Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 19 marca 2024 07:24:32

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 95 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 02 sierpnia 2011 08:41:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Fengari pisze:
miałam tylko wielkie pragnienie, by się na jej szczycie ZNALEŹĆ i nadzieję, że wyciąg narciarski działa cały rok, a nie tylko zimą. I nadzieja na szczęście nie zawiodła mnie.

W sumie to nie. Wyciąg stricte narciarski (czyli ten nowy, kanapowy) nie dość, że działa tylko zimą, to nawet wtedy nie wpuszcza ludzi bez nart. A krzesełkowy działa cały rok i jest dostępny dla wszystkich.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 02 sierpnia 2011 10:04:21 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 18 listopada 2005 19:20:58
Posty: 3939
Skąd: miasto Książąt
Właśnie sobie uświadomiłem, że dawno nie byłem w Karkonoszach.
Fen, czekamy na ciąg dalszy i zdjęcia!

_________________
kocham cię extra mocno, kocham cię luksusowo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 02 sierpnia 2011 10:07:07 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
viator pisze:
Właśnie sobie uświadomiłem, że dawno nie byłem w Karkonoszach.

Ja tak naprawdę też.
Co jest tym smutniejsze, że ostatnio bywam w Szkarskiej niemal co dwa miesiące. :roll:

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 02 sierpnia 2011 14:24:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
Peregrin Took pisze:
A krzesełkowy działa cały rok i jest dostępny dla wszystkich.

Tak jakoś z tych wszystkich opisów okołomapowych zrozumiałam, że one wszystkie są narciarskie... i stąd miałam obawy co do ich działania. A swoją drogą, i tak mi się pomyliły wyciągi wizualnie - bo z daleka widoczny jest inny i myślałam, że to tym innym wjeżdżam, że do szczytu będzie dalej i na górze miałam fajną niespodziankę. :D

(O rany, czy tylko ja dziś nie widzę położenia kursora na tym forum? Okropnie się bez niego pisze!)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 02 sierpnia 2011 14:27:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
A w którym kościele byłaś? :)

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 02 sierpnia 2011 14:45:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
W kościele M. Kolbe, ale ten drugi, Bożego Ciała, też widziałam, tyle, że raczej z zewnątrz, a środek to zobaczyłam tylko na tyle, na ile udało się zajrzeć przez kratę. I ten ładniejszy zdecydowanie!


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 03 sierpnia 2011 12:23:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Ten Kolbego jest mi bliższy z wielu względów, a pewnie za jakiś czas będzie jeszcze bliższy, ale o tym w swoim czasie. :wink:


Tymczasem spłonęła Petrova Bouda. :cry:

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 03 sierpnia 2011 20:08:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
Peregrin Took pisze:
pewnie za jakiś czas będzie jeszcze bliższy, ale o tym w swoim czasie.

Oohoho, czy to to, co myślę? ;) :D

A tymczasem mojej relacji ciąg dalszy:

