wpis dedykuję Pietruszkom, którzy tam zawędrowali /choć nie zapominam o Bogusie który mnie sprowokował i za co jestem wdzięczny/ https://www.fotosik.pl/zdjecie/6bb05b93f03ef4cePamiętam pierwszą wizytę w Czernej jak dziś, 2002 rok w drodze na Krakowskie Błonia na spotkanie z Papieżem. Ostatnie spotkanie. Jechaliśmy wtedy etapami Jasna Góra, schronisko młodzieżowe koło Pustyni Błędowskiej w Jurze no i upatrzona przez Żonę Czerna. I od razu dotknięcie. Wtedy było to miejsce wręcz zapomniane. Cisza i mistyka, klasztor, setki lat modlitw i piękno bukowych lasów.
Za rok wracamy na tygodniowe letnie wakacje całą rodziną. I znów pamiętam ten wszechogarniający spokój. Potem już corocznie zimą męskie wyprawy z synami aż do 2011 kiedy zaczęto budować nowy dom pielgrzyma i stare zniknęło. Pytano mnie nie raz, gdy opowiadałem o tym miejscu, ale jak to ciągle to samo, nie znudziło Ci się, dzieci chciały? No właśnie nie. I to, że synowie chcieli tam wracać ze mną jest najlepszą rekomendacją. Bo fakt, że ja zostawiłem tam serce jest niepodważalny i za to jestem ciągle, niezmiennie wdzięczny mojej Żonie, że mnie tam zaciągnęła. I zawsze Jej to przypominam. Znacie książkę Lindgren
My na wyspie Saltkrakan, znana też jako
Dlaczego kąpiesz się w spodniach wujku? lub
Dzieci z Bullerbyn. No właśnie beztroskie chwile, dzieciństwo - to tam odnalazłem. Poszukiwanie pustelniczych grot, wędrówki wzdłuż klasztornego muru, ruiny eremickiego kamiennego mostu, penetracja kopalni i jaskiń, srebrzyste buki, zwały śniegu, zwariowane zjazdy na byle czym, brodzenie w śniegu nawet po pas. Poranne odśnieżanie schodów i klasztornych ścieżek, rozpakowywanie tirów z darami. Tak było i już nie wróci.
Przyszło nowe w postaci wybudowanego nowoczesnego Domu Pielgrzyma. Stare kochane zostało wyburzone. Zrobił się ruch, stałem się anonimowy, choć wcześniej serdecznie witany. Jednak jeśli ktoś nie ma tego bagażu wspomnień to może mu się podobać obecnie, nawet bardziej niż mnie. To tytułem wstępu, żebyście wiedzieli, że nie jestem obiektywny i że możecie tam pojechać i popukać się w czoło i pomyśleć co ten żałosny Powsinoga powypisywał.
Dojazd.
Pociągiem do stacji Krzeszowice /gdzieś pół godziny od Krakowa/, jakieś dwieście metrów obok dworzec busów. Kierunek Czerna lub Paczółtowice /jeśli jest wybór to lepiej Paczółtowice i powiedzieć, że do klasztoru to kierowca wyrzuci przy eremickim moście /powszechnie zwanym diabelskim/. Mocno w górę i z lekką zadyszką jesteśmy u celu.
Stacja Krzeszowice ma fajny klimat, kiedyś nawet był tam
Antykwariat na Peronie gdzie kupowaliśmy ksiązki.
Klaszor.
Od razu mocny moment - brama klasztorma z czarnego marmuru z napisem SILENTIUM MILCZENIE.
Jeszcze kilka lat temu działała - teraz niestety nie daje rady komórkom i gadulstwu. Choć jak zajrzycie w tygodniu w godzinach rannych i wieczornych to daje radę. Następne zadziwienie: kościół kojarzymy z fasadą mniej lub bardziej okazałą. Tutaj nie znajdziesz, ot zwyczajne drzwi okolone, a jakże czarnym marmurem. I znów znamienny napis zaczerpnięty z pism św. Bernarda: „Sam Bóg szuka samotnego miejsca. O szczęśliwa samotności, o jedyna szczęśliwości”.
