Przeczytałem właśnie cały ten wątek - bardzo polecam, ciekawy! Tylko niestety po napisaniu recenzji Drużyny (nieskromnie uważam ją za bardzo udaną
), widzę, że na dalsze już się nie zdobyłem
A zwłaszcza na jakąś godną apologię Dwóch wież, które nieodmiennie mnie zachwycają, gdy się do nich dotknę z którejś strony (ale pamiętajcie, tylko wersja pełna!
)
Dziś jednak wszedłem tu znowu z okazji Powrotu króla, tak jak kilka lat temu, gdy obejrzeliśmy dość nieszczęśliwie ostatnią godzinę filmu w Krakowie u Laski w drodze do Krasnego... pisałem wtedy o swoich mocno mieszanych wrażeniach...
Dziś niestety równie mieszane, tylko trochę dokładniej.
Ten film jest niesłychanie nierówny. Obok momentów zapierających dech w piersiach są, nazywając rzeczy po imieniu, knoty, najlepszy przykład - sąsiadująca niemal ze sobą szarża Rohanu ****** i "walka" Legolasa z olifantem, minus 1/5 gwiazdki. Przykro mi napisać, ale po całości odnoszę wrażenie, że momenty ewidentnie nieudane biorą górę i ostatecznie pozostawiają mi wrażenie negatywne
Oto, co według mnie najgorsze (będę pisał o wersji pełnej):
Panie Frodo czy pamięta pan smak truskawek nie Samie i nie pamiętam szelestu wody, duszoszczipatielna muzyka grzmi, łzy w oczach Sama, gigantyczna góra pokonana raz dwa nim człowiek się zdąży obejrzeć, piękne kadry pełne twarzy jak w Modzie na sukces - to nie są najgorsze sceny w filmie mimo wszystko, gorsze są te poniżej, ale to ma być kulminacyjny moment, widz powinien być tu przykuty do obrazu, napięcie straszne, szczęka na ziemi, coś ściska w gardle, a mnie niestety tylko żal ściska, ale nie gardło
Scena z lecącymi czaszkami na Ścieżce Umarłych. Jest to coś tak żenująco złego, że wręcz kompromituje twórcę. Dobra, wycięli ją, ale jednocześnie wycięli też sceny bardzo dobre i potrzebne (Saruman z palantirem!!!), a potem je z powrotem dodali w wydaniu pełnym. A więc jednak ta scena jest, a nigdy nie powinno jej być.
Sceny pożegnań i powitań, turlanie się w pościeli, łzawa Szara Przystań - melodramatyczny koszmar, a co najgorsze: kolosalna strata czasu; pisałem już o tym i starczy mi.
Legolas walczący z olifantem. Najgorszy techniczny bubel w całym filmie, pomijając niepotrzebność całego zajścia. Ale niech by było, komentarz Gimlego w sumie zabawny (still counts as one
), ale sztuczność ruchów - nie da się patrzeć.
Armia Umarłych. Nie mam na myśli żadnej sceny, lecz ich ogólną... prezencję
Tu wydaje mi się, że nie tyle nie wyszła realizacja, co zamysł od początku był nietrafiony. Umarli zwizualizowani są jak woda. Mniej więcej jak napierające fale powodzi "wylewają się" ze statku, "wlewają się" do Gondoru. Oj zupełnie źle to wygląda. Mogą być przezroczyści (choć po co zieloni
), mogą przenikać przez materię, ale to jednak armia wojowników! Upiornych - ale upiory powinny chodzić, biegać, walczyć, a nie lać się jak woda, albo co gorsza jak zielona glutowata masa.
Narracyjne skakanie między wątkami. Kilka razy naprawdę bez sensu, strasznie utrudnia wczucie się w dramat bohaterów. Przykład najbardziej rażący: śmierć Theodena, scena skądinąd znakomita, ale podzielona na trzy części z bezsensownymi przerywnikami. Najpierw (1) Nazgul atakuje i powala króla, potem (2) widzi to Eowina i staje pomiędzy "Nazgulem a jego łupem", zabija Nazgula, wreszcie (3) Theoden ją widzi, ostatnia rozmowa i umiera. Wszystko to jest bardzo udane, ale niestety o ile pamiętam, pomiędzy (1) a (2) jest przybycie czarnych statków z Aragornem i cała inwazja umarlaków, zaś pomiędzy (2) a (3) ten nieszczęsny olifant, ha no bo przecież - zupełnie bez sensu - kiedy już Eowina powaliła Nazgula, to zbliżał się do niej ze złymi intencjami ten brzydki ork i zabiłby ją, gdyby nie nadbiegł Aragorn z kolegami (szybko przebyli całe Pola Pelennoru i akurat trafili tam, gdzie trzeba - tylko po co cała ta sekwencja?
). No i zabiwszy brzydkiego orka, przeszli do olifanta, a już zdążyłem zapomnieć, że Theoden tam umiera. Dlaczego to tak popsuli???
Brzydki ork, ich dowódca. Postać karykaturalna poza granice przyswajalności, zarówno fizycznie, jak i pod względem zachowania i mowy. Szczególnie scenka po zdobyciu Osgiliath, kiedy mówi swoim kompanom patetyczną mowę pod hasłem "time of the orcs has come". Ta postać to niestety szczyt kiczu.
Gigantomania wspominana wcześniej przy różnych okazjach - nie razi mnie bardzo, ale trochę jednak przeszkadza. Za dużo tych orków, za wielkie trolle i olifanty, za szybko sypie się Minas Tirith, za dużo głośnej patetycznej muzyki, no a za mało np... mroku wypływającego z Mordoru.
Na koniec zostawiłem zniszczenie pierścienia, bo już dużo o tym było i mi się nie chce powtarzać. Szkoda wielka, że popsuto ten niezwykły moment.
Ciąg dalszy nastąpi, bo ten film trwa ponad cztery godziny, więc i dużo dobrego się mieści