Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 15:40:18

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1122 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 26, 27, 28, 29, 30, 31, 32 ... 75  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: sob, 27 sierpnia 2016 14:13:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
[serial]Kukułcze gniazdo (Cuckoo Nest, Two Mothers, Bbeo-kku-gi Dong-ji) ***-
Korea Południowa, 2014, 102 odcinki

Ostatnia z trzech obejrzanych przeze mnie ostatnio tasiemcowych (jak na warunki koreańskie) telenowel, jest zarazem najsłabsza z nich. Jest przy tym nietypowa, bo szybko okazuje się, że o ile zawsze dotąd oglądaliśmy w tego typu produkcjach zemstę skrzywdzonej dziewczyny na złych ludziach, tu widzimy odwet w wykonaniu groźnej, bezwzględnej wariatki, która coś sobie uroiła. To przełamanie konwencji jest największym atutem serialu i chyba głównie dlatego obejrzałem całość. Tym razem czegoś do pełnego wciągnięcia mi zabrakło, być może postaci budzących sympatię, bo obie antagonistki były mocno irytujące. Najgorsze zaś okazało się nadużywanie sygnalizowanego głośnym płaczem motywu cierpienia dziecka, o które dwie kobiety toczyły zaciętą walkę.

Serial, choć fakt, że miał 102 odcinki (czyli w którymś momencie zdecydowano się na dołożenie 2 do planowanej setki) świadczy o jego popularności, trudno jest go znaleźć w internecie. Wersja, którą oglądałem chyba tłumaczona była na angielski przez kogoś z Polski, co wnoszę po trochę specyficznym, uproszonym zapisie imion. Temu też zawdzięczałem miły fakt, że jedna z bohaterek nazywała się tu Chuja, choć powinna być Choo-ją. :)

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 27 sierpnia 2016 17:01:11 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
[serial]Last (La-seu-teu) ****
Korea Południowa, 2015, 16 odcinków

"Last" to jeden z tych seriali, które kiedyś zacząłem, by po obejrzeniu kawałka i zorientowaniu się, o co chodzi, resztę obejrzeć o wiele później i dopiero wtedy rzecz naprawdę docenić. Tak zresztą dzieje się u mnie prawie bardzo często.

"Last" to też jedna z tych historii, gdy dość szybko wiemy, jakie będzie zakończenie, nie wiemy tylko, jak do niego dojdzie. To "jak" jest zaś bardzo ciekawe i dobrze pokazane. Oto genialny finansowy oszust zostaje wrobiony przez bardziej cwanych od siebie mafiozów, przez co ląduje, dosłownie i w przenośni, na ulicy. Walczy o przetrwanie w środowisku bezdomnych ze stacji metra i okolic, by szybko zorientować się, że tworzą oni hierarchiczną, mafijną strukturę. Ta mafia oagrania wszystko - od ulicznej żebraniny do handlu organami, rządzi nią zaś ośmiu ludzi, każdy nazywany numerem, porządkującym jego miejsce w hierarchii. Jang Tae-ho zostaje ósmym, siódmym...

Dużo spektakularnych pojedynków (struktura w pewnym stopniu opiera się na upadłych bokserach), ciekawe postacie, złożona i interesująca intryga, sympatyczne figury kobiece... a w tym wszystkim też mocno chrześcijański, podkreślany przez wiarę lub nawrócenie niektórych z bohaterów charakter opowieści, w której obok walki o wpływy i przetrwanie ludzie walczą również o swoją godność.

trailer

tu można obejrzeć Last na legalu: https://www.viki.com/tv/27219c-last
i tu też Netflix

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Ostatnio zmieniony śr, 07 czerwca 2017 22:00:40 przez Budyń, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 27 sierpnia 2016 19:30:56 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
[serial] Pied Piper (pi-ri-bu-neun sa-na-i) ****
Korea Południowa, 2016, 16 odcinków

Autorów zainspirowała ta sama bajka o fleciście z Hamelin, która stała się wyjściem do horroru "The Piper". Ktoś odnajduje zdesperowanych, nie mogących poradzić sobie ze skorumpowanym koreańskim systemem i pomaga im w brawurowych, spektakularnych aktach terroru lub skromniejszych, lecz również niebezpiecznych akcjach. Każde zdarzenie przybliża ujawnienie prawdy o pożarze sprzed kilkunastu lat.

