Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 16 kwietnia 2024 11:06:03

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 160 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 11  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 12:51:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
arasek pisze:
Dworzec w Kutnie to już inna bajka, wcale nie kazikowo-kultowa. Obiekt jest po generalnym remoncie i wygląda pięknie. To ładna bryła w kolorze (chyba) sól z pieprzem, efektownie podświetlana – cudeńko! Plus bajery – drzwi same się otwierają, klozety same spłukują i tak dalej. Ale w środku jest aż zbyt sterylnie. Można kupić bilety i to wszystko, żadnego baru, kiosku, poczty, fryzjera dworcowego!

dokładnie to samo wrażenie miałem w odnowionym Tarnowie i we Wrocławiu. Są piękne i puste. Nie dla ludzi. Kiedyś we Wrocławiu zanim elektrowóz przetoczyli człowiek coś wypił, do łapy kupił, a nawet książkę u bukinistów chwycił w przelocie

arasek pisze:
I dopiero tu zaczyna się klops. Jeszcze na luziku oglądam nieczynną stację kolejową w Gorlicach, a potem na dworcu autobusowym ze zgrozą przyjmuję do wiadomości, że w kierunku Zdyni i Koniecznej nic dziś nie jedzie.

to samo miałem w niedzielę w Kamiennej Górze, ale udało się wydostać
jeszcze dni powszednie to pól biedy ale soboty i niedziele to dramat nawet w całkiem dużych miasteczkach

tak ogólnie to fantastycznie, że na 25 godzin chciało ci się taki szmat drogi przejechać
też miałem taki zamiar ale wygrał wariant 6 godzinny REGIO Kamieńczykiem do Kotliny Kamiennogórskiej czy raczej Krzeszowskiej /Pippin pewno lepiej by dookreślił/

Rado intensywnie bardzooo :D


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 13:01:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25378
Powsinoga pisze:
fantastycznie, że na 25 godzin chciało ci się taki szmat drogi przejechać

tak!!!

Dzięki arasku, fajnie było przeczytać to!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 13:46:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
A ja właśnie rozpakowuję plecak, którego nie tknąłem od powrotu z Radocyny. Tu tropik, tam skarpetka, buty, jakiś pająk, kurtka wali ogniskiem - ile wspomnień, ile wspomnień! :D

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 14:20:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 12:49:49
Posty: 24317
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Powsinoga pisze:
Kamieńczykiem do Kotliny Kamiennogórskiej czy raczej Krzeszowskiej

A to już zależy, gdzie wysiadłeś z pociągu. :)

Czekam na jakąś dłuższą wzmiankę - gdzie byłeś i co widziałeś.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 14:33:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
świetna relacja Arasek, byłeś najkrócej, a tu taki opis!
My byliśmy od poniedziałku, więc nie wiem czy to za sprawą tego tygodnia czy ilości doznań, wszystko mi się mięsza i samo ustawia w jakimś dziwnym ciągu...
Bardzo się cieszę, że mogłem Was poznać (Arasek, Gero), a kiedyś już poznanych, spotkać znów (Laska, Natalia, Elrond, Antiwitek).

To jest piękne miejsce, i muszę mocno szczypać się w pośladek, by nie popaść w jakiś szemrany patos! :D

Naszą podróż wyznacza moje cierpienie z powodu lumbago. Każda zmiana biegu i naciśnięcie na pedał sprzęgła wiązała się z lawiną wewnętrznych odgłosów, których niecenzuralność smutno kontrastwoała z celem podróży i nastrojem Ewy oraz dzieciaków. No nic, myśl "co też będzie na kolację" dodawała mi sił... jednakże w raz z przebytą drogą kulinarne nadzieje były wypierane przez szoki pejzażowo-architektoniczne. Kościół w Grybowie, o którym pisał Arasek, krowy, linie, kolory jak z kinowej wersji Winetou w Technikolorze, po prostu: późne popołudnie. Chciałem już napisać, że to od tego pięknego słońca i jego zachodu, kiedym sobie przypomniał, że wtedy mżyło, a jak nie padało, to szare chmury zwisały na świat jak jakieś zasłony z nieba. Prawdopodobnie w wyniku silnego bólu zacząłem wieszczyć mówiąc: Patrz Kazik uważnie! Teraz masz możliwość zakosztowania groźnego widoku, a podczas powrotu zobaczysz te same miejsca w pełnym słońcu.
I tak też było.
Serpentyny, szutrowa droga, sarny, i my w tym samochodzie, gdzie dojeżdżając najczęściej używanym biegiem jest dwójeczka, liście łopianu jak gigantyczne rośliny ze Śpiocha, paprocie, takie jakieś poplątane wszystko... i kap,kap,pak, ciur, ciur... powiem Wam, że słabo jest tak samochodem jeździć po tamtych miejscach, coś tak jakby Walce Szopena katować na Korgu... odgoniłem wyrzuty sumienia i tęsknotę za jakimś osiołkiem, dojechaliśmy!