Dzień szósty. Całą noc lało, ranek wstał szary i mglisty i groził, że w każdej chwili znów może zacząć padać. Pomyślałam więc sobie, że nie ma co porywać się na żadną ambitną trasę, w takim razie może sobie pójdziemy na tą górę, co ją było widać za Górką Hutniczą... Wyglądała na niezbyt dużą, może się nawet okaże, że szczyt ma poniżej poziomu mgieł i coś tam będzie z niej widać... a jak nie, to nie będzie też jakiejś wielkiej straty... Po prawdzie, to przejście przez tą górę miałam w planach jako część większej trasy, ale z braku lepszego pomysłu na ten dzień postanowiłam rozbić swój plan na dwa razy. I ta część historii nie bardzo nadaje się do niniejszego wątku, ale przecież nie będę się rozbijać po dwóch różnych. ;) A to dlatego, że tym razem mowa jest o Górach Izerskich, a konkretnie o Wysokim Kamieniu. Góra ta zaskoczyła mnie bardzo. Pogoda na szczęście też. :) Jeszcze jak tam szłśmy, wciąż pełno było mgieł, ale też wciąż utrzymywały się nad naszymi głowami i cały czas coś było widać. Jednak groźba, że za chwilę już nie będzie, cały czas wisiała w powietrzu. Z tego wiszenia nic jej nie wyszło, kiedy dotarłyśmy na szczyt (czerwonym szlakiem, ale z ominięciem Górki Hutniczej - bo i po co leźć na nią drugi raz ;) ), zaczęło się wyraźnie rozjaśniać. A szczyt zaskoczył - swoją wysokością, nagłym wystrzeleniem w górę, skalistością i fajną budowlą na czubku, która może i nie była pełnoprawnym schroniskiem, ale jednak czymś około tego, a tymczasem mapa milczała na temat jej istnienia.
Obrazek
Obrazek
No i widoki stąd były imponujące - oj, byłoby jednak czego żałować, gdyby ta mgła sobie nie poszła! Z jednej strony rozległa panorama Karkonoszy, z pozostałych stron Izery. Piękna sprawa!
Obrazek
Obrazek
Potem poszłyśmy jeszcze dalej czerwonym szlakiem, szeroką i urodziwą, choć przeważnie niezbyt widokową drogą do Rozdroża Pod Zwaliskiem, a potem zawróciłyśmy.
Obrazek
Ciąg dalszy pozostał w planach na inny raz. Kiedy ponownie doszłyśmy do Wysokiego Kamienia, było już całkiem jasno i przejrzyście, tym razem wdrapuję się na skały pod szczytem i cieszę tym co się roztacza dookoła z jeszcze większym zachwytem.
Obrazek
A potem schodzimy w dół żółtym szlakiem do Zakrętu Śmierci. Urzeka mnie wąska ścieżka w modrzewiowym lesie. Znad Zakrętu widoki też są niczego sobie, szkoda, że sam zakręt nie daje się jakoś sensownie objąć wzrokiem w całości i na raz.
Obrazek
A potem idziemy już szosą do Szklarskiej i droga ta okazuje się niespodziewanie krótka, o wiele krótsza niż by to wynikało z mapy. I bardzo dobrze, bo jestem już zmęczona i nie znoszę wędrować po asfalcie!

Dzień siódmy. Któregoś tu razu mama przyuważyła na mapie Łysą Górę i stwierdziła, że taka czarownica jak ona na Łysą Górę pójść musi. Jak dla mnie nie wyglądało to zachęcająco, ale co tam, skoro mama się upiera, to niech jej będzie. Ostatecznie ostatnie dni nie były wcale takie lajtowe, jak miały być z założenia, więc nic się nie stanie, jak raz odpoczniemy. Droga (bezszlakowa) wszakże okazała się być znacznie przyjemniejsza, niż się na to zanosiło i nawet czasem pojawiał się jakiś pejzażyk. Sama góra, tak jak myślałam, nic szczególnego, ot, wzniesienie w lesie ze skałami na czubku, do których dało się dojść tylko jakimiś dzikimi ścieżkami.
Obrazek
Na powrót wybieram szlak niebieski i dochodzimy do miejsca, w którym już byłyśmy przy okazji wyprawy do Wodospadu Szklarki. Bardzo przyjemny to fragment drogi, przestronny i jakiś taki... przyjazny. Dalej mam zamiar iść czarnym, ale z racji braku oznakowań gubię go i dzięki temu trafiamy na świetną drogę, taką wręcz archetypicznie górsko-wiejską, jasną i urzekającą.
Obrazek
I spotykamy konia, który się skąś urwał i plątał od zagrody do zagrody. :)
Obrazek

