Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest śr, 24 kwietnia 2024 00:58:38

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 7 ] 
Autor Wiadomość
PostWysłany: pn, 08 kwietnia 2024 23:24:40 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25389
Nie bardzo wiedziałem, jak podejść do tematu tego nowego festiwalu na stołecznej scenie, bo wydaje się tak ogromną inicjatywą, że pozostaje tylko mieć nadzieję, że przetrwa...

Jeżeli ktoś się nie zetknął: 8-dniowy festiwal filmów przeróżnych (jest ich w sumie sto kilkadziesiąt), pogrupowanych w 20 sekcji. Rozstaw jest taki, że można obejrzeć Teksańską masakrę piłą mechaniczną w kinie o północy, a dwa dni później iść do Teatru Wielkiego na seans Amadeusza z muzyką na żywo (nie bardzo sobie to wyobrażam, ale tak właśnie ma być).

Przedstawienie, co tam grają, przerasta moje możliwości dalece, więc proszę sobie ewentualnie samemu zajrzeć tu i kombinować.

Tymczasem dzisiaj za nami wydarzenie, które ma wszelkie szanse na kulturalny numer jeden całego roku. Formalnie - otwarcie Festiwalu:
Męczeństwo Joanny D'Arc, reż. Carl Theodor Dreyer, w roli głównej Renee Falconetti, seans w Filharmonii, z nową, premierowo wykonaną, PRZEPIĘKNĄ (!) muzyką na orkiestrę i chór, i organy (wspaniale grały). Widziałem ten film wcześniej tylko na youtubie, a i tak sugestie, że może to najlepszy film, jaki kiedykolwiek zrobiono, przyjmowałem bez sceptycyzmu. Przed seansem trochę kręciliśmy nosami, że ekran za mały, że prześwitują przez niego organy a w wizję wchodzą te takie druty, na których trzymają się mikrofony nad salą.
Ale kiedy tylko się zaczęło, wszystko przestało grać jakąkolwiek rolę, bo każda sekunda tego filmu mnie hipnotyzuje i nawet ta wspaniała armia muzyków gdzieś mi zginęła z pola widzenia. Dobrze, że na koniec - już na napisie "FIN" - zagrali jeszcze główny temat i to dość rozbudowany; można było skupić się wtedy tylko na muzyce, a potem bić im gromkie brawa. Tak po filmie byłoby aż głupio, jakby bić brawo w Wielki Piątek na koniec liturgii...

Ciąg dalszy powinien nastąpić we środę późnym wieczorem. Stop Making Sense.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: wt, 16 kwietnia 2024 23:21:48 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 23 marca 2009 00:43:52
Posty: 14
Męczeństwo Joanny D'Arc Dreyera to jeden z najmocniejszych filmów w światowej kinematografii. To musiało robić wrażenie zobaczyć całość na dużym ekranie - oczy Marii Falconetti musiały mieć chyba z 3 metry :wink:

Byłem na Timelessie w tę niedzielę, na Czerwonych Trzewikach (1948). ABSOLUTNIE KOSMICZNA SCENA Z SEKWENCJĄ TAŃCA, którą pod względem wizualnym przyrównałbym do wiadomej sekwencji z podróżą Bowmana z Odyseji Kosmicznej. Błyskotliwe dialogi, niespodziewane zakończenie oraz pewna dwoistość narracyjna, gdyż film ten został mocno zanurzony w baśni Andersena i jego symbolika oddziałuje na fabułę.
Bardzo Chazelle'owy, ja tutaj dostrzegłem mnóstwo La La Landu, ale też Whiplasha.
Pomimo wiekowego rocznika zdecydowanie warto było zobaczyć na wielkim ekranie, gdyż scenografia jak to u Powella i Pressburgera jest niesamowita w swojej teatralności (co ciekawe ich scenografie w swoim duchu patronowały ubiegłemu rokowi oscarowemu, gdyż zarówno twórcy Biednych Istot jak i Barbie wskazują filmy ww. panów jako inspirację dla swoich scenografii).
No i całość to jest taki piękny technicolor w całej swojej złotej glorii - tylko lepszy, bo odnowiony przez niejakiego Martina Scorsese!