Cisza. Deszczyk. Nikogo w schronisku czyli niedobitki. Kilka osób. Czas rozpocząć rekonesans. Jak wytrawny zwiadowca zacząłem robić okręgi wokół bazy. Zacząłem od ścian, by po kilka metrów zwiększać promień koła poznania i zapuszczać się dalej, dalej, aż zacumowaliśmy na sławnej Werandzie.
- No i jak?
- Ugu.. uggguu.. uuu.. - odezwały się dzieciaki.
- No! - klasłem w dłonie, ale nie by było mię więcej, tylko by zaznaczyć tłumaczenie: - Fajnie! Co?
- Ooooooo!
- Taaaaaak - ciągnąłem dalej.
- Uguuu uguuu - czkały dzieci.
- Tak, tak. No i?
- Ooooooo!
- Taaaaaak.
- Ugu ugu.
- Nie?
- Oooooooo.
- Taaaaaaak.
- Ooooooooo.
- Tak!
Przerwałem w końcu naszą zajmującą rozmowę. Trza się wypakować by zjeść, albo zjeść by wypakować - nie pamiętam. Zmierzchało. Zrobiliśmy kolację i lulu. Jutro wtorek, a jak wiadomo we wtorek można spotkać rybę!
Pierwsza noc fatalna. Śni mi się dwóch proroków, którzy grasują powożąc na drabiniastych wozach i łapią do nich ludzi. Jeden fałszywy, drugi prawdziwy. Całą nockę latam po jakichś dróżkach i szukam Ewy.
Pobudka! Pobudka!
Za oknami dzień, ckliwie mokre drzewa i łąki, droga po węgiersku, jakieś horyzonty. Aaaaa! Syczę. Muszę zrobić zastrzyk. Zjeżdżam w dół, by dostać zastrzyk trzeba przebyć 30 km w jedną stronę. Już się cieszę, że będę mógł zobaczyć las i góry.
W gminnym ośrodku pani w stanie przedzawałowym, czekamy na karetkę.
- Pali pani? - pyta pilęgniarka.
- Nie.
- Od kiedy pani nie pali? - kontynuuje wywiad biały szpieg.
- Od dwóch dni - wyznaje jak na spowiedzi kobieta.
Źig i do domu.
Już myślę o tym miejscu jak o domu. Jest dobrze. Cały dzień spacerujemy w krótkich seriach i jemy wylegując się na tarasie w dłuższych seriach. Łemkowskie krzyże, mięta, strumyk, brody. Rado faluje, ale tak bez wyraźnego opadania. Po prostu coś jak wstążeczka na wietrze. Myślę o wyjeździe... co za wstyd, okazuje się, że jestem mięczakiem... w dzień po przyjeździe myśleć o wyjeździe.... ach jak to boli.... na ból dobra jest jajecznica na boczku, który niektórzy przezywają "bekon" szkoda, że nie "bekomat" grrrr... jemy... chłopaki zakochani, Ewa zakochana... Irenka w brzuszku dokonuje pierwszych wyczuwalnych tańców... mam łzy w oczach i to nie tylko dlatego, że myślę skąd wziąć kasę....
Trochę mżży, trochę nie mżży. Drugie trochę nie ustępuje pierwszemu. Mogłoby tak dla nas być dwa tygodnie i byłoby dobrze! Co za odkrycia! W głowie się kręci. Przyznaję się, że uspokajające właściwości przyrody walczą z podnieceniem wywołanym oczekiwaniem na Forumowiczów! I niech niektórzy nie łączą tego prosto ze znanym faktem, iż samemu gupio pije się alkohol, o nie, to takie proste nie jest, choć i w tym sporo prawdy. Czas spacerów, spacerów to czas, mija dzień w którym odkrywamy coraz więcej, wraz z małymi pstrągami w strumieniu, po brody i jakieś tajemnicze ścieżki to tu, to tam... wystarczyłoby tego na całe życie! Kładziemy się spać. Usypiając słyszę głos, w niskich rejestrach tonacji durowej, na korytarzu:
- Mmmmmmm ajn maj łok tru de skaj...... mmmmmmmm!
Ewa myśli: kurde! studenci!!!!!!
Ja myślę: Elrond!!!!
Ja ma racjem.
Hahahaha! O świcie, około 9 - powitanie. Wysnuwam za włosy dzieci z łóżek...
- Is enybody in? Is enybody in? Is... enybody... innnnnn?
Święto rozpoczyna się jakby od nowa. Jedziemy na Eucharystię do Gorlic, miasta, któremu Kapitan Żbik uczynił krzywdę.
Spacerki. Trochę słońca w cały lesie. POPATRZ! OOOO! POPATRZ! :D
Czekam z drżeniem na innych. Jest Arasek, wreszcie, opowiada swoją historię z przebytą drogą. Szkoda, że nie zadzwonił, przecież byliśmy, ale przez to, że nie zadzwonił staje się bohaterem wieczoru. Już każdy - Laska, Wit i Ger, Pietruszki, Wszyscy! - będą patrzeć jak na personę, która wróciła z kampanii wschodniej, widział Moskwę... i dał radę, w nagrodę dmucha w ognisko i staje się strażnikiem ognia leśnego... choć ledwo żyje nie skarży się, kiedy nocą stuka łyżeczką w butelkę do "Na niebie ciągły ruch..."
Co za śpiew!
.... świetne rozmowy...
ogniska... śpiewają, grają, CO ZA CZAD!
Odstawiam narkotyki w postaci igieł i strzykawek wypełnionych ketonalem. Są w zamian zioła. Dużo ziół! Bardzo dużo ziół!
No i nie ma zasięgu telefonicznego. Ha! Ha! Co za frajda! Niech Mordor stuli pysk!

