Boanerges pisze:
powiem brutalnie nie obchodzą mnie w tej chwili za bardzo Włochy i że Pasolini był socjalistą - okej - ja nie żyłem we Włoszech i na razie się nie zanosi - wiem że to trochę ignoranctwo z mojej strony ale każdego zakątku świata nie jestem w stanie ogarnąć - obchodzi mnie w tej kwestii bardziej Polska
mnie bardziej interesuje całościowe spojrzenie na kino, na historię i to co na nie miało wpływ, wynika to z pasji. Nie interesuje mnie zupełnie ideologia polityczna, bardziej to, że Pasollini - komunista i homoseksualista, tworzy obraz Chrystusa będący jego alter-ego. A nade wszystko, Ewangelia to doskonały film.
Dlaczego nie dyskutuje się o postaci Aleksandra Forda tak zawzięcie jak o Wajdzie? Przejaskrawiając trochę, to Forda powinno się wymazać z historii a taśmy z filmami spalić, zaczynając od Krzyżaków. Dlaczego w szkołach przy okazji oglądania filmu nie mówi się o tym jakie zapatrywania miał jego twórca? I czy w ogóle powinno się mówić?
Nigdy nie przypuszczałem, że znajdę się w roli obrońcy kina polskiego okresu prl, ale niech tak będzie. Chociaż nigdy nie miałem przekonania do niego.
Po pierwsze ludzie którzy po komunie krytykowali ustrój nie zdawali sobie sprawy w jakie bagno polska kinematografia popadnie. Realny socjalizm wspierał kinematografię bardzo, podobnie było we wszystkich państwach zza żelaznej kurtyny. Oczywiście na wzór radziecki. To Stalin zwrócił uwagę na to w jaki sposób nową muzę można wykorzystać. Przeznaczył na to gigantyczne nakłady i dał wolną rękę, zaznaczając tylko i wyłącznie, że filmy mają być propagandowe. Pancernik Potiomkin, Październik, Aleksander Newski Eisensteina, czy Matka, Koniec Sankt-Petersburga, Burza nad Azją Pudowkina takie właśnie były.
Idąc dalej. PRL dawał kasę na takie filmy jak "Rękopis Znaleziony w Saragossie", który dziś nie miałby najmniejszych szans powstać. Do niedawna nie był nawet wydany na DVD, a pierwsze wydanie tego filmu ukazało się za sprawą Martina Scorsese. Dziś Polska kinematografia nie istnieje, trzeba to sobie uczciwie powiedzieć. Za PRL zdecydowanie bardziej była doceniana na festiwalach - zwłaszcza w Wenecji.
Sorry, ale nikt nikomu nie przystawiał pistoletu do głowy. I krytykowanie ustroju po ustroju w moim przekonaniu jest hipokryzją. Po fakcie to można powiedzieć wszystko, tym bardziej, że było to bardzo modne na początku lat 90. Jeżeli ktoś nie chciał iść na kompromis to przecież nie musiał tego robić. To dziwne, że wszyscy jak jeden mąż - bo nie było ani jednego twórcy krytykującego bezpośrednio ustrój na ten śmierdzący kompromis szli. Nikt nie walczył, nikt się nie kłócił. A dziś tylko Wajda obrywa. Ci, którzy wypowiedzieli formułkę, odklepali bezrefklesyjne pierdoły, i powiedzieli to co ludzie chcą usłyszeć mają spokój. A taki Polański jak zauważył, że nie da się w Polsce zrobić niczego ponad, wziął i wyjechał. Większość tych "artystów" nie miałaby najmniejszych szans na zrobienie jakiejkolwiek kariery na zachodzie, bo byli przeciętni. PRL umożliwił im zaistnienie, dał im kasę, której dziś by nie dostali.
Wajda należał do ludzi, którzy w czasie PRL nie żyli źle. Wyjeżdżał za granicę, jego filmy dostawały nagrody na festiwalach, "Ziemia obiecana" otarła się o Oskara. Był bardzo ceniony. Dlaczego w takim razie miałby się o ustroju źle wypowiadać? Nie był specjalistą od gospodarki, od ekonomii. Problemy szarych ludzi go nie dotykały. Żyło mu się dobrze to stwierdził, że ustrój nie był zły - dziś wielu ludzi tak uważa, twierdząc że za komuny wszyscy mieli pracę - co wg mnie jako osoby wykształconej ekonomicznie jest piramidalną bzdurą, ale to już nie mój problem tylko tych ludzi.
Jeżeli chodzi o sztukę to sztuka przede wszystkim nie jest polityczną ideologią. Zdecydowana większość polityków od 20 wieku to kłamcy, populiści i oszuści, po co ich do sztuki mieszać? Dziś nie ma ani jednego polityka w Polsce który nie jest populistą. Po co w ogóle zaprzątać sobie tym głowę?
Dla mnie kino to przede wszystkim emocje. Ja po to oglądam filmy. Aby się wzruszyć, aby się zrelaksować, pośmiać. Nie interesuje mnie specjalnie przekaz. Bo nie temu służy kino. To nie jest ostoja moralności, nie jest też miejsce do nauki historii i kształtowania światopoglądu na jakikowlwiek temat.
Mówiąc nieskromnie wiem, że znam się na kinie. I potrafię docenić dramaturgię sceny "Odeskich schodów" z "Pancernika Potiomkina", montaż inteligentny (dla wielu dzisiejszych twórców nieosiągalny warsztatowo) z Października, bitwę na jeziorze z "Aleksandra Newskiego". Potrafię docenić kunszt Leni Reifenstahl. Uwielbiam "Lecą Żurawie" znacznie bardziej niż większość polskich filmów. Bardzo podobają mi się filmy Pasoliniego. Lubię Kanał, Popiół i diament, filmy Hasa. A jestem osobą o zapatrywaniach na wolnorynkową gospodarkę co nie specjalnie z lewicową ideologią idzie w parze. Natomiast nie wiem dlaczego osobie o lewicowych poglądach miałbym odmawiać wrażliwości, warsztatu, umiejętności tylko dlatego, że ma inne poglądy niż ja.