Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest pt, 19 kwietnia 2024 06:07:12

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 414 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 28  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 21:50:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
Acha - jeśli chodzi o rozwalanie to ok. Ta książka tak robi. Ale w książkach górskich wolę inne wartości :) W mojej czołówce na pewno jest Walter Bonatti - tylko nie pamiętam tytułu. Sporo o Alpach (wypadek na filarze Freney, Petit Dru), Patagonia zdajesie, no i K2... Duże wrażenie we mnie pozostało z lektury.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 21:51:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
K.T.W.S.G. pisze:
Dotknięcie Pustki Simpsona

o tak!
książka lepsza od filmu!

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 21:54:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25379
sześć na maksa!
Dotknięcie pustki dla mnie jest o wiele wiele słabsze, to właściwie taka sensacyjka górska... no pewnie, bardzo dobra, super, ale w stosunku do Currana to jak Ed Wood przy Osiem i pół...

KoT - dla mnie to Groza wokół K2 jest uzupełnieniem Currana, bo CUrrana przeczytałem z 10 razy zanim dostałem w rękę Grozę.. znałem na pamięć wszystkie losy wszystkich 9 wypraw, ale właśnie z perspektywy Anglików, którzy byli tak gdzieś za węgłem, a jednocześnie u dołu (autor nie wspinał się w ogóle).. natomiast Czerwińska opisała to bardziej "od środka" i "od góry", a poza tym mniej reportazowo, bardziej impresyjnie. Świetne to jest, ale dla mnie podstawowa wersją pozostaje "Triumf i tragedia".

Groza * * * * *

Curran * * * * * *

EDIT:

natalia pisze:
książka lepsza od filmu!

książka Dotknięcie pustki * * * * 1/2
film * * * *

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 22:01:04 
Ja tam dalej twierdzę, że Dotkniecie Pustki to Arcydzieło. Książka na sześć, film na pięć - film jest wyjątkowym przykładem DOBRZE zrobionego filmu górskiego, który nie razi kogoś kto się na tym troszkę zna. No i zdjęcia piękne! ale książka oczywiście lepsza!


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 22:02:16 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 15:59:39
Posty: 28013
Oj, a ja nie znam - ani książki, ani filmu...

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 22:15:36 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
ale mi tak naopowiadałeś o tym filmie, że byłam rozczarowana kiedy w końcu go obejrzałam. w kinie na pewno wychodzi lepiej, ale w domu to ***.

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 22:18:19 
Oj, bo to TYLKO do kina! Na małym ekranie traci strasznie...


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 25 maja 2006 22:19:32 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25379
K.T.W.S.G. pisze:
Książka na sześć, film na pięć

to znając specyfikę naszych gwiazdkowań pewnie na jedno wychodzi ;-)

chociaż arcydziełem bym tego w życiu nie nazwał

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 26 maja 2006 10:45:19 
Zupełnie nieprawdopodobna historia na północnej ścianie Everestu. Wczoraj, w zejściu ze szczytu na wysokości Trzeciego Progu zaczął tracić przytomność wspinacz Lincoln Hall. Jego Szerpowie sprowadzili go do Drugiego Progu (gdzieś na 8500 m), gdzie Lincoln kompletnie odpłynął. Wszystkim skończył się tlen, a Szerpowie zaczęli tracić wzrok. Leader ekspedycji poprosił ich przez radio o zostawienie nieprzytomnego Halla i o to, żeby ratowali swoje życie i uciekali na dół. Szerpowie zeszli do C3 na 8200 już po ciemku, natomiast Hall został oficjalnie uznany za zmarłego. Dziś rano (piątek) przewodnik Dan Mazur idący z klientem do szczytu znalazł Halla - wciąż żywego - po nieprzytomnej nocy spędzonej bez tlenu, jedzenia, picia i śpiwora (!) na wysokości powyżej 8500!!!!! Mazur dał mu herbatę i butlę z tlenem - Hall odzyskał przytomność i samodzielnie wezwał pomoc przez radio! Niestety sam Mazur dał ciała jako człowiek i wspinacz i nie zaczął sprowadzać Halla na dół, tylko pociągnął ze swoim klientem do szczytu. Lider ekspedycji Halla zorganizował natychmiastową akcję ratunkową - ekipa szybko dotarła do Halla z C3 i sprowadza go na dół - koleś czuje się lepiej i współpracuje. Według najnowszych danych doprowadzili go już poniżej Pierwszego Progu. Naprawdę niesłychana historia!! Tyle skrótowego tłumaczenia. Szczegóły znajdziecie tu:
http://www.mounteverest.net/news.php?id=3301

Cytat:
Everest Breaking News: Lincoln Hall still alive, after 1 night out

02:28 am EST May 26, 2006
Lincoln Hall was pronounced dead in a press release by his expedition leader Alexander Abramov yesterday, but here goes a fresh report from DCXP/Project Himalaya team at ABC:

"Lincoln Hall is still alive:

"Yesterday (25th May) Lincoln and two Sherpas were returning from the summit when suddenly he lost energy and became weak just above the third step at 8700m. Initially coherant he quickly developed cerebral edema and began to hallucinate and refused to move down the rope.

