Może na początek powiem, że nie potrafię jakoś specjalnie obiektywnie napisać na temat mojego ulubionego zespołu, więc będą to raczej moje uwagi o płytach...
Vengeance - The Independent story - 1984 ***
Świetny debiut zespołu - są tu zalążki stylu, który długo jeszcze będzie dla zespołu charakterystyczny - zwraca uwagę zwłaszcza pulsujący bas Stuarta Morrow'a. Ważne jest to, że zespół ma od razu coś do powiedzenia - co drugi utwór to protest - a to przeciwko miejsiemu stylowi życia z imprezami i dragami, a to przeciw wojnie o Falklandy, a to przeciw bezstresowemu wychowaniu, a to przeciw przemoocy, a to znowu przeciw... chrześcijańskiej milicji (!)... Zespołem od razu zainteresował się John Peel i chłopaki zagrali w jego audycji...
hightlights: A liberal education, The spirit of Falklands, Vengeance, Smalltown England
No Rest For The Wicked - 1985 ***
Ta płyta to wynik kontraktu podpisanego z EMI - potentatem na rynku... Singiel załapał się do UK Top 40, co było nielada wyczynem i zespół pojawił się w sławnym programie Top Of The Pops w koszulkach z napisem "Only Stupid Bastards Use Heroin"
Płyta dosyć monotonna - kontynuacja debiutu
hightlights: Grandmothers Footsteps, Better Than Them, My Country, No rest
The Ghost Of Cain - 1986 ****
To już jest album pełna gębą - Zmiana basisty o dziwo nie odbiła się na jakości muzyki - przeciwnie muzyka stała się różnorodna. O zespole zrobiło się głośno. Na na tej płycie jeden z najważniejszych utworów zespołu - 51st State, teledysk do tego utworu chłopcy nakręcili przed ambasadą USA, w wyniku czego nie dostali później wiz i nie mogli koncertować w stanach... Jest tu - później coverowany przez Sepulturę - The Hunt, jest Poison Street z solem na harmonijce i jest przepiękna ballada Lovesongs. Są fragmenty akustyczne, są nastrojowe i jest punkowy wykop.
hightlights: 51st State, Poison Street, Lovesongs, Heroes
Thunder And Consolation - 1989 *****
To jest zdecydowanie najlepszy album zespołu. Najlepiej sie sprzedał i o ile dobrze pamiętam załapał się przynajmniej do 20 najlepiej sprzedawanych płyt w UK W tym okresie zespół zasilił Ed Alleyne-Johnson i dzięki niemu powstało zupełnie nowe brzmienie zespołu. Jego partie grane na skrzypcach elektrycznych są esencją najważniejszych utworów na tej płycie: Vagabonds i Green and Grey... Zespołowi do opisu dodano na długo nalepkę folk, ale ta muzyka nie nadaje się do szufladkowania...
hightlights: I love the world, Vagabonds, Green and Grey, Stupid questions, Ballad of a Bodmin Pill
Impurity - 1990 **** 1/2
Sukces Thunder... spowodował duże napięcie w zespole - odszedł Moose i na basie pojawił się Nelson. Znowu nie spowodowało to obniżenia lotów - album jest bardzo dobry - piękny utwór tytułowy ze skrzypcami, sampler w Get me out, nowe brzmienia w Bury The Hatchet i Eleven Years znowu jest bardzo różnorodnie i ciekawie. To chyba moment szczytowy zespołu jeżeli chodzi o sukces komercyjny - po nagraniu tej płyty była największa trasa koncertowa zespołu. No i to była ostatnia płyta studyjna dla EMI...
hightlights: Purity, Whirlwind, Bury The Hatchet, Eleven Years
The Love Of Hopeless Causes - 1993 *****
drugi kamień węgielny w twórczości zespołu - ta płyta to pigułka energii i emocji - krótka i na temat - Here comes the war, potem jest trochę spokojniej i coraz piękniej - moim faworytem jest akustyczne, niemal a'capella These Words... Nie wiem co się stało, ale chyba nowy wydawca (Sony/Epic) nie poświęcił zespołowi zbyt wiele czasu i taki fantastyczny materiał nie został w ogóle wypromowany... No i jeszcze jedno - współpracę z zespołem zakończył Ed Alleyne-Johnson...
hightlights: Here Comes The War, Fate, Living In The Rose, White Light, These Words,
Strange Brotherhood - 1998 ***
najdłużej oczekiwany album w historii zespołu (jeżeli nie liczyć nowego, który ma się ukazać przed wakacjami) i moje największe