Smok pisze:
Obejrzałem nowego Batmana...
Widziałem wczoraj i ja.
Uważam, że jest bardzo dobrze i mieszanych uczuć nie mam (tak jak Quilombo). Ale kilka uwag, to i owszem - o tym za chwilę.
Mówiąc o kolejnym, "nowym" otwarciu filmów z Gackiem w roli głównej, trudno uciec od porównań z wcześniejszymi produkcjami rodem z Gotham. A już od tych bezpośrednio go poprzedzających, to już w ogóle nie sposób. Mówiąc krótko: był "Joker" - jest "Batman". I to porównanie jest moim zdaniem bardzo zasadne, bo chociaż ten pierwszy film w ogóle nie był "superbohaterskim" (ani nawet "superłotrowskim"), tylko dramatem psychologicznym, a produkcja najnowsza mimo wszystko jest superbohaterskim filmem jest, to i tym razem postawiono silny nacisk na warstwę psychologiczną. Motywacje Bruce'a są dyktowane jego traumą z dzieciństwa i pragnieniem zemsty (a nie zaprowadzaniem porządku i sprawiedliwości).
Poza tym, mamy tutaj powrót do korzeni całej serii także w warstwie narracyjnej i rozłożeniu akcentów. Ta historia przypomina nam skąd wzięło się "D" w skrócie DC. Bo "Batman" oprócz prężenia bicepsa i typowych akcyjniakowych momentów, to przede wszystkim intryga kryminalna, a Gacek poza kopniakami z półobrotu i waleniem gangusów po ryjach jest przede wszystkim detektywem. I zaakcentowanie tego bardzo mi się podoba, bo chociaż w ostatnich latach Nolan próbował nieco przypomnieć ten motyw, to i tak nie uwypuklił go wystarczająco moim zdaniem, a wcześniejsi twórcy to już w ogóle temat olali. W ogóle Batman Reevesa, to Batman z ograniczeniami. To człowiek z krwi i kości, a nie niepokonany mutant z universum Marvela. Widać to doskonale po jego minie podczas skoku z latającą peleryną z wieżowca. Mamy świadomość, że lot to dla niego rozwiązanie awaryjne i wcale nie jest pewne czy wyjdzie z tego żywy. Co jeszcze? Quilombo narzekał na strój bohatera. A to moim zdaniem jest kolejna zaleta filmu (podkreślająca zresztą to, co pisałem wcześniej). Powiem szczerze, że już po dziurki w nosie mam super-hiper plastikowych ciuszków (oczywiście wykonanych z jakiś kosmicznych materiałów) noszonych przez coraz większe tabuny superbohaterów/-łotrów czyniących ich nadludzkie moce, jeszcze bardziej nadludzkimi. Tutaj te szwy widoczne na masce, jej matowa, skórzana faktura i cały szpej przytroczony do rękawów i do pasa przydają całości realizmu (np. taki mały szczegół - kto to widział, żeby superbohater buszujący w ciemnościach posługiwał się zwykłą, ręczną latarką?
). Na tle transportu kilkudziesięciu tysięcy bat-masek z super nowoczesnych materiałów sprowadzanych z Chin (aby "uniknąć podejrzeń"
) w filmach Nolana, jest to całkiem odświeżające. Oczywiście są i gadżety - np. soczewki kontaktowe jakby żywcem wyjęte z "Czarnego Lustra" (w końcu na coś Bruce Wayne musi wydawać te swoje miliony), ale są one uzasadnione i nie przesadzone. Podobnie ma się sprawa z głównym adwersarzem. Znoszona parka Riddlera z wymalowanym ręcznie znakiem zapytania na plecach i maska snajperska są świetnym kostiumem. O wiele lepszym niż jakiś kolejny fikuśny trykocik wyglądający jakby został wykonany na zamówienie u krawca szyjącego ciuchy tylko i wyłącznie dla superłotrów (patrz: wersja kostiumu noszona przez Riddlera-Carreya).