Spacery, rozmowy, ogniska, słońce, kiełbasa i WY.
Poznaję dwóch poetów, którzy odwiedzają Elronda. Przyglądam się ich elementom, a później swoim, porównuję czy mamy coś wspólnego, trochę żal: nie. :(

Śmiechu co nie miara. Dzieci brodzą w brodzie i w pstrągach. Jemy, palimy, wspominamy...
Kiełbasa przyjacielem człowieka.
Smutek, że Aras wyjeżdżać musi. :(
Kazik z tego powodu przeżywa pierwsze stany melancholijne, które w oparach ziół czepiają się mnie swym natręctwem.
Żegnamy się. Gero i Witek idą w jakieś dalekie strony. Laska znika na dzień. Oni wracają. Herbata smakuje jak nigdy.
Świetne mecze przed wyjazdem Araska, przedstawiciela Ducha Sportu, które zagroziły pseudo nałogom Witka. Zadyszka, ale jak pokazał, to pokazał! Zuch! Laska robi w zespole drużyny przeciwnej za mordercę o twarzy dziecka. Rajdy, podania, celne strzały... co za mecz!A wydawało się, że będzie letko. Polegamy. Jest świetnie!

Spiętrzenie przyrody i doznań powoduje, że nie jestem w stanie żadnego z nich dotknąć by nie przewrócić się o inne.
Każda minuta ma sens. Nie ma zmarnowanego czasu.
Gero wyjeżdża, Kazik w nim zakochany, to jego druga miłość, która nas opuszcza. Kochliwy chłopak.
Gero zabiera gitarę, która nie ma dla niego żadnego znaczenia... hehehe ... niestety musi.
Ostatnie ognisko i spacer. Gwiazdy. Niektórzy wspólnie widzą spadające gwiazdy, na znak.
Rano jeszcze mały występ folklorystyczny przed samochodem Elronda i baj...
Wyjeżdżamy wieczorkiem. Ostatni.
I mnie się podobało.