As the afternoon wore on his two Sherpas gradually moved him to the second step. But at 7pm in darkness their oxygen supplies exhausted and the Sherpas developing snow blindness they were ordered by the expedition leader Alex Abramov to leave and save their own lives.

They returned to camp 3 at 8200m at 9pm Nepal time. The two Sherpas were totally exhausted and had to be assisted down the mountain by their friends today (26th May).

This morning Dan Mazur on a summit push discovered the still alive Lincoln Hall at the second step and gave him hot tea and oxygen and he was able to use the radio to call his expedition.

Dan with one client continued to the summit.... nice one sunshine! Seems like more mountaineering brotherhood classes required.

Alex Abramov immediately dispatched a team of 12 Sherpas (not sure if from ABC or North Col) to re-ascend with fresh oxygen and stretcher. Alex has sent up a further 20 bottles of oxygen of his own.

The DCXP/Project Himalaya team summited on the 25th at 7:30am while Lincoln summited at 9am behind our team. The DCXP team is exhausted but returning to ABC (Advanced Base Camp).

They are all in good health and expect to all be down safe later today. The stretcher and five bottles of oxygen has been supplied by our team to the efforts and we are sending all our sherpa and climber who can stand back to the north col, so far Jamie McGuinness who has already rescued one man from 8845m this season is the only man able to move back up the hill from our team of 14 westerners & 12 Climbing sherpa.

Fresh radio call: 15:30 CST AUSTRALIA Lincoln is down to the first step with the Russian Sherpa team assisting him, it is very difficult going but with every step down he gains strength and a chance to live, this is perhaps the most dramatic rescue on the mountain.

Jamie is heading up to the North Col now and we are all hoping
Lincoln Hall gets down OK.

Duncan Chessell
DCXP Director
www.DCXP.com


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 26 maja 2006 12:02:26 
I jeszcze dodatkowy tekst dot. wysokich akcji ratunkowych:
http://www.mounteverest.net/news.php?id=3300

Jest tam m.in. fragment o najbardziej niesamowitej akcji tego typu - czyli uratowaniu Andrzeja Marciniaka w 1989 roku. Nielubiącym klikać w linki (Krejzi :-) ) polecam zrobienie tego mimo wszystko - są bardzo ciekawe i nigdzie wczesniej niepoublikowane zdjęcia Artura Hajzera z tej akcji.

Kluczowy fragment:

Cytat:
"It's got more to do with the people than the situation"

Damien Guildea offered another rescue, one involving the legendary climbers Rob Hall, Gary Ball and Artur Hajzer. That rescue was done at 6100 meters, but it began in Kathmandu and shows it could pay to not give up easily on a fellow climber. Here's the report (also fact checked by Artur today):

"A comparison. In late May 1989 Rob Hall and Gary Ball came down to Kathmandu, exhausted, after a failed expedition to Everest via the South Col route and Artur Hajzer came down from Messner expedition on Lhotse South Face. They got a note that some Poles had been avalanched on Everest West ridge - 5 were killed but Andrzej Marciniak was alive, badly smashed up, blind, stranded near the Lho La and about to die.

Hall, Ball and Artur Hajzer tried to have a heli but it failed, so they immediately sorted a jeep and permission to enter Tibet (the border was closed because of the Tiananmen Square protests), drove to Zhangmu, swapped into a truck and drove to Everest BC. They did this trip pretty much in a day or so, though it is breathlessly recounted as some great and interesting intrepid adventure by most Everest 'climbers' on their websites nowadays.

They then immediately hiked up the central Rongbuk, into the basin and up to the Lho La from the north, where they found Marciniak (camp II on 6100m), treated him, carried him down and out to EBC and back to KTM. The whole thing took 4 days (100 hours)."

Damien ends, "It's got more to do with the people than the situation."



Przy okazji - ten rok na Evereście najprawdopodbniej okaże się najtragiczniejszym w historii. Niesławny rekord śmierci sezonu letniego 1996 został już najprawdopodobniej wyrównany (12 ofiar).


- - - - - -

Edit: pośrednio o akcji ratunkwej, a pośrednio jako suplement do ostatniej relacji z Annapurny: relacja głosowa Piotra Pustelnika z Annapurna Base Camp. Długi plik dźwiękowy wav: http://www.klubzdobywcow.pl/files/dzien_65.wav

.


Ostatnio zmieniony pt, 26 maja 2006 14:20:04 przez Y, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 26 maja 2006 12:40:25 
Przepraszam, że tak zanudzam Was tymi himalajskimi sprawami, ale pomyślałem sobie, że może dla mnie to wszystko jest takie oczywiste i fascynujące, ale dla innych może być nieczytelne i nudne - no i postanowiłem, że wkleję tu opis tego cię stało na Evereście w 1989 roku. Mam nadzieję, że ktoś się zainteresuje ;-) Jest to opis - z pierwszej ręki - najsłynniejszej akcji ratunkowej w historii podboju Himalajów. Naprawdę polecam.

