Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest wt, 19 marca 2024 04:52:38

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 500 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 26, 27, 28, 29, 30, 31, 32 ... 34  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: wt, 05 września 2017 22:54:37 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4687
Dla mnie właśnie te ciągnące się dziwne sceny i brak struktury były rzeczami na plus, ale ja to free jazz lubię :faja:

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 06 września 2017 15:37:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 18:29:55
Posty: 3974
Skąd: Warszawa
Crazy pisze:
całość była beznadziejnie chaotyczna, pełna kompletnie niepotrzebnych scen, wątków i postaci pozbawionych znaczenia na jakimkolwiek poziomie. Aż mam ochotę zrobić ich listę

Może, żeby było łatwiej i szybciej, zrobisz listę scen, wątków i postaci, niepozbawionych tego znaczenia? :)

Smok pisze:
Wątek Audrey ma sens!

Taak?

Blisko mi do zdania Crazy'ego. Poza TP nie oglądałem niczego, co Lynch zrobił, ale o ile po obejrzeniu starego TP miałem ochotę ten stan zmienić, o tyle teraz raczej mi ona odeszła (zwłaszcza jak czytam, że to Return jest bardziej lynchowy).
Return mocno rozwinął wszystko to, co w pierwszych dwóch sezonach najbardziej mi się nie podobało: wprowadził mnóstwo pobocznych wątków nie wiadomo po co (a właściwie wiadomo - żeby zapchać czymś 18 godzin w sytuacji, gdy dobrych i spójnych pomysłów jest na góra 5), a po obejrzeniu końcówki mam wrażenie, że nawet wątki zdawałoby się wcale niepoboczne, okazały się nie wiadomo po co, bo i tak wszystko, co działo się w końcówce, działo się wg jakiegoś planu, który nie wynikał z żadnych wcześniejszych przesłanek (czyli znów wygląda na to, że autorzy nie wiedzieli, jak z tego wszystkiego wybrnąć, więc wybrali rozwiązanie z dupy wzięte).
Rozwleczenie wszystkiego miało miejscami swój urok (np. scena, kiedy Diane, Cole i Preston stoją gdzieś tam, pod kostnicą chyba, i czekają na Alberta), ale jednak przebijało w nim takie "Cześć, jestem David Lynch, oglądacie Twin Peaks i będzie oglądać, bez względu na to, jakie gówno tam wcisnę, bo albo uwielbiacie TP i łykniecie wszystko, co z nim związane, albo uwielbiacie mnie i łykniecie wszystko, co ze mną związane, a w najgorszym wypadku po prostu jesteście ciekawi, co z Cooperem). Totalny chaos łatwo tłumaczyć słowem "sztuka", ale od tego, że tak to nazwiemy, nie ulegnie zmianie fakt, że jest to tylko pusty chaos (bardzo trafne porównanie z free jazzem :faja:). Mam wrażenie, że Lynch teraz siedzi, czyta różne teorie, które próbują wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodziło i ma niezły ubaw, zwłaszcza z tych, którzy nie tyle próbują znaleźć przesłanie (bo to i mi jakieś świta), a logicznie wiązać jakieś porozrzucane tu i ówdzie fakty.
Z kolei zło, które wydaje mi się głównym tematem wszystkich sezonów, przynajmniej do sceny śmierci Lelanda przerażało, a w Returnie już ostatecznie poszło w stronę jakiegoś Archiwum X (skrzyżowanego na koniec z Powrotem do przyszłości ;) ).
Return miał swoje plusy, obejrzałem całość bez jakiejś szczególnej męki, ale to raczej na poziomie pojedynczych scen, a nie całości. Myślę, że gdyby to nie była część TP i, co za tym idzie, nie odczuwałbym na starcie żadnej sympatii do niektórych bohaterów, to jednak bym nie przebrnął.

_________________
My shadow is always with me. Sometimes ahead... sometimes behind. Sometimes to the left... sometimes to the right. Except on cloudy days... or at night.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: śr, 06 września 2017 22:38:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7658
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Niestety, mam bardzo podobne odczucia i mógłbym się podpisać pod większością tego, co napisał Bogus.. Na razie mam jakiś depresyjny nastrój (wywołany i utrzymany przez finał TP3) i nie mam siły sie rozpisać, ale za to wkleję cytat z forum "Welcome to Twin Peaks" który w dużym stopniu oddaje moje uczucia:

"Last night I was in denial. This morning I am at anger. I suspect later today will be bargaining, then depression, and hopefully one day will be acceptance.

I'm so agitated and confused. Did my best friend just die or did I just make a new best friend?

