Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 21:08:44

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 134 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna
Autor Wiadomość
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 22 kwietnia 2009 09:47:47 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Crazy pisze:
Dla mnie Autostrada jest wręcz przerażająco klarowna


Ale chyba nawet Ty nie jesteś w stanie wyjaśnić zapętlenia początku z końcem, a w przypadku Inlandu, kiedy wszystkie klocki wskoczą już na swoje miejsce, nawet takich zagwozdek nie ma :)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 22 kwietnia 2009 09:55:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Pet, to zapętlenie to ja Ci mogę wyjaśnić nawet na dwa różne sposoby 8)
Serio mówię, może kiedyś napiszę o tym (albo na priwa, żeby nie spoilerować ;-)). W Autostradzie tak naprawdę jest dla mnie tylko jedna niewyjaśniona zagadka, mianowicie jak właściwie zinterpretować tę noc, kiedy Pete przeszedł jakąś przedziwną przemianą. Co tam się w ogóle mogło zdarzyć, niezależnie od tego, czy interpretujemy postać Pete'a jako realną, potencjalną czy zupełnie wyimaginowaną?

Pet pisze:
kiedy wszystkie klocki wskoczą już na swoje miejsce

no tak, to jak w Mulhollandzie. tam wszystko jest jak na dłoni, jeżeli się poukłada klocki.

Co mnie wszakże nie pociesza, bo dla mnie ewidentna wyższość Autosrady nad Mulhollandem jest właśnie taka, że Autostradę trzeba interpretować i szukać w niej znaczeń, a w Mulhollandie trzeba tak naprawdę tylko rozwiązać szaradę, żeby się połapać kto jest kim i dlaczego (ale moim zdaniem niewiele z tego wynika, oprócz samej przyjemności główkowania, no i klimat filmu i te sprawy)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: śr, 22 kwietnia 2009 10:01:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Crazy pisze:
Pet, to zapętlenie to ja Ci mogę wyjaśnić nawet na dwa różne sposoby
Serio mówię, może kiedyś napiszę o tym (albo na priwa, żeby nie spoilerować ). W Autostradzie tak naprawdę jest dla mnie tylko jedna niewyjaśniona zagadka, mianowicie jak właściwie zinterpretować tę noc, kiedy Pete przeszedł jakąś przedziwną przemianą. Co tam się w ogóle mogło zdarzyć, niezależnie od tego, czy interpretujemy postać Pete'a jako realną, potencjalną czy zupełnie wyimaginowaną?


Dawaj tutaj, już bez przesady z tym spoilerowaniem :)

A co do Pete'a to faktycznie jest to tak zagamtwane, że nawet nie próbowałem się nad tym zastanawiać i przeszedłem nad tym do porządku dziennego. :lol:

Crazy pisze:
Co mnie wszakże nie pociesza, bo dla mnie ewidentna wyższość Autosrady nad Mulhollandem jest właśnie taka, że Autostradę trzeba interpretować i szukać w niej znaczeń, a w Mulhollandie trzeba tak naprawdę tylko rozwiązać szaradę, żeby się połapać kto jest kim i dlaczego (ale moim zdaniem niewiele z tego wynika, oprócz samej przyjemności główkowania, no i klimat filmu i te sprawy)



No to tym bardziej Inland powinien Ci się spodobać, bo łaczy jedno z drugim. Trzeba poukładać i zinterpretować (np. scena w pustym kinie/teatrze, albo finałowa scena, kiedy widzimy alternatywne, lecz realne zachowanie bohaterki po tym jak dowiaduje się, że została wybrana do roli)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 24 kwietnia 2009 08:13:02 

Rejestracja:
ndz, 18 czerwca 2006 13:42:20
Posty: 3186
Skąd: dalekie krainy
Z twórczości Lyncha obejrzałam jedynie Twin Peaks - serial i Ogniu krocz za mną. Zechciałam zapoznać się z resztą jego twórczości, wzięłam się za Dzikość serca; niestety nie dałam rady obejrzeć tego do końca, zwyczajnie nie zażarło, nie zaciekawiło, nie zainteresowało mnie.