W sposób naturalny w zdarzenia angażuje się grupa policyjnych negocjatorów, wsparta przez złamaną nieudanym wykupieniem zakładników zawodową legendę. W sprawie istotną rolę odgrywa również gospodarz telewizyjnego show, który ma swoje na sumieniu.

Pierwszy odcinek, gdy jeszcze nie wiemy, co będzie się działo, sugeruje trochę inny kierunek, niż ten, w którym serial poszedł. Tak naprawdę swój maksymalny poziom "Pied Piper" osiąga gdzieś w okolicach trzeciego, czwartego odcinka - i wtedy jest już naprawdę bardzo dobrze. Widzom nie zabraknie emocji, zaś scenarzyście - pomysłu. Porwany samolot, dla którego miejsce upadku (więc i katastrofy) nieświadomi widzowie wybierają smsami, zamach na gościa z telewizyjnym studiu i wiele, wiele innych rzeczy, które uatrakcyjniają kolejny filmowy manifest, wymierzony w koreańską politykę i korupcję - takie mieszanki lubię najbardziej.

trailer

do obejrzenia na legalu

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: pt, 30 września 2016 22:09:20 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Czerwona rodzina (Red family, Boog-eun ga-jeok) ***1/2
Korea Południowa, 2012, reż. Joo-hyeong Lee

Za produkcję i scenariusz "Czerwonej rodziny" odpowiada Kim Ki-duk, na szczęście widać to tylko w kilku scenach dość ekstremalnej przemocy, które jednak nie odwracają uwagi od ogólnej wymowy filmu. Ta zaś jest zarazem smutna, jak i budująca, choć całość kończy się dość ponuro. Pierwsze kilkanaście minut zapowiada zaś raczej komedię...

Zwykła rodzina podróżuje po kraju, by zamieszkać wreszcie w domu, obok innej rodziny, z którą starszy pan i para z dorastającą córką dość szybko się zaprzyjaźnią. Wszystko normalne, zwyczajne i chwilami zabawne, tyle, że nasza czwórka będzie udawać. Przed innymi, są bowiem szpiegami z Korei Północnej, ale też przed sobą, by nie zdradzić się z uczuciami i uleganiom wpływom południowego zepsucia. Gdyby zaś jednak ulegli, każde ma na północy kogoś bliskiego, kto pozostał jako zakładnik. Jak już wiecie, robi się stopniowo coraz straszniej. Przy tym, co będzie stanowić główny ciężar i przesłanie filmu, nasi szpiedzy zaczną tęsknić za prawdziwymi relacjami rodzinnymi, obdarzą się jakimiś uczuciami i będą próbowali zostać rodziną, nawet jeśli przyjdzie im za to zapłacić najwyższą cenę.

To dość trudny film, który nie jest może arcydziełem koreańskiego kina, jednak porusza widza. Tym razem dla fanów ambitniejszych produkcji, choć i pewien potencjał komercyjny został uratowany.
trailer

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 15 października 2016 23:07:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Inside Men (nae-boo-ja-deul)****
Korea Południowa, 2015, reż. Min-Ho Woo

Powinienem napisać o tym filmie więcej, a najlepiej wcześniej obejrzeć go po raz drugi. Tylko jakoś nie mogę się zebrać z braku czasu, więc odkładam napisanie notatki, a zaległości rosną. Będzie więc, przynajmniej na razie, skromniej, niż dzieło Min-ho Woo sobie zasłużyło.

Film do kin trafił w wersji dwugodzinnej i stał się na tyle dużym przebojem, by szybko wypuszczono trzygodzinną wersję reżyserską, którą oglądaliśmy. Kino rasowe, z bandytą - łowcą talentów, który urwał się ze smyczy swoim mocodawcom i postanawia zemścić się, a przy okazji sporo namieszać już nie tylko w środowisku przestępczym, lecz i w polityce na najwyższym krajowym szczeblu. Co nie dziwi, bo politycy są tu nie mniej obrzydliwi od gangsterów, zaś jedną z ciemniejszych postaci jest dawny opozycjonista, dziś ceniony redaktor naczelny opiniotwórczego dziennika, chroniący korupcyjne powiązania władzy. Taka koreańska egzotyka.