na furcie jest też inny, mniej poprawny
Otwieramy drzwi i długi korytarz wiodący do kościoła. No tak właśnie, świątynia znajduje się w centrum zbudowań klasztornych zgodnie z regułą karmelicką: "Pośrodku cel ma być zbudowana kaplica, gdzie codziennie rano powinniście się zbierać, aby uczestniczyć we Mszy św. gdy tylko to będzie możliwe". Idąc tym korytarzem zawsze czuję się tak jak w domu, nie kościele. Nadaje on atmosferę "gość dom, Bóg dom". Sama świątynia bardzo skromna, ale przez to piękna. Cały wystrój z czarnego marmuru z pobliskiego klasztornego kamieniołomu w Dębnikach. Moim ulubionym miejscem jest pierwsza ławka po prawej stronie skąd widać dobrze zarówno ołtarz główny jak i boczny z cudownym obrazem Matki Bożej.
Szczególnie lubię jednak obraz który przedstawia scenę przy grocie w której, według tradycji, Eliasz ukrywał się przed Jezabel, choć wcześniej zabił 450 kapłanów Baala. No i przychodzi anioł w kwiecistych szarawarach, kładzie mu dłoń na ramieniu i mówi «Wstań, bo przed tobą długa droga».
Zawsze też oglądam z podziwem arcydzieło sztuki jakim są mensy ołtarzowe. Misterne ornamenty roślinne rzeźbione w czarnym marmurze wyglądają jak koronki.
Wychodząc koniecznie trzeba zobaczyć boczne kaplice. Po lewej św. Jana od Krzyża, gdzie odbywają się adoracje - cudo. Znów ascetycznie ale mistyka na najwyższym poziomie. Po prawej kaplica gdzie możemy pomodlić się przy sarkofagu św. Rafała Kalinowskiego inżyniera, powstańca styczniowego, sybiraka i przeora klasztoru w Czernej. Nie sposób w tym miejscu nie pomyśleć o Polsce. Sam sarkofag unoszony przez anioły robi piękne wrażenie.
Gdy wyjdziemy z kościoła naprzeciw nas unosi się bukowe wzgórze z Drogą Krzyżową, na której szczycie jest punkt widokowy. Koniecznie należy się wspiąć by zobaczyć całe założenie klasztorne, na tle wzgórza i lasów - coś pięknego.
Tu akurat w czasie mgieł, ale jesienią w czerwieniejących bukach to szał.
Zawsze gdy opuszczam Czerną siedzę tam jak długo się da i... ech. Idealne miejsce na brewiarz lub różaniec.
http://karmelczerna.pl/historia-klasztoru/Warto jeszcze zajrzeć na cmentarz karmelicki. Jakaż prostota i geometria, drabina do nieba. Ciekawy nagrobek Aleksandra Błędowskiego generała Wojsk Polskich powstania listopadowego z następującym napisem: Tu leży Aleksander Błędowski Jenerał Wojsk polskich, którego kule moskiewskie mijały, a srożna przyjaciółka Moskali, cholera, życie mu przerwała. Byłem raz świadkiem pogrzebu karmelitanki i ten obraz zostanie we mnie na zawsze. Piękno, radość i godność śmierci czy raczej przejścia.
Informacje praktyczne.
Obecnie jest wybudowany nowoczesny Dom Pielgrzyma. Wysoki standart noclegów choć jeśli planujecie spać dopytujcie o możliwość w starym budynku tzw. Czeladzi z oknami wychodzącymi na klasztor. Jest restauracja, księgarnia, zaplecze sanitarne, sala konferencyjna i kino. Więc spokojnie może to być miejsce dla wycieczki nawet szkolnej /pozdro Krejzi/. Najlepsze jest jednak muzeum /zaprojektowane przez twórców Muzeum Powstania Warszawskiego/.
Okolica
Z parkingu klasztornego zaczyna się szlak /żółty/ do źródła św. Eliasza. Trawersujemy zbocze, schodzimy na asfalt, w lewo i po kilku minutach jesteśmy na miejscu. W sumie nie przepadam za takimi miejscami, ale atrakcja jest. Basen w kształcie serca i bijące źródło pitnej wody plus kapliczka. Można zejść schodkami do środka i zaczerpnąć, wypić, a potem już tylko miłość.
