Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 19 marca 2024 06:36:03

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 106 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 08 maja 2006 08:36:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 18:29:55
Posty: 3974
Skąd: Warszawa
E tam, na kortach Wimbledonu trawa po trzech dniach turnieju wygląda tak, że żal patrzeć :-)

_________________
My shadow is always with me. Sometimes ahead... sometimes behind. Sometimes to the left... sometimes to the right. Except on cloudy days... or at night.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 08 maja 2006 09:12:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25343
hehehehe

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 02 lipca 2006 10:31:19 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:14:22
Posty: 9021
Skąd: Nab. Islandzkie
Halo, Halo - tutaj Londyn!

Zacznę od tego, iż mój pobyt w Londynie okazał się dosyć niesamowity i pomimo dosyć ograniczonego czasu obfitował w zaskakujące lub wręcz magiczne momenty.
Na mój gust jest to bardzo dziwne miasto, troszkę inne klimatem i wyglądem (szczególnie jeśli chodzi o układ przestrzenny) od metropoli w których wcześniej bywałem. Jak dla mnie Londyn nie posiadał konkretnego centrum (bo nie mówie o okolicach parlament - Piccadilly - Soho), dlatego prawdziwą "londyńskość" w ujęciu XXI wiecznym znalazłem pijąc tequille w dzielnicy bangladeskiej w towarzystwie przyjaranego rastamana oraz wyegazltowanej meksykanki. I tak zapamiętałem te miasto. Dlatego kolejność taka a nie inna...

Ps. KTWSG: Pomoc astralna, dzięki!

(Guns of) BRIXTON

Miejsce prawie całkowicie pomijane turystycznie, taka londyńska Praga - specjalnie użyłem tegoż porównania, które dla niektórych forumowiczów może okazać się bardzo jasne (pozdro dla kumaków!). Pojechałem tam późnym wieczorem, co okazało się dosyć oryginalnym posunięciem ;-). Taki "Przystanek Jamajka". Po dosyć kosmopolitycznej strefie 1, Brixton wita w 99% czarnymi twarzami. W co drugim małym sklepie niczym papieskie memorabilia w Polsce uderzają w oczy portery Luthera Kinga, czy rastafariańskiego proroka Marcusa Garveya. Na ścianach plakaty reklamujące najwięszke tuzy roots/dancehall/dub. Właśnie, dub! Jakże ucieszyła mnie popularność tego w sumie niszowego, ale mego ukochanego gatunku muzyki, he he. Od razu zauważyłem pewne zdziwinie w oczach przechodniów - które można było przetłumaczyć na coś w stylu : "co ten blondasek tu kurwa robi", ale raczej nie w rasistowskim rozumieniu (które dosyć często występuję pośród czarnych społeczności) - a w sensie "on może tu się nabawić problemów". Spore wrażenie zrobiło na mnie jak znane mi z Irlandii czy z Polski "Tesco" - ten sam układ półek, te same logo - a na kasach same murzynki, klienci z muzą na uszach śpiewający sobie pod nosem fragmenty piosenek, kupujący karaibskie produkty. Zero znanego z Camden Town komercyjnego dilerstwa "brotha, d'ya wanna junk food?" :). No i te prześliczne i smukłe jak gazele murzynki! Ach, chcę dobrze wykszatłconą (60kg) żonę z Brixton, he he! Tego samego wieczora znalazłem się u mojej nowej znajomej Fab (impreza z DJem na dachu w centralnym Londynie! Wow!) która jako londyńska murzynka wypowiadła słowa uznania gdy usłyszała, że właśnie wróciłem z Brixton po zmroku, hi hi. Ogólnie dla osoby ciekawej troszkę innej Europy, czy fana reggae miejsce obowiązkowe, choć oryginalne i na maxa nie turystyczne. Yo! :-)