Źródło: http://www.wgorach.com/index.html?id=32818&location=f&msg=1

AKCJA RATUNKOWA NA MOUNT EVEREST 1989
Artur Hajzer

Triumf i tragedia


Triumf i ...(26 maja)

Genek Chrobak i Andrzej Marciniak, po przejściu trudnej zachodniej grani, stanęli na szczycie Mt.Everestu. Niby nic a jednak coś bardzo znamiennego. Genek sam zrobił sobie tą wyprawę - to prawie jego debiut w roli kierownika i menadżera, "chłopiec zawadowiec" jakby się zbuntował, chciał w końcu wejść na tą górę, wolny od "odgórnych" decyzji lidera. Andrzej Marciniak ? też debiutant, pierwszy raz w Himalajach. Miałem z nim do czynienia w pierwszych dniach tej wyprawy i powiadam Wam - mocarz nad mocarze - bardzo dobrze "wyselekcjonowany" zawodnik. Jego wejście na szczyt nie było przypadkiem

...Tragedia (27 maja)

Lawina. To była po prostu masakra. Oto wspomnienia Andrzeja Marciniaka, zebrane przez Andrzeja Marcisza do Epilogu książki Mirosława Dąsala "Każdemu jego Everest": "...zobaczyłem ruszającą się rękę...", "...natrafiłem na wystające buty...", "...który był lekko uniesiony na linie...", "...Wyplułem kilka zębów. Krwawiłem....", "Odkopałem go spod śniegu, był jeszcze ciepły...", "...dojrzał mnie i zaczął wzywać pomocy...", "...nie dawał znaku życia...", "...podjąłem reanimację...Bez rezultatu...", "...odwróciłem na znak, ale jego twarz już zastygła...", "...z przekrzywioną głową nie daje znaku życia...", "...zostałem tylko z Genkiem...", "...okazało się, że tak jak go ułożyłem w nocy do snu, tak pozostał na zawsze. Zrozumiałem, że na tej białej pustyni pozostałem sam...."

Na przełęczy Lho La pozostali na zawsze Mirosław Falco Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Zygmunt Andrzej Heinrich, Eugeniusz Chrobak, Wacław Otręba.

Balanga (27/28 maja)

Mam pisać jak było ? to piszę. W momencie, gdy przez radiostację z bazy pod Everestem do Ministerstwa Turystyki w Kathmandu spływały informacje o tragedii na zachodniej grani, ja w najlepsze balowałem na mieście z przygodnie zapoznanymi Włochami. Było mocno po północy kiedy wracałem do swojego hotelowego pokoju. Kartka w drzwiach ??? I świat już nie był taki sam. Pierwsza decyzja ??? Telefon do Polski. Budzenie śpiących na kartonach ryksiarzy i jazda pedałem uliczkami śpiącego Kathmandu na General Post Office. Tu 2 godzinne czekanie na międzynarodowe połączenie z krajem, leci papieros za papierosem, już świta. Jest połączenie Wyciągam ze snu Hanię Wiktorowską ? przekazuję wieści ? tylko Genek i Andrzej żyją, Genek ciężko ranny. I tyle. Płacę 30 dolarów i co dalej ...?? Do Agencji Asian Trekking ? nepalskiego organizatora wyprawy.

Mohan i piloci helikopterów (28 maja)

Teraz normalnie się popłakałem....

Jeszcze raz. Mohan i piloci helikopterów (28 maja)

Mohan. O dziwo ? nie Szerpa. Niepozorny, zwykły Nepalczyk, ale prawa ręka właściciela agencji Ang Tseringa od spraw formalno prawnych i innych organizacyjnych. To on zostawił mi kartkę w hotelu. To on teraz (5 rano) czekał na mnie na schodach agencji Asian Trekking ? jakby wypatrywał ? od razu przeszedł do konkretów ? Artur, o 12.00 będziemy mieli z Ministerstwa łączność z bazą. Wygląda na to, że tylko helikopter może uratować im życie. Helikopter to nie problem, ale pilot...??? Ja ich znam, chodź jedziemy ? zawyrokował.

No to pojechaliśmy, czymś, co przypominało motorower Jawa, na przedmieścia Kathmandu, błotnistymi dróżkami w rejon zwany dzielnicą willową. Stajemy pod okazałą jak na te warunki "posiadłością". Po kostki w błocie dostajemy się pod bramę. Pukamy, walimy, krzyczymy...nic. Wreszcie rzucamy kamieniami w okna. Jest wewnątrz jakieś przebudzenie. Dość tęgi, trzeba powiedzieć grubas, w majtkach i szlafroku wpuszcza nas do hall?u i wita się z Mohanem z lekka zaskoczony. Trzeba dziś lecieć na przełęcz Lho La ? oznajmia mu Mohan.

Za żadne pieniądze ? odpowiedział krótko gospodarz.

Piloci mówią "nie" (28 maja)

To nie była jedyna tego typu rozmowo-wizyta tamtego dnia. Ale od tej pory wiem, że nie ma takich pieniędzy za które pilot w Nepalu zgodziłby się polecieć helikopterem na wysokość ponad 5600 m n.p.m. Tylko rozkaz może zmienić jego nastawienie do tego typu przedsięwzięcia i to nie na pewno. No, dowiedziałem się też, że na taką akcję musi być helikopter LAMA ? a takiego w Nepalu NIE MA!! Z lekka podłamani, a było już koło 12.00, ruszyliśmy z Mohanem do Ministerstwa Turystyki na "łączność".