Powyżej kapliczki wbijamy w jar, no trzeba trochę podejść.
Potem kilka wariantów by dojść do Paczółtowic. Proponuję taki by zahaczyć o Bożą Mękę /bardzo wartościowy obiekt/.
Jeśli ten wariant wybierzecie to asfaltem w dół i zaraz drewniany kościół, najwyższej klasy zero. Ja tam mógłbym
siedzieć godzinami bo to wspaniała galeria sztuki. Nawet w kruchcie są takie rzeźby, że przytuliłbym je z radością. Obraz Matki Bożej na łące /Panek rozpoznałby zapewne rośliny/ jest genialny.
http://mnk.pl/wystawy/cudowna-moc-sztuk ... aczoltowicPotem przez cmentarz, wychodzimy w lewo furtką /piękna klamka/zamknięcie/ i w prawo w dół niestety asfaltem. Mijamy pomnik Piłsudskiego "w Paczółtowicach w dniu 7 sierpnia 1914 oddziały strzelców dowodzone przez Komendanta Józefa Piłsudskiego przekroczyły granicę zaboru".
http://www.jurajskiostaniec.pl/index.ph ... &Itemid=22Gdy zejście się wypłaszcza wbijamy przed potokiem w prawo w Dolinę Racławki. Dla mnie nakpiękniejsza z Dolinek Podkrakowskich. Zawsze byłem tam sam, szlak wiedzie raz dnem, raz się wznosi. Jak wyższy stan wody nawet trudno przejść.
Nie warto się spieszyć, można odbijać w boczne szlaki, jary, błądzić, zawracać bo to niewielkie jest. Bukowy las, skałki, jary, ptok cóż więcej chcieć. Na końcu doliny w prawo odbija żólty szlak, którym powracamy do klasztoru. Jest podejście przez las ale nie dramatycznie długie.
Niebawem docieramy do brukowanej drogi w Dębnikach.
Tutaj zapomniany klasztorny kamieniołom.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Wapie%C5%84_d%C4%99bnickiNie przejmujcie się tabliczkami tylko wchodźcie i oglądajcie /w razie czego ojcowie z Czernej pozwolili
. Nie do wiary, że stąd pochodzi wystrój wielu kościołów i klasztorów w całej Polsce. Gdy skojarzymy choćby wyposażenie Czernej z tym miejscem to budzi się refleksja o kunszcie i umiejętności człowieka w tworzeniu z natury pięknych rzeczy. Obowiązkowo kawałek marmuru do kieszeni.
Potem nie zważając na szlaki idziemy cały czas lokalnym asfaltem aż do skrzyżowania. Tam opuszczamy asfalt i na wprost wchodzimy w las /powinno być oznakowanie i ponownie pojawić się żółty szlak/. Mijamy leśny cmentarz i staramy się iść prosto, ewentualnie lekko w lewo aż dotrzemy na skraj potężnego kamieniołomu.
Jakiż kontrast z tym starym klasztornym. Gigantyczna dziura w ziemi budzi niepokój. Niestety często komuna w pobliżu sanktuariów i innych ważnych miejsc lokowała wielkie zakłady /choćby Bieniszew przychodzi mi na myśl/. Idąc w prawo skrajem wyrobiska trafiamy na Bramę Siedlecką wiodącą do klasztoru.
Przekraczamy mur wielkiej klauzuli /świetna wyprawa wzdłuż muru - też polecam/. W dół schodzimy do potoku i ruin mostu karmelickiego.
Robi wrażenie jaka to kiedyś była umiejętność i technika. Po kamieniach przekraczamy potok , skarpą w górę i pętla się zamyka. Stąd do klasztoru /300 m/ lub w dół w lewo do Krzeszowic na stację /3 km/.
KONIEC
na marginesie
Nie wiem czy nie jest to mój najdłużej pisany i najbardziej emocjonalnie przeżyty wpis. Jest tu tylko cząstka wielu lat. Nie ma o eksploracji jaskiń, rozmowach w kotłowni z p. Marianem palaczem etc. Nie ma o wolności i wspaniałym czasie przeżytym z rodziną. Tak to moja Ziemia Święta.