A teraz ostrzegam! Bedzie wiers. :(


Rado


wróciłem
z jabłkiem lata
czterdzieści i pięć
cherubin na górze
wymachiwał mieczem
na pożegnanie
dostałem odciski z ognia
i plaster na oczy
który jak się okazało
nie działa


w drodze
ona płakała
ja gwizdałem na złość
dzieci rodziły się w bólu
pomiędzy plastikową wędką
a groźnymi odgłosami żołądka
knułem zło
jak homar
myliłem drogi
a o zmroku zrobiłem postój
odszedłem na ubocze
przeciąć żyły kartą banko-matową
jednak sam nie wiem skąd
uratował mnie wieprzek
oddając życie na gulasz
którego smaku nie mogłem pamiętać
lecz który mógł mi przypominać


czarne oczodoły
drzewa z iskier
i drogę Nieznajową

gdyby ktoś chciał
mógłbym zabić
albo całować
jej wzrok
w którym tliła się
ostatnia łąka

zasypiając
jeszcze poczułem
spojrzenie anioła
trzymającego mnie
na odległość

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 15:14:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 20 października 2008 17:48:09
Posty: 6421
Pietruszka pisze:
To jest piękne miejsce, i muszę mocno szczypać się w pośladek, by nie popaść w jakiś szemrany patos!

też tak mam przy opisach :lol:
Pietruszka pisze:
powiem Wam, że słabo jest tak samochodem jeździć po tamtych miejscach, coś tak jakby Walce Szopena katować na Korgu... odgoniłem wyrzuty sumienia i tęsknotę za jakimś osiołkiem

pieszo dużo pieszo trzeba wędrować, albo na osiołku, albo na rowerku...
"w oczętach iskry, w głowie wiatr, a w buzi czekoladki"
Pietruszka pisze:
Wysnuwam za włosy dzieci z łóżek...

delikatny jesteś...
Pietruszka pisze:
Jest Arasek, wreszcie, opowiada swoją historię z przebytą drogą. Szkoda, że nie zadzwonił, przecież byliśmy, ale przez to, że nie zadzwonił staje się bohaterem wieczoru. Już każdy - Laska, Wit i Ger, Pietruszki, Wszyscy! - będą patrzeć jak na personę, która wróciła z kampanii wschodniej, widział Moskwę... i dał radę, w nagrodę dmucha w ognisko i staje się strażnikiem ognia leśnego...

8-)
Pietruszka pisze:
Trochę mżży, trochę nie mżży. Drugie trochę nie ustępuje pierwszemu.

mógłbyś być pogodynką :D
Pietruszka pisze:
Laska robi w zespole drużyny przeciwnej za mordercę o twarzy dziecka. Rajdy, podania, celne strzały... co za mecz!A wydawało się, że będzie letko. Polegamy. Jest świetnie!

i komentatorem sportowym
Pietruszka pisze:
Spiętrzenie przyrody i doznań powoduje, że nie jestem w stanie żadnego z nich dotknąć by nie przewrócić się o inne.
Każda minuta ma sens. Nie ma zmarnowanego czasu.

o to pięknie napisane
dzięki :brawa:

P.S. Pippin wysiadaliśmy w Gorcach potem Krzeszów Chełsko Adrspach Trutnov Kamienna Góra w jakim dziale umieścić relację :roll:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 19:53:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
To ja też, jak Arasek, wypowiem się trochę szerzej. Bo długo nie wiedziałem jak to będzie, ale ostatecznie wyszło tak, że kilka dni przed wyjazdem do Radocyny przyjechał do mnie Ger. Był też mój siostrzeniec Konrad, pojawiła się siostra – wspólnie spędzaliśmy czas. A we wtorek wpadła na kilka godzin Laska: poszliśmy w trójkę nad rzekę, potem kawka, papierosek, rozmawianie, śmianie, oglądanie obrazów mojej mamy, słowem super popołudnie, jak za starych dobrych czasów, a jeszcze umówiliśmy się na następny dzień, że dojedziemy we dwóch do Krynicy, a Laska stamtąd zabierze nas do samej Rado.

