Ultima Thule

Forum fanów Armii i 2TM2,3
Dzisiaj jest czw, 28 marca 2024 15:08:23

Strefa czasowa UTC+1godz.




Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 18 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna
Autor Wiadomość
PostWysłany: sob, 26 marca 2005 15:05:23 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Tytuł wątku po angielsku, żeby było wiadomo, że o film chodzi.
Film zrobiony w 1977 roku przez Franco Zefirellego, film telewizyjny, o ile wiem nigdy nie wystapił w wersji kinowej, w czterech częściach po 1,5 godziny a więc razem sześć.
Film przedstawiający całą historię życia Jezusa od zwiastowania po ostatnie pożegnanie z Apostołami.

Film, który jest najlepszym filmem, jaki widziałem w życiu.

Gdyby miał powiedzieć - dlaczego, mógłbym pójść w różne strony. Mógłbym zacząć od peanu na cześć jego zalet filmowych, ale mam poczucie, że to nie to chodzi.
Widzę wielkość filmu w dwóch rzeczach.

Po pierwsze ten film jest chodzącą Ewangelią. Zarówno ze względu na dosłowność jak i wymowę. Z jednej strony jest po prostu ekranizacją ewangelii, wszystkich czterech po trochu, bohaterowie mówią słowami z ewangelii itp. Z drugiej wydaje mi się, że jak żaden inny, ten film odpowiada na ducha dobrej nowiny. Oczywiście każdy jakoś po swojemu czyta Ewangelie. Wiem, że niektórym się coś tam nie podobało. Dla mnie jest to wersja wręcz kanoniczna, powiem więcej: nie umiem sobie wyobrazić historii Jezusa nie patrząc przez pryzmat filmu Zefirellego. Tak jak pewnie wielu z apologetów Pasji Gibsona nie będzie już nigdy umiało wyobrazić sobie meki Pańskiej nie mając przed oczyma tego, co widzieli na filmie.

Po drugie ten film wzbogaca Ewangelie o czynnik bardzo ludzki. Nie chodzi o uczłowieczanie Jezusa, on raczej jest zupełnie nie z tego świata. Chodzi natomiast o wszelkie postaci drugiego planu, a zwłaszcza o Apostołów i faryzeuszy. Jest druga część filmu, której motywem przewodnim jest gromadzenie uczniów przez Jezusa. Ewangelie w sumie bardzo mało na ten temat mówią. Tutaj wątek jest niesamowicie rozbudowany i to w sposób wspaniały. Szczególnej wyrazistości nabiera postać Szymona Piotra, nieco narwanego rybaka, który poczatkowo nie chciał słyszeć o żadnych prorokach i kazaniach, chciał robić swoje... a stopniowo stawał się pierwszym z Apostołów. I jego konflikt z Mateuszem Lewitą, którego zapiekle nienawidził jako celnika i złodzieja, a pojednał się z nim w scenie, w której Jezus opowiada przypowieść o synu marnotrawnym - jeden z bez wątpienia najbardziej przejmujących momentów w filmie i jak dla mnie w czymkolwiek, co oglądałem na małym czy dużym ekranie.
Podobnie rozbudowane są w trzeciej i czwartej części perypetie Jezusa z uczonymi w Piśmie, jest pogłębiony wątek Nikodema i zwłaszcza Józefa z Arymatei, jest też postać spoza Ewangelii, niejaki Syrach, który zyskuje pierwszorzędne znaczenie w planie poskromienia Jezusa a zarazem pozwala rozwinąć dramat Judasza (Judasz własnie pod wpływem Syrachem traci wiarę i wydaje Jezusa). Bardzo interesująca jest też scena narady Sanhedrynu, podczas której zostaje podjęta decyzja o aresztowaniu Jezusa.
Z rozbudowanych wątków „ludzkich” bardzo pozytywnie wyróżnia się też wątek Heroda Antypasa, jego słabego i zarazem pożądliwego charakteru (trochę Makbeta on tam przypomina...), spleciony z historią Jana Chrzciciela - postaci stworzonej w filmie w sposób niewątpliwie wspaniały.
Jest i wątek dostarczający kontekstu politycznego (zeloci!) i konsekwente odcinanie się Jezusa od polityki i bojownictwa zelotów. A! - warta wszelkiej uwagi „apokryficzna” scena spotkania Jezusa z Barabaszem, w której ten ostatni najpierw chc zwerbować Jezusa do walki z Rzymem, a potem zdecydowanie odrzuca zaoferowane mu posłannictwo pokoju i miłości.