Co mi się jeszcze podobało? BATMOBILE! Zdecydowanie tak! W końcu Gacek ma brykę, którą i ja sam chciałbym się przejechać, a nie jakiś samochodo-czołg, czy jeżdżący silnik odrzutowy o długości 10 metrów.
No to przechodzimy do marudzenia. O tym, że po raz pierwszy mamy tutaj do czynienia z sytuacją, w której Batman wykonujący działania operacyjne porusza się po Gotham "po cywilnemu" (na motorze, z plecakiem i we flyersie) była już mowa. I ja nie mam z tym najmniejszego problemu (w sumie nawet całkiem to fajne), ale już z tym, że w oka mgnieniu potrafi przebrać się w swój "służbowy" strój, to już tak. Gdzie on niby chowa ten swój pancerz, pelerynkę, buciory i resztę szmelcu? Do tego 25 litrowego plecaczka? Ja do takiego nie upchnąłbym nawet zwykłej kurtki zimowej, nie mówiąc już o niczym więcej. Kupy mi się to nie trzyma. Ale nie jest to dla mnie coś, co spędzało by mi sen z oczu. Załóżmy, że Alfred przywozi mu wszystko taryfą w walizkach i przebiera się w kiblach miejskich - nie wnikam.
No właśnie. Alfred. Szczerze przyznaję, że dla mnie wzorcem Alfreda, mogącym stanąć pod kloszem w Sèvres jest nolanowski Alfred-Caine. Na jego tle każdy inny będzie miał u mnie pod górkę. Ale to już raczej mój wysoce subiektywny problem, bo trudno tutaj coś zarzucić Serkisowi i jego kreacji Alfreda. Jest po prostu inna niż cainowska. Inną sprawą jest, że parę razy czekałem kiedy Alfredowi wymsknie się niechcący "golum! golum!", ale to też nie jego wina.
Niestety pozostali wojownicy "jasnej strony mocy" to już moim zdaniem słabizna. Najpierw Wright, którego Gordon sprawia wrażenie pierdołowatego gryzipiórka, którego rola ogranicza się tylko do włączania i wyłączania bat-sygnału, ewentualnie wpuszczeniem Gacka na miejsce zbrodni. Poza tym coś takiego jak "działa śledcze" w jego wykonaniu nie istnieją. Z to każdą informację o kolejnych przypadkach korupcji w kręgach władzy, wita z coraz większym zaskoczeniem. Zero inicjatywy, zero charyzmy. Ja nie wiem za co oni go tam tym komisarzem zrobili. No i jeszcze te wąsy! Odnosi się wrażenie, że jest jedynym nieprzekupnym gliną w mieście nie biorącym łapówek, tylko dlatego, że nie wie jak to się robi. Porównanie go z Gordonem-Oldmanem wypada dla niego miażdżąco. O ile jednak taki charakter tej postaci wynika raczej ze scenariusza, i trudno tu mieć pretensje do samego Wrighta (chociaż w Bondzie, jako agent CIA - Leiter też był ciapowaty), o tyle z postacią Catwoman sprawa ma się gorzej. Okazuje się bowiem, że nie wystarczy być córką słynnej piosenkarki i słynnego piosenkarza, żeby być dobrą aktorką. No i Zoë Kravitz takową moim zdaniem nie jest. Niestety prezentuje na ekranie straszne "drewno" i tam gdzie powinny pojawić się emocje i dzikość, to tutaj nie ma nic. Nie pozostaje nic innego jak z łezką w oku wspomnieć kreacje Michelle Pfeiffer i Anne Hathaway.
Na tym tle o wiele lepiej wypadają złole. Falcone - Turturro świetny. Pingwin - Farrell (cały czas nie mogę uwierzyć, że to on) też. A Riddler Dano, to IMHO kreacja na miarę ledgerowego Jokera.
Ostateczny werdykt całości? Niech będzie * * * * - czyli bardzo dobrze.