Nie rozumiem Bogus Twojego oburzenia. Nie za bardzo zrozumiałem też fragment środkowej części zdania:
Cytat:
(...)ale nie zmienisz oczywistej prawdy, że ci ludzie śmierć takiego alpinisty nie jest typową śmiercią tragiczną(...)
, ale mniejsza z tym.
Chodziło mi o to, że niebywale mnie wkurza, a nawet wkÓrwia, kiedy na jakimś onecie, czy innej wirtualnej Polsce pojawia się krótka notka nt. smierci jakiegoś wspinacza i błyskawicznie pod tą notkę rzuca się stado tamtejszych wirtualnych komentatorów, a 90% komentarzy sprowadza się do smędzenia i narzekania. Z reguły wygląda to tak:
1) częśc komentarzy jest "poważna i rozważna" - np. "To strasznie niebezpieczne, czemu tak strasznie ryzykują oni swym cennym życiem. Powinni spożytkować swą energię na pracę w przytułkach, a zdolności na produkcję respiratorów. Kolejna naiepotrzebna śmierć!"
2) część komentarzy jest "chamska i dresiarska" - np. "Po hój tam polazł? Nie lepiej siedzieć w pabiku? Dobże mó tak"
3) część komentarzy jest "roztkliwiająco-matczyna" - np. "Tacy młodzi ludzie, tyle jeszcze przed nimi.... Czy jeden z drugim nie pomyśli, że w domu została matka, żona, dzieci? Kto ich teraz przytuli?"
4) część komentarzy jest "totalitarno-urzędnicza" - np. "I kto za to teraz zapłaci? Powinno się zamknąć XXXXX (tu nazwa danego masywu górskiego) dla (sic!) zwiedzania. Powinni się ubezpieczać! Niech ktoś z tym coś zrobi! Rodziny powinny płacić kary za dopuszczenie do tego, że ich syn tam pojechał!"
5. częśc komentarzy jest "onetowa w wersji 1" - np. "Wpisujcie miasta które sprzeciwiają się wypadkom górskim! Pokażmy im ilu nas jest! Pierwszy! Żuromin."
6. część komentarzy jest "onetowa w wersji 2" - np. "Kochani, moja dziewczyna obiecała mi, że jeśliu do 23:00 w tym wątku będzie 1000 wpisów, to zrobi mi (.........). Pomóżcie!"
.......i w tym bełkocie nie ma prawie nigdy rzeczowej i konkretnej analizy wypadku. W ciągu ostatniego roku zginęło w górach dwóch moich znajomych - jeden dalszy, drugi bardzo bliski. Jeden zginął w masywie Mont Blanc, drufi w Tatrach pod Gerlachem. Obaj byli doświadczeni. Jeden popełnił spory błąd (dający się jednak wytłumaczyć okolicznościami i potwornym zmęczeniem), drugi zginął w wyniku kompletnie nieprawdopodobnego i nieprzewidywalnego zbiegu okoliczności. Owi sezonowi eksperci i onetowi komentatorzy rzucili się na te dwie tragedie w swoim standardowym stylu. Właśnie to mnie Bogus wkÓrwia.
A co do końcówki Twojej wypowiedzi:
Bogus pisze:
alpinista świadomie ryzykuje życie. (.....) skrzywdził tym żonę i dzieci. (....) on sam podjął decyzję, która wprost do tego prowadziła.
To sorry, ale są to półprawdy co najwyżej. Żaden ze znanych mi wspinaczy nie idzie w góry, żeby ryzykować życie, tylko żeby dobrze się bawić, zmierzyć się ze swoimi słabościami, odkryć coś ciekawego, zbajerować panienkę, pokonać uznawany za niemożliwy do pokonania odcinek, spędzić miło czas, wymoczyć się i wymrozić, żeby mieć potem relaks w schronisku czy w bazie. Żaden nie idzie nastawiając się na to, że może zginąć. Współczesny sprzęt i techniki dają względnie dużą szansę na ocalenie tyłka, więc śmierci się w swoje plany wspinaczkowe niw wkalkukowuje.
Kobieta która wychodzi za mąż za wspinacza (i facet który żeni się z alpinistką) zazwyczaj wiedzą już przed ślubem z kim mają do czynienia. Znam przypadki rozwodów spowodowanych tym, że po slubie żona nie mogła przymusić męża do zerwania ze sportem, oraz przypadki, kiedy ktoś pod wpływem żony zupełnie przestał się wspinać (będąc w polskiej i międzynarodowej czołówce!). Sa to jednak przypadki zupełnie incydentalne. Żona męża-alpinisty wie co on robi i albo do niego ma zaufanie, albo nie ma. Widziały gały, co brały. Taki mąż z kolei wie, że ma żonę i dzieci i po ślubie z reguły obniża swoje wymagania co do prowadzonych dróg.
I co do ostatniego fragmentu zdania ("on sam podjął decyzję, która wprost do tego prowadziła") - kurna, Bugas, to już jest bzdura. To samo można napisać o kierowcy samochodu osobowego który wyjeżdźa na trasę Warszawa-Zakopane 31 grudnia rano, w śnieżnej zadymce i chce zdażyć na Sylwestra na Krupówkach. To samo można powiedzieć o kierowcy F1 który wyjeżdża na tor na zawodach. To samo można powiedzieć o dżokeju podczas Wielkiej Bardubickiej. I o policjancie który łazi w nocnym pieszym patrolu na Stalowej. Życie jest niebezpieczne i każdy z nas kiedyś umrze, albo zginie.
EDIT: korekta na maksa zawstydzającego ortografu
(thx 4 hlp I)