Miała okazała się ciekawą, choć w sumie dość łatwą rzeką. Najbardziej interesująca jest zmiana charakteru otoczenia za Chełstem. Ale po kolei.
Koleją właśnie docieram do Miałów, w samym sercu Puszczy Noteckiej. Wieś sprawia wrażenie miejsca na końcu świata, a najważniejszą arterią łączącą ją z eksteriorem jest linia linia kolejowa Poznań-Szczecin. Dojeżdża reszta ekipy z czterema kajakami. Podpisuję papiery, odbieram kapoki a potem jako komandor spływu (
https://pl.wikipedia.org/wiki/Komandor_sp%C5%82ywu) robię zebranie. W końcu wszyscy wiedzą co i jak i o 10:45 ...płyniemy!
Mała Miała miała miło wić się przez Puszczę. M.in. właśnie dlatego ją wybrałem - pierwsza "moja" rzeka, która przepływa przez lasy iglaste. Pierwsza, która płynie konsekwentnie na linii wschód-zachód (rzadkość wśród spływowych rzek). No i mało odwiedzana a przy tym nie zwałkowa. Z tą Puszczą było jednak trochę inaczej. Owszem, były kawałki gdzie strzeliste sosny podchodziły pod sam względnie wysoki brzeg. Ale było tego mało, przeważnie jednak pas przybrzeżny zajmowały liściaki, dalej biegł piaszczysty pas niby-wydm a dopiero dalej rozciągała się właściwa Puszcza Notecka. Wyglądało to mniej więcej tak:
Tu byłem nieco rozczarowany. Ale sama rzeka przyjemna, czasem łagodnie meandrująca, lecz bez żadnych trudności, woda bardzo ciepła (!). Płyniemy a jak co jakiś czas patrzę na zachmurzone niebo - pogoda zdaje się wisieć na włosku. W ten dzień miało istotnie pokropić kilka razy - wiecie, taki deszczyk dla którego nie warto wyciągać peleryny ale który jednak potrafi nieco zmoczyć łeb człowieka i leżące przed nim herbatniki "petit beurre"... Na szczęście te epizody były kilkuminutowe i przy temperaturze ok. 20 stopni wysychaliśmy dość szybko.
Charakterystyczną cechą Miałki są liczne niskie, drewniane mostki. Na żadnej rzece nie spotkałem ich tyle. W zależności od stanu wody - trzeba spławić pusty kajak dołem a samemu przejść górą bądź położyć się w kajaku i niemal ocierając nosem o deski przepłynąć powoli w ten sposób. Udawało się przeważnie bez wysiadania, choć np: Fengari wolałaby pewnie górą. Po niemal każdym spotkaniu z mostkiem od dołu zdejmowałem z siebie dorodne pająki.
Przez te mostki m.in. płyniemy dość długo. Puszcza to oddala się od rzeki, to przybliża. W tym odcinku Miała jest bardzo czysta, a na wolniejszych kawałkach natura robi swoje i rzeka nieco zarasta...
Po 16:00 dopływamy do Brokowa. Duża agroturystyka z udogodnieniami. Gdybym płynął sam (albo z Powsinogą
) to pewnie wybrałbym zupełnie dziką łąkę. No ale dobra... tu już jest miejsce na ognisko, drzewo a nawet prysznic. Rozbijamy się, jemy obiad, gramy trochę w siatkę a pod wieczór szykujemy ogień. Po 23:00 odpuszczam i idę spać. Noc bardzo ciepła, w ogóle nie marzłem. Atrakcje były inne - w oddalonym (w linii prostej) o 2 kilometry Kamienniku odbywa się festyn świętojański... Po wodzie niesie się to doskonale. Napieprzali przeboje disco-polo do 2:00
O 4:00 zaczęły swój koncert ptaki i też się czasem budziłem, ale to już inna bajka.
W niedzielę wypływamy po 9:00. Dopływamy do tego nieszczęsnego Kamiennika, tam jest dość długa przenoska przy elektrowni wodnej. Wokół Miały zaczyna być liściasto, rzeka przepływa przez kompleksy leśno-łąkowe, wokół masowo rośnie tatarak. Zdarza się parę zwałek, nietrudnych zresztą do opłynięcia. Ten niedługi "amazoński" odcinek przypomina mi nieco Brdę za Jeziorem Kosobudno, chyba jest to najbardziej urokliwy fragment. Po pewnym czasie dopływamy do dużej wsi Chełst. W centrum wsi mamy potężny most z dwumetrowym progiem. Jest to miejsce dawnej granicy polsko-niemieckiej w l. 1920-1939 (Chełst był podzielony rzeką na część niemiecką i polską). Nie ma rady, trzeba przenosić.
Za Chełstem równie niepostrzeżenie co nagle, otoczenie zmienia się radykalnie. Miała wpływa do Doliny Noteci. Drzewa raptownie odsuwają się hen daleko i nagle człowiek czuje się aż przytłoczony przestrzenią!
Trzeba przyznać, że robi to wrażenie. Miała płynie teraz prosto doliną, wśród trzcinowisk i traw. Jesteśmy już nieco zmęczeni, ale pogoda trochę nam teraz pomaga. Przestaje tak dmuchać w twarz, wychodzi słońce.
Łąki ciągną się długo, znów zaczynają się mostki, po obu stronach niekiedy ogromne stada krów (trzeba więc uważać - przy mostkach często zwisają druty elektrycznych pastuchów). Krowy patrzą na nas z zainteresowaniem.
W końcu Miała zaczyna znów się wić, zakręt, zakręt, zakręt... Tak przymierza się do ujścia do koryta Starej Noteci. To już na przedmieściach Drezdenka. Miasto wita nas starym wiaduktem kolejowym, jeszcze 300 metrów i ...koniec.
Jest po 14:00, przepłynęliśmy tego dnia 17 km (łącznie z szesnastoma w sobotę daje to 33 km). Większość spływowiczów ma już dość, ale wiadomo - za rok będziemy się z tego śmiali
Miała spełniła moje oczekiwania co do spokoju na wodzie. Jedynie w sobotę minęliśmy się z innym niewielkim spływem, który zresztą w Brokowie kończył. W niedzielę całą rzeka była już nasza. Przy tłoku jaki panuje na Drawie czy Hańczy to ważny atut. Bliskość Puszczy Noteckiej jest iluzoryczna, natomiast janusowe oblicze otoczenia robi wrażenie.
Ogólnie rzeka na ****+. Ubiegłorocznej Rurzycy nie pobija z pewnością, natomiast to solidna kandydatka dla amatorów nietrudnego i niezbyt długiego spływu. Nawet gdyby zaczynać wyżej niż my, całość jest do ogarnięcia w 3-4 dni.