Tworzy to wspaniałą całość. Czuje się pulsującą życiem Ewangelię, coś świętego, nie z tego świata - a zarazem mamy film o ludziach z krwi i kości, i ich spotkaniu z absolutem.

Robert Powell grający główną rolę, aktor mi osobiście nieznany, stworzył kreację, która jest moim głównym kandydatem do Oscara wszechczasów. Michael York, aktor dobry, ale bez przesady, zagrał Jana Chrzciciela tak, że z kolei jest jednym z moich głównych kandydatów do Oscara wszechczasów za rolę drugoplanową. Jak rzadko w ogóle udało się zgromadzić plejadę sław, która nie sprawiła, że film stał się wybiegiem gwiazd, lecz w znacznej mierze mieli oni co zagrać i zrobili to doskonale.
Główny temat muzyczny z filmu autorstwa Maurice’a Jarre’a jest może najpiękniejszą, najbardziej przenikającą do wnętrza duszy muzyką filmową, jaką słyszałem; co najwyżej mogę ponarzekać, że mało zróżnicowana ta muzyka, ale główny temat, gdziekolwiek się pojawi, od razu wznosi film na wyżyny.


Może to bluźnierstwo albo coś - ale dla mnie film Jesus of Nasareth jest piątą ewangelią i szczerze myślę, że został on zrobiony pod niezwykłym natchnieniem Ducha Świętego.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 marca 2005 07:50:02 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 15:53:29
Posty: 14860
Skąd: wieś
Nie powiem, żeby to był film zły. Wręcz przeciwnie. Doskonała ekranizacja Ewangelii.
W filmach o Jezusie szukam poszukiwania autora (reżysera) na temat Jezusa. Nie lubię jak są teksty żywcem wycięte z Ewangelii itp. Swego czasu bardzo mnie poruszyło "Ostatnie kuszenie Chrystusa" właśnie z racji swej odmienności. Jezus jako człowiek, który dochodzi do swej boskości, który nie rozumie wielu rzeczy dzięjących się wokół niego, który szuka, pyta, wątpi. Słowem - człowiek z krwi i kości.

_________________
Youtube


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 marca 2005 08:00:08 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 14:59:39
Posty: 28006
Wiesz Crazy - po Twoim poście pewnie nie przegapię gdzieś kiedyś tego filmu... bo ja zwykle olewałem te amerykańskie ekranizacje Testamentów, dziejów starożytnych itp - te superprodukcje... W przypadku Pisma Świętego - nie odczułem nigdy potrzeby ekranizacji. Ale zaciekawiłeś mnie.

_________________
Tygrysie, tygrysie - czemu chodzisz w dresie?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 marca 2005 10:35:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
cieszę się bardzo, antiWitku...

ale czy chcecie mi powiedzieć, że oprócz Graviego nikt nie oglądał tego filmu??? :shock: :shock: :shock: :shock: :shock: :shock:

przecie puszczali to swojego czasu w telewizji co dobre dwa-trzy lata na święta albo przed świętami - a film powszechnie ma opinię najbardziej udanej ekranizacji życia Jezusa, więc nie jest to film nieznany!!

wszyscy go przegapiliście czy uważacie, że jest kijowy i nie chcecie mi zrobić przykrości? ;-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 marca 2005 11:06:17 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 14:36:56
Posty: 7692
Skąd: 52,2045 N, 20,9694 E
No, rzeczywiście, trudno było tego filmu nie oglądnąć. Być może przez to mi spowszedniał i nie napiszę oczywiście, że jest kijowy, ale w sumie nie napiszę też nic konkretnego. Z mojej strony można liczyć na wypowiedź: "no, niezły, a w sumie, to powiedziałbym, że fajny"...
To niezbyt wiele wnosi, więc siedziałem cicho (sytuacja trochę podobna jest w przypadku większości wątków obgwiazdkowujących kapele)

_________________
Była tu wczoraj premier Suchocka,
chyba przypadkiem przed wyborami


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 29 marca 2005 11:27:01 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
może to i kwestia momentu, kiedy się ten film ogląda?...

wielokrotne oglądanie czegoś, a tym bardziej wielokrotne widzenie kątem oka, że znowu to nadają, może łatwo prowadzić do efektu spowszednienia
Nie musi, jeżeli stanie się tak, że ten film stanie się Ważny.