Dzień ósmy. No to trzeba by wreszcie zrealizować tą planowaną trasę przez Izery, cośmy ją już nadgryzły przedwczoraj. Jedziemy do Jakuszyc i stamtąd ruszamy zielonym szlakiem na Zwalisko. Początkowo mamy lekki problem ze znalezieniem szlaku po wysiąściu z PKSu, ale jakoś tam na przełaj przez łąkę trafiamy nań i przy okazji natykamy się na bardzo oryginalną kapliczkę.
Obrazek
Dalej droga wiedzie szeroka, jasna, radosna, beztroska i sielska i znów pełno modrzewi dookoła. Łagodne góry widać tu i ówdzie w oddali.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Zaprzyjaźniam się z motylkiem Filemonem.
Obrazek
Potem, za Rozdrożem Pod Cichą Równią klimat się zmienia, robi się ciemno i nieco groźno od wielkich świerków dookoła. Zza drzew prześwituje jezioro, schodzimy je obejrzeć, ale z bliska nie jest już takie efektowne.
Obrazek
Wracamy na główną drogę, która po jakimś czasie powraca do swej sielankowej normy. I trafiamy na kopalnię kwarcu. Piszą, żeby nie wchodzić, ale wyraźnie nikt się tym nie przejmuje. My też nie. Teren robi niesamowite wrażenie, szczęka mi opada. Jest w tej białej, kamiennej pustyni coś apokaliptycznego wręcz. Żelazne przerdzewiałe konstrukcje podkreślają to wrażenie. Nieco dalej pojawia się już całkiem wyraźny zakaz wstępu, a ja całkiem wyraźnie przekonuję się, że zakazy są po to, żeby je łamać. Bo dalej są zapierające dech w piersiach widoki. Martwa biel kwarcu niesamowicie kontrastuje z przyjaznym błękitem gór w oddali.
Obrazek
Obrazek
Kopalnię opuszczamy w stanie sporego oszołomienia. Tymczasem już niedużo dalej droga niemal płasko prowadzi przez grzbiet Zwaliska, mijamy różne skalne skupiska i przy każdym kolejnym nie mamy pojęcia, czy to tutaj to już szczyt, czy jeszcze nie.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Dopiero, kiedy przed nami otwiera się widok na Wyski Kamień i ścieżka wyraźnie opadająca w dół, wiemy, że szczyt mamy już za sobą.
Obrazek
Docieramy do drogowskazu mówiącego, że oto tu rozchodzą się szlaki - zielony w jedną, niebieski w drugą stronę. Zamierzamy iść niebieskim i cieszy mnie to, bo ścieżkę w tę stronę widzę, za to nie widzę żadnej w drugą i współczuję wszystkim, którzy potrzebują do zejścia zielonego. Zapuszczamy się w tą jedyną ścieżynę, po jakimś czasie zastanawia mnie brak jakichkolwiek oznaczeń szlaku na niej i coraz bardziej dziki jej wygląd. Niespecjalnie mnie to martwi, wiem, że ostatecznie i tak dotrzemy do właściwej drogi i tak też się dzieje. A niebieski szlak odnajduje się dalej w zaskakująco sporej odległości. Prowadzi jakiś czas przez gościnne i przyjazne świerki,
Obrazek
a potem w swoim dolnym odcinku robi się niespodziewanie widokowy.
Obrazek
Obrazek

Dzień dziewiąty. Kolejna niedziela, więc trzeba wymyślić jakąś niezbyt długą trasę po kościele. Nie mam jakichś rewelacyjnych pomysłów na bliskie trasy, patrzę trochę bezmyślnie na mapę i ostatecznie decyduję się na pierwszy szlak, jaki mi się przyplątuje przed oczy. Krótko mówiąc, idziemy niebieskim do Chybotka. Normalnie, kiedy człowiek jest w górach, jego dzień wygląda mniej więcej tak: wychodzi z kwatery, pnie się pod jakąś górę, zdobywa jakiś szczyt, albo kilka szczytów, po czym schodzi w dół z powrotem do kwatery. Tym razem, ku memu zdziwieniu (po zastanowieniu się oczywiście dochodzę do wniosku, że to wcale w gruncie rzeczy nie było dziwne), było dokładnie na odwrót. No, może na samym początku faktycznie droga wiodła trochę pod górę, dopóki nie dotarłyśmy do samego szlaku. Tak przy okazji, właśnie wtedy zobaczyłyśmy ten drugi kościół. A potem już droga niemal cały czas szła w dół. Najpierw trafiamy na bardzo fajne, duże Sowie Skały.
Obrazek
Nie udaje mi się jednak na nie wdrapać tak wysoko, jak chciałam (jak te laski w mini to zrobiły???). Idziemy dalej, szlak na tym odcinku jest cokolwiek klaustrofobiczny, dobija mnie i mam go dość. Na szczęście potem robi się normalnie i całkiem przyjemnie. Mijamy Grób Karkonosza i zastanawiam się, czy jest nim grupa skał, czy też kamienny cokół, który istotnie wygląda trochę jak nagrobek, ale nie ma na nim nic z wyjątkiem wymalowanego oznaczenia szlaku. Docieramy wreszcie do samego Chybotka.
Obrazek
Zastanawiam się, która z jego skał to ta, co się buja. Wkrótce przekonuję się o tym dzięki gromadce dzieci, które doskonale wiedzą, gdzie trzeba wleźć i co zrobić. Kiedy sobie idą, i ja tam włażę i udaje mi się zachybotać Chybotkiem (co bardzo potem przeżywam, jakbym sama była dzieckiem). Mama to filmuje, niestety w taki sposób, że nic na tym filmie nie widać. :( Następnie ja bez większego przekonania sugeruję, żeby może pójść jeszcze dalej i wracać inną trasą, mama już nie chce i ostatecznie wracamy tą samą. Zahaczamy jeszcze o Złoty Widok i młodzież sugerującą, że widok byłby jeszcze złotszy, gdyby wyciąć kilka drzew... Ja tam nie narzekam. ;)
Obrazek
Droga powrotna, choć ta sama, wydaje mi się znacznie piękniejsza, niż w tamtą stronę i zachwycam się trawami falującymi na wietrze i w słońcu.
Obrazek
A tuż przed kwaterą wychodzi nam na spotkanie zaprzyjaźniony okoliczny kotek, który dostaje wówczas ode mnie imię Chybotek, bo aż samo się tak prosiło do rymu. ;)