Sala była pełna, ale nie wiem czy to nie dlatego, że seans dotyczył najbardziej znanego filmu Archerów, którym jednak sam Timeless poświęcił sporo repertuaru.

Ciekawy jestem jak wypadła Żegnaj Moja Konkubino - ten film tak jak Czerwone Trzewiki opowiada o tańcu, ale hoho - co to jest za taniec!


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 20 kwietnia 2024 13:24:58 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25389
Dzień dobry :-) Piękny powrót na forum po latach!

Nie wiem, jak wypadła Konkubina, ale ja wypadłem z niej z dość dużym hukiem - niestety dopiero po jakichś dwóch godzinach, a co najmniej po pół godzinie filmu wiedziałem, że powinienem wyjść. Powiem tylko tyle: film pozostawił mnie z dramatycznym poczuciem kulturowej obcości; a może lepiej: traumatycznym poczuciem kulturowej wrogości. Więcej prawdopodobnie lepiej, żebym nie dodawał.

Czerwone trzewiki, jak i w ogóle twórczość w/wym Panów, którzy byli niewątpliwie jednymi z bohaterów Festiwalu, jest mi całkowicie nieznana. W czasach, gdy najbardziej poznawałem kino, i teoretycznie, i praktycznie, prawdopodobnie Polska była jeszcze przed odkryciem ich istnienia ;-) a jakoś później też nie dotarłem. Na Trzewiki poszedłbym i spotkalibyśmy się w tę niedzielę, ale byłem poza Warszawą.

Natomiast:
Crazy pisze:
Ciąg dalszy powinien nastąpić we środę późnym wieczorem. Stop Making Sense.

tamten ciąg dalszy indeed wystąpił i przyniósł dużą satysfakcję. Więcej - o ile się zbiorę - napiszę w wątku o zespole.

Teoretycznie byłem jeszcze na seansie pt. "Dziesiątka Jerzego Armaty", który był wyborem 10 krótkich polskich filmów animowanych z ostatnich dekad XX wieku. Wydaje się, że mogła to być świetna rzecz i duża okazja, żeby obejrzeć coś nietypowego. Niestety moja kondycja była tamtego wieczora gorsza, niż zła, i nie mogę powiedzieć, abym cokolwiek z seansu wyniósł - oprócz przekonania, że chciałbym poszukać tych filmów gdzieś w sieci (może są na 35 mm?) i spróbować ich jeszcze raz.

Na koniec dodam, że dwoje znajomych było na Amadeuszu z Mozartem jako dyrygentem i ich opowieści rozpaliły mą wyobraźnię ;-) Myślę, że to też było takie wydarzenie kulturalne, które potem staje się wydarzeniem numer jeden roku. Myślę, że było cudownie, a każde obejrzenie trailera przypominało mi, jak cholernie dobrym filmem jest Amadeusz (mimo że nie należy do moich osobistych ulubieńców - ale Wielkość Kina się w tym filmie uobecnia!).
Ale nie zamieniłbym Joanny na tego Amadeusza, nigdy :!:

Organizatorzy podziękowali za pierwszą edycję festiwalu - to co, chyba trzeba szykować ten urlop na za rok? ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: sob, 20 kwietnia 2024 22:26:57 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
czw, 11 listopada 2004 17:00:25
Posty: 22877
Marta była chyba na czymś jeszcze, ja natomiast dałem się namówić na "Toksycznego mściciela" i bardzo się z tego cieszę. Zwłaszcza, że chyba poprzednio ten film oglądałem tak w 50% zdolności poznawczych i go jakoś bardzo nie doceniłem.

_________________
Mężczyzna pracujący tam powiedział:

- Z pańskim forum jest wszystko w porządku.