"Inside men" to typowy przykład, jak Koreańczycy potrafią pokazać gęstą, ponurą rzeczywistość społeczno-polityczną w sposób atrakcyjny, wciągający widza, nie uciekając przy tym do spektakularnych, typowych dla filmu gangsterskiego czy thrillera scen. Dodam też, że to jeden z trzech jak dotąd koreańskich filmów, któremu moja żona daje 10/10. Ja może nie podzielam tego entuzjazmu, ale również oceniam "Inside men" wysoko. Myślę, że kiedyś skuszę się na wersję kinową i przy tej okazji wrócę do tematu.

trailer

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 15 października 2016 23:20:24 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Innocent thing (Ga-si) ***
Korea Południowa, 2014, reż. Tae-gyun Kim

Klasyczna historia: uczennica zakochuje się w przystojnym nauczycielu, uwodzi go a później niszczy mu małżeństwo i życie. Oczywiście wszystko nakręcone sprawie i poprawnie - dzieje się dużo, jest najpierw odpowiednio erotycznie, później wystarczająco dramatycznie, może nawet bardziej, niż wystarczająco, ostatnie pół godziny to kilka mocnych i oryginalnych wkładów scenarzysty w ograny patent. Można. Ale też można nie.

trailer

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Ostatnio zmieniony ndz, 16 października 2016 13:30:42 przez Budyń, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 15 października 2016 23:33:25 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Dukot ***1/2
Filipiny, 2015, reż. Paul Soriano

"Dukot" to mój pierwszy kontakt w kinem z Filipin, nie jest to natomiast jedyny film z tego kraju, noszący taki tytuł. Oglądałem produkcję zeszłoroczną, nieznaną Filmwebowi, który odnotowuje wcześniejszego "Dukota" z 2009 roku, również dramat/kryminał. O ile oczywiście ten opis jest poprawny, pewności nie mam.

W każdym razie film Soriano to historia porwania dla okupu chłopaka ze średnio zamożnej rodziny, jej walki o odzyskanie syna i złożonych relacji między ofiarą a porywaczami i porywaczy, nie do końca pewnych słuszności tego, co robią, między sobą. Ciekawy, choć niepociągnięty do końca jest wątek ojca, który uchodzi za wzór uczciwości, a jednak, gdy liczy pieniądze na okup, okazuje się, że nie o wszystkich zarobkach informował rodzinę. Ciekawa rzecz - spodziewałem się, że film z Filipin będzie czymś egzotycznym, tymczasem w slumsach, wiejskich tym razem, jakoś tej egzotyki nie zauważyłem zbyt wiele. Ot, zwykła, zdeterminowana tragedią bieda, może być filipińska, może być latynoska, polska też mogłaby być. Niemniej rzecz obejrzałem z dużym zainteresowaniem.

trailer

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 12 listopada 2016 15:07:50 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Pociąg do Pusan (Train to Busan, Boo-san-haeng) *****
Korea Południowa, 2016, reż. Sang-ho Yeon

"Train to Busan" po polsku nie może być "Pociągiem do Pusan", w związku z czym co chwila mienia się jego tytuł na Filmwebie. Na festiwalu "5 Smaków" miał być pokazany jako "Ostatni pociąg", teraz zaś, gdy ponoć wejść ma w przyszłym roku do kinowej dystrybucji, stał się "Zombie expressem". Szkoda, bo angielski tytuł zostawia widzowi pewne pole do namysłu, polski zaś spłyca film do jednego wymiaru.

O "Pociągu do Pusan" pisałem do listopadowego numeru "Nowego Państwa" dłuższy artykuł, dlatego teraz tylko sygnalizuję, że tę opowieść o podróży pełnego zombie pociągu ku katastrofie naprawdę warto obejrzeć. A czemu warto, o tym możecie przeczytać w "Nowym Państwie", albo poczekać tych kilka tygodni, nim będę mógł opublikować artykuł w sieci. Na razie wspomnę tylko, że zafundowałem sobie tę podróż dwukrotnie, by, trochę jak w przypadku "Kontrolerów" raz skupić się na wymiarze dramatycznym, a drugi raz - lżejszym, choć może nie całkiem komediowym.