And before you start giving me that "you just don't understand art" stuff, please just don't. Art is to be interpreted and processed by the individual. That is what I am doing.

I feel like a kid who was promised Disney World. Went on a loooooong, silent car ride, down many dark roads, stopped in a motel along the way, had to listen to my parents having sex in the next room, woke up the next day in a different motel, got in a different car, set off again to Disney World. Stopped at an overly spacious diner, watched dad get into it with some locals, got back in the car and started driving again. Stop at auntie Carrie's house. Don't know who that random, bloated dead guy on the couch is. (damn that had to smell bad) Back in the car again, much loooooong driving. But all of this is okay, because I'm going to Disney World!

And finally, after all that, we get to our destination. But instead of Disney World, I'm looking at the world's biggest ball of twine.

WTF Dad?!"

:(

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 03:59:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7658
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Taka oto historia:

Byłem w ósmej klasie podstawówki i pierwszej klasie liceum, kiedy kochałem się fascynującej, pociągającej, niezwykłej i zupełnie niesamowitej dziewczynie. Nigdy wcześniej takiej nie spotkałem - to była prawdziwa, głęboka pierwsza miłość. Dzieliłem się radością bycia z nią z grupą przyjaciół, rozmawiałem o niej z kim tylko mogłem - byłem tak oszołomiony jej cudownością, że różne jej śmiesznostki, dziwactwa czy głupstwa w ogóle mi nie przeszkadzały - mogłem się z nich nawet śmiać, ale w niczym nie zmieniało to mojej miłości do niej. Widywaliśmy się tylko raz na tydzień, ale przeżywanie tej miłości było tak głęboko intensywne, że dotknęło mnie i naznaczyło na całą resztę życia. Nagle wyjechała, zniknęła - nie wiadomo gdzie, nie wiadomo czemu - byłem pewien, że nigdy się już nie spotkamy. Wspomnienie tej miłości pozostało ze mną na zawsze. Oglądałem jej fotografie, czytałem stare listy i pocztówki, wspominałem ją w rozmowach z bliskimi kolegami, odwiedzałem miejsca w których bywaliśmy razem i udało mi się nawet wybrać pod jej dawny dom - choć mieszkała bardzo daleko. Marzenie o spotkaniu z nią było jak piękny niespełnialny sen, ale lubiłem sobie wyobrażać, że kiedyś natknę się na nią - taką samą, piękną, pełną uroku, tajemnicy i tego co nas połączyło i co mnie w znacznym stopniu ukształtowało. Pewnego dnia, ze dwa lata temu, dowiedziałem się przypadkiem, że wraca - miała znów pojawić się w mieście, okazało się, że ma się całkiem dobrze i że znowu się zobaczymy. Nie sposób wręcz opisać oszołomienia, radości i szczęścia które mnie ogarnęło. Przygotowywałem się do tego niespodziewanego spotkania bardzo sumiennie - przeczytałem wszystkie nasze listy, godzinami wpatrywałem się w nasze wspólne fotografie. Nie mogłem wprost uwierzyć w ten wielki dar - coś co było dla mnie kompletną abstrakcją miało się wydarzyć naprawdę - wracała, wracała! Minęło ponad dwadzieścia pięć lat, więc spodziewałem się, że mogła się trochę zmienić - ja przecież też trochę się zmieniłem - ale radość z tego, że wreszcie ją zobaczę, że znów będziemy razem zepchnęła całe moje normalne życie na boczny tor. No i nadszedł dzień, kiedy miała przyjechać - czekałem na nią w wielkim podnieceniu, cały w skowronkach. Pierwsze sekundy były takie, jakby poprzednie ćwierćwiecze w ogóle nie istniało. Z daleka mogłem z łatwością rozpoznać jej postać - wróciła, tak! wróciła! Nasze dwie pierwsze godziny były bolesne - nie spodziewałem się, że mogła zmienić się tak radykalnie. Wróciła na kilkanaście tygodni, podczas których miała wyjeżdżać i wracać tylko na weekendy - czekanie na nią po 5-6 dni było torturą, nadzieją na to, że każda niedzielna randka przyniesie nam ogrom tych emocji sprzed lat. Każde jednak spotkanie było zawodem - czasem było w tym wiele dawnego gorąca i emocji, ale w większości wiało chłodem. Zmieniła się za bardzo - było to jednak obcy już człowiek, który poza okazjonalną falą dawnego ja miał za dużo jak na moje nerwy cynizmu, chłodu, obojętności, chaosu i zblazowanego znudzenia wszystkim wokół. Mieliśmy parę mocniejszych momentów, ale po każdym czułem się źle - okruchy nadziei rozpadały mi się w palcach. Nasze ostatnie, dłuższe od poprzednich spotkanie było nagłym wzrostem uczuć - już już myślałem, że będzie zupełnie tak jak dawniej, w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątym pierwszym roku, ale nagle stało się coś takiego, co sprawiło, że całe to ćwierćwieczne oczekiwanie okazało się porażką i kpiną. Uświadomiłem sobie, że większość życia poświęciłem czekaniu na kogoś, kto zakpił ze mnie, wykorzystał i porzucił. Zamiast pozostawić te dobre uczucia sprzed wielu lat w pamięci i pudłach z listami i zdjęciami i pozwolić im stać się piękną kartą własnej historii, sam sobie zrobiłem krzywdę, pozwalając by wróciło to do mnie, owładnęło i rozbiło. Wyjechała w poniedziałek, a ja do dzisiaj nie mogę się pozbierać. Nie chcę już do niej wracać i najchętniej wymazałbym cały epizod jej kilkumiesięcznego powrotu z pamięci. Czuję się naprawdę fatalnie i od kilku dni nie mogę się pozbierać.