A tymczasem na przełęczy (28 maja) (wspomnienia Andrzeja Marciniaka, zebrane przez Andrzeja Marcisza do Epilogu książki Mirosława Dąsala "Każdemu jego Everest")

"...Ja natomiast trwałem bezsilny w tej śnieżnej dziurze...", "...połączyła się ze mną baza...", "...ale ekipa, która wystartowała do mnie, musiała zawrócić ze względu na zagrożenie lawinowe...", "...w tym śniegu nie dotrwałbym do rana...", "...Szedłem właściwie nie wiedząc dokąd. Kierunek wyznaczał mi wiatr...czułem się opuszczony, jak wędrowiec, który idzie donikąd. Miałem kłopoty z oddychaniem, wydawało mi się, że mam stłuczone żebro, przetrąconą nogę i stłuczony kręgosłup... . W ustach słodko. Język mi uciekał, dziury po wybitych zębach krwawiły. W czasie ratowania kolegów zostawiłem na śniegu okulary. Gdy wzeszło słońce, mrużyłem oczy, chroniąc je przed oślepiającym blaskiem. Szedłem ostrożnie i długo. Przed wieczorem przypadkowo natknąłem się na namiot. Miałem szczęście bo gdy go odkopałem, a trwało to ze dwie godziny, już nie odróżniałem przedmiotów. Domyśliłem się co się stało. Śnieżna ślepota."

Janusz Majer relacjonuje z bazy (28 maja)

Ministerstwo Turystyki ? brzmi dumnie ? w rzeczywistości skromny "gliniany" budyneczek. W prostym pokoiku, prosty "wiejski" stół i jedno krzesło. Na stole, faktycznie radiostacja, taką jaką znałem z czterech pancernych. Najpierw nepalski operator długo wywoływał potem oznajmił ? masz 5 minut. Janusza słyszałem dobrze.

Genek Chrobak rano zmarł. Andrzej Marciniak próbuje dotrzeć z powrotem do obozu I. W bazie sformowała się ekipa ratunkowa w składzie Carlos Carsolio (uczestnik wyprawy z Meksyku, teraz ma na koncie już wszystkie 14 ośmiotysięczników, "terminował" u Kukuczki), Nick Cienski (uczestnik polonijny z Kanady), Alan Burges (uczestnik innej wyprawy, UK), Peter Athens (uczestnik innej wyprawy, USA) ale ze względu na duży opad świeżego śniegu szybko musieli zawrócić. Pogoda bardzo zła ? ciągle pada. Dojście na przełęcz przez parę następnych dni fizycznie niemożliwe. Janusz próbował mi uświadomić, że to TYLKO JA coś mogę zrobić i żebym stanął na głowie...i w ogóle. No pięknie... - pomyślałem

Ja z kolei przekazałem Januszowi, że szanse na lot helikoptera są znikome jeżeli nie żadne. Po pierwsze nikt nie chce lecieć, po drugie nie ma śmigła klasy LAMA i że mimo wszystko niech liczą raczej na siebie.

Janusz wszedł na ton prosząco-błagalny. Dość powiedzieć, że następne minuty łączności zeszły na zagrzewaniu mnie do działania. Zgodziliśmy się, że w sumie nie wiadomo na czym to działanie ma polegać. Janusz mówi gdzie są "schowane" pieniądze.

Umówiliśmy się na drugą łączność wieczorem.

Totalny "Sajgon" (28 maja)

Tymczasem w biurze Agencji zebrało się kilkadziesiąt osób. Uczestnicy różnych wypraw, przeróżnej maści "wszystkowiedzący", znajomi, znajomi znajomych. Rozpoczęła się totalna burza mózgów i działania we wszystkich możliwych kierunkach. Na wyprawie uczestnikami byli Amerykanie ? no to "lecimy" do ambasady amerykańskiej, okazuje się, że ktoś zna tam konsula, to super, dzwoń do konsula. Ktoś zna Ministra ? super dzwoń, jedź do Ministra. Przychodzą pierwsi dziennikarze. Są telexy z kraju, z PZA i od jakiegoś Seweryńskiego z Trójmiasta, który przedstawił się jako organizator akcji ratunkowej. Pojawia się, tego tylko brakowało, Agnieszka ? dziewczyna Andrzeja Marciniaka. Jest Messner.

Ale o co chodzi?? O HELIKOPTER ?? O COKOLWIEK. Powstaje coś w rodzaju pracującego non stop sztabu akcji ratunkowej ze mną w środku.

Akcja Ratunkowa wg Nicka Cienskiego (28 maja)

Podczas wieczornej łączności grupa z bazy pod Everestem zgłosiła swój pomysł na dotarcie do Andrzeja. Pomysłodawcom i planowanym jego wykonawcą był Nick Cienski, polonijny uczestnik wyprawy z Kanady. Skoro niemożliwy jest lot helikopterem, to Nick zaproponował, żeby mały samolot przeleciał na plateau przełęczy, nisko i wolno, a Nick z niego wyskoczy i dotrze do Andrzeja. Prosili żeby nagrać samolot, który zebrałby Nicka z Lukli. No pięknie... .