c.d.n.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 sierpnia 2011 08:12:00 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
Fengari pisze:
fajną budowlą na czubku, która może i nie była pełnoprawnym schroniskiem, ale jednak czymś około tego, a tymczasem mapa milczała na temat jej istnienia.

Pewnie masz mapę sprzed kilku lat. To schronisko zaczęli budować (w sumie odbudowywać, bo wiele lat temu takowe tam stało) z 5 lat temu i systematycznie dążą do końca - etapami, bo np. raz gdy tam byłem, to nie sprzedawali napojów, a następnym razem już tak.

Fengari pisze:
Mijamy Grób Karkonosza i zastanawiam się, czy jest nim grupa skał, czy też kamienny cokół, który istotnie wygląda trochę jak nagrobek, ale nie ma na nim nic z wyjątkiem wymalowanego oznaczenia szlaku.

Karkonosz spoczywa pod kamieniem z wyrytym napisem "Rubezahls Grab" na tym zdjęciu.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 sierpnia 2011 09:42:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 18 listopada 2005 19:20:58
Posty: 3939
Skąd: miasto Książąt
Wstyd się przyznać, ale nie znam legendy o Grobie Karkonosza :oops:
Z Chybotkiem nie mam miłych wspomnień. Kiedyś z niego spadłem.

_________________
kocham cię extra mocno, kocham cię luksusowo


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 sierpnia 2011 10:08:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 21 marca 2007 08:35:09
Posty: 521
Skąd: Bydzia
fajne zdjęcia i relacja!!, niezły ten budynek na Wysokim kamieniu, pierwszy raz go widzę :roll:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 sierpnia 2011 14:22:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 10 stycznia 2005 11:49:49
Posty: 24295
Skąd: Kamienna Góra/Poznań
viator pisze:
nie znam legendy o Grobie Karkonosza

Pociesz się, że ja w sumie też nie. :) To znaczy legend o Karkonoszu jest dużo, ale o samej śmierci już niespecjalnie - natomiast jest sporo miejsc, gdzie podobnież zażywa on wiecznego spoczynku, a to w Szklarskiej jest najbardziej znane.

_________________
In an interstellar burst
I am back to save the Universe.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 04 sierpnia 2011 16:39:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
Peregrin Took pisze:
Karkonosz spoczywa pod kamieniem z wyrytym napisem "Rubezahls Grab" na tym zdjęciu.

O, dzięki! :) Nie widziałam tego kamienia - prawdę mówiąc w ogóle nie podchodziłam do tamtejszego skupiska głazów przyglądać mu się z bliska.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 08 sierpnia 2011 18:09:44 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 14 listopada 2007 16:38:41
Posty: 9931
No to czas dokończyć wreszcie relację. ;)