Fuck you, David Lynch.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 05:41:29 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25343
Cholera by to wzięła :-(

Oto podobny w treści, choć w tonie znacznie bardziej gorzki, a może wściekły post z forum twinpeaksowego:

Cytat:
Hate it. It was made with hatred in its creator's heart, so not really a surprise that I hate it.

Twin Peaks had a huge impact on me as a 15 year old. The ending hung over me my whole life until now. I loved that show, even in its season two troughs.

The recent piece of contemptuous, hate-filled shit; the nihilistic, third-rate sketch show sold under the banner of 'Twin Peaks' has set me free.

David Lynch set a standard for me with his beautiful, dark movies with their optimistic beating heart and love of life beneath all the ugliness. TPTR was made by a David Lynch who seems to have talked himself into being his own evil doppelgänger/tulpa.


Ten wątek of "hatred in the creator's heart" jest ciekawy - wiele osób spośród "profoundly disappointed" ma poczucie, że Lynch zrobił tak, jak zrobił, bo tak naprawdę nienawidzi może nie tyle Twin Peaks, co tej całej otoczki wokół Twin Peaks, i fanów też, i że celowo pokazał im środkowy palec. Nie kupuję tego, ale z taką opinią się spotkałem nie raz. Co prawda chyba mu nie do końca wyszło, bo większość fanów jest w siódmym niebie :roll:

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 10:35:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4687
Cytat:
Taka oto historia:


Prawie identyczny post mógłby napisać np. fan Armii, który kupił w 2009 "Freaka" bo usłyszał, że wreszcie Brylu nagrał coś z Armią. Trzeba by było tylko zamienić pare przymiotników. "Spotkałem dziewczynę po latach i okazało się, że jest jakaś dziwna i na dodatek zapomniała jak się mówi po polsku".

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 15:07:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 19 listopada 2004 15:47:56
Posty: 11807
Bogus pisze:
(czyli znów wygląda na to, że autorzy nie wiedzieli, jak z tego wszystkiego wybrnąć, więc wybrali rozwiązanie z dupy wzięte)

...jestem całkiem innego zdania...

...chyba, że postrzegamy muzykę jako matematykę.... i w sztuce ma się wszystko zgadzać co do linijki... chyba na chwilę obecną oczekuję od filmu nieco więcej... oczywiście nie zawsze, ale jeśli rozmawiamy o Lynchu... no to jednak oczekuję...

Tyler Durden pisze:
Nie chcę już do niej wracać i najchętniej wymazałbym cały epizod jej kilkumiesięcznego powrotu z pamięci. Czuję się naprawdę fatalnie i od kilku dni nie mogę się pozbierać.

...i wciąż żyć złudzeniami? ...hmmm....

Crazy, Tyler... przy Was i waszej znajomości TP i Lyncha jestem pierwoszoklasitą...