trailer

artykuł z Nowego Państwa

Cytat:
Kilka miesięcy temu w koreańskich kinach zaskakującą karierę zrobił nawiązujący do tradycji „Egzorcysty” horror „Kapłani” („The priests”), o którym pisałem już na łamach „Nowego Państwa”. Wkrótce okazało się, że to nie jedyny film tego gatunku, który przebił w 2016 roku barierę 10 milionów widzów w kinach i nieźle zamieszał w koreańskim box-office. „Pociąg do Pusan” („Train to Busan”, znany również jako „Ostatni pociąg”) Yeon Sang-Ho porwał w niezwykłą i krwawą podróż najpierw widzów krajowych, później również zagranicznych, by doprowadzić do amerykańsko-francuskiego wyścigu o prawo do realizacji zachodniej wersji tego niesamowitego obrazu.
Pusan (międzynarodowa transkrypcja z koreańskiego – Busan) to druga co do wielkości koreańska metropolia, licząca ponad trzy i pół miliona mieszkańców. Miasto jest głównym portem Korei Południowej, centrum wymiany handlowej z Japonią i atrakcją turystyczną. Pusan odegrało swoją rolę w historii Półwyspu Koreańskiego i całego świata, gdy w 1950 roku stało się ostatnim skrawkiem kraju, nie zajętym przez wojska komunistyczne, następnie zaś punktem, z którego Koreańczycy wraz z Amerykanami i siłami ONZ odzyskiwanie gruntu. Położenie miasta naraża je na klęski żywiołowe. Ostatni tajfun nawiedził Pusan na początku października. Co znaczące, gdy na Twitterze pojawiły się wpisy, opatrzone hasłem #PrayForBusan („Modlitwa za Pusan”) bardzo wiele osób nawiązywało do głośnego już wówczas filmu. „Jak szybko <<Pociąg do Pusan>> zmienił się w <<Modlitwę za Pusan>>” brzmiał chyba najbardziej poruszający dla mnie tweet. Na co dzień, przynajmniej dla turystów, Pusan to złote, w nocy zaś podświetlane na wiele kolorów plaże, zdające się wyrastać prosto z oceanu jarzące się tysiącami świateł nowoczesne wieżowce i wyjątkowej urody Diamentowy Most. Teza, że koreański port jest najpiękniejszym miastem na świecie znajduje wielu oddanych zwolenników. Oglądając wielobarwne zdjęcia, nietrudno nie odmówić im pewnych racji. Tytułowy pociąg nigdy jednak do Pusan nie dojedzie…
Nim jednak do niego wrócimy, warto przypomnieć inny film, „Haeundae”, poza granicami Korei znany jako „Tsunami”, w reżyserii Yoon Je-kyoona. Niszczycielska fala dociera tu do tytułowej Haeundae, nadmorskiej dzielnicy Pusan. Potężne fale przewalają się przez miasto, by spaść na ulice razem z powodzią szkła i odłamków. Dla samej sceny ataku żywiołu warto obejrzeć film z 2009 roku, w którym główną rolę gra Ha Ji-won, polskim widzom znana przede wszystkim z roli cesarzowej Ki. Gdy grana przez nią Gang Yeon-heui walczy, by nie utonąć w płynącej portową ulicą rzece błota, inny z bohaterów walczy o przetrwanie na wspomnianym Diamentowym Moście i choć akurat ten fragment posiada duży potencjał komiczny (tak łączyć te dwa odległe elementy potrafią chyba tylko Azjaci), scena zagłady wspaniałej perły architektury robi piorunujące wrażenie.
Siłą koreańskiego kina jest swoista międzygatunkowość. „Pociąg do Pusan” na swój sposób jest filmem katastroficznym. Oglądamy bohaterów, którzy uwięzieni na niewielkiej, choć ruchomej, przestrzeni stawić muszą czoła klęsce żywiołowej. Widzimy zderzenia różnych typów charakterów i obserwujemy przemianę bohaterów. Egoizm zmienia się w przyjaźń, lub eksploduje w sposób przerażający niemniej od rozgrywającej się w koło rzezi, powstają więzi między obcymi sobie dotąd ludźmi. Gardzący specjalistą od funduszy prosty, lecz poczciwy osiłek powierzy mu pod opiekę swoją ciężarną żonę, sam opiekując się przez spory fragment filmu jego małą córeczką. Chłopak ze szkolnej drużyny baseballowej w obliczu narastającej grozy z pełnym poświęceniem pokocha obojętną mu dotąd namolną cheerleaderkę. Ale akurat elementów szkolnego, czy jakiegokolwiek innego romansu tu nie znajdziemy.