Lecz Twin Peaks to co innego...
Crazy pisze:
Ale znam i takich fanów Lyncha, którzy serialem byli zawiedzeni (zresztą na odwrót też).
Może ja z tych, co na odwrót?
Pierwsza część podoba mi się bardziej niż druga, jest niemalże genialna, wszystko dopięte na ostatni guzik i dopracowane. Zaś druga część... Postaci lekko się zmieniają, mam wrażenie, czasem robią się bardziej wyraziste. W przypadku agenta Coopera mam wrażenie, że o ile w pierwszej części był niemalże idealny, perfekcyjny, o tyle w drugiej trochę się pogubił, zdarza mu się popełniać omyłki. Ta część jest jakby osnuta we mgle. To już nie jest tak, że zwykły morderca zamordował zwykłą dziewczyną. Z poziomu ziemskości akcja wchodzi na poziomy
meta, bardziej duchowe. Ktoś, kto się w sprawach duchowych nie orientuje, szuka wyjaśnienia materialnego, zagubi się. Jednak nic się do końca nie wyjaśnia. Osobiście nieszczególnie lubię takie zakończenia, wolę dowiedzieć się o co chodziło? jak to jest? Zaś w serialu wiele wątków nie pozostaje do końca wyjaśnionych, choćby dalsze losy Audrey i czy Bob siedział w Cooperze i potem przez niego dalej mordował? Czy udało się pokonać Boba?
Film Ogniu krocz ze mną, rzuca blade światło na serial, lecz wyjaśnia bardzo nie wiele. Mam wrażenie, że jak film wyjaśnia pewne rzeczy z serialu, to człowiek zapomina, że tego wcześniej nie wiedział, wydaje mu się, że on to wiedział i było to dla niego takie oczywiste. I pozostaje niedosyt, że znów wie zbyt mało...
Chętnie obejrzałabym, jeśliby powstała, nową część serialu, może Lynch odsłoniłby kolejne tajemnice? A z drugiej strony mam mieszane uczucia - to już nie będzie to samo, aktorzy się postarzali, to już byłoby coś odrębnego od serialu z początku lat 90-tych. Nie wiem jak to nazwać - może to byłby zamach na kultowość tego serialu? Osadzenie w nowszej scenerii mogłoby w jakiś sposób zubożyć to dzieło. Lecz niekoniecznie; wszystko zależy od twórców, od Lyncha. A Lynch skoro zrobił jeden dobry serial, to i drugi też może by mu się udał? :wink:


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 24 kwietnia 2009 19:28:13 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 22 czerwca 2006 08:44:39
Posty: 813
Skąd: Warszawa
Ptak ze wschodu pisze:
byłby zamach na kultowość tego serialu? Osadzenie w nowszej scenerii mogłoby w jakiś sposób zubożyć to dzieło

Zdecydowanie tak. Minęło zbyt wiele czasu, aby z sukcesem wrócić do Twin Peaks. Pozostały niedopowiedzenia, o których można rozmyślać po kolejnej powtórce.

_________________
Czekając na noc układam sobie pieśni,
Nie wsłuchuj się za długo, nie wpatruj się za bardzo...


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 24 kwietnia 2009 21:10:04 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ja myślę, że takie powroty po prostu nie mają sensu. Pomijam już kwestię, że teraz byłby to absurd -
Ptak ze wschodu pisze:
aktorzy się postarzal

a nawet poumierali! (chcemy Twin Peaks bez BOBa i Pete'a Martella?!)

- ale myślę, że lepiej pozostawić wieczne uczucie niedosytu... tak jest fajnie :-)

Pet, co do Autostrady, to nie teraz, bo teraz... właśnie wypożyczyłem INLAND EMPIRE!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 25 kwietnia 2009 21:15:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ekhm...

a więc obejrzałem po raz drugi Inland Empire. Samotnie, w środku nocy, klimat odpowiedni...

Film zrobił na mnie duże wrażenie, początek - ciary na plecach, które nieraz potem powracały. Kilka wspaniałych scen.

Ale... niestety nadal z tego filmu ja NIC nie rozumiem. Nic a nic. Kompletnie gubię się nawet w tym, co tylko bezpośrednio dotyczy Laury Dern i Adama Keshera, jak on tam się ten aktor nazywa, a już tam gdzie dochodzi do głosu wątek polski, całkowicie nic z niczym nie chce mi się połączyć.