...ale ten sezon, a już epizod osiemnasty szczególnie - zrobił na mnie piorunujące (tak, to chyba dobre określenie) wrażenie... Surrealista jakim jest, bez wątpienia, Lynch - dał tutaj możliwości interpretacji serialowych wydarzeń na poziomie, który daje olbrzymie możliwości... tak naprawdę - każdy może mieć swoją... Kto jest śniącym? Czy wydarzyło się to naprawdę? Na ilu poziomach rzeczywistości (? właśnie!!) - się rozgrywa akcja... Co jest prawdą, co snem... Do kogo odnosi się chociażby "return"... Chodzi o Coopera? Chodzi o Laurę, która wraca do domu? Może tażkę o Audrey? A może o każdego oglądającego ten obraz... No właśnie... obraz... nie film czy serial, a obraz... Dlatego przykład Armii w poście Prazeodym'a także do mnie przemówił - Budy i Lynch mają co najmniej kilka wspólnych mianowników (chociażby ten, że Crazy nie jest entuzjastą ich ostatnich dzieł ;) )
Co do tych wątków, że są niedomknięte... tak, rodzi to pytania, ale bardzo dużo frajdy w ostatnich dniach sprawia mi czytanie speców od Twin Peaks - którzy wiele spraw potrafią rozszyfrować, albo po prostu zinterpretować - i naprawdę sporo z tego, co również i mi wydawało się niepotrzebne - okazuje się bardzo sensowne... Zachęcam więc do poświęcenia jeszcze trochę czasu i przeanalizowania różnych wątków...

Prośba - jak wklejacie jakieś posty z zagranicy - to wrzućcie proszę jeszcze krótkie streszczenie tego po polsku (ok, jakoś doczytam, ale niektórych zwrotów nie znam i muszę ze słownikiem czytać, a jak jest długo to już czasem brak czasu... (o właśnie... linia czasowa w Twin Peaks jest również bardzo interesująca... Czy to przyszłość czy przeszłość? :) )

Polecam jeszcze obejrzeć tę - trochę długą, ale ciekawą recenzję finału TP3 (jest tam kilka tropów, które mi się podoba):
phpBB [video]

_________________
Więc dokąd, dokąd ta wędrówka
Posmutniał król i zadął w róg
Przeciwnik straszy, pielgrzym idzie
A pyta zawsze Bóg


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 19:40:09 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7658
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Smok pisze:
...i wciąż żyć złudzeniami? ...hmmm....


Nie złudzeniami, tylko wspomnieniami - ja tam bardzo lubię wspomnienia (o tym co dobre i fajne).

Smok pisze:
bardzo dużo frajdy w ostatnich dniach sprawia mi czytanie speców od Twin Peaks - którzy wiele spraw potrafią rozszyfrować, albo po prostu zinterpretować - i naprawdę sporo z tego, co również i mi wydawało się niepotrzebne - okazuje się bardzo sensowne... Zachęcam więc do poświęcenia jeszcze trochę czasu i przeanalizowania różnych wątków...


Smoku, ale ja to wszystko czytam (wszystko to za dużo powiedziane, ale czytam sporo) i choć teorii jest mnóstwo, to i tak nie wiadomo co Lynch tak naprawdę miał na myśli. A jestem coraz bardziej przekonany o tym, że na myśli nie miał nic i że to co zrobił to tylko czysty trolling mający na celu upokorzenie i rozwścieczenia starych fanów (takich jak ja). Najgorsze dla mnie jest to, że w ogóle nie mogę się przywiązać do żadnej postaci w tym filmie - ja do ludzi się przywiązuję, a potem rozstać z nimi się nie umiem. Wszyscy bohaterowie "Returnu" są w mniejszym czy większym stopniu beznadziejni.

Na razie tyle, muszę uciekać do pracy.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 22:10:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25343
Chciałbym spróbować złożyć do kupy kilka wątków.

Chronologicznie po pierwszy jest wątek sentymentalistyczny - wiadomo, że dla grupy Profoundly Disappointed jest coś takiego, że Lynch zniszczył "nasz" Twin Peaks. Oczywiście, że zniszczył, i tak jak pisałem, nie wykluczyłbym, że zrobił to celowo, a w każdym razie świadomie, i dopełnił to w części 17, kiedy Pete spokojnie poszedł na ryby. Jednak ważniejsze niż odwrócenie wątków (nawet tego najważniejszego) jest odwrócenie akcentów - Twin Peaks to był świat mroczny i pełen złych sekretów, ale też świat ciepły (choćby estetycznie), bardzo ludzki i pokazany z wielką dla tych bohaterów sympatią i wczuciem się w ich sytuacje. The Return jest zimny, estetycznie paskudny a bohaterowie są nie tylko odpychający, ale w większości przypadków w ogóle się niczego od nich nie dowiadujemy; jakby byli rzeczami pozbawionymi w ogóle znaczenia - Lynch pokazuje skrawki ich życia, z których nic nie wynika i niczemu nie służą.

