THE PIPER AT THE GATES OF DAWN * * * * i 1/2
(best song: The Scarecrow
best moment: trzecia zwrotka Matilda Mother, ta którą śpiewa Barrett a nie Wright)
Oryginalność tej płyty - poza kawałkami instrumentalnymi - leży jak sądzę nie w kompozycjach tylko w ornamentyce. Same piosenki są jednak również kapitalne, na co nie wszyscy zwracają uwagę. Syd Barrett dostał dar pisania lekkich a zarazem wzruszających tekstów, a muzyka na tej płycie jest ciepła, kolorowa i pełna inwencji. Utwór "Interstellar Overdrive" jest do przełknięcia a i zawiera on kilka olśniewających momentów (m.in. harmoniczne partie gitary slide). Niestety, druga kompozycja instrumentalna ("Pow R. Toc. H.") jest po prostu smieciem nie do zniesienia - stąd pół gwiazdki w dół, niestety
A SAUCERFUL OF SECRETS * * * * i 1/2
(best song: Corporal Clegg(??)
best moment: sygnał sztormowy w A Saucerful of Secrets i ptaki w Set the Controls)
Nie ma na tej płycie jakiejś wielkiej pomyłki, chociaż samym piosenkom czasem brakuje szczypty geniuszu. Miłe senne wspomnienia z dzieciństwa Wrighta, udana motyka na słońce w kompozycji tytułowej. Podobno najlepszy tu jest utwór "Set the Controls For the heart of the Sun", ale ja wolę wersję koncertową, spokojniejszą i bez tego nachalnego wibrafońca... Końcowy numer autorstwa barretta jest wstrząsający.
MORE * * * *
(best song: Cirrus Minor
best moment: solo w Crying Song)
Jest to mój ulubiony album Floyd i chętnie przyznałbym mu sto gwiazdek, ale muszę uznać nudę utworu "Quicksilver" i głupotę wyzierającą z "piosenki" "Up the Khyber". Za to "Cirrus Minor" jest po prostu przępiekny - poruszająca piosenka jest do tego zwieńczona podniosłym, chwytającym za serce spietrzeniem organowym. Z drugiej strony mamy tu nad wyraz udane rzeczy hard-rockowe, szczególnie dobrze wypada "Ibiza Bar" ze schowanymi w gitarach harmoniami.
[
Note: Utwory "Green is the Colour" i "Crying Song" rozpoczynają w dziejach zespołu ciąg kilkunastu spokojnych, akustycznych piosenek, z których nastroju garściami czerpie niżej podpisany. I nie jest to bynajmniej żaden folk - The Soundrops nigdy nie grali folka - ostatnio zobaczyłem w piśmie MOJO, że takie łagodne rzeczy PF z lat 68-72 określa się szufladką "pastoral". Bardzo mi się podoba - Soundropsi też grają muzyke pastoralną, by nie rzec "pastwiskową" ]
UMMAGUMMA * * * * * (płyta live) /
* * * * (płyta studyjna)
(best song: The Narrow Way
best moment: przebudzenie po spokojnym momencie w "Astronomy...")
Płyta koncertowa jest absolutnie genialna pod względem barw i budowania nastrojów. Płyta studyjna miejscami jej dorównuje (zwłaszcza w tych miejscach, gdzie wąskie są drogi i podmokłe łąki Grandchester), ale wrażenie psuje denny potwór Masona (fuj!)
ATOM HEART MOTHER * * * * i 1/4
(best song: Fat Old Sun
best moment: dysharmonia w suicie (przed "giants in the studio!"), oraz puknięcie w pudło gitary w "Sunny Side Up")
Suita jest i olśniewająca, zwłaszcza w okolicznościach (ucholicznościach!) dętych i nudna (szare solo Gilmoura w części Funky Dung), ale brawa za pomysł. Z drugiej strony, Fat Old Sun to piekne połączenie motywów pastoralnych z pierwszym w historii przemyślanym i ognistym solem Gilmoura. Śniadanko z Alanem rozbrajające, a utwór If broni się tylko za pierwszymi dwoma razami...
MEDDLE * * * * i 1/2
(best song: A Pillow of Winds
best moment: spietrzenie gitarowe w Echoes)
Best song na tym albumie to dla mnie ich best song w ogóle (piękna piosenka o zasypianiu w ramionach ukochanej), a i best moment chyba też w ogóle, ta gitara - prawdziwe mistrzostwo. W Echoes nudzi mnie nieco część cmentarna, a i poprzedzający ją "galop", ale to jeszcze nic przy bezbarwnej piosence Seamus i niewiele ciekawszym San Tropez. Szkoda, bo Echoes i Winds są na szóstkę.
OBSCURED BY CLOUDS * * * * i 3/4
(best song: Wot's uh the Deal
best moment: uspokojenie w Mudmen)
Jestem powalony świeżością, radością grania i "zespołowością" tej płyty ilekroć jej słucham
DARK SIDE OF THE MOON * * * *
(best song: Us and Them
best moment: gadanina na końcu Money)
Ja jestem z tych co uważają, że na tej płycie zespół coś stracił - dokładnie to co zachwycało mnie na płycie poprzedniej... No jest to arcydzieło, ale takie... odległe.
[Note: świetny żart jest na końcu tej piosenki z wokalistką - ostatni akord pianina wybrzmiewa, zamiera, ale tuż przed końcem dźwięk podskakuje o oktawę wyżej i wraca na miejsce; świetny żart!]
WISH YOU WERE HERE * * * * i 1/4
(best song: Wish You Were Here
best moment : główna fraza gitarowa w Shine On...)
Piękno, ale piękno bez ognia, na długą zimową noc. Ni ema pięciu gwiazdek ze względu na utwór Welcome to the machine, który jest bez melodii
ANIMALS * * * *
(best song: Dogs
best moment: końcowy riff, czy raczej fraza Sheep)
Wielki minus za niepotrzebne kpiny z Psalmu 23 w Sheep i ociężały jak świnia numer Pigs. Plusy za świetną grę na strunach gitarowych i głosowych
THE WALL * * * i 1/2
(best song: Goodbye Blue Sky oraz Comfortably Numb
best moment: rozwalanie telewizorów przed Another... Part 3)
Analizując poszczególne piosenki trudno się do większości przyczepić, ale całość mnie męczy
THE FINAL CUT * * * i 1/2
(best song: Your Possible Pasts
best moments: harmoniczne sola we Fletcher Memorial... i The Final Cut)
Piękny album do którego wraca się rzadko, ale chętnie.
A MOMENTARY LAPSE OF REASON * * i 1/2
(best song: Terminal Frost
best moment: refren One Slip)
raczej jednak fałszerstwo, choć nie pozbawione zalet
THE DIVISION BELL * * i 1/2
(best song: A Great day For Freedom
best moment: zakończenie (chór) What Do You Want From Me)
Tym bardziej przykre, że na tym albumie jeszcze więcej cech dawnej świetności... ale czegoś brakuje... treści???