Gdyby nie uprzejmość naszej miłej koleżanki, to pewnie, ze względu na spodziewane problemy komunikacyjne, wybralibyśmy się dopiero po Wniebowzięciu, w czwartek. Tymczasem w środę polecieliśmy już na siódmą do kościoła, potem busik do Sącza, chwila na dworcu PKP, i pociągiem do Krynicy. Tam wybraliśmy się na obiad (nie wiem co mi odbiło, że na słodko: wziąłem wypasione naleśniki z owocami, niezłe, oraz kawę), podczas którego skomunikowaliśmy się z Asią i, za jej sprawą, błyskawicznie znaleźliśmy się w Mochnaczce. Pokręciliśmy się po domu i ogrodzie, przywitaliśmy ze śpiącym synkiem oraz wypiliśmy po piwie z małżonkiem. A potem już, z Hołkiem za pan brat, ale nie zawsze mu ufając, ruszyliśmy w trójkę do Radocyny. Po drodze różne żarty i postój z Wysowianką Lemon w Uściu.

A w Rado, jak napisał Aras, wysypujemy się czarnej limuzyny i… od tego momentu nie wszystkiego jestem pewien, nie wszystkiego co się dzieje.

Kiedy idę rozbijać namiot, okazuje się, że prawie wszyscy idą ze mną, bardzo miło! Miejsce to samo co zwykle, niewykoszone pole za kapliczkami – zyskuje wreszcie swoją nazwę: Laska nazywa je Osiedlem. Stasiek pomaga mi rozbijać, Kazik i Franio bacznie obserwują (Kazik wykorzystuje potem zaobserwowane szczegóły tworząc wspaniały rysunek Osiedla, który mam teraz przed sobą i zamierzam go w przyszłości tu zaprezentować), a Tom i Natalia pozują do zdjęcia w rozbitym już namiocie. Jest super, więc nie czekając na Gera i Ninę idziemy w górę Radocyny. Po drodze gadamy sobie z Araskiem. Ach, wreszcie spacer za którym się tęskniło. Droga, widoki, najpierw na jeżyny, a potem jaszcze do cmentarza, gdzie trochę się kręcimy a trochę pozostajemy w zadumie. Gdy wracamy Tom opowiada o swoim doświadczeniu z malowaniem kościoła. Wąchamy mięte, całe łany, wąchamy wrotycz.

Potem obiad. Ach, pięknie, nic się nie zmieniło. Tylko co ja tam wtedy jadłem? Zdaje się, że kotlet jakiś drobiowy z ziemniakami i czerwoną kapustą. Jakieś piwko, papierosek… a potem niespodziewanie mecz. Lata nie grałem w piłkę, nie umiem się za bardzo oszczędzać, więc błyskawicznie puchnę, ale za to jaka to przyjemność grać w jednej drużynie z Natalią i Laską! Mecz siatkowy obserwuję z perspektywy murawy. Rzeczywiście – postanawiam nie palić. Przynajmniej do wieczora. Bo tych myśli, żeby w ogóle do końca Rado, nie biorę na serio, rozpraszam je łagodnym uśmiechem swego czerwonego ryja.

Nie wiem jak było z rozpalaniem wieczornego ogniska, bo równolegle była kolacja, ale potem zgromadziliśmy się tam wszyscy. Były kiełbaski i oczywiście granie – od razu słyszałem, że Gero się nie oszczędzał. Repertuar klasyczny: Doors, Pink Floyd, Beatles, ale kiedy, w związku z intensywną mżawką, przenosimy się na werandę, pojawia się też inny repertuar: gitara wędruje z rąk do rąk, koło lampy kręci się cętkowana ćma, a tu albo Osobliwości (!), albo Luna, albo Taniec Szkieletów… Robi się poważnie i magicznie. I coraz później, na koniec zostaje tylko Tom, Ger, Pietruszka, Laska i ja. Dla mnie było to jedno z lepszych Radocyńskich grań. Myślę, że warto by odtworzyć set listę.

Szczęśliwie okazuje się, że Laska woli namiot niż hotelikowy pokój czy auto, więc wędrujemy razem na Osiedle. Urządzamy się sprawnie, ale jest jeszcze dużo spraw do omówienia i śmiechu do wyśmiania. Śpi się też nieźle. Rano co prawda gdzieś blisko odbywa się ładowanie drewna na ciężarówkę, w półśnie doceniam dubowy pogłos uderzających o siebie bukowych klocków, ale słychać też rozmowę ładujących, którzy nie stronią od lokalnej anegdoty. Poranek zakłóca też pojawienie się dzika. Tupie i chrumka. Pewnie Gero. Kiedy robi się gorąco zbieramy się na śniadanie. Na werandzie urzędują już koledzy. Okazuje się, że jednak dzikiem był Aras. Dzieli się on też swą reakcją na moje spięcie z Powsinogą. Potem, jak już była o tym mowa, śniadanko (w moim przypadku jajecznica, ale jeszcze wcześniej mocna, parzona kawa – w Radocynie jest ona świetna), oraz gra na zespoły. Dodam tu tylko, że zapomnieliśmy o kilku istotnych, jak Joy Division, Black Sabbath itp.