I tu przeszliśmy do następnego wątku. Dla mnie jest to film wręcz socjopatyczny (określenie pożyczyłem od innego Disappointed fana)! Tak jak było w cytacie wcześniej przytaczanym - jakby Lynch, ten sam Lynch, którego filmy były mroczne, ale biło w nich serce, teraz zmienił się w swojego złego doppelgangera, który widzi tylko syf dookoła. Paradoksalnie Dougie, ten forestogumpowy przygłup, jest niemal jedyną postacią, od której tchnie jakieś ciepło - bo on jest za ścianą od wszystkiego naokoło; on i jego otoczenie - komiksowi bracia gangsterzy, różowe dziewczynki, ta nader materialistycznie nastawiona, ale jednak sympatyczna żona i synek. Ktoś mógłby powiedzieć, że to bardzo celowo i że Lynch właśnie chciał oddać syfylizm dzisiejszego świata. E, może i chciał, i może jest syfiasto, ale w takim ujęciu to ja w ogóle nie rozumiem, po co robił taki film. Żeby było jeszcze bardziej syfiasto? A jeżeli on nie widzi żadnego światła w tunelu, niczego, czego można by się uchwycić, to ani chybi oślepł, bo dotąd zawsze widział (nawet w Inland Empire, który to film był porąbany i miał dużo z wad Returnu, ale jednak patrzył na swoich bohaterów z dużą dozą empatii). I to nie jest tylko kwestia, że nam się nie podoba The Return, bo chcieliśmy "fajnego" Twin Peaksu. TO nie chodzi o Twin Peaks, czy nie Twin Peaks, tylko o to, że ja nie mam ochoty oglądać takiej wizji świata. Tak jak nie podobał mi się Plac zbawiciela, czy nie podobało mi się Siedem (z ukłonami dla Tyler Durden), tak i nie podoba mi się to. A jednak Siedem, nie podobając mi się, zarazem i podobało mi się, bo... i tu przechodzimy do trzeciego wątku.

Ja otóż na przykład może i pierwotnie oczekiwałem powrotu do wspomnień i do starego Twin Peaksu, ale uważam, że byłem otwarty na całkiem nowe doświadczenie. Mianowicie na takie, że zobaczę po prostu bardzo dobry film. Niech by i był Twin Peaksem tylko z nazwy, ale żeby był po prostu dobry. Siedem był kurde świetny. Paskudny, ale świetny. Nie mam zupełnie przekonania co do Returnu w tej materii. Nie wiem, czytam te kolejne peany, rozkminy jakieś głębokie o śnieniu, o mieszaniu porządków rzeczywistości, o Judy, o metametameta spojrzeniu na tworzywo i twórcę, i widza... i kurde. Fajnie wszystko. Tylko nijak to nie tłumaczy bałaganu, jaki Lynch zrobił ze swojego 18-godzinnego filmu, który wygląda, jakby ktoś nakręcił kupę materiału, zwalił to na biurko, coś tam połatał, tu o czymś zapomniał, tu została dziura, ale co to za problem, to wrzucił dwa razy to samo. Ja nie wiem, czy z tego filmu istnieją jakiekolwiek wycięte sceny, w każdym razie wygląda, jakby zmontowano wszystko, co było. Ja rozumiem surrealizm, sen, wszystko, przecież Lyncha oglądam od lat i nie muszę tego tłumaczyć. Ale nigdy nie zrobił jeszcze takiego bałaganu, i nie umiem sobie wmówić, że to właśnie jest apogeum jego geniuszu, kiedy oglądam w odcinku np. 13 sceny, które równie dobrze mogłby być w odcinku 6, lub w ogóle mogłoby ich nie być, kiedy nowy bohater zostaje wprowadzony w odcinku jakimś tam i pojawia się potem dwa razy na krzyż, a przecież widzę, że mógłby pojawić się równie dobrze pięć odcinków wstecz lub do przodu i nie miałoby to znaczenia, mógłby pojawić się dwa razy albo dwanaście, i to też nie ma znaczenia, kiedy bohater ginie i to też nie ma żadnego znaczenia, bo niczego wcześniej istotnego nie zrobił, do niczego nie był potrzebny - nie, sorry, czytam i czytam o tym geniuszu i zupełnie tego nie kupuję. W Returnie jest mnóstwo dobrych scen, nie przeczę. W większości nie rozgrywają się w świecie starego Twin Peaksu, bo ten naprawdę Lynch zszargał; ale w różnych tych miejscach akcji pojawiają się perełki. Tylko że nie tworzą spójnej całości i w tym akurat przypadku suma całości jest wedlug mnie wyraźnie mniejsza niż wartość poszczególnych elementów. Ja po prostu uważam, że to nie jest dobry film jako film.