A ja oglądałem go, jak pisałem, wiele razy, ale w tym przynajmniej trzy razy w okresie, gdzie nabierał dodatkowego znaczenia w związku z czasem, w jakim go oglądałem. Na przykład w okresie intensywnego poszukiwania Boga... Pewnie podobna sprawa może być z Armią w wielu przypadkach, gdzie może najintensywniejsza fascynacja Armią bywa związana z wpływem tej muzyki na osobistą biografię duchową. W moim przypadku bez wątpienia tak było i nie wiem, czy byłby aż takim fanem Armii, gdyby nie to, że w 1994 i '95 roku ewoluujaca duchowość zespołu idealnie korespondowała z moimi osobistymi doświadczeniami... Trudno wyczuć. Ale na pewno miało to podstawowe znacznie wtedy i myślę, że w znacznej mierze wpłynęło na późniejsze moje zainteresowanie dalszą drogą Budzego & co.

Co oczywiście nie zmienia obiektywnego faktu, że Armia jest zespołem wysokiej klasy 8)
Jak i spowszednienie filmu Jezus z nazaretu nie zmienia faktu, że jest to wysokiej klasy film 8)

PS. O, chciałem dodać, że NIE JEST to film amerykański, czego obawiał się antiwitek, lecz angielski (a konkretnie angielsko-włoski).

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 01 kwietnia 2005 21:03:30 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
... ale jestem całkowicie i nieodwołalnie rozczarowany brakiem odzewu w tym temacie.
Rozumiem że na TwinPeaksGazette, ale na TYM forum!!??? :x

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 05 kwietnia 2005 07:36:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
ndz, 14 listopada 2004 23:23:32
Posty: 144
Skąd: Brody
Ja ten film ogladałem jak byłem bardzo mały. Wtedy to wywarł na mnie takie wrażenie, że nie potrafiłem sobie wyobrazić innego filmu o Jezusie... Ostatnio nie pamiętam kiedy w całości obejrzałem. Wiem, że leci bardzo często, ale często np. w czasie Świąt Wielkanocnych i na dodatek w czasie np. Wielkopiątkowej Drogi Krzyżowej :x

Jedyne co teraz mi się przypomina to wspaniała muzyka...muzyka która obrazuje wielkość i znaczenie tam przedstawionych wydarzeń, która czasem powoduje dreszcze...

Ale co nieco Crazy mi przypomniałeś...
Cytat:
Szczególnej wyrazistości nabiera postać Szymona Piotra, nieco narwanego rybaka, który poczatkowo nie chciał słyszeć o żadnych prorokach i kazaniach, chciał robić swoje...


O tak! Scena gdy z dala na łodzi rybackiej słychać było jakieś przekleństwa...to z tego filmu?


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 05 kwietnia 2005 13:14:05 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
myślę, że z tego; co prawda przekleństwa to może za dużo powiedziane, raczej jakies takie "niech to wszyscy diabli" i "czego tu szuka ten szubrawiec" ;-), ale jako dziecko mogłeś odebrac to jako przekleństwa ;-)
zresztą to film telewizyjny ostatecznie... i w dodatku biblijny

Ale wątek Szymona Piotra niesamowicie mi się podobał. Jezusa przyprowadza do niego Andrzej, jego brat, który od razu ostrzega Jezusa, że ten jego brat to raczej nieugładzony... ale dobry człowiek. Potem np. Jezus patrzy na niego przenikliwym wzrokiem, jakby już widział przyszłość, widział, że ten rybak Szymon zostanie Petrusem... a niedoszły jeszcze Petrus patrzy mu w oczy i mówi mu... "co się tak gapisz?!".
Bardzo udana jest też scena jego rozmowy z Andrzejem... ja nie jestem taki, jak ty... nie słucham proroków... ja mam swoje sieci i swoje gęby do nakarmienia... dajcie mi spokój!

Ale najbardziej niesamowita jest scena pojednania Szymona z Mateuszem Lewitą podczas przypowieści o synu marnotrawnym... po prostu coś, co rozwala, gdzie widać, jak miłość boża łamie WSZELKIE przeszkody i może sprawić, że najbardziej zatwardziały człowiek może stanąć bezradny jak dziecko przed Jezusem i powiedzieć "Forgive me, master. I'm just a stupid man..." - a Jezus weźmie jego rekę i połączy ją z ręką największego wroga...