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 kwietnia 2024 10:37:03 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 23 marca 2009 00:43:52
Posty: 14
Dzień dobry! Bardzo się cieszę z zastanych okoliczności przyrody :wink: #Timelessconnectingpeople :!:

Od Konkubiny bardzo łatwo się odbić. Parę lat temu w ramach wyjazdu do Pekinu zaaplikowałem sobie potężną dawkę chińskiego kina, przerabiając m. in. całą filmografię Zhanga Yimou, czy Wong Kar-Waia. Konkubina wywołała u mnie najsilniejsze wrażenie owego wyobcowania kulturowego, o którym piszesz.

Trudno się temu dziwić - pekińska opera, prezentowana taka jaka jest, z całym swoim dobrodziejstwem inwentarza oraz pełnym formalizmem. To nie jest Ostatni Cesarz w produkcji włosko-francusko-brytyjskiej z Peterem O'Toolem i muzyką Byrne'a z Talking Heads. To film od Chińczyków dla Chińczyków. Paradoksalnie Chińczycy są ostatnimi osobami mogącymi Konkubinę zobaczyć, gdyż jest ona u nich do dziś zakazana.

Mimo tego "wysokiego progu wejścia kulturowego" znajduję tutaj sporo uniwersalizmu w prezentacji opresyjności systemu na płaszczyźnie pół wieku. I pod tym względem ten film może być najbardziej czytelny dla.... polskiego widza. XX-wieczna historia Polski oraz Chin ma sporo analogii (okupacja japońska w trakcie II wojny połączona z rzezią nankińską, potem dziesiątki lat głębokiej zanurzenia w komunizmie z jego wpływem na ówczesną kulturę obu krajów). [SPOILER] Komunizm jest ukazany jako system niszczący indywidualizm, gdzie jednostka dopuszcza się zdrady, by przetrwać. W przypadku bohaterów oznacza to zdradę wobec żony, przyjaciela i swoich ideałów. [SPOILER END]. Może przy następnej okazji lepiej wejdzie :wink:

Również w życiu nie zamienię Joanny na Amadeusza. Oba filmy oglądałem ok. 16 lat temu. Aśka wypaliła w mojej głowie obrazy, które do dziś się utrzymują (łza, mucha, koło), natomiast maestro to dla mnie takie zakurzone pianino, do którego chętnie wrócę, gdyż głównie pamiętam jokerowy śmiech głównego bohatera.

Stop Making Sense jeszcze nigdy nie oglądałem, z przyjemnością przeczytam wpis w wątku TH. Pokazy krótkometrażowych filmów animowanych to świetna inicjatywa. Byłem kiedyś na takim pokazie z animacjami zagranicznymi, które zostały nominowane do oscara w 2020 r. i muszę stwierdzić, że było to jedno z moich lepszych doświadczeń kinowych. Ani chwili nudy, zwłaszcza że te produkcje całkowicie różniły się między sobą zarówno pod względem samego stylu animacji, czy techniki (poklatkowa, czy klasyczna kreska 2D wyjątkowo robiona przez... Pixara!), ale również rozstrzału tonalnego (jedna produkcja dostarczyła śmiechu, inna łez a jeszcze inna przerażenia). Szczególnie tutaj polecam francuski Memorable (2019 r.), po polsku "Niezapomniana" - bez problemu do obejrzenia online :wink:

Czy w kompilacji Armaty znalazł się Bagiński ? :)


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 kwietnia 2024 11:30:26 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 22:37:55
Posty: 25389
Khelben Czarnokij pisze:
Byłem kiedyś na takim pokazie z animacjami zagranicznymi, które zostały nominowane do oscara w 2020 r. i muszę stwierdzić, że było to jedno z moich lepszych doświadczeń kinowych. Ani chwili nudy, zwłaszcza że te produkcje całkowicie różniły się między sobą zarówno pod względem samego stylu animacji, czy techniki (poklatkowa, czy klasyczna kreska 2D wyjątkowo robiona przez... Pixara!), ale również rozstrzału tonalnego (jedna produkcja dostarczyła śmiechu, inna łez a jeszcze inna przerażenia). Szczególnie tutaj polecam francuski Memorable (2019 r.), po polsku "Niezapomniana" - bez problemu do obejrzenia online

Wygląda na to, że byliśmy na tym samym pokazie (a przynajmniej zestawie)! Memorable również nam (nomen omen) zapadło w pamięć, czemu dałem wyraz --> tu.

