Jethro Tull - jeden z najbardziej nierównych zespołów, który w swoich najlepszych momentach (licznych zresztą!) w niczym nie ustępuje Pink Floyd czy innym gigantom. Równocześnie o wiele za często pozwalał sobie na gnioty.
Ale zgadzam się z MAQ, że jest to zespół niezwykle wprost "fajny", wywołujący ciepłe uczucia, takie leśne właśnie.
This Was * * * * 1/4
best song: Serenade to a Cuckoo (?); ze śpiewanych Move On Alone (?)
Debiut, ale tak naprawdę taki pre-jethrotull, bo to zupełnie nie ten zespół co potem (skład też mocno inny), tutaj jest przede wszystkim blues .. i bardzo dobrze! Wadą płyty jest brak takiej weny, żeby stworzyć arcydzieło, nie ma tu ani jednego utworu naprawdę wybitnego. Natomiast zaletą - wielki ładunek energii, lekkość grania, "czucie bluesa" i przede wszystkim - bardzo równy poziom piosenek. O ile pięciogwiazdkowca nie ma, o tyle nie ma też niczego, co by zjeżdżało poniżej oceny "niezłe", a większość oscyluje między "dobre - bardzo dobre".
Kawał dobrej muzyki jednym słowem.
Stand Up * * * * 3/4
best song: Bouree!!!!!!!!!! ; ale ze śpiewanych może Nothing Is Easy albo We Used To Know
Bouree jest tak bardzo BEST, że aż nie mieści mi się na tej płycie. Dla mnie jest po prostu genialne, oryginał piękny, ale ta aranżacja, ta adaptacja... fenomenalna.
Natomiast na szczęście płyta broni się doskonale również pomijając Bouree, jest tak samo równa jak debiut, a nawet równiejsza
i bardzo ładnie łączy konwencję, co widać choćby po pierwszych dwóch utworach.
Duża ilość pięknych melodii, świetne brzemienie, oryginalność i świeżość - w zasadzie jedyne, czego mi brakuje do maksa to obecność jakiejś naprawdę wybitnej PIOSENKI (Bouree to instrumental).
Benefit * * *
best song: With You There To Help Me
Niestety nie mogę się przekonać do tej płyty, najchętniej po pierwszym utworze bym wyłączył, ale jeżeli nawet leci dalej, to niby jest OK, ale wszystkie utwory wydają mi się takie same. I właściwie nie mam się tu czego czepnąć, tylko jakieś to wszystko... bez jaja.
Aqualung * * * * *
best song: Aqualung
Wreszcie! Ta płyta ma to, czego zabrakło Stand-upowi, czyli utwór tytułowy i My God, i Cross-eyed Mary, dla mnie to wszystko pięciogwiazdkowce. A oprócz tego cały szereg świetnych piosenek, że jedna lepsza od drugiej. Może to rzeczywiście koncept album, chociaż dla mnie ta konceptualność polega tylko na strukturze (przeplatanie pełnoprawnych piosenek i mianiaturek na pierwszej stronie), w tekstach nie wiem czego chcą.
Anderson w szczytowej formie!
Thick as a Brick * * * * * *
I oto jedna z tych nielicznych płyt z szóstą gwiazdką, chociaż mam wątpliwości, bo rzeczywiście w drugiej części są dłużyzny. W pełni sześciogwiazdkowa jest natomiast 12minutowa koncertowa wersja z Burtsing Out WOW!!!
Mimo wszystko ten geniusz, który u Andersona co i raz wychodzi, ale zwykle jakoś tak nie do końca - tutaj osiągnął pełnię.
Living in the Past * * * * 1/2
best song: Living in the Past (?)
Świetna składanko-nieskładanka, gdzie dla mnie najważniejsze są trzy utwory nieobecne na żadnej regularnej płycie: tytułowy, Sweet Dream i Witches Promise, każdy świetny, każdy zupełnie inny - i to jest właśnie najlepsze w tym zespole!
Passion Play - nie pamiętam, ale chyba mi się nie podobało
Warchild * * * * -
best song: Warchild
Bardzo dobra plyta, chociaż nie ma już tego błysku, co bywał. Tym niemniej poziom utrzymany, kilka piosenek naprawdę duża klasa, w tym tytułowa i "przeboje", czyli Skating Away i Bungle in the Jungle. Minusik za mielizny tu i ówdzie.
Minstrel in the Gallery/ Too Old.../ Heavy Horses
Nie mogę ocenić tych płyt, bo ich nie pamiętam. Żadna mi się w całości nie podobała i wątpię, żeby która dostała pełne trzy gwiazdki. Typowe przykłady nierówności tego zespołu również w ramach jednej płyty (bo przecież są tam miejsca świetne). Oczywiście o ile pamiętam...
Songs from the Wood * * * * 1/4
best song: Songs from the Wood
Może po raz pierwszy od Thick as a Brick słychać tu znowu geniusz. Tytułowa piosenka jest dla mnie arcydziełem, a Velvet Green niewiele jej ustępuje. Kiedy po Songs... wchodzi Jack in the Green wydaje się, że będzie naprawdę super. Ale potem się coś knoci. Miejscami ledwo daje się słuchać, takie toporne te brzmienia. No i niestety arcydzieła nie ma, ale i tak jest dobrze.
Stormwatch * * * * -
best song: Elegy; ze śpiewanych Orion
Bardzo dobra płyta na zakończenie lat 70. i chyba też takiego "poważnego Jethro Tull". Po raz kolejny za najlepszy utwór muszę uznać instrumentalny, ale ta Elegia jest naprawdę wspaniała i przejmująca. Poza tym jak zwykle sporo fajnych utworów i gdzieniegdzie mielizny.
A nie słyszałem i podobno miałem szczęście
Broadsword and the Beast * * *
best song: Broadsword
A to własnie, że lubię! Takie trochę beznadziejne aranżacje, ale dużo uroku ma ta płyta i jakaś taka... lekka (w dobrym sensie). Kompozycyjnie trzyma poziom, tylko szkoda, że brzmienie plastikowe. Ale da się lubić. I ładnie się kończy Cheeriołem
Crest of a Knave * *
best song: Budapest
Hehe, to ta płyta, za którą dostali jakąś nagrodę jako zespół hewimetalowy
Bardzo lubię Budapest, choć jest jakby plagiatem Dire Straits, Anderson spiewa niemal nieodróżnialnie od Knopflera. Powiem jednak, że byłaby to silna pozycja w dorobku Dire Straits! Niestety poza tym utworem nie znalazłem tam niczego ciekawego.
Więcej nie znam, ale chyba nigdy nie słyszałem niczego dobrego o późniejszych dokonaniach