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: wt, 05 kwietnia 2005 13:21:53 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 14:36:56
Posty: 7692
Skąd: 52,2045 N, 20,9694 E
Crazy pisze:
a niedoszły jeszcze Petrus patrzy mu w oczy i mówi mu... "co się tak gapisz?!".


O tak, to jest świetna scena...

_________________
Była tu wczoraj premier Suchocka,
chyba przypadkiem przed wyborami


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 10 listopada 2006 21:48:44 

Rejestracja:
ndz, 18 czerwca 2006 13:42:20
Posty: 3186
Skąd: dalekie krainy
Jesen z dwóch filmów moich własnych, które miałam na kasecie (brat mi potem skasował). Moja mama nawróciła się po obejrzeniu tego filmu. Dla mnie (może dlatego, że oglądałam ten film jako dziecko) jest on jedyny w swoim rodzaju, nie wiem jak to ująć. Po prostu kolejna ekranizacja była niewłaściwa dla mnie - przecież to nie ten Jezus, Piotr wyglądał inaczej... Na stałe wpisał się w moje wyobrażenia o postaciach.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: pt, 10 listopada 2006 21:52:22 

Rejestracja:
śr, 10 listopada 2004 19:22:49
Posty: 1139
nie ogladałem niestety,a Crazy napisął bardzo zachęcająco. znam i uwielbiam natomiast Jesus Christ Superstar. byłem nawet w Teatrze Muzycznym w Gdyni na tym. Załapałem się jak Marek Piekarczyk z TSA grał Jezusa. ARCYDZIELO!!! móiwe wam. ja wymiekam przy jednym i drugim.


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: sob, 11 listopada 2006 16:20:51 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Ale fajnie, że odświeżyłaś ten wątek!!! :D

Sam dość dawno go nie oglądałem, kiedyś ochrzciłem go moim filmem numer jeden, co musiałbym teraz na nowo skonfrontować z rzeczywistością...

Opisywane przeze mnie wyżej sceny z Piotrem pamiętam w każdym razie jako niesamowite.

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 12 listopada 2006 09:10:02 
Mój sosunek do ekranizaji i przedstawiania jest tzw 'protestancki', więc będę się starał omijać film z daleka. Nie obrazuj głosi pismo w swej oryginalnej wersji.
Proste.


Na górę
 
 Tytuł:
PostWysłany: ndz, 03 października 2010 08:00:42 
Awatar użytkownika

Rejestracja:
wt, 09 listopada 2004 21:37:55
Posty: 25363
Crazy pisze:
najbardziej niesamowita jest scena pojednania Szymona z Mateuszem Lewitą podczas przypowieści o synu marnotrawnym... po prostu coś, co rozwala, gdzie widać, jak miłość boża łamie WSZELKIE przeszkody i może sprawić, że najbardziej zatwardziały człowiek może stanąć bezradny jak dziecko przed Jezusem i powiedzieć "Forgive me, master. I'm just a stupid man..." - a Jezus weźmie jego rekę i połączy ją z ręką największego wroga...

Nawet zapomniałem, że taki opis tu zrobiłem, bo właśnie chciałem znów coś takiego napisać.

Czytałem sobie dzisiaj rano przypowieść o synu marnotrawnym i od razu stanęła mi przed oczyma ta scena. Usłyszałem ich głosy, zobaczyłem scenerię, czyli dom Mateusza Lewity. A nade wszystko - twarz filmowego Szymona Piotra, która jest twarzą prostego człowieka, prostaka w gruncie rzeczy, który pojął, że dzieje się tu coś nie z tej ziemi i ma wyraz twarzy strasznie głupi, ale wie, że nie ma to żadnego znaczenia, bo oto dzieje się coś znacznie ważniejszego niż jego wyraz twarzy.
Myślę, że on chyba wtedy zobaczył królestwo nie z tego świa :-)

_________________
ćrąży we mnie zła krew


Na górę
 Wyświetl profil
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Nowy temat Odpowiedz w temacie  [ Posty: 18 ]  Przejdź na stronę 1, 2  Następna

Strefa czasowa UTC+1godz.



Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 30 gości


Nie możesz tworzyć nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz dodawać załączników

Szukaj:
Przejdź do:  
Technologię dostarcza phpBB® Forum Software © phpBB Group