Chyba więc nadal nie zostałem fanem ;-)
Natomiast postanowiłem już dłużej nie bawić się w samodzielność i przeczytać interpretacje Peta, jak i inne, do których mam dostęp. Może inni widzowie zrozumieją ten film za mnie, a ja wtedy całkiem chętnie zobaczę go po raz trzeci ;-)


edit: no i przeczytałem - Pet, super! nadal nie wyjaśnia mi to wielu rzeczy, tak naprawdę powinienem obejrzeć od nowa i popatrzeć z innych kątów, ale to, co napisałeś bardzo mi pasuje. To, o czym wg Ciebie opowiada film (w pewnych ogólnościach) bardzo zgadza się z moimi intuicjami, natomiast to, co najbardziej mnie gubi - kto jest kiedy kim i gdzie etc., no tego nadal nie wiem, ale widzę, że Ty wiesz jakoś lepiej... może kiedyś i ja się dowiem ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 27 kwietnia 2009 07:07:46 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Crazy pisze:
To, o czym wg Ciebie opowiada film (w pewnych ogólnościach) bardzo zgadza się z moimi intuicjami, natomiast to, co najbardziej mnie gubi - kto jest kiedy kim i gdzie etc., no tego nadal nie wiem, ale widzę, że Ty wiesz jakoś lepiej... może kiedyś i ja się dowiem


To ja polecam jeszcze tą dyskusję. Znalazłem ją już po napisaniu tamtego posta i w sumie kilka elementów pasuje mi do układanki bardziej niż te, które sam wymyśliłem, a jednocześnie ładnie uzupełniają pewne luki w mojej interpretacji, więc może i Tobie pomogą ;)

Zdrówka życzę

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 26 grudnia 2009 22:23:10 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Pet pisze:
Wczoraj: "Mulholland Drive" - zajebisty film!

I ja fragmentami wczoraj sobie przypomniałem.
I bardziej mi się podobało niż zwykle! Znam ten film z grubsza na pamięć i specjalnie niczym mnie nie zaskakuje, no i wciąż nie zachwycił,
ale coraz bardziej i bardziej doceniam jego doskonałość jeżeli chodzi o uchwycenie psychologicznych mechanizmów zmieniania rzeczywistości, która jest dla nas niewygodna.

Może nawet bardziej to doceniłem dlatego, że włączyłem się w film w środku... w scenie przesłuchania (audition), kiedy Betty okazuje się być taką zachwycającą aktorką, a potem idzie na spotkanie z reżyserem i w sumie się z nim nie spotyka, ale widać, że on i tak się nią zachwycił... więc kiedy wiemy, że w rzeczywistości poniosła ona (blondynka Diane grana przez Naomi Watts) w Hollywood totalną klęskę, sceny te są tym bardziej wymowne.

No i scena właśnie z Adamem Kesherem - "this is the girl", wybór aktorki do jego filmu - kiedy się zna końcową część filmu, też staje się to cholernie dobitne. Jest to scena, która doskonale ukazuje zazdrość Diane - przegranej aktorki, która w swoich początkach w Hollywood ubiegała się o rolę, która miała otworzyć jej drzwi kariery, ale dostała ją Camilla, jej późniejsza ukochana, ale i femme fatale. Rzeczywistość zostaje tu przekształcona tak, że pewna aktorka dostaje rolę zamiast innej, która na to zasługiwała, dzięki nieczystym machinacjom, i ma ona na imię też Camilla. Teraz widać wreszcie, dlaczego Diane roli nie dostała! Była przecież genialna, ale została wykiwana przez spisek wpływowych macherów, którzy forowali Camillę. Aktorka Camilla, która dostaje rolę u Adama Keshera nie jest jednak tą Camillą, którą Diane kocha, bo przekształcenie rzeczywistości ma na celu odzyskanie Camilli, a nie jej dyskredytowanie. Camillą "zostaje" więc inna kobieta, której Diane serdecznie nienawidzi, choć nie zna nawet jej imienia... więc nadaje jej imię Camilla, żeby nie skalać swojej ukochanej, a jednak pokazać, jak bardzo została pokrzywdzona odebraniem roli, która jej się należała (bo przecież była genialna etc.etc.).
Trudno to może opowiedzieć, ale kiedy się widzi twarze, to się robi wszystko klarowne... Lynch ma wielki dar pokazywania twarzy.

A potem uderzyła mnie też scena miłosna i w ogóle ten cały związek Naomi Watts z Larą Eleną Harring. Tak naprawdę Diane była osobą cierpiąca z powodu zepchnięcia jej na boczny tor, i aktorsko, i osobiście. Camilla była gwiazdą, robiła, co chciała, a Diane musiała znosić upokorzenia i zmagać z rosnącą frustracją i poczuciem odrzucenia - więc przekształca rzeczywistość tak, że to od niej wszystko zależy, że ona jest wspaniałomyślna, dająca swojej przyjaciółce oparcie, że to ona zasługuje na wszelką wdzięczność, a tamta jest w pełni na nią zdana. I to ona (blondynka) mówi, że się zakochała, a jednak jednak... nie dostaje odpowiedzi "kocham"! Mimo wszelkich prób wyidealizowania ukochanej, na wierzch wyłazi to, z czym Diane musiała się na pewno zmagać najbardziej: poczucie, że nie jest tak naprawdę kochana. Seks owszem, ale uczuciowo pozostaje nierównowaga.