Plakat „Pociągu do Pusan” na pierwszym planie przedstawia uciekających pośród płonącego dworca bohaterów. Dopiero po chwili zauważyć można, że prawdziwym zagrożeniem nie jest ogień, lecz dziwne postacie, kryjące się kilkanaście kroków za nimi. Tu dochodzimy do sprawy najważniejszej – „Train to Busan” to film o zombie. Siłacz (grany przez jednego z bardziej charakterystycznych koreańskich aktorów, Ma Dong-seoka) z pyskatą żoną w ciąży, biały kołnierzyk świeżo po rozwodzie, w przeddzień urodzin córeczki wiozący ją na spotkanie z matką, szkolna drużyna z jedną fanką i cała galeria innych postaci, z których ważną rolę odegrają jeszcze tajemniczy mężczyzna o wyglądzie bezdomnego i dwie siostry na emeryturze, spotkają się na pokładzie supernowoczesnego, eleganckiego pociągu, przemierzającego Koreę. Gdy tylko bohaterowie znajdą się w przedziałach, a pociąg ruszy, dziewczynka zauważy, że na peronie ktoś rzucił się na człowieka i przegryzł mu gardło, jednak nikt poza nią nie zwróci na to uwagi. Obrazy za oknem zmieniają się przecież tak szybko…
Pierwsza zarażona przedostanie się do składu jeszcze na dworcu, tuż przed gwizdkiem konduktora, by gdzieś w przejściu między wagonami stracić resztę człowieczeństwa i zabić przerażoną jej stanem stewardessę. Później zagłada rozpędzi się niczym sam pociąg, obejmując kolejne wagony. Pierwszy dworzec na trasie, mający być wybawieniem, okazuje się jedynie przypieczętowaniem koszmaru – na zewnątrz zainfekowani są już wszyscy. Wściekli, pokrwawieni, agresywni i przeraźliwie bezmyślni polują na nielicznych ocalałych, którzy po ugryzieniu dołączają do tej upiornej armii. Wszystko rozgrywa się w znanym schemacie, jednak siła filmu tkwi we wszystkim, co zostało do niego dobudowane – w dużym rozmachu, ciekawym i wiarygodnym tle psychologicznym bohaterów, grze na emocjach widza, która, mimo uciekania się do ogranych chwytów (kto nie będzie kibicować małej dziewczynce otoczonej przez monstra?) wciąga i każe wybaczyć to, co w filmie wtórne. Niektórzy bohaterowie będą skłonni do poświęceń, nawet tych największych. Kilku z nich, jak biały kołnierzyk, dopiero w trakcie szaleńczej jazdy w sobie tę skłonność wyrobi. Ważną, choć rzadko pokazywaną figurą będzie konduktor, jak możemy się domyślać, chrześcijanin (w jednej z końcowych scen polecający ocalałych podróżnych Bożej opiece), do końca odpowiedzialny za swoich pasażerów. Nie zabraknie też czarnego charakteru, pewnego siebie szefa firmy transportowej, który dla zyskaniu kilku minut przewagi nad żywymi trupami, gotów jest poświęcić życie każdego, kto znajdzie się w zasięgu ręki.
Krytycy (trzeba przyznać, że nieliczni) nazywają „Pociąg…” „<<Snowpiercerem>> z zombie”. Faktycznie, nie sposób uciec od pewnych skojarzeń z międzynarodowym przebojem z 2013 roku w reżyserii Koreańczyka Bong Joon-ho. Film Bonga, zrealizowany na podstawie komiksu, opowiadał o pociągu, w którym jedyni ocaleni ludzie podróżowali przez świat skuty lodem, zaś ich pociąg stał się własnym światem-miniaturą, podzielonym na kasty, z własnym aparatem terroru, autorytarną władzą, quasi-religijnym kultem jednostki i podskórną rebelią. U Yeon Sang-Ho tego wszystkiego nie ma, mamy jednak kojarzące się ze „Snowpiercerem” sceny przedzierania się przez kolejne wagony, pełne tym razem nie zbrojnych sił władzy, lecz krwiożerczych zombie. „Train to Busan” zbiera zresztą lepsze recenzje, może dlatego, że nie jest tak nachalnie promowany poprzez porównanie do światowych arcydzieł, takich, jak „Łowca androidów” i „Matrix”.
