W "tego słucham" trudno trafić na kogoś słuchającego Petera Gabriela. Może ktoś się zainspiruje wątkiem.
Peter Gabriel (1) **** i ##
Niesamowicie introwertyczny album, takie sprawia na mnie wrażenie. To zresztą znak rozpoznawczy Gabriela: napięcie i nerwowość, skierowane całkowicie do wewnątrz. Kolega kiedyś powiedział, że mu się nie podoba, bo jest "za lekkie". Całkowite nieporozumienie. Ta muzyka jest bardzo skoncentrowana, nasycona treścią i muzykalnością, tak gęsto, że nie może być lekka.
Lubię na Jedynce różnorodność - od balladowego Solsbury Hill, przez pastiszowe Excuse Me do pełnych rozmachu Waiting For The Big One i Here Comes The Flood na końcu płyty. Ten ostatni utwór to chyba mój ulubiony.
Peter Gabriel (2) *** i ##
Najbardziej elektronicznie brzmiący z solowych albumów Gabriela. Syntezatorowe partie tworzące piękne barwy, gitary, których brzmieniem zajął się Robert Fripp, ale... trochę nierówna w całości i niespójna płyta. Wyróżnia się przede wszystkim White Shadow, jeden z najlepszych utworów Gabriela w ogóle. Druga połowa płyty wyraźnie gorsza.
Peter Gabriel (3) *****
Płyta wybitna. Dla odmiany w stu procentach spójna, nadal wściekle introwertyczna, mimo że niby zaangażowana społecznie, ale muzycznie cały ten gniew zostaje skierowany do środka... a do tego niezwykle niepokojąco wszystko brzmi. Gabriel śpiewa, jakby coś go porządnie przerażało. Występują tu niby przeboje, ale Games Without Frontiers jak na hit jest wyjątkowo ciężki, a Biko przez swoje afrykańskie wpływy pozostaje w pełni niesztampowy. Ale nie wiem, czy najlepszym utworem nie jest przypadkiem pierwszy - Intruder, niosący ze sobą prawdziwie złowieszczy cień!
Peter Gabriel (4) (amerykański tytuł: Security) ***
Znów spójna, ale tym razem mało konkretna. Chyba chodzi tu o klimat, więc klimat jest, z tym że niewiele więcej. Oczywiście opróćz tego, co zwykle - doskonałego wokalu, ciekawych aranżacji, jak zwykle mocno synthowych. Ale piosenki słabsze, do tego kiepski przeboik Shock the Monkey.
Plays Live ****
Dobra koncertówka na podsumowanie pierwszych czterech płyt o jednakowo brzmiących tytułach. Zdecydowanie nie polecam jednak używania jej w zastępstwie studyjnych. Jest w niej gabrielowy żar, ale pod względem brzmienia jest to namiastka.
Birdy *** i ##
Muzyka ilustracyjna, nie ma więc piosenek z prawdziwego zdarzenia, ale zaskakuje bogactwem brzmienia i nastroju - tu akurat nastrojowość jest bardziej na miejscu niż na czwórce, na której powoduje ona rozlazłość.
Wyróżnia się utwór, podczas którego w filmie kamera leci! - Birdy's Flight
[film Alana Parkera pod polskim tytułem "Ptasiek": *****]
So *****
Trudno dać inną ocenę, choć można by się czepiać, że poszedł w przebojowość. To taka płyta jak Black Album dla Metalliki, tylko oczywiście zdecydowanie lepsza :-)
Nietypowo właśnie przeboje są jej najmocniejszą stroną. Może nawet mniej najsławniejszy Sledgehammer, ale przede wszystkim wstrząsający Red Rain i przepiękny duet z bardziej na forum popularną od Gabriela Kate Bush, czyli Don't Give Up. Stosunkowo słabsze są natomiast utwory mniej znane (stanowiące jednak mniejszość na płycie!) - wypełniacze. Na So Gabriel jedyny raz pośpiewał sobie trochę bardziej "na zewnątrz", momentami wręcz jakby weselej.
Passion bez oceny.
Słabo znam, nie posiadam na własność. Też muzyka ilustracyjna, tym razem do "Ostatniego kuszenia Chrystusa" Martina Scorsese, ale zainteresowała mnie mniej niż Birdy (film też).
Us *****
Znowu nie mogę dać innej oceny. Płyta równie dobra, co So, choć z innego powodu. Wracamy do introwertycznego grania płytą nadzwyczaj dopieszczoną, tworzoną przez wiele lat, co słychać! Płyta jest równa i spójna, może najbardziej ze wszystkich, całkowicie pozbawiona materiału na przeboje (o nie, jest przecież Steam, hicior na zamówienie, ale nawet Steam ma swoje usprawiedliwienie, podobnie jak w drugiej części plyty Kiss That Frog, bo pozwalają kontrolować nastrój płyty, tak żeby nie wpadł w zbyt daleko idącą cichość). Najciekawsze są te miejsca, w których z subtelnych cieni wynurza się klarowna i piękna melodia, a więc Love To Be Loved, Blood Of Eden, może też Washing Of The Water. W zasadzie wszystko jest tu piękne!
I teraz nadchodzi wstyd, bo płyty
Up
... nie znam :-(
Przedziwnym trafem minęła mnie ona na wszystkich ścieżkach życia i czeka wciąż na odnalezienie.
A oprócz wyżej wymienionych Gabriel wydał jeszcze mnóstwo koncertówek, ale kto by miał pieniądze wszystkie je kupić.
|