SOHO

Tyle słyszałem, a nie zawiodłem się, choć inaczej to sobie wyobrażałem. Soho w dzień okazała się baaaardzo spokojnym miejscem - było wręcz lekkim oddechem po całej wielkomiejskości reszty centralnego Londynu. Dzielnica o dwóch twarzach - dziennej i nocnej. Dzienne Soho uwodzi kacowym klimatem, klimatycznymi knajpkami, ulicą z winylszopami, intrygującymi księgarniami etc. W nocy odurza pornobiznesem, zabawą - choć nadal jakby na uboczu. Nieukrywaną przyjemnością było spacerowanie sobie w konfiguracji KTWSGfamily_and_Boskey_UNITED bez większego celu, co chwilę zmieniając kierunek przebicia do Śródmieścia (z tekstami Lao Che na ustach Kacpra of course, he he - ale go wzieło i pogieuo!). Megasympatyczne, a co nie mniej istotne, he he: megasycące jedzenie u chińczyka, zakończone obawą o zapłacenie 10 Ł kary za niedojedzone jedzenie na talerzu (żarcie bez ograniczeń, ale trza "pamiętać o trzecim świecie" - czyli nabierać ile jesteś w stanie zjeść, he he). Magiczne sklepy z nagraniami na ulicy z okładki drugiej płyty zespołu Oasis - zakupienie jedynego nieposiadanego Lennona za... 2Ł, wylane łzy nad dysonansem między ilością dubowych winyli a ilością papierków z wizerunkiem Eli Drugiej w mym portfelu, pierwsze tłoczenia Bitli, gigantyczny dział "minimalowy" (minimalistyczny dział "gigantyczny"? ;-)), he he. Urocze, choć nie jakieś wielkie Chinatown (chińskie literki pod nazwami ulic! Uadne!). Żegnamy się na stacji Charing Cross (chyba ;-)) - wcześniej Jaś robił mi psychodeliczne zdjęcia z budką telefoniczną, a ja korzystam z aparatu Kacpra (nie miałem własnego w Londynie :| ) by uwiecznić bardzo fajne miejsce w którym spotyka sie chyba z 8 ulic. Specialne pozdrowienia i podziękowania dla <boom>. See ya soon brotha!

UNDERGROUND

Tak, tak - nie bez powodu specjalne wyróżnienie, gdyż jest to jedno z ciekawszych miejsc w London City, no i jakby nie patrzeć spedziłem tam chyba 1/3 część czasu pobytu. Sprawa absolutnie kultowa, totalny miks grup społecznych, religijnych, etnicznych czy subkulturowych - Londyn w pigułce. Urzekła mnie kolorowość londyńczyków, obrazki typu: hinduska w sari ze swoim chłopakiem murzynem gadający pięknym londyńskim akcentem, czy biedak wtulający się w tłoku w pierś młodego biznesmena. Uwielbiam zachodnie metra i ich folklor! Totalna jedność kolorowych i anglików, biednych i bogatych, pijanych i trzeźwych ;-). Idelany materiał na jakiś reportaż fotograficzny.

ABBEY ROAD

Ojacie! Po sześdziesionowym dwudniowym mikromanewrze u Kacpra idealne dopełnienie klimatu. Bardzo niepozorne miejsce, a jednocześnie ikona popkultury. Całkowicie nie opisana trasa z metra do studia, jeden sklep z pamiątkami... którego nie zauważyłem! Raptem kilka osób w zadumie siedzących na murku (w tym i ja, he he) lub ku irytacji pędzących w samochodach kierowców przechodzącyh po zebrze nieudacznie pozując na sławnym/zwykłym londyńskim przejściem dla pieszych.
Poza małym logo Abbey Road Studios na zamkniętym dla obcych ludzi budynku - totalnie zwykłe i nieopisane miejsce! Bardzo mi się to spodobało... Wzruszające napisy na ścianach, a pośród nich w centrum... vlepy Arki Gdynia "Lechia jest głupia" - MARNOŚĆ! Chwilka kontemplacji z Bitelsami i Floydami na uszach, po czym krótka przejażdżką czerwonym autobusem na pierwszym miejscu u góry ulica Abbey, przejazd przez środek pasów ku horyzontowi znanemu z okładki - rzecz z kategori lekko bezsensownych ale bardzo przyjemnych ;-).