Dość intensywny był to dzień! Całą ekipą poszliśmy do Czarnego (dobrze, że Arasek też, mimo urazu), po drodze różne rozmowy, różne konfiguracje. Bacówka, cmentarz, zapachy, kapliczki, krzyże, owce, łąki. Zaglądamy tu i tam. Idziemy, przystajemy, znów idziemy. Pietruszka pokazuje Tomowi, że nawet mówienie o Mingusie powoduje u niego gęsią skórkę. Na obiad zjadam ziemniaczki z cukinią w panierce (a la Joon), na jej rzecz rezygnuję z atrakcyjnie wyglądającego gulaszu. W rozgrywkach tym razem uczestniczę rozsądniej angażując siły. Gram z Gerem i Laską przeciw Araskowi, Stanisławowi, Kazikowi i Frankowi, potem nawet staję na boisku do siatki, o której mam mgliste pojęcie. Mecz toczy się szybko, bo Arasek musi zdążyć na pociąg, Laska go zawozi i nie wiadomo kiedy wróci. Natalia i Tom z dziećmi jadą do Wołowca, a my z Gerem też mamy ochotę na wycieczkę, zwłaszcza, że pogoda się wyklarowała. Najpierw czarną limuzyną, w której niektórzy odkrywają swoje prawdziwe oblicza, wreszcie wyskakujemy w Gładyszowie (mieliśmy jeszcze w Zdyni, ale przegapiłem miejsce), i dalej idziemy sobie pieszo.

Najpierw jednak dłuższą chwilę siedzimy pod dawną cerkwią grekokatolicką w Gładyszowie, na schodkach. Gadamy, nie gadamy. A potem już przez Krzywą i Jasionkę w kierunku Czarnego. Jest późne popołudnie, niskie słońce, i kolejny raz oczarowuje mnie to przejście przez grzbiet do Czarnego. Do granicy wzruszenia nawet. Po drodze przechodzimy przez duże stado krów, wszystkie zwracają się w naszą stronę. Czujemy się z Gerem trochę nieswojo, ale prędko odzyskujemy rezon.

Po powrocie kolacyjka z Pietruszkami. Zjadam flaki (bardzo dobre!), a potem Ewa zachęca mnie jeszcze do spożycia chleba z konserwą i pomidorem. Ulegam z przyjemnością, i muszę powiedzieć, że zwłaszcza pomidorek był rewelacyjny! Siedzimy, rozmawiamy. Wreszcie zostajemy z Pietruszką i Gerem sami, pojawiają się poważne tematy, panowie rozmawiają o ciekawych sprawach (muzyka, sztuka itd.), a ja się przysłuchuję. Potem jeszcze idę się przejść, żeby rozgrzać się przed chłodną nocą, ale prędko się kładę. Sam na Osiedlu, rozmyślam o jego charakterze: czy to możliwe, że jak to ujęła Laska, ktoś tam leży półtora metra pode mną? Szybko jednak zasypiam, a śpi mi się błogo :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 20:18:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Witek :piwo: :D

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 22:18:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
:D

Czekaj, ja się jeszcze zamierzam poodnosić do Waszych wpisów!

A tymczasem ciąg dalszy:

Następny dzień, piątek, zaczyna się słonecznie. Budzę się wśród swoich porozrzucanych betów – rano, gdy robiło się ciepło, zrzucałem po kolei to co założyłem na siebie wieczór, czyli prawie wszystko. Jedna z pierwszych myśli: a, umyję się. Wziąłem co potrzebne i udałem się spacerowym krokiem na kąpielisko, czyli do najbliższego, głębokiego miejsca na Wisłoce. Po drodze patrzę, Gero wiesza pranie. Co za czysty poranek! Umawiamy się na za chwilę na śniadanie. A nad rzeką, najpierw widzę rybę, potem zrzucam łachy i włażę do wody. Nogi trochę bolą od zimna, ale zanurzam w końcu też głowę. Ogólnie jednak się nie spieszę, no, jeszcze ząbki i można się pomału zbierać.