Już Januszowi Majerowi jak mi to mówił przez radio, głos się trząsł, ze wstydu chyba, ale to nie tylko obrazuje osobowość Nicka (traktował to na poważnie) ale i stan desperacji ludzi z base campu. Pomysł upadł z/w na jego oczywistą absurdalność ? był jednak poważnie przez chwilę dyskutowany.

Akcja ratunkowa wg Agnieszki (29 maja)

Agnieszka, dziewczyna Andrzeja Marciniaka, podjęła chyba największą ilość działań skierowanych w stronę jakiegokolwiek ratunku. To za jej sprawą agencje na całym świecie trąbiły o uwięzionym na Evereście Polaku.

Trzeba wiedzieć, że Agnieszka przez wiele lat mieszkająca w Stanach i tam miała sporo kontaktów, temat podchwyciły też rozgłośnie amerykańskie, nie tylko polonijne. To ona uruchomiła w Polsce Marka Seweryńskiego, który atakował co się dało ? nie tylko MSZ. No i był efekt. Zgłosił się telefonicznie amerykański milioner, właściciel helikoptera LAMA, pilot, który wyraził chęć wykonania lotu ratunkowego na przełęcz Lho La ? serio, serio. Był tylko jeden problem ? helikopter był w Stanach ? i nie był w stanie przelecieć oceanu bez tankowania po drodze. Pilot zwrócił się do nas z prośbą o załatwienie tankowania na którymś ze statków amerykańskich lub radzieckich na oceanie ? serio, serio ? Agnieszka i Marek sporo wokół tego tankowania się nakręcili. Pomysł upadł z/w na oczywistą absurdalność ? był jednak poważnie przez chwilę dyskutowany.

Akcja ratunkowa wg Seweryńskiego i PZA (29 maja)

Marek był jedynym człowiekiem w Polsce, który naprawdę tworzył delegaturę akcji ratunkowej na kraj i tym się przejął żeby pomóc. Spędził parę dni przy teleksie i telefonach, żeby wyłamać jakieś drzwi. Skutecznie wraz ze Zbyszkiem Kowalewskim z PZA wstrząsnął służbami dyplomatycznymi w Pekinie. I choć one nie mogły wiele to otrzymaliśmy potwierdzenie, że helikopter klasy LAMA ? radziecki ? z terytorium Mongoli przyleci i podejmie ratowników, jeżeli oni będą już na terytorium Tybetu. Brzmiało dobrze lecz brak było szczegółów, gdzie podejmie, kiedy, dokąd będzie w stanie lecieć dalej. Do końca ? będąc nawet już w Tybecie i na przełęczy Lho La ? wierzyliśmy w ten helikopter i rozglądaliśmy się po niebie czy przypadkiem coś nie leci. Naiwni ?? Dlaczego pomysł upadł?? Tego się już nie dowiemy. (Chyba, że ktoś z ambasady PRL w Pekinie coś pamięta)

Akcja ratunkowa wg Elizabeth Hawley (29 maja)

Kto choć raz otarł się o Nepal w charakterze alpinisty to wie co ta kobieta może. Ona może wszystko. Ci co znali ja dłużej domniemywali, że ta korespondencja dla Reutersa to musi być jakaś lipa, wyraźnie przykrywka czegoś większego. (Na marginesie szczególnie słusznie odznaczona ostatnio postać medalem na stulecie polskiego alpinizmu przez PZA). Zadzwoniła do mnie i powiedziała ? Mr. Artur, czytam te wszystkie depesze i widzę, że nie mówią Wam całej prawdy. Helikopter LAMA jest w Kathmandu, jest do dyspozycji Króla, stoi za pałacem, nie dalej niż 500 metrów od Was. Jeżeli nie macie siły nacisku, to ja nacisnę...

To brzmiało już dobrze. Dlaczego pomysł upadł?? Czytaj dalej.

Akcja ratunkowa wg Messnera (29 maja)

Przyszedł Messner i powiedział ? wszystko załatwione, jest helikopter, jest pilot, pakuj się Artur ? rano lecimy. Trzeba tylko powiadomić ambasadę chińską ? i uzyskać zgodę na przekroczenie granicy ? bo jak rozumiem ten Twój kolega jest po chińskiej stronie??? Spoko, spoko, ja się tym zajmę. Byłem już u ambasadora włoskiego i on umówił się z ambasadorem chińskim na golfa, żeby to załatwić. Nepalczycy muszą tylko podać "ground base system identyfication number" (jakiś numer identyfikacyjny). Pomysł upadł bo nie udało się od Nepalczyków wyciągnąć tego numeru ? a czas płynął i działał na naszą niekorzyść. Rano spotkaliśmy się nie na lotnisku, tylko w Agencji ze spuszczonym głowami. Zapanowała atmosfera degrengolady i zniechęcenia.