BOCZNE ULICZKI PRZY STACJI LIVERPOOL STREET - MINI BANGLADESH

Taaa! To lubimy! Tam mieszkałem i chyba najbardziej wczułem się w klimat z racji tego, iż byłem przyjacielem Leslie, sympatycznej półmeksykanki z Teksasu - więc byłem traktowany jako przyjaciel jej przyjaciół. Totalny szok kulturowy! Przy jednym stole dyskutuję z Joe, jedynym anglikiem w towarzystwie który mówi niczym spiker z BBC, popijam 3cią szklankę tequilli (jaką Leslie piła chyba nałogowo), jemy przyrządzoną przez Maccę (czarnego jegogościa z dredami po pasa) ostrą karaibską potrawę a wszystko to w domu Włocha i gościa z Zanzibaru. Na moją uwagę, "że to takie niesamowite" ekipa kwituję krótkim "it's London, babe..." :) i tłumaczą jak to ich politycy mącą - bo to oni chcą nas skłucić i podzielić, gdy młodzież stanowi jedność. Wierze im! Totalna otwartość: wpierw spontaniczne obejrzenie tylko z Maccą u niego w domu meczu Togo (ale im kibicował, he he) z Francją, prezentacja jego regowej kolekcji płyt (ciągle śpiewał pod nosem Speara albo Aswad)... podczas której totalnie zabiła mnie sytuacją, gdy powiedział, że ma coś specjalnego dla mnie i wyciągnął koncertową płytę... Izraela. Dostał to kiedyś od jakiegoś polskiego DJ reggae w Londku. Gdy spytałem się jak mu się widzi ta dosyć oryginalna interpretacja muzyki reggae, stwierdził, że trochę tego nie jarzy (bo tam w sumie nie ma rege), ale lubi każdą dobrą muzykę ;). Kolejny zaskok to... Japończycy! Gdy spacerowałem sobie w nocy po dzielni prawie siłą zaciągnęli mnie na swoją uliczną imprezę, gdyż widzieli, iż czekałem na kogoś od pewnego czasu i jeszcze trochę się tam troszkę bezsensu pokręcę. Byłem tam jedyną białą i nie gadającą po japońsku osobą - a nie dość, że od razu potraktowano mnie jako ważnego gościa, to w przeciągu 10 sekund dostałem butelke wina, browara i jakąś ichnią potrawe do spożycia, momentalne zasypanie (pani) gradem (pozdro dla kumaków! ;)) uprzejmości typu "czy ci smakuje" etc. Od razu komunalne klimaty, gadanie jak starzy znajomi, zaproszenia do Yokohamy i maślane oczka ślicznych japonek (ale szkoda, że musiałem się zmyć na imprezę na dachu - siedzieli na tej ulicy do rana!).
A wszystko to w scenerii sklepików i szyldów rodem z ujścia Gangesu ;-).

PICCADILLY

Pierwszy raz znalazłem się tam za dnia, no i lekka zgacha... Troche małe, może i w sumie fajne, ale takich miejsc już kilka widziałem. Natomiast noc! Whooa! Bardzo fajne, taki święcący gate do Soho! Kupa ludzi, jacyś nawiedzeni ludzie gadają przez megafon, miejsce które nigdy nie śpi - witamy w jednym z centrów Europy.

NATIONAL GALLERY

No i od razu <boom> i <szok>! Wchodzę zmęczony prosto z ulicy, w 10 sekund przechodzę przez drzwi i schody i wpadam na... Słoneczniki! Oczywiście bardzo lubię Van Gogha (choć bardziej cenie motywy cyprysowo-nocne), obraz rzeczywiście robi inne wrażenie niż na reprodukcjach, ale [...] Królestwa Niebieskiego tam nie zobaczyłem ;-). Bardzo przyjemnie było zobaczyć te wszystkie dzieła o których dopiero co pisałem minilaboraty, czy wpatrywałem się godzinami na slajdy lub reprodukcje. Klasycy impresjonistyczni, Turner (lubie!), średniowieczni i flamandcy mistrzowie - prawdziwa uczta. No i za darmo i bez masakrycznego tłoku jaki pamiętam z Luwru. Świetna okolica, jedna z moich ulubionych w Londynie (muzyczka na uszach, śniadanie częściowo już w paszczy a częsciowo w dłoni, nóżki w fontannie). Z racji ograniczonego czasu i sił zdecydowałem się pójść tylko do jednego muzeum, ale z zamiarem by zobaczyć je porządnie - myślę, że dobrze wybrałem.

HYDE PARK

Lekki zawód... Park jak park, choć fakt - duży. Miło sobie klapnąć na trawce... tak jak w każdym parku ;-). No spodziewałem się jakiegoś supermagicznego miejsca, a zobaczyłem ładny duży park jak w wielu stolicach czy większych miastach.