Śniadanie jemy z Pietruszką, Ewą, Kazikiem i Franiem. Bierzemy z Gerem po jajecznicy i zestaw śniadaniowy na dwóch, co okazuje się dobrym rozwiązaniem. Do tego ja oczywiście kawa. Ewa przynosi też tuńczyka z serkiem – bardzo smaczny! Gadamy też o rybach, a po śniadaniu oglądamy miejsce, gdzie jest dużo małych, żarłocznych pstrągów. Chłopaki, widzę, uwielbiają rzekę. Chyba też wtedy udaliśmy się z Ewą na Osiedle, żeby mogła zobaczyć jak mieszkam, a przy tym skonfrontować rzeczywistość z wizją artystyczną Kazika. Jedno przystaje do drugiego w sposób oczywisty.

Na niebie gromadzą się chmury, ale mam potrzebę nawiązania kontaktu ze światem, dlatego wybieramy się z Gerem ku Wyszowatce, w poszukiwaniu zasięgu. Znajdujemy go bliżej niż zwykle, a to dlatego, że wdrapujemy się na, że tak powiem, górne łąki po lewej. Kuszą bardzo, więc przeczekujemy krótką na szczęście mżawkę i zalegamy na dłuższą chwilę. Niech te esy spłyną, może też ktoś od razu odpowie? Poza tym jest bardzo przyjemnie. Skądś pojawia się pomysł pośpiewania Antoniny Krzysztoń. Przywołujemy w pamięci różne jej piosenki, lubiane i nie, śpiewamy je ładnie lub niezbyt ładnie, wrzeszczymy, śmiejemy się, jak zwykle, jak dwa debile, schodzimy wreszcie na dół.

Potem obiad (rybka!), wraca ekipa (nawet wzmocniona) z Wołowca, siedzimy rozmawiamy (słownik wyrazów zapomnianych). Popijam Żubry, wspominam w ten sposób poprzednią Radocynę (pozdro Invi oraz Smoky!). Nie pamiętam co tam jeszcze się działo, w każdym razie potem była gra na piosenki Armii, i przy okazji trochę grania (Kazik usłyszał swojego ulubionego Niezwyciężonego), a później jeszcze spacer do pierwszego brodu. Gwiazdy były widoczne, również te spadające, ale nie w takim natężeniu jak nieraz. A potem okazało się, że Elrond ma jeszcze ochotę zagrzać się przy ogniu. Czemu nie? Idziemy, z Pietruszką, we trzech, zapalamy. Pali się leniwie, żeby nie powiedzieć opornie, ale to miejsce ma coś w sobie: jak kiedyś rozgorzała tam dyskusja o obyczajach grzebalnych, tak teraz pojawił się temat liturgii i duchowości jako pewna kontrowersja między Tomem a Pietruszką. Osobiście wolałem nie mieszać się za bardzo między ostrza potężnych szermierzy. Na koniec pojawiło się trzech pijanych młodzieńców: „cześć chłopaki, co macie?”, „skąd jesteście?”. Tymczasem nadjechał Darek z rodziną, więc poszliśmy ku niemu, a zaraz potem spać.

Tym razem miałem lepiej, bo Natalia pożyczyła mi śpiworek, który narzuciłem na swój i było mi cieplutko. Wstałem jednak już o wpół do ósmej, bo w ten poranek Gero miał wyjechać. Spotkaliśmy się na śniadaniu we trzech i okazało się, że Pietruszka chętnie zawiezie Gera do Uścia, a martwiłem się, że Gero, który miał jechać stopem, to po prostu gdzieś utknie. Tymczasem pojechaliśmy spokojnie samochodem, po drodze gadając o życiowych ścieżkach, tak że na przystanku w Uściu byliśmy na trzy minuty przed odjazdem autobusu do Gorlic. No lepiej tego byśmy nie wymyślili, nawet dysponując rozkładem jazdy. Gero pojechał, a my udaliśmy się na zakupy.