Tymczasem w Polsce, w Chinach, w Nepalu ? oj działo się (29 maja)

Zupełnie zapomniałem napomknąć, że to był znamienny 1989 rok i to 27- 30 maja. Parę dni przed "wolnymi" wyborami z 4-go czerwca. Marek Seweryński i Zbyszek Kowalewski strasznie narzekali ? chłopie tu nie ma z kim rozmawiać, wybory, wolna Polska się rodzi, w ministerstwach pustki, wszyscy się pochowali albo uciekają. To po pierwsze. Po drugie Indie nałożyły na Nepal embargo paliwowe ? taki mały kryzys energetyczny i panika w całym państwie. Za co to embargo? Taka kara za to, że Nepalczycy kupili w Chinach jakąś broń. Teraz paliwo musi być transportowane do Nepalu w beczkach przez Tybet, przez góry, czymś, co nazywa się umownie drogą przez przełęcz Kodari Pass, kamienisto-błotnistym, "wiszącym" traktem ? to znaczy było transportowane ? bo granicę właśnie zamknięto z/w na totalne zamknięcie się Chin na świat. Dlaczego Chiny się zamknęły ? właśnie teraz ? jakby nie mogło się to stać kiedy indziej ? na Placu Tienamen się "gotowało" i za parę dni miał on spłynąć krwią. I gadaj tu z Chińczykami, Hindusami, Nepalczykami o numerach identyfikacyjnych śmigłowców ? totalny pasztet.

Naprawdę się staraliśmy. Naciski szły ze wszystkich możliwych ambasad z amerykańską i radziecką na czele. Nie daliśmy jednak rady wyciągnąć tego numeru.

Tymczasem na przełęczy (30 maja), (wspomnienia Andrzeja Marciniaka, zebrane przez Andrzeja Marcisza do Epilogu książki Mirosława Dąsala "Każdemu jego Everest")

"...Od dwóch dni nic nie jadłem...", "...słyszałem tylko wiatr. Namiotem trzepotało, dudniło...", "...Siedziałem bezradny. Odszukałem w kieszeni przedmioty, które dostałem na drogę. Od matki ? maleńki różaniec, od siostry ? żołądź i od dziewczyny ? porcelanowego słonia. Zacząłem się modlić. Modliłem się i nasłuchiwałem helikopterów. Baza powiadomiła mnie, że lecą już po mnie. Nie dowierzałem, by ktoś mógł przy takiej pogodzie tu dolecieć.", "....Bałem się, że stracę orientację, gdzie lewa, gdzie prawa strona. Dzięki radiu wiedziałem kiedy mija dzień, a kiedy zaczyna się noc...", "...Nie bardzo wierzyłem w te helikoptery...".

Akcja ratunkowa wg gospodyni domowej ? ten pomysł nie upadł ? więcej ? został zrealizowany (30 maja)

30 maj południe. Siedzimy zrezygnowani w agencji. Już wiadomo, że z helikopterów nici. Wtedy, nie zabierająca dotąd głosu, ale zawsze obecna, krzątająca się przy kuchni i garach, żona Ang Tseringa (właściciela Agencji Asian Trekking), belgijka, ale w sari, zabrała glos :

-Słuchajcie, ja się tam na górach nie znam, ale raz w bazie pod Everestem od chińskiej strony na trekkingu to byłam. To jest w okolicy tej przełęczy Lho La, prawda ?? Ja tam dojechałam autem, a potem szłam jeden dzień do góry do granicy lodowca spływającego z przełęczy. Zamiast gadać tu dniami o helikopterach ? nie lepiej wsiąść w jeepa, pojechać kilkadziesiąt godzin, potem trochę podejść i po sprawie ?? Proszę mi to wytłumaczyć ??

Zaraz potem zadzwonił telefon

Dzwoni konsul ambasady USA. Zamarła martwa cisza. Mnie podali słuchawkę (30 maja)

- Mr.Hajzer. What you need to finish the story and to have back down here your polish colegue from the Everest ridge - except helikopter ??

- I need permit to pass the chinese border on Kodari Pass. I need a truck or any car on the chinese side which will take me to the chinese Everest Base Camp

- That's it?

- Yes! That's it!

- You have got it! Let's go to chineese embassy. Everything will be ready in half an hour.


Po odłożeniu słuchawki w agencji ? nie wiedzieć dlaczego - gromkie brawa.

W chińskiej ambasadzie było rzeczywiście ready. Gruby plik wypisanych robalami papierów. Bóg jeden wie co tam stało. Chińczyk zapewniał, że granicę przekroczymy i że auto na granicy na bank będzie czekało. Reszta poszła jak z płatka. Podstawił się z agencji Land Rover do granicy, byli gotowi znający teren dwaj szerpowie i najważniejsze ? bez wahania, obecni cały czas, dwaj nowozelandczycy. Wieczorem byliśmy już w drodze.