CAMDEN TOWN

Na początku magicznie (nie)przypadkowe spotkanie Kacprów w 10cio milionowej metropolii! No i wspólny wypad do Soho, wróciłem do Camden sam póżnym wieczorem. Na maxa męczące opisane wcześniej przez KTWSG oferowanie czy wręcz wpychanie trawy przez ciemnolicych dilerów. Wystarczył sekundowy kontakt wzrokowy, aby zostać obrzuconym pytaniami czy nie potrzebuję wspomagaczy. Gdybym kupił działkę od każdego murzyna który oferowałem mi trawkę na środku ulicy, zebrałbym chyba z 4 kilogramy "uzdrowienia narodów". I to w sumie najbardziej zapamiętałem z tego miejsca, he he. Lekko podup(a)udła mekka wszelakiej maści dziwolągów, rockmenów, hipisów i (piotr) panków, kusząca dziwnymi sklepami, ulicznym handlem i spożywaniem dragów czy knajpami z przyprawiającą o zawrót głowy listą kapel które dawały tam swoje koncerty kilkadziesiąt lat temu. Dosyć wyluzowane jak na Londyn miejsce, jednak jak dla mnie zbyt turystyczne i nie autentyczne. Ciekawi też byli niczym wyjęci z amerykańskiego filmu nawiedzeni hinduscy neofici chrześcijańscy którzy na stacji metrów darli się przez megafony o swoim uwielbieniu do Jezusa... Wielkie transparenty z napisem "Jesus loves you!", wielki brodacz pokazuję scenke jak Jezus był ukrzyżowany, a wszytsko to w tłumie murzyńskich dilerów czy lekko podpitych metalowców czy jakiś różowowłosych wariatów z Japonii. 5 minut CT już chyba mineło, teraz to trochę takie muzeum rockendrola. Ale jest ok, klimat zdecydowanie Hendrixowy.


BIG BENY, KATEDRY I PARLAMENTY

Maksymalny ścisk turystyczny, komercja itd. Ale wrażenie estetyczne max! Szczególnie wielkość... Niby tak oklepane i znane mi z przeróżnych filmów, pocztówek i gadżetów miejsce - a jakoś mnie urzekło! Na własne oczy poczułem siłe i majestat przeszłej potęgi Imperium Brytujskiego - w końcu ten wielki i przystrojony tonami ornamentów zestaw budynków był centrum królestwa która swojego czasu zajmował 1/3 świata. Trochę skojarzył mi się z Wieża Babel z najbardziej znanego przedstawienia tego budynku w historii malarstwa, czyli obrazem autorstwa Pietera Brueghela.

CITY, TOWER, MOSTY I NABRZEŻA NOCĄ

Spory szok! Wielkie biurowce, kosmiczna architektura - a spokój niczym na wsi. Cisza, puste ulice, pozamykane knajpy, szum wentylacji - cywilizacja wyjechała na urlop. Spacer po surrealistycznym krajobrazie ku Tower. Podobnie jak w przypadku Big Bena robi wrażenie - szczególnie w nocy. Ciekawe widowisko z podnoszącą się ulicą umożliwiające przepłyniecie statku i ta wielkość... Bardzo mi się tam podobało! Może dlatego, że byłem tam o 1 w nocy. Chilloutowa przechadzka promenadą ku London Bridge - piękny widok i znowu dosyć romantyczna, lekko wyludniona sceneria.


<robal>

Wyspiarski ciąg dalszy nastąpi.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 lipca 2006 17:36:49 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:39:35
Posty: 12221
Skąd: Nieznajowa/WarsawLove
Boskey pisze:
megasycące jedzenie u chińczyka

soho rules! może nadejdzie taki czas, że wszyscy się kiedyś spikniemy u TEGO chińczyka :D
to jest jedyna chińszczyzna, która mi smakuje!

_________________
ja herez ja herez
Obrazek


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 07 lipca 2006 18:30:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 12 listopada 2004 13:02:17
Posty: 5355
Skąd: Skąd:
uooooooooooooo, boskey! pozazdrościć. i jak pięknie napisane!!! :brawa:

_________________
Bez zbroi wychodzić się boję.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 11 lipca 2006 19:25:22 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
No, wreszcie przeczytałem. Wyrazy uznanie mr Boskey! Czekam na ciąg dalszy..!

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 17 sierpnia 2006 21:09:24 
no to tak o Szkocji tyle już padło że co ja mam tam pisać? to o London troszkje...
pewnego słonecznego wtorku razem ze Starym Soundem wskoczyliśmy do pięknego klimatyzowanego pociądu i ze stacji Buxted pomknelim do Londynu...a tam...