Po powrocie miał miejsce długi spacer do Nieznajowej i spowrotem. To znaczy Ewa z Kariną i chłopcy zostali na „kąpielisku”, a reszta poszła przez Brody. Po drodze pierwszy raz byłem światkiem sporu filozoficznego. Ale ogólnie chodziło jednak o słońce, zieleń, wodę i zapach ziół. Oraz o kąpiel u zbiegu dwóch nurtów (woda aż zatykała), surfowanie na kamieniu i rzucanie kaczek. To gdzieś wtedy zaczęło się wymyślanie różnych słów – kluczy, rozmaitych tytułów. „Bajkonur”, czyli samoistne zanurzenie się w bajkę (co zdarza się przecież niekiedy). „Jesień, namioty, grzechy” – czy tu trzeba coś dodawać? „Oblepiony gzami”. „Czarna kremówka”. Warto też wspomnieć o tajemniczych napisach, które przez cały wyjazd pojawiały się na zakurzonych samochodach. „Nie czyścić – badania NASA”. „I :serce Skaldowie”. I inne.

A na obiad były mielone z pyszną, gotowaną kapustą! Potem super chwila sjesty z Natalią, Niną i Stasiem na łączce (właściwie drzemki jeśli o mnie chodzi). Pożyczyłem też od Natalii „Grochów” Stasiuka i, kiedy oni pojechali do Gorlic, prze czytałem go w dwie godziny na karimacie koło swego namiotu. Dobra rzecz, o śmierci. A następnie poszedłem zabrać się za rozpalanie ogniska. Hehe, dzieciaki było zbulwersowane – jak to, przecież jest jeszcze jasno? Jednak pomału zaczęliśmy się gromadzić wokół ognia, pojawiła się też smaczna dereniówka. No i, niespodziewanie, Laska! Nazajutrz nasza Radocyna miała się zakończyć, i myślę, że to ognisko było godnym jej zwieńczeniem. Ale o tym już w następnym odcinku :wink: .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 22:30:52 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Ale Witek jedziesz.... co za precyzja! :D
... tylko tu....
antiwitek pisze:
Pożyczyłem też od Natalii „Grochów” Stasiuka i, kiedy oni pojechali do Gorlic, prze czytałem go w dwie godziny na karimacie koło swego namiotu.

z tego co pamiętam, to na karimacie Stasiuka "przeleciałeś" w dwie godziny.... :lol:

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 21 sierpnia 2012 22:34:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
Być może - mówiłem, że nie wszystko dokładnie pamiętam :) .

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 22 sierpnia 2012 08:00:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 24 grudnia 2004 15:34:22
Posty: 17252
Skąd: Poznań
O, dzięki za te wpisy Wit. Czułem się do tej pory jak widz, który opuścił kino w połowie seansu a teraz już wiem jak to było do końca... :-)


antiwitek pisze:
Po drodze przechodzimy przez duże stado krów


Jak szedłem w środę do Rado przez Czarne to miałem identycznie. Pewnie to to samo stado. Robi wrażenie takie przemykanie się pomiędzy dziesiątkami potężnych bądź co bądź ssaków.

_________________
czasy mamy jakieś dziwne
głupcy wszystko ogołocą
chciałoby się kogoś kopnąć
kogoś kopnąć - ale po co


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 22 sierpnia 2012 08:05:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Jak wracałem z Witkiem z odwieśćdzin Gera na autobus, to też wyprzedzaliśmy stadko. Kurcze, czuć tę ich uśpioną siłę...

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 22 sierpnia 2012 08:31:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
arasek pisze:
Czułem się do tej pory jak widz, który opuścił kino w połowie seansu


Właśnie. Może na przykład za rok wpadniecie całą rodziną? :)



Pietruszka pisze:
czuć tę ich uśpioną siłę...


Bardzo lubię krowy!

:muuu

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 22 sierpnia 2012 08:52:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 26 stycznia 2009 21:04:57
Posty: 14022
Skąd: ze wsi
Pietruszka pisze:
Kurcze, czuć tę ich uśpioną siłę...

teraz myślę, że powinno być: kruwczę....
antiwitek pisze:
Właśnie. Może na przykład za rok wpadniecie całą rodziną?

właśnie! ... i na dłużej :)
antiwitek pisze:
Bardzo lubię krowy!

I ja też.... robią one jakąś... przewagę...

_________________
un tralala loco


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 160 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9 ... 11  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 16 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group