Dzień dziesiąty. Na dziś w planach była Śnieżka (no wreszcie!), ale ranek wstał pochmurny i deszczowy i stwierdziłam, że wyprawa na Snieżkę w tych warunkach nie ma sensu - bo i po co, skoro i tak nic nie będzie widać? Nie wstajemy więc na autobus do Karpacza i śpimy długo. Tymczasem pogoda zmienia się na ładną a ja żałuję, że dałam się tak jej nabrać z rana. Zwłaszcza, że prognozy są złe i wszystko wskazuje na to, że to może być już ostatni słoneczny dzień tego wyjazdu - właściwie to nawet on jest słoneczny już wbrew zapowiedziom. No, ale coś z tym dniem trzeba zrobić, żeby go tak całkiem nie zmarnować. Tyle, że pomysły na bliskie trasy już mi się skończyły. Ostatecznie postanawiamy iść znów na Krucze Skały do ośrodka sportów ekstremalnych, ja mam wielką ochotę zafundować sobie zjazd na linie, a i mama też by coś chciała... Niestety, mamy pecha. Ośrodek okazuje się być tego dnia zamknięty. Jakiś pan ze stróżówki budzi się i informuje, że w poniedziałki zawsze jest dzień techniczny. Noż, kurde, to czemu nigdzie nie ma na ten temat żadnej informacji???! Jestem zła jak sto pięćdziesiąt i potwornie rozczarowana. Cóż... w takim razie idziemy dalej, przed siebie. Może uda się dojść do Bagniska albo chociaż jakichś wcześniejszych innych skał. Mijamy jakąś okazałą ruderę i kręcimy gupi filmik pt. 'moja rezydencja', a potem dalej jeszcze 'moja szklarnia'. Ale generalnie jakoś źle i niemrawo nam się idzie, chociaż droga łagodna i dość płaska. Docieramy do jakiegoś kamieniołomu, patrzę na mapę, przekonana, że jesteśmy już znacznie dalej i z niedowierzaniem wykrzywia mi się gęba. 'My dopiero tu???!' Jakoś nie chce nam się leźć dalej, ja tylko jeszcze postanawiam się wdrapać nad kamieniołom i zobaczyć go od góry (bo z dołu się nie da). No to mama też wchodzi, i jako geolog bardzo się zainteresowuje tym, co tam widać i można znaleźć.
Obrazek
A potem wracamy... taki tam sobie dzień trochę bez sensu...

Dzień jedenasty. Wbrew wszelkim obawom i prognozom, pogoda od samego rana dopisuje. A więc jednak przyszedł czas na Śnieżkę! :) Załapujemy się na jakiegoś busa, który rusza wcześniej, niż PKS i jedzie na miejsce bez zatrzymywania się, więc zyskujemy trochę cennego czasu. Przy okazji kierowca informuje, jak dotrzeć na Chojnik - super, już wiem, co zrobimy jutro. :) Śnieżki, oczywiście, podobnie jak Szrenicy, ani myślimy zdobywać piechotą od parteru. Wjeżdżamy na Kopę. Ze szczytu Kopy zerkam z niepokojem na szczyt Śnieżki, wciąż cholernie wysoko, kurde, i w dodatku ta kamienna pustynia w słońcu... dam ci ja radę? Muszę dać, toć byłoby to nie do pomyślenia, gdybym tam nie wlazła! Widokami jestem urzeczona już na tym etapie, a im wyżej, tym bardziej mój entuzjazm rośnie. Najwięcej zachwytów we mnie budzi przynoszący skandynawskie skojarzenia krajobraz na zachodzie, i cienki strumień spływający niemal pionowo z góry gdzieś poniżej.
Obrazek
Ogromnie podobają mi się równiny na północy, poprzeszywane tu i ówdzie niskimi górkami, a szczególnie intrygują mnie dwa bliźniacze szczyty - jak się zwą?
Obrazek

Droga na szczyt okazuje się nie być aż taka strasznie długa, na jaką wyglądała, główną jej wadą (a może i zaletą, a w każdym razie na pewno atrakcją) był jej przytłaczający, mroczny wygląd.
Obrazek
W każdym razie mama jak zwykle dociera na górę znacznie wcześniej niż ja. :oops: A ja, kiedy widzę wyłaniające się zza zakrętu ufowate schronisko, nie mogę wprost uwierzyć, że jednak dowlokłam się tu.
Obrazek
Na szczycie ze zdumieniem odkrywam, ile tam rzeczy jeszcze jest.
Obrazek
A to kaplica, a to słup kamienny, a to taras widokowy, a to wyciąg ze strony Czech. Zazdroszczę Czechom, ale z drugiej strony myślę sobie, że zawsze przynajmniej mam jakąś satysfakcję, że choć trochę wysiłku w zdobycie tej góry włożyłam. ;) No nic, trzeba obleźć ten wierzchołek dookoła, wszędzie zajrzeć, wszystko zobaczyć. Tylko te tłumy mogłyby jednak być nieco mniejsze... nie da się ukryć, że przeszkadzają w cieszeniu się przyrodą i widokami... Ktoś próbuje się dobrać mojej mamie do plecaka, a ja żałuję, że tego nie widziałam, bo bym chętnie złapała drania i narobiła mu siary przed ludźmi... Dopiero na tarasie widokowym udaje się uciec przed tłokiem i nacieszyć okolicą.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