No dobra, kolejna warstwa dyskurzzu, teraz z cytatem.

Smok pisze:
możliwości interpretacji serialowych wydarzeń na poziomie, który daje olbrzymie możliwości... tak naprawdę - każdy może mieć swoją... Kto jest śniącym? Czy wydarzyło się to naprawdę? Na ilu poziomach rzeczywistości (? właśnie!!) - się rozgrywa akcja... Co jest prawdą, co snem... Do kogo odnosi się chociażby "return"...

Nie przeczę, że jest tu bardzo dużo możliwości interpretacyjnych. Nie wiem, czy Lynch je tak zaplanował, czy - co pasowałoby do jego metody twórczej - powrzucał rozmaite obrazy i strumienie swojej (pod)świadomości, żeby je sobie potem interpretować. Nie przeszkadza mi to wcale. Przeszkadza mi to, że w tym przypadku nie mam najmniejszej ochoty się w te rozkminy bawić. Czy wydarzyło się naprawdę? Ale co się wydarzyło. Dla mnie tam w ogóle nic się nie wydarzyło, co miałoby jakieś znaczenie. Wielki kosmiczny dramat Laury, Lelanda i BOBa był poruszający, bo wychodził z historii prawdziwych ludzkich dramatów i zawsze ich dotyczył. Judy? Philip Jeffries jako czajnik? Napisałbym "who cares", ale widzę przecież, że wiele osób 'cares', tylko jakoś ja nie. Właśnie dlatego, że film nie niesie ze sobą żadnej historii i, jak wyżej napisałem, uważam, że nie jest to dobry film.

Przy czym zgodzę się, że ostatnia część jest swoiście wybitna. Będąc filmowo zupełnie na innym poziomie niż ten zwykły miszmasz, który wcześniej się przewijał, ona rzeczywiście spiętrza przeróżne możliwości interpretacyjne. Nie rozumiem z tego nic, nie będę ukrywał, i nadal nie chce mi się nad tym medytować, ale nie wątpię, że będę chciał to jeszcze zobaczyć, a kto wie, co takie rewizyty przyniosą.

Kończąc już, bo późno i się zaplątałem, chciałbym powiedzieć, że zamierzam cały The Return obejrzeć jeszcze raz. Formuła odcinkowa się moim zdaniem nie sprawdziła, 18 godzin na raz nie pociągnę, ale może jakimiś większymi transzami się da. Nie mam takiego ostrego odpychu jak Tyler, i swoiście mam ochotę zmierzyć się z materiałem jeszcze raz. Jak zmienię zdanie, to Wam powiem, albowiem nie jestem krową (pozdro Pippin ;-)). Są rzeczy, do których wrócę z wielką ochotą: fioletowy pokój z cz.3; niebieska scena z cz.4; scena w Roadhouse z cz.5 i w ogóle sporo scen z Roadhouse (do nich akurat najczęściej już wracałem na youtubie oglądając); nie z każdego numerku miałem coś takiego, o czym miło mi się myśli, ale nie jest tego mało.
Są też rzeczy, do których wracać nie chcę, na czele z ewolucją ramienia i, jak to ktoś zgrabnie określił, BOB-ball'17 :roll:

Muszę się jeszcze spotkać z kumplami w realu i pogadać. Im się podobało, więc będzie ogniście :-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 22:40:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 20 stycznia 2008 13:09:14
Posty: 4687
Crazy - ja ten sezon odebrałem pozytywnie i wypowiadam się o nim ciepło, ale dałeś tutaj naprawdę świetną analizę, którą będę miał w głowie przy powtórce Returnu, którą planuję zrobić na podobnych zasadach co Ty. Hehe - nie zdziwię się, jeśli obaj obejrzymy trzeci sezon drugi raz i w twoich oczach jego wartość wzrośnie, a w moich spadnie :P Oczywiście nie wykluczam też innych scenariuszy. Jak będę miał czas, to odniosę się do tego posta, na razie powiem tylko, że SZACUN za niego :piwo:

_________________
gdzie znalazłeś takie fayne buty i taką fayną głowę?


FORZA NAPOLI SEMPRE!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 23:08:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25343
Dzięki!

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 08 września 2017 23:54:14 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 13 stycznia 2012 16:29:27
Posty: 7658
Skąd: Hôtel Lambert / Rafał Gan Ganowicz Appreciation Society
Crazy pisze:
Chciałbym spróbować złożyć do kupy kilka wątków.