Chyba bardziej doceniony został u nas inny film Bog Yoon-ho, „Potwór”, często przypominany przez telewizję monster movie, który ze „Snowpiercerem” łączy istotny element obsady, w obu obrazach para Kang Ho-song i Ko Ah-sung występuje jako ojciec i córka, tyle, że w drugim, międzynarodowym filmie są oni jedynymi widocznymi dłużej na ekranie aktorami z Korei. „Potwór” był również, w przeciwieństwie do „Snowpiercera” dziełem autentycznie przełomowym, bardzo popularnym w swoim regionie świata i zdecydowanym rekordzistą kinowej frekwencji w swojej ojczyźnie. Być może swą popularność zawdzięczał połączeniu horroru z poruszającą opowieścią o więziach rodzinnych, lecz także krytyką przemian społecznych w Korei i politycznej oraz militarnej zależności od Amerykanów.
Ten ostatni wątek mocno eksploatuje inny koreański przebój, mniej u nas znana „Grypa” (Tytuł koreański „Gam-gi”, tytuł międzynarodowy „Flu”) Kima Sung-su. W tym filmie, noszącym zresztą pewne cechy propagandy, przystojny i mądry prezydent swój naród ochronić musi nie tylko przed zbierającą śmiertelne żniwo chorobą, lecz również przez Amerykanami, wysyłającymi na chorych bombowce, by uniemożliwić rozprzestrzenianie się wirusa. „Grypa” robi wrażenie, czasami wychodzi w niej swoista azjatycka bezkompromisowość, nie wydaje mi się, by zachodni twórcy zdecydowali się na niektóre, co bardziej nieprzyjemne sceny, jest to jednak inna liga, niż „Tsunami” czy „Pociąg do Pusan”. Bliżej jej do innego koreańskiego dramatu katastroficznego, „Yeongasi” (na Zachodzie pod tytułem „Deranged”, czyli „Obłąkani”) Parka Yeong-woo. Park kreśli obraz kraju, pustoszonego przez zmutowanego zwierzęcego pasożyta atakującego i zabijającego ludzi, wyhodowanego przez grupę chciwych naukowców z zamkniętego ośrodka badawczego korporacji farmaceutycznej.
Jeśli jednak szukać odniesień kolejowych, „Pociąg do Pusan” budzi skojarzenia z jeszcze jednym, poza „Snowpiercerem”, filmem. To, wydany wiele lat temu również w Polsce, na fali chwilowego zainteresowania azjatyckim horrorem, wywołanego przez „Ringu”, horror „Redeye” (2005, reż. Kim Dong-bin). Ten trochę zapomniany obraz przywodził na myśl kolejowe opowiadania naszego własnego przedwojennego prekursora horroru, Stefana Grabińskiego. Pociąg, którego jeden z wagonów przed laty brał udział w katastrofie kolejowej, wyrusza w swój ostatni kurs. Jako stewardessa zaczyna w nim prace dziewczyna, której ojciec zginął w tamtym wypadku. Nowoczesne wagony stopniowo zmieniają się w czarne, wypalone blaszane pudła, a żywi pasażerowie mieszają się z duchami ofiar. Historia sprzed lat nie znalazła bowiem dotąd jeszcze swojego zakończenia.
Koreańczykom przytrafiły się też wcześniej dwie bardzo dobre etiudy na temat zombie, znakomita satyra społeczna „Brave new world” Yim Il-sunga, współtworząca film „Księga zagłady” („Doomsday Book”, 2012), będąca zresztą czymś w rodzaju koreańskiego kina w pigułce i rasowy horror „Ambulans w strefie śmierci” braci Kim ze zbioru nowel filmowych „Horror stories”. Wróćmy jednak do naszego pociągu, pełnego zombie.
„Pociąg do Pusan” to fabularny debiut Yeon Sang-ho, reżysera, wcześniej specjalizującego się w ponurych krótko- i pełnometrażowych animacji, z których warto zwrócić uwagę na film „The Fake” z 2013 roku, opowieści o mieszkańcach małej wsi, oszukanych przez fałszywą wspólnotę religijną. Z pierwszego zmierzenia się z pracą za kamerą i z żywymi aktorami Yeon wyszedł zwycięsko, jednak uzupełnił główny film animowanym prequelem „Seul Station”, który w kinach pojawił się już miesiąc po premierze „Pociągu”. Wielka popularność tego ostatniego pozwala mieć nadzieję, że zobaczymy kiedyś ten film również w Polsce, zanim jeszcze wezmą się za niego zachodnie kinematografie. Czy są Państwo gotowi na tę podróż?