A potem schodzimy
Obrazek
Obrazek
i znów zamiast prosto najszybszą drogą w dół, ciągnę mamę niebieskim szlakiem przez Równię Pod Śnieżką do Kotła Małego Stawu. Żałuję, że nie mamy więcej czasu i musimy zdążyć na autobus do Szklarskiej, bo chętnie poszłabym czerwonym szlakiem jeszcze trochę dalej... Ale dobre i to, że chociaż do tego stawu jest szansa dotrzeć. Mama i tak się boi, że nie zdążymy, i pędzi przed siebie, ja tam jestem znacznie spokojniejsza i cieszę się jeziorkiem.
Obrazek
Obrazek
A potem dalszą drogą wzdłuż zbocza najeżonego groźnymi skałami.
Obrazek
Ostatecznie jednak muszę przyznać, że czasu faktycznie nie zostało dość, żeby zejść do końca niebieskim i zobaczyć gorąco polecaną Świątynię Wang, więc skracamy sobie drogę zielonym. Ponoć ma być przy nim gdzieś wodospad, ale jakoś nie udaje nam się go znaleźć niestety.

Dzień dwunasty. Dziś pogoda jednak w końcu postanowiła się posłuchać prognoz i popsuć (i tak, dzięki Bogu, długo trzymała fason!). Chociaż rano, po deszczowej nocy przestało padać i pojawiła się nadzieja, że dzień będzie co najwyżej mglisty. Mgły pasują do ruin zamczyska, myślę sobie i niczym się nie martwię. Jedziemy do Chojnika. po drodze spotykamy kotka, któremu, znów do rymu, nadaję imię Psotek, a to dlatego, że brykał niczym rasowy Tygrysek, polował na własny ogon, robił dzikie salta w powietrzu i wyczyniał wszelkie insze możliwe i niemożliwe szaleństwa. Wchodzimy na górę czarnym szlakiem, który się okazuje być dość wyczynowy - ale ile jest z niego radości! No i urody mu odmówić nie sposób. Jest gorąco, toteż z ulgą przyjmuję pierwsze krople mile orzeźwiającego deszczyku. Po jakimś czasie jednak deszczyk przestaje być miły, stopniowo przybiera na sile i wreszcie, kiedy docieramy już do zamczyska, zamienia się dziką ulewę. Mgła przy okazji gęstnieje i las nabiera szczególnie fotogenicznego uroku - zawsze jakiś plus tej sytuacji. ;)
Obrazek
Tak, czy siak, najgorsze urwanie chmury trzeba przeczekać w schronisku, które okazuje się być totalnie przepełnione i nawet nie ma gdzie usiąść. A kiedy deszcz nieco łagodnieje, idziemy w końcu zwiedzać ruiny. Te strasznie mi się podobają, są bardzo romantyczne, a mglista aura jeszcze powiększa ich malowniczość.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Zamek ma sporo zakamarków, w które można wleźć, i to jest super. Tylko niestety, z powodu kałuży wielkości jeziora, nie da się wpełznąć do jednej baszty. A na schodach wiodących na wieżę dostaję ataku klaustrofobii. Poza tym jestem zachwycona. No i strasznie mi się podobają dość niezwykłe rośliny pnące się po murach - ni to drzewa ni to winorośl czy bluszcz!
Obrazek
Wracamy czerwonym szlakiem, deszczysko znów się nasila, na szczęście ta droga jest znacznie łagodniejsza od czarnego, którym w taką pogodę nie radziłabym schodzić nikomu, komu całe kości miłe.

No i to by było na tyle, potem pogoda popsuła się już całkiem i na dobre i nie nadawała się już do niczego... Nie żal było wracać do Warszawy.

Do całej tej relacji dodać muszę fakt istotny - że w kwaterze, w której mieszkałam, prawie w ogóle nie było pająków, choć wyglądała na taką, gdzie się od nich aż roi. Najważniejszy był straszny pająk Eustachy, który jednak siedział grzecznie za oknem i nie próbował wejść do środka. I tylko temu zawdzięcza swe życie! :mrgreen:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 16 sierpnia 2011 15:14:39 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 10 kwietnia 2011 17:14:16
Posty: 6961
:D :D :D


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 95 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group