No i ta fenomenalna scena, którą mam za najlepszą chyba scenę z całego Lyncha, kiedy rozlatuje się domek z kart, kiedy nie da się już dłużej niczego oszukiwać, nie ma zespołu, nie ma orkiestry, to wszystko jest ILUZJA.

Silencio!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 28 grudnia 2009 10:08:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
PO PIERWSZE, CHCIAŁBYM ODSZCZEKAĆ (ok, niech będzie, że odwołać) TO CO TU KIEDYŚ NAPISAŁEM, A MIANOWICIE:

Pet pisze:
strasznie mnie kino Lyncha drażni


Minęły prawie dwa lata od tego wpisu i w tym czasie kino Lyncha przestało mnie drażnić, a zaczęło zachwycać. I to tak, jak chyba żadnego innego reżysera wcześniej. Lynch ulubionym reżiserro Peta? Możliwe.


A teraz do rzeczy:


Crazy pisze:
I ja fragmentami wczoraj sobie przypomniałem.
I bardziej mi się podobało niż zwykle! [...ciach...]

Silencio!


Tu się powinien pojawić mój długi wpis odnoszący się do Twoich wcześniejszych zarzutów pod adresem "Mulholland Drive" sprowadzających sie do tego, że film niby fajny, ale będący jedynie układanką (foremką) bez potencjału interpretacyjnego (bez głębszych treści).

Niestety nie mam czasu, więc będzie króciutko i po łebkach:
Jak to bez potencjału interpretacyjnego???

Wszak takie postaci jak tłinpiksowy karzeł (tu w roli siedzącej), Kowboj, bezdomny zza restauracji, czy holiłudzkie koszmaro-staruszki dają możliwość bardzo szerokich interpretacji. Podobnie jak tajemnicze niebieskie pudełko czy właśnie scena "rozpadania się domku z kart".

Reasumując: nie mogę się zgodzić, że ten film to tylko układanka. Wg mnie daje szersze pole do własnych dociekań i interpretacji niż "Zagubiona Autostrada", która tak naprawdę ma w zasadzie tylko dwa (no może trzy) "haczyki"

Tak swoją drogą to "Mulholland Drive" układa mi się razem z "Inland Empire" w cykl lynchowskich rozliczeń z "holywoodzkim" sposobem na robienie kina. Z jego powierzchownością, pustką, brakiem ambicji i zatraceniem artyzmu. Ciekawym czy ten wątek będzie jeszcze kontynuowany przez niego, bo po obu filmach widać, że mocno mu to zalazło za skórę (może stąd decyzja o "przeprowadzce" do Łodzi?).

No i skoro już sobie pisze w tym wątku, to sobie machnę rankingusia:

1) Blue Velvet
2) Mulholland Drive
3) Lost Highway
4) Inland Empire
5) Dzikość Serca
6) Diuna
7) Prosta Historia

Widziałem jeszcze kiedyś "Człowieka Słonia", ale tak dawno, że już nic nie pamiętam i zanim zaszereguje to muszę sobie przypomnieć.

...a reszty (tj. "Głowy do Wycierania" i "Ogniu Krocz ze mną") niestety jeszcze nie widziałem :/

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 01 stycznia 2010 17:10:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Mi chodzi nie tyle o pole do dociekań i interpretacji, co o problem z identyfikacją. Mulholland Drive mi się fajnie ogląda i robi wrażenie, ale nie porusza we mnie żadnych głębszych strun, w efekcie wydaje mi się trochę dużą ilością hałasu o nic (po nic?).
No może nie o nic, ale też nie o tyle, ile wydaje się obiecywać.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 02 stycznia 2010 13:48:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Crazy pisze:
Mi chodzi nie tyle o pole do dociekań i interpretacji, co o problem z identyfikacją.


OK. Rozumiem. :)


Crazy pisze:
Mulholland Drive mi się fajnie ogląda i robi wrażenie, ale nie porusza we mnie żadnych głębszych strun,


O! to ja mam zupełnie inaczej. Strasznie mną "szargnął" ten film. Chyba bardziej niż jakikolwiek inne dzieło Lyncha. Może dlatego, że jako jedno z niewielu kończy się NAPRAWDE zle (dla głównej bohaterki).

Crazy pisze:
w efekcie wydaje mi się trochę dużą ilością hałasu o nic (po nic?).