Rob Hall i Garry Ball

Nowozelandczycy. Właśnie wrócili spod Everestu ? niestety nie udało im się wejść na szczyt. Znali naszą wyprawę. Zgłosili się do uczestnictwa w akcji ratunkowej bez minuty zastanowienia. Wiedzieli, że mają godzinę, dwie na spakowanie się i tyle ? nie wahali się. Super chłopaki. Niestety, obaj się już minęli. Garry Ball umarł parę lat później na odmę płuc podczas wyprawy na Dhaulaghiri. A Rob jest tym Robem, który umarł na Evereście w 1996, bo jako przewodnik, nie zostawił swojego klienta, podczas tragicznej wyprawy opisanej w książce Krakauera "Zdobyć Everest". (właśc. "Wszystko za Everest" - przyp. KTWSG).

Andrzej Marciniak relacjonował po powrocie:wspomnienia Andrzeja Marciniaka, zebrane przez Andrzeja Marcisza do Epilogu książki Mirosława Dąsala "Każdemu jego Everest")

"Po omacku szukałem apteczki. Natrafiłem w niej na kapsułki. Miałem radio. Połączyłem się z bazą. Lekarz (Marek Roslan) podał mi nazwę leku. Opisał go, powiedział co trzeba zrobić. Miałem w ręku dwie kapsułki. Jedną małą, drugą niewiele większą, ale która jest która? Długo wahałem się. Zrezygnowałem. Bałem się."

"...Rano okazało się, że nie mam już zapałek. Przeraziłem się. Cały dzień próbowałem wykrzesać ogień, wzorem przodków, kamień o kamień. Przez radio dostałem informację, że w pobliżu powinny być inne namioty. Ale jak je odkopać w tym śniegu nic nie widząc? Siedziałem bezradny....wreszcie znalazłem namiot, odkopałem, wpełzłem do środka, ale zapałek nie znalazłem. Wróciłem...i od razu za pierwszym razem namacałem pudełko."

"Był czwarty dzień. Zacząłem sobie konstruować okulary. Powiadomiono mnie wtedy, że od strony chińskiej podąża mi na ratunek ekipa....Artura Hajzera. ....wypełniło mi to kilka godzin, podczas których nie musiałem siedzieć bezczynnie i tylko wsłuchiwać się w swój oddech, w wiatr, w bicie serca i czekać, czekać...I znów przyszła noc, i znów myślałem, że zaraz będę schodzić z innymi ludźmi..."

Reszta to prościzna: Kathmandu ? Lho La ? Kathmandu = 100 godzin (30 maja ? 2 czerwca)

Pojechaliśmy. Przekroczyliśmy tą granicę. Z niedużymi przygodami dostaliśmy tą chińską ciężarówkę. Po 36 godzinach jazdy byliśmy chińskiej bazie pod Everestem. Sama podróż robiła jednak wrażenie. Wytrzymać 30 godzin na tym traku nie było łatwo. No i jeden Bóg wie jak ten kierowca, jadąc non stop pustynią bez żadnej drogi znalazł bezbłędnie tą bazę. Potem cały dzień marszu moreną lodowca Rongbuk i biwak na granicy lodu pod przełęczą A rano, po około dwóch godzinach lawirowania pomiędzy szczelinami byliśmy już w obozie na Lho La przy Andrzeju Marciniaku i namiocie obozu I. Andrzej na szczęście właśnie odzyskał wzrok. Załadowaliśmy świeże baterie do jego radiotelefonu ? nie miał już łączności ? i mocnym decybelem obudziliśmy wszystkich w bazie po drugiej, nepalskiej stronie grani. Było trochę wiwatów i radości, jakby nie było to od dwóch dni oni nie mieli zielonego pojęcia co się z nami dzieje i czy ktokolwiek, kiedykolwiek do Andrzeja dotrze, mieli niezłą nerwówę ? takie czekanie nie wiadomo na co. Jeszcze rzut oka w stronę lawiniska ? żadnych śladów tragedii ? wszystko równo przysypane. I na dół. Andrzej radził sobie dziarsko, szedł o własnych siłach. Wieczorem byliśmy już przy ciężarówce i znowu 36 godzin jazdy przez Kodari Pass do Nepalu, Kathmandu, prosto przed Hotel. Podszedłem do Agnieszki ? masz go ? bierz ? tu jest ? cały i zdrowy.

Już nic nie było tak jak przedtem (2 ? 7 czerwca)

Siedzieliśmy jeszcze trochę w Kathmandu. Było trochę wiwatów i celebry, niezbędnych podziękowań i dziękczynnych kolacji ze wszystkimi dyplomatami. Tylko ci chińscy wymówili się chorobą. Zostałem członkiem honorowym Himalaya Rescue Assoc.itp. Zjechał Janusz Majer i wszystkie inne wyprawy z gór. Na pierwszych stronach gazet było, albo o naszej "thunderbolt rescue expedition", albo o wolnych wyborach w Polsce ze zdjęciami unikalnego mebla o owalnych kształtach. Alan Burges (próbował dojść do Marciniaka od nepalskiej strony) przyjrzał się dokładniej i stwierdził ? auu!! I know this guy from Karakorum, that is Janusz Onyszkiewicz ? tak , tak Onyszkiewicz ? teraz będzie premierem ! ? really?? Are you kidding me??