ABBEY ROAD
piękne miejsce! zawse zapominam że byliśmy tam wtedy bo jakoś mi ten fakt bardziej pasuje klimatycznie do dnia Liverpoolskiego czy też Grantchesterowsko- Barrettowego: podobna nostalgia, mało turystów, jedynie grupka świadomych ludzi wokół i słońce i drzewa i taka w sumie cisza. i jak było miło tam być!! teraz obkładka płyty jest MOJA. BYLAM TAM. HA!

SOHO
i kurde z takiego sielankowego abbey przejechaliśmy dusznym gorącym metrem (bo już nie klimatyzowaną linią Jubilee) do zatłoczonego obcym tłumem miejsca. nie podobało mi się. miałam automatyczne skojarzenie z Tunisem (śmierdziało starymi rybami i zaczepialy mnie jakieś buce) i już chciałam stamtąd uciec ale jeszcze

COVENT GARDEN
chciałam zobaczyć i mi sie spodobało. jakoś tak Londyńsko było. ale still dużo ludzi a i muzycy zrobily se przerwę. więc niesprzyjajołco.

ale

CHIŃCZYK W SOHO
dał radę. choć w Liverpoolu jkoś większy wybór był, nie?
natalia pisze:
może nadejdzie taki czas, że wszyscy się kiedyś spikniemy u TEGO chińczyka

tak tak tak tak! londyńskie manewry!!! ja chceu!

i uciekłam stamtąd do

Royal Courts of justice i TEMPLE

jak tylko dotarłam w pobliże tej dzielnicy to odetchnęłam. siedziałam sobie przed courtsami i odpoczywałam mentalnie od tłumu a potem przez półtorej godz łaziłam wszędzie gdzie tylko się dało, i nawet zostałam trochę dlużej niż było wolno i było to pięęęękne. strasznie lubię zwiedzanie budynków, zwłaszcza jek nie ma tam innych turystów i nikt mnie nie pogania hehe. a potem przez dwie godziny przemierzałam całą Temple, piłam kawę w zacienionych drzewami Gardens, na ławeczkach przy fontannach, czytałam książkę i cieszyłam się na widok Johnów Cleesów w garniturkach i z teczkami idących na popracyjnego browara.

nabrzeża Tamizy
przeszłam potem sobie z Temple do Tower (jak zeszłam do rzeki, to po prawej miałam BigBena i lekki moment zawahania czy by tak nie iść tam żeby na żywo go usłyszeć ale jednak fuck it) i znowu bardzo mi się podobało- więcej ludzi ale wszyscy jakoś przyjaźni, starsi albo biegający albo spotykający się na browara przyrzecznego. ładne tereny! pod mostoma!a potem przeszłam Tower Bridge w

okolice London Bridge

i tam!!! walls and bridges na maxa!! jkieś uliczki pod wiaduktami, jakieś ryneczki a tu nagle na ulicy tłum ludzi z kuflami piwa w garściach- goście pobliskiego pabu się nie zmieścily i impreza przeniosła się na ulicę! wyglądało to tak, jakby komuna się tam zalęgła! dołączyłam się zatem i obserwowałam prawników i młokosów i wszystkich...byłam jedną z nich ale jednak zostawał zachowany dystans a ja tak chciałam po Soho... a nad głowami w różne strony po różnych mostach przebiegały pociągi, i zmrok zapadał a ja cieszyłam się byciem w tym mieście!

chciałabym tam wrócić. poznać je tak właśnie jak lubię: pospacerować, wypić kawę tu i tam, wypić piwo tu i tam... widziałam tylko maleńki wycinek (ale za to Temple mam obcykane w całości np) wiem to i jeszcze dużo przede mną i ajm looking forward to it! jea! she's ok!


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 17 sierpnia 2006 22:54:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Morella pisze:
zaczepialy mnie jakieś buce

- grunt to dać odpowiednie rzeczy słowo :D !

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 17 sierpnia 2006 22:57:01 
tey a Ty czemu nie na czacie? <oftop><chamstwo><mozna>


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: czw, 17 sierpnia 2006 23:04:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
ja tu nie mam czata a nie chcę się szarogęsić :(

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 16 września 2006 22:34:34 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 15:53:29
Posty: 14856
Skąd: wieś
Wpiszę się tutaj, chociaż nie będzie o Londynie. Dziś w Manchesterze wreszcie odkryłem jakiś ciekawszy kawałek miasta - wąska uliczka nad kanałem z knajpami wzdłuż co się zwie Canal Street. Uliczka wydawała mi się fajna dopóki wieczorem się nie dowiedziałem, że to ulubiony rejon pedałów. :faja: :roll:

Póki co to miasto jest bardzo monotonne - domy, mimo różnic w kształtach, takie same.