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Ostatnio zmieniony ndz, 12 lutego 2017 01:02:26 przez Budyń, łącznie zmieniany 1 raz

Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 12 listopada 2016 15:26:06 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Wyznanie (2015) (Confession 2015, Go-baek) **
Korea Południowa 2015, reż. Yeong-bae Jeong

Facet próbuje odzyskać pamięć po wypadku, jest pod opieką kochającej żony, ale coś mu się nie zgadza. Jakaś kochanka (jego), jakiś kochanek (jej), jakaś majacząca na horyzoncie zbrodnia z przeszłości... Film przez większą część czasu trwania jest zbyt powolny, a przez to nudny, na końcu natomiast staje się na siłę udziwniony, zbyt skomplikowany dla mocno już śpiącego widza. Szkoda o tyle, że od strony wizualnej zrobiony jest dość ciekawie, można by zaryzykować stwierdzenie, że forma zdecydowanie przerasta treść. Widać to też po złudnym, obiecującym zupełnie inny film trailerze. Mimo wszystko dla mnie był to raczej czas stracony.

trailer

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 12 listopada 2016 16:00:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Służąca (The Hadmaiden, Ah-ga-ssi) ***1/2
Korea Południowa, 2016, reż. Chan-wook Park

Kolejny film Park Chan-wooka, kolejne wielkie wydarzenie i kolejny raz to samo zmartwienie, bo doceniam, ale subiektywnie jestem jednak sceptyczny. Nie wiem, za bardzo, jak mam "Służącą" ocenić. Jak wszystkie dzieła tego reżysera, wszystko jest tu mistrzowskie, dopracowane i na najwyższym poziomie artystycznym, nie byłbym uczciwy, tego nie dostrzegając. Tyle, że znów niezbyt podoba mi się historia i jej wymowa. Sprytne dziewczęta, które mają paść ofiarą złych, sadystycznych facetów i, jak na złość, postanawiają się odegrać. A więc "girl power", kobieca niezależność, którą oczywiście trzeba mocno podlać nużącą i dla mnie raczej odpychającą, na ogół lesbijską erotyką - tak, jakby prawdziwym odbiorcą filmu miał być jego najbardziej odrzucający bohater. Coś, jak w tym ogłoszeniu z kawału "Skandal! Jak długo jeszcze działać będzie dom publiczny na ulicy takiej a takiej, dzwonić trzy razy".

"Służąca" (oryginalny zwrot jest bardziej pojemny, agaszi to coś w rodzaju "panienki", bez zabarwienia erotycznego, jeden z tysiąca koreańskich zwrotów osobowych) to film na motywach "Złodziejki" Sary Waters. Opowieść przeniesiona została do okupowanej przez Japończyków Korei, której ostatnio w filmach koreańskich bardzo dużo, i ogólnie stała się dość azjatycka. Jak już wspomniałem, wszystko jest tu równocześnie wyestetyzowane i odpychające. Fani reżysera będą zachwyceni, mnie jednak trochę wymęczyło. Skróciłbym to arcydzieło o jakieś półgodziny, najchętniej kosztem tego, co na pewno najbardziej będzie przyciągać widzów do kin, czyli erotyki. Bo to leci w kinach, choć trochę kazano czekać. Wcześniej pokazano "Służącą" na otwarciu Warsaw Korean Film Festival i trzeba odnotować, że reakcje były bardzo różne, zwłaszcza osób, które nie wiedziały, na co przyszły.

polski zwiastun

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 13 listopada 2016 15:30:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
A byłeś teraz na tym w kinie?

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 13 listopada 2016 20:48:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Tak, na wspomnianym otwarciu WKFF

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 29 listopada 2016 21:27:12 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Renegaci czasu (Si-gan-i-tal-ja, Time Renegades) **1/2
Korea Południowa, 2016, reż. Jae-young Kwak

Dziwny film, który długo, bo ze dwa lata, czekał na kinową premierę. Pierwszych kilka minut wydaje się być całkiem obiecujących, ale potem jest już dziwnie słabo. Koreańczycy bardzo lubią wątek komunikacji w czasie - pojawiły się już kontakty w odstępie lat lub dziesięcioleci przez zwykłe lub policyjne radio, a także telefon komórkowy (po kolei: "Ditto", serial "Signal" i opisany tu zeszłoroczny "Telefon"), tu zaś policjantowi z roku 2015 regularnie śni się nauczyciel z roku 1983. Ten z przeszłości opowiada swoim kolegom o cudach w rodzaju komórek, co kilku scenom nadaje posmak banalnej komedii, ten drugi widzi w tym czasie serie zbrodni, które próbuje za pomocą nauczyciela powstrzymać. Oczywiście zależy od tego życie obu. Bywa to nawet dość dramatyczne, przede wszystkim jednak jest oklepane. Coś nie chce wyjść, a do tego całość od strony technicznej jakoś tajemniczo nie domaga, wygląda to na film o wiele straszy, niż jest w rzeczywistości, co miałoby sens w przypadku scen sprzed 33 lat, ale już nie tych współczesnych. Co o tyle zaskakuje, ze to film reżysera kilku wielkich, komercyjnych przebojów, takich jak "My sassy girl" czy "Podmuch wiatru"

trailer

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 29 listopada 2016 21:54:31 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Obrazek
Ostatnia księżniczka (The Last Princess, Deok-hye-ong-joo) ****
Korea Południowa, 2016, Jin-ho Hur

