kościół, ale teraz są same podstawy murów czy fundamenty, no i fajny widok na Zamek; mam wrażenie, że ten plac pełni ważne funkcje społeczne również.
Bardzo fajny jest
linoskoczek - jakim cudem on nie spada, nie przewraca się do góry nogami?
Zamek zawsze mnie uderzał swoją jasnością, która kontrastuje z ponurą historią tego miejsca, przeznaczonego głównie na mroczne więzienia, na czele z tragiczną historią masowego mordu podczas wycofywania się hitlerowców w '45. Wleźliśmy na
donżon (co za dziwne słowo), a także zwiedziliśmy dobrze
kaplicę Trójcy Świętej z przepięknymi freskami, to zdecydowanie warto. Oczywiście trafiliśmy też na wystawę Tamary Łempickiej, ale to chyba powinienem osobno w wątku malarskim opisać.
Plac Litewski i Krakowskie Przedmieście to miejsca, które najlepiej pamiętałem, bo tam finiszował Tour de Pologne w 2008 i 2009, tam trochę zwiedzałem (wtedy wszedłem na
Wieżę Trynitarską, teraz tylko elsea z Jasiem poszli, ale ze zdjęć widziałem, że nadal by mi się podobało). Mieliśmy trochę szczęście, bo tymczasowo przebywa tam pewien obiekt całkiem unikalny:
portal do Wilna! Stoi sobie takie kółko, a w środku obraz placu w Wilnie (właściwie przejścia dla pieszych), tam sobie chodzą ludzie, pada deszcz, i to się dzieje tu i teraz, a gdyby ktoś miał wątpliwości, to można Litwinom pomachać, czasem odmachują

Najsilniejsze wrażenie z Lublina, jakie mieliśmy, to chyba:
zieloność i pagórkowatość. W Wawie jesteśmy przyzwyczajeni, że jest zielono, bo stolica pod tym względem się wyróżnia in plus, ale w Lublinie ilość zieleni nas zadziwiła. W sumie mieszkaliśmy tuż obok
Parku Saskiego, a byliśmy tam ledwie raz, na chwilę, bo nie mieliśmy potrzeby szukania cienia - on był wszędzie. Raz poszliśmy na wycieczkę nieco randomową, po prostu do takich zwykłych osiedli mieszkalnych, gdzie szukaliśmy konkretnych rzeczy: placu zabaw z rakietą, mozaiki ściennej prezentującej Malucha oraz żelaznych rzeźb zwierząt. Malucha nie znaleźliśmy, resztę owszem, ale przede wszystkim - osiedla podobne do naszej Małej Łąki właśnie pod względem zieleni, za to niepodobne, bo ciągle tam pod górę i w dół (a to niby u nas się nazywa "Osiedle Wyżyny"). Fajne nazwy tych osiedli, bo np. "Osiedle Adama Mickiewicza", a tam ulica Pana Tadeusza, Grażyny, Konrada Wallenroda itp. Dalej Słowacki, Prus, Konopnicka i inni, wszystkie te osiedla bardzo kompaktowe, i bardzo wzgórzyste.
Najbardziej zielony był
skansen. Bardzo rozległe miejsce, na które zarezerwowaliśmy zdecydowanie za mało czasu (trzeba iść na dobre pół dnia, z piknikiem), zdecydowanie godne polecenia - części wiejskie pod względem zwiedzania może nienajlepsze, bo kiepsko opisane, za to one żyją! Kury, kaczki, gęsi, konie, kozy i owce... rosną buraki i ziemniaki, wspaniałe ogrody z kwiatami... Obok - "miasteczko" i to już było naprawdę super, bo można było obejrzeć i gabinet dentysty, i sklep kolonialny, i remizę, i pocztę, i areszt... A najlepszy punkt rozciągał się za kościółkiem (w którym nawet kilka mszy w ciągu roku sprawują!): mini cmentarzyk, a potem zejście nad tereny wodne, staw i rzeczka, mostki, łączki, pięknie, wokół też - ale o wiele luźniej rozstawione - kolejne zagrody do zwiedzania, my już tylko przeszliśmy obok nich. Dalej dworek szlachecki, ten widzieliśmy tylko z daleka, a jakaś jeszcze część, z cerkwią, w ogóle została daleko od nas.
Last but not least, zwiedziliśmy
Smoki 
Przyjechali nas odwiedzić, bardzo dawno się nie widzieliśmy, ale było, jakbyśmy się widzieli dopiero co, zabrali nas do świetnej deserowni (w ogóle lody w tym Lublinie mają znakomite, i duże!), pogadaliśmy o czasach dawniejszych i obecnych, połaziliśmy jeszcze tu i tam, dzięki za odwiedziny!
Na razie relacja słowna musi starczyć, choć trochę zdjęć mamy...