Tu się nie dogadamy ;)

Crazy pisze:
No może nie o nic, ale też nie o tyle, ile wydaje się obiecywać


I tu też nie będzie mojej zgody, ale spierać się nie ma o co, bo to w sumie kwestia subiektywnego odbioru.

Swoją drogą zowu puszczali "M.D." (w Sylwestra). Obejrzałem. Nagrałem. A wczoraj obejrzałem sobie jeszcze raz wybrane fragmenty (między innymi "Llorando" w wykonaniu Rebeki Del Rio - PIEKNE) i kilka nowych klocków wskoczyło mi na swoje miejsce (między innymi dotarło do mnie kim jest para staruszków, która ostatecznie popycha Diane do samobójstwa).

Zaczynam się nawet zastanawiać, czy ten film nie zdetronizuje w moim rankingu "Blue Velvet".

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 03 stycznia 2010 20:38:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Nie jesteś jedyny ;-)

Na forum twinpeaksowo-lynchowym zawsze nie mogli zrozumieć, co ja właściwie chcę od tego Mulhollanda, bo u większości osób był w ścisłej czołówce.

Hmm, a ja nie umiem powiedzieć, kim jest para staruszków.

Ale bez problemu zgodzę się z Twoją oceną Llorando. Nie tylko piękne, ale i - akurat to - bardzo bardzo poruszające.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 04 stycznia 2010 08:27:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 28 stycznia 2005 14:46:47
Posty: 21339
Skąd: Autonomiczne Księstwo Służew Nad Dolinką
Crazy pisze:
Hmm, a ja nie umiem powiedzieć, kim jest para staruszków.



Ja obstawiam, że to prawdziwi ciocia i wujek Diane. Ci z Kanady, którzy zmarli. Wskazuje na to czołówka filmu (ta z tańczącymi parami), na której pojawiają się przebitki z marzeniami (nie snami) bohaterki, w których widzi siebie jako wielką, triumfująca gwiazdę... właśnie w towarzystwie tej pary staruszków (wszyscy się do siebie przytulają i usmiechają - wyglądają jak dumni rodzice dziecka, które odniosło sukces). Ostatecznie wspomnienie o nich budzi w Diane wyrzuty sumienia i pcha ją do samobójstwa.

Chociaż pierwotnie wydawało mi się, że ci staruszkowie to takie uosobienie przeciętnych konsumentów holiłódzkiej szmiry, którzy poprzez tabloidy chętnie włażą z butami w życie gwiazd i pod presją ich opinii i oczekiwań gwiazdy fiksują (i czasem popełniają samobója). Wskazywała mi na to scena, w której po przylocie do LA Betty, żegna się z tą babcią, a ona po zapakowaniu się razem z dziadkiem do samochodu zachowuje się zdźiebko psychopatycznie - jak szaleniec, który cieszy się, że kolejna ofiara trafiła w jego sidła.

Jednak po skupieniu się na szczególikach (scena na przyjęciu kiedy Diane opowiada o swojej cioci, która zostawiła jej w spadku trochę pieniędzy), bardziej pasuje mi ta pierwsza opcja.

_________________
Sometimes good guys don't wear white


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pn, 04 stycznia 2010 14:18:28 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
A mi druga ;-)

Tzn. obie opcje nie są mi obce, o obu słyszałem, żadna nie weszła mi w głowę na tyle, żebym uznał ją za własną, czy obowiązującą.
Ten ciocia i wujek to takie... dla mnie nie wiadomo po co i na co. Niby pasuje, ale niby czemu

Pet pisze:
wspomnienie o nich budzi w Diane wyrzuty sumienia i pcha ją do samobójstwa.

nie bardzo kumam związek, bo w takim ujęciu oni w ogóle nie wydają mi się postaciami znaczącymi.

Natomiast wersja symboliczna, wg której oni nie są nikim konkretnym, tylko taką figurą reprezentującą jakiś abstrakt - to jednak znacznie bardziej mi pasuje, zwłaszcza właśnie w obliczu tej zadziwiającej sceny, w której
Pet pisze:
zachowuje się ździebko psychopatycznie - jak szaleniec, który cieszy się, że kolejna ofiara trafiła w jego sidła.


Co prawda Diane nie została w ogóle gwiazdą, nikt w jej życie butami nie wchodził, nie mówiąc o tabloidach, więc i tu coś mi nie gra. Ale ale, mimo wszystko pachną mi oni nie jakimś tam wujostwem z odległej przeszłości, lecz prawdziwie złowrogimi villainami ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 134 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 32 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group