Z Konkubiną pewnie masz rację w tym wszystkim, co piszesz. Z japońskich też wolę Kurosawę i Miyazakiego, bo są "japońscy dla Europejczyków", niż Ozu czy Mizoguchiego, których zresztą poznałem bardzo szczątkowo, ale te szczątki nigdy mnie nie wciągnęły tak naprawdę - może też zbyt "prawdziwie" japońskie?

Ale Amadeusza sobie odkurz, z orkiestrą czy bez. Od pierwszej sceny, tej w psychiatryku, ze starym Salierim i księdzem, czuć że to będzie wybitne. I to właśnie nie Moh-zart ze swoim głupawym śmiechem jest tu najważniejszy - wszystko, co najlepsze w tym filmie idzie od Salieriego.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
PostWysłany: ndz, 21 kwietnia 2024 13:17:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
pn, 23 marca 2009 00:43:52
Posty: 14
Taaaak!! Byliśmy na tym samym, ale super! Nie sądziłem, że z kimś kiedyś porozmawiam o tym filmie :D

Zapomniałem o tej dyrygującej wiewiórce, wspaniałe niecałe 2 minuty.

Z kina japońskiego Kurosawa to w ogóle ewenement. W pewnym sensie on jest bardziej zachodni niż wschodni. Jego idolem reżyserskim pozostawał John Ford, a same klasyki kina europejskiego/amerykańskiego, które każdy z nas zna i lubi są mocno osadzone w Kurosawie. Scena wesela w Ojcu Chrzestnym jest zainspirowana The Bad Sleep Well (1960) Akiry. W Wyspie Psów Wesa Andersona leci muzyka z 7 Samurajów. O zrzynce Yojimbo w Za Garść Dolarów każdy wie (co skończyło się procesem między Kurosawą a Sergio Leone - chciałbym tam siedzieć na rozprawie :D), a Gwiezdnych Wojen nie byłoby gdyby nie Ukryta Forteca. Samo 7 Samurajów przecież wytyczyło tyle schematów kina przygodowego i akcji, nawet w kinie superbohaterskim (Zack Snyder o Lidze Sprawiedliwości: "We had to 7 Samurai these heroes").
Pytanie więc na ile Kurosawa jest europejski, a na ile widzowie europejscy są podświadomie wychowani przez filtr wrażliwości Kurosawy ;)

No ale Akira to też najbardziej przystępny z "ambitnych reżyserów". Dostajemy opowieści o zdradzie, miłości, honorze, poświęceniu. Nierzadko oparte na Szekspirze. Pełne humoru i pamiętnych scen. To nie jest Persona Bergmana albo jakieś slow cinema.

Z Miyazakim mamy o tyle ciekawą sytuację, że jego najbardziej znany film na zachodzie został osadzony w hermetycznej mitologii japońskiej. Ale może nam łatwiej przyjąć tę dziwność azjatycką, gdy została ona przefiltrowana przez wybieg "dziewczynka przechodzi do fantastycznego świata, gdzie widz, tak jak ona, nie wie co się dzieje". Zresztą podobnie jest w być może już ostatnim filmie Miyazakiego Chłopiec i Czapla, który fabularnie stanowi największe wyzwanie z dzieł rzeczonego pana.

Amadeusz trafia na listę do obejrzenia ;)


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 7 ] 

Strefa czasowa UTC+1godz. [letni]



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
cron
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group