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 18 września 2006 23:25:18 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Morella pisze:
zaczepialy mnie jakieś buce

- oj, hehe <piesc> :bije:

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 września 2006 07:11:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 23:10:43
Posty: 3722
antiwitek pisze:
<piesc>
to chyba do wątku sportowego? ;-)


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 20 września 2006 08:15:54 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:14:22
Posty: 9021
Skąd: Nab. Islandzkie
Albo... erotycznego :-). Pozdro lezajsk.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 31 października 2006 00:03:36 
Skopiowane z wątku jedzeniowego:

Cytat 1:
ciąg dalszy wątku jamajskiego z tematu "kawa/herbata": w sobotę byliśmy w Brixton, gdzie poszliśmy na kolację do absolutnie rewelacyjnej restauracji jamajskiej o nazwie Bamboula. Maleńkie miejsce (na szczęście zarezerwowaliśmy stolik), super klimat, bardzo ludzko i przyjaźnie, ceny jak na Londyn absurdalnie niskie, porcje ogromne, nieinwazyjne reaggae snuje się cicho gdzieś w tle, kucharze z dreadami gotują wręcz oboko stolików. Do jedzenia same fajne rzeczy: ostre i dzikie przystawki (wszechobecny jerk), masywne dania główne (curry z kozy - pięć gwiazdek!!!; ogon wołu (ox-tail), ryba saltfish), wielki wybór dodatków (kilkanaście wersji ryżu, ziemniaki na wiele sposobów, pieczone ziemniako-banany plantain), pełno ciekawych owoców i sałatek, a do picia świeże soki, dobre wino i fajne wynalazki w stylu Guinness punch. Na miejscu można kupić róźne przyprawy wprost z Jamajki, książki kucharskie, kawę (JAMAICA BLUE MOUNTAIN - arcydzieło!!!!)... Oj, z pewnością wybrać się tam trzeba znowu - małe Kingston w sercu Brixton. Klientela w 90% czarna jak smoła i z dreadami typu "konkret". Wszyscy uśmiechnięci :D

Polecam: BAMBOULA, 12 Acre Lane, London, SW2 5SG.

A przy okazji świetna strona dla poszukujących fajnego miejsca do jedzenia przy okazji wizyt w Londynie:

http://www.london-eating.co.uk/ - wyszukiwarka według typu kuchni, dzielnicy, a nawet bliskości konkretnej stacji metra czy DLR.

Idę zrobić kolejną kawę :-)

Cytat 2:
natalia pisze:
ja tam poprzestanę na chińczyku na soho za 4.99


Natalia, chodzi Ci pewnie o niejakiego "Mr Woo"... No więc, BARDZO się pogorszyło. STRASZNIE. Podam Wam przy okazji adres do innego takiego miejsca w Soho - jest tylko o funta drożej, a jedzenie 10 razy lepsze, miejsca znacznie więcej, wybór bardzo duży, a obsługa nienapastliwa.

Na podanej przeze mnie wyżej stronie taka jest recenzja "Mr Woo":

Cytat:
bad food, left for hours probably, be prepared for the possibility off illness, no taste, cheap, but there are other cheap but not foul scabby places like this, rude staff, really really aviod all mr woo restaurants at all costs...


...i tak to naprawdę teraz wygląda. Woo zszedł na psy (nomen omen). Stanowczo odradzam!!!

Cytat 3:
To polecane miejsce to: CHINA CAFE, 55 Berwick Street
London W1F 8SP - tuż przy skrzyżowaniu z Oxford St.

Krótkie review z London Eating Out:
Cytat:
China Cafe is a good restaurant that has a good value for money. It has a wide range of choices that you can choose from such as : Chinese, Thai, Malaysian.
You can eat as much as you want for only £6.50 .


Polecam. Pana Woo omijajcie szerokim łukiem....



*****************

A bardziej na temat, to wreszcie udało mi się zobaczyć podnoszenie Tower Bridge - wpływał jakiś duży statek i się podniosło, a potem opadło ;-)

No i fajnie było tradycyjnie w południowym Kensingtonie (Nat. History Museum) - ze spacerem przez Chelsea, w winylshopach na Soho, w Nationalu i wreszcie w Brixton - super dzielnica!


Na górę
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 106 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 5 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group