Nie muszę nawet niczego dodawać, bo bardzo podobnie to widzę. Może tylko tyle, że - jak napisałem w korespondencji z kolegami - paradoks "Returnu" polega na tym, że najsympatyczniejszymi postaciami z całego filmu są kasynowi gangsterzy - bracia Mitchum - wraz z trójcą swych różowych króliczków. Chętnie bym zobaczył spin-off na ich temat nakręcony przez braci Coen.

_________________
Ceterum censeo Platformem delendam esse

Wszystkie prawdziwe ścieżki prowadzą przez Góry.

Zawsze mieć dojrzałe jagody do jedzenia i słoneczne miejsce pod sosną, żeby usiąść.


My gender pronoun is "His Majesty / Your Majesty".


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 09 września 2017 08:13:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25343
Właśnie, braci Coen! - znakomita naprawdę scena odstrzelenia Chantal i Hutcha ("people are under a lot of stress today") pozornie wydaje się tarantinowska, ale moim zdaniem jest o wiele bardziej coenowska. Tarantinowskie są generalnie wszystkie sekwencje z Chantal i Hutchem, i są wg mnie nieudane i wtórne. Natomiast jatka na ulicy z polskim księgowym naprawdę wymiotła :-) I

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 09 września 2017 09:31:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pt, 19 listopada 2004 15:47:56
Posty: 11807
Wg mnie to sceny z Chantal i Hutchem z założenia miały być parodią kina Tarantino... Ale ja wciąż myślę o Lunchu w kategoriach artysty geniusza, więc może Lynch tak bardzo lubi filmy Tarantino, że postanowił zamienić się w xero i umieścić jego styl w swoim filmie... ;)

_________________
Więc dokąd, dokąd ta wędrówka
Posmutniał król i zadął w róg
Przeciwnik straszy, pielgrzym idzie
A pyta zawsze Bóg


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 09 września 2017 22:08:41 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 18:29:55
Posty: 3974
Skąd: Warszawa
Trochę głupio mi teraz pisać po poście Crazy'ego, który lepiej się zna na wszystkich poruszanych tu aspektach, bo co tu mógłbym wnieść, ale co tam - najwyżej po prostu zignorujecie to, co poniżej.

Smok pisze:
...chyba, że postrzegamy muzykę jako matematykę.... i w sztuce ma się wszystko zgadzać co do linijki... chyba na chwilę obecną oczekuję od filmu nieco więcej...

No tak, ja oczekiwałem efektownych strzelanek i gołych bab. Przyznaję, zwłaszcza w tym drugim elemencie postęp względem starego TP był zauważalny, ale jednak daleko nie satysfakcjonujący.
Tak, jestem prostym człowiekiem (ceniącym pewnie bardziej, dajmy na to, Laplace'a niż Lyncha ;) ) i podejście "Wow! Nic się kupy nie trzyma! Prawdziwa Sztuka!" jest mi obce. Film ma wg mnie opowiadać historię. Może to robić dobrze, stawiając przy tym jakieś pytania, pozostawiając niedopowiedzenia, ale pozostając spójnym, może też robić to nieudolnie, grzęznąc w chaosie. Postawiłem zatem konkretny zarzut, który brzmi: początek Returnu, dokładnie trochę ponad pierwsze 16 odcinków, nie ma właściwie żadnego przełożenia na to, co dzieje się później. Cooper po obudzeniu się działa wg planu, który zna jedynie on sam, o tym że jakiś plan w ogóle istnieje wiemy dlatego, że widzimy Coopera, który działa, jakby ten plan miał, no i jeszcze chwilę wcześniej wspomina o tym Cole, bo wcześniej jakoś nikomu nie powiedział. To po prostu jest źle skonstruowana historia, a nie sztuka. Ostatnie półtorej godziny nie wynika w żaden sposób z tego, co działo się wcześniej, a z tym, co działo się jeszcze wcześniej - 25 lat temu - jest, jak sądzę, sprzeczne (i nie chodzi mi tu o powrót do przyszłości, ale o tym zaraz). Nie wykluczam oczywiście, że się mylę, ale musiałbym zostać do tego przekonany. Stwierdzenie, że jest to sztuka, nie jest argumentem. Jest pustym stwierdzeniem, takim samym, gdybym upierał się, że śpiewając nie fałszuję, tylko tworzę sztukę.