Na fali popularności "Assassination" (które, jako "Zabójstwo" doczekało się niedawno polskiej premiery kinowej, która potwierdziła moje wcześniejsze wrażenia i bardzo wysoką ocenę tamtego filmu) zaczeły w Korei powstawać kolejne filmy, odwołujące się do dramatycznych relacji z Japonią w I połowie Xx wieku. "Ostatnia księżniczka" to film, który na pewno bardzo poruszy Koreańczyków, obawiam się natomiast, że ma tak wielkiego potencjału, jeśli chodzi o zagranicznego widza. Jest to jednak kawał dobrego kina, opowiadającego opartą na faktach i przeraźliwie smutną historię. Piękna Son Ye-jin gra tu księżniczkę Deokhye, ostatnią z cesarskiego rodu dynastii Joseon, która, zdradzona przez najbliższych trafia do Japonii. Krótki wyjazd okazuje się być wieloletnim wygnaniem, zaś księżniczka, początkowo będąca ikoną walczących o niepodległość Koreańczyków jest coraz bardziej osamotniona, co ostatecznie, pomimo szczerych uczuć narzuconego jej japońskiego męża, prowadzi ją do choroby psychicznej i fizycznego wyniszczenia. Nawet odzyskanie przez jej kraj niepodległości nie zmieni jej tragicznej sytuacji...

Nie jestem Koreańczykiem i patrząc na tę historię bez patriotycznych wzruszeń, oceniam rzecz wysoko, lecz nie najwyżej. Nie ejst to arcydzieło, niemniej to dobry, choć szalenie przygnębiający film.

Męczy mnie od jego obejrzenia podobieństwo jednej ze scen do fragmentu "W pierścieniu ognia". Przemawiająca narzuconymi słowami do koreańskich pół-niewolników Deokhye jest bardzo podobna do Katniss podczas zwycięskiego tour po dystryktach. A może tylko opowieść z niedawnego amerykańskiego przeboju powtórzyła (zapewne bezwiednie) kawałek prawdziwej historii sprzed kilkudziesięciu lat?

trailer

tu do obejrzenia w dobrej jakości (angielskie napisy) http://kissasian.com/Drama/The-Last-Princess

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 27 grudnia 2016 23:54:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 16:00:25
Posty: 22845
Gwiazda szeptów (Whispering Star, Hiso Hiso Boshi) ***
Japonia, 2015, reż. Sion Sono

To jeden z tych filmów, które tak naprawdę trudno ocenić. Zdjęcia na 10, klimat na 10, jako wydarzenie artystyczne, czy wręcz poetyckie - na 10. Ale z punktu widzenia widza, siedzącego praktycznie w absolutnej ciszy przez ponad półtorej godziny, będzie to wygladało różnie. Pomysł zaś, choć ciekawy, w pełni można zamknąć w 40, góra 60 minut. Oto bowiem kobieta-android (choć tego ostatniego, wbrew różnym streszczeniom, nie jestem pewien) w swojej ciekawej, raczej archaicznej, niż futurystycznej rakiecie, po całym kosmosie rozwozi paczki do ostatnich ocalałych ludzi. Jako plenery Sono wykorzystał post-apokaliptyczny w znaczeniu dosłownym krajobraz po wybuchu elektrowni Fukushima.

Kłopot w tym, że nudę i powtarzalność dni, tygodni i miesięcy w podróży ukazać postanowił bardzo dosłownie, poprzez dłużące się kopie takich samych sekwencji zdarzeń. Akcji nie ma tu za wiele, dialogów i muzyki też, kolory widzimy przez kilka sekund. "Nudne arcydzieło"? Brzmi to jak oksymoron, ale w tym przypadku pasuje, jak rzadko kiedy. Polecam trailer, w którym wyciągnięto chyba wszystko, co najistotniejsze.

trailer

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 1122 ]  Przejdź na stronę Poprzednia  1 ... 26, 27, 28, 29, 30, 31, 32 ... 75  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 26 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group