Potem, jesienią zginął Jurek Kukuczka, kolejny smutny akord kończący tą epokę, który obok tej everestowskiej tragedii był ostatecznym znakiem odchodzącego czasu. Kto się nie zdążył zabić do tej pory, zrobił to zaraz potem. Era złotego polskiego himalaizmu przeszła do historii. Ideę polskiej himalajskiej krucjaty ciągnął jeszcze Andrzej Zawada ? ale trudno mu było skompletować rozsądny, silny zespół.

Jak to powiedział potem Messner w Warszawie? Zginęli bo byli najlepsi !


Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek Obrazek

******

Obrazek
Zespół ratunkowy z maja 1989 w Kodari. Od lewej: dwaj Szerpowie, Artur Hajzer, Gary Ball i Rob Hall (poszkodowany Andrzej Marciniak w furgonetce).

Obrazek
Rob Hall na lodowcu podczas akcji ratunkowej w maju 1989

Obrazek
Rob Hall (z lewej) i Gary Ball w ciężarówce jadącej z Kodari do Bazy pod Everestem na akcję ratunkową.

Obrazek
Artur Hajzer w drodze na akcję ratunkową do Bazy pod Everestem

Obrazek
Wspinacze byli śmiertelnie zmęczeni po swych dopiero co zakończonych ekspedycjach, jednak natychmiast wyruszyli na ratunek pod Everest. Rob Hall w ciężarówce jadącej do Bazy

Powyższe pięć zdjęć pochodzi z archiwum Artura Hajzera.

Na stronie http://www.mounteverest.net/news.php?id=3300 pełny tekst artykułu o ekstremalnych akcjach ratunkowych w Himalajach i możliwość powiększenia tych zdjęć.


Ostatnio zmieniony pt, 26 maja 2006 17:23:43 przez Y, łącznie zmieniany 2 razy

Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 26 maja 2006 18:25:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25379
linków oczywiście nie klikałem, ale ekspedycję ratunkową Hajzera pamiętam dobrze, śledziliśmy wszystkie wieści na bieżąco... nie wiedziałem tylko, że było aż tak wiele innych prób, podejmowanych przez tych wszystkich innych ludzi.. o tankowaniu helikoptera po drodze przez ocean też nie słyszałem ;-)

ojej, ale co się to dzieje na Evereście w tym roku to coś strasznego :-(
jak wspominany właśnie przez nas rok 1986 na K2

niesłychana historia z tym gościem, co bez śpiwora nieprzytomny przeżył noc! chwała Bogu, że on nie dołączył do grona...

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 26 maja 2006 19:57:55 
Crazy pisze:
niesłychana historia z tym gościem, co bez śpiwora nieprzytomny przeżył noc! chwała Bogu, że on nie dołączył do grona...


Są nowe informacje: http://www.mounteverest.net/news.php?id=3303

Ekspedycja ratunkowa powiodła się i Hall został sprowadzony do Obozu Pierwszego na Przełęczy Północnej (7000). Przeciągnęli go przez najtrudniejsze technicznie odcinki od 8700 (gdzie przeżył noc!!) do 7500, a ostatnie 500 metrów przewyższenia do C1 pokonał samodzielnie. Lekarz który jest z nim w C1 mówi, że stan Halla jest ciężki (wywołany powaznym obrzękiem mózgu i niedotlenieniem + odmrożenia rąk 2 i 3 stopnia), ale wszystko powinno być w porządku. Jutro rano mają go sprowadzić do Bazy Wysuniętej.

Hall nie jest turystą-nowicjuszem - w ramach ekspedycji z 84 roku dokonał przejścia jednej z najpowazniejszych dróg na Evereście - "White Limbo" Kuluarem Nortona - przez północną ścianę i Kuluar Północny, w stylu alpejskim i bez tlenu.

Oby wszystko dobrze się skończyło! Teraz może być już tylko lepiej!

Obrazek
Obóz Pierwszy na Przełęczy Północnej


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 01 czerwca 2006 13:05:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 12:17:46
Posty: 4937
Skąd: Biadacz
po kolei...

oczywiście dla mnie również Czerwińska była drugą książką o tagicznym sezonie pod K2... książka Currana to za to moim zdaniem najlepsza rzecz o hiamlajach, zaraz przed Krakauerem i jego "Wszystko za Everest"... ale Czerwińska mnie tą książką zaskoczyła o tyle, że inne jej rzeczy są napuszone i słabe w stylu jaka nie byłam dzielna, jak było trudno, jak inni by nie dali rady...

:shock:
akcja z Tym Hallem rzeczywiście niewiarygodna, trochę przypomina historię z 1996 z Everestu - tam też jeden uznany za zmarłego się odcknął i przeżył... nawiasem mówiąc kierownikiem wyprawy był pan o nazwisku Hall, ale chyba Rob Hall...

no i mi się po tym wszystkim nasówa, że pechowa ta 6 - 1986 K2, 1996 Everest, 2006 znowu Everest - tragiczne sezony równo co 10 lat...

pozdro...
KoT


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 17 czerwca 2006 10:25:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 00:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
Obóz pierwszy - co za tłok!!!!

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 414 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 28  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 52 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group