Wrócę jeszcze do tej sprzeczności ze starym Twin Peaks. Odniosłem wrażenie, że Lynch potraktował bohaterów TP bardzo instrumentalnie. Wiedział, że ten szyld zadziała jak magnes i Showtime wyłoży kasę bez większego problemu, bo niczym nie ryzykuje. Więc wziął ten szyld, choć tym, co ten szyld zawiera, nie był zainteresowany. Sceny, w których występują dawni bohaterowie w większości krzyczą "no, macie, jak chcecie, mnie to nie obchodzi". A Cooper, który jest postacią centralną Returnu, w żadnym momencie nie jest tym Cooperem, który wszedł do Czarnej Chaty. I nie chodzi o to, że jest starszy i przez 25 lat siedzenia z tym gościem bez ręki (którego, swoją drogą, grał Olbrychski albo jego doppelganger) mogło mu się coś poprzestawiać. Dla mnie ten Cooper obecny zanegował tamtego. Tamten wchodził do Chaty za Annie, za życie której gotów był oddać duszę. Teraz o niej nawet nie wspomniał, za to, jak się okazuje, związek z magnetofonem kwitł w tym czasie w najlepsze, a intencje miał zupełnie inne. Nie widzę tu pogłębiania postaci, a jej zniszczenie. Oczywiście, można to tłumaczyć występowaniem 47 równoległych rzeczywistości, ale to są teorie, które na siłę próbują łatać występujące problemy. Dobra teoria, powinna być gładka, spójna i stosunkowo prosta, a nie zawierać 150 zastrzeżeń typu "natomiast to tłumaczyć można tym, że...".
Tego, w jaki sposób zostało pokonane w Returnie ta emanacja zła, która 25 lat temu pokazana została ciekawie, bardzo groźnie i prowokowała do pytań, nie ma sensu nawet komentować.

Odnośnie bałaganu, z którego opisem u Crazy'ego bardzo się zgadzam, dodam tylko tyle, że pewnym symbolem, choć od Lyncha w pełni niezależnym, stał się dla mnie błąd tłumacza, który pytanie "Anybody seen Billy?" w końcówce odcinka 7, przetłumaczył jako "Czy ktoś widział Binga?". No, tak przetłumaczył, bo w sumie co za różnica? Jeśli ten film jest sztuką, to tłumacz dokonał performensu, który przekonuje mnie daleko bardziej :)
Scen niepotrzebnych było tak dużo, że zacząłem się zastanawiać, czy budżet filmu nie był zbyt niski. Zbyt niski o $29,99.

Sama końcówka jest, jaka jest - mój główny zarzut już postawiłem: jest czymś kompletnie odrębnym. Otwiera pole do niezliczonych interpretacji? Z pewnością. Tyle, że dla mnie niekoniecznie oznacza to, że mam popadać w zachwyt tylko z tego powodu. Poczytałem trochę tego forum, które linkował Crazy, choć głównie po to, żeby dowiedzieć się, co Crazy o tym myśli (tam ma innego nicka, ale poznałem po twarzy), bo nie wiedziałem jeszcze, że w sposób jasny i dogłębny wyrazi to tutaj. I widziałem tam różne teorie, głównie cząstkowe, które wychodzą od jakichś szczegółów, które łączą się z jakimś innym szczegółem, ale zwykle nie bardzo prowadzi to do jakichś istotnych wniosków. Zwłaszcza że, jak mi się zdaje, Lynch bawił się zostawianiem różnych nawiązań, z których niekoniecznie miało coś wynikać, ale o których wiedział, że zostaną zauważone i będą rozstrząsane. Traktuję to jako zabawę formą, w której jednak brak treści. Są też teorie ogólne, np. teoria, że wszystko jest snem, która może nawet i jest całkiem spójna, ale taką teorią można wytłumaczyć wszystko i wszędzie. Przeczytałem też coś, co trafiło do mnie najbardziej - że jeśli coś otwiera pole do interpretacji na tysiące sposobów, czyli mówiąc inaczej może znaczyć wszystko, nie znaczy nic. Póki co, najspójniejszą interpretacją Returnu wydaje mi się ta, że Lynch zabawił się formą, nie dbając kompletnie o treść. Crazy pisał, że wyrzucanie strumienia podświadomości bez zastanawiania się, czy to ma sens, czy nie, jest metodą twórczą Lyncha. Jak już mówiłem, nie znam innych filmów, ale znajduję tu potwierdzenie przypuszczenia, że to nie dla mnie.

_________________
My shadow is always with me. Sometimes ahead... sometimes behind. Sometimes to the left... sometimes to the right. Except on cloudy days... or at night.


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 500 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 26, 27, 28, 29, 30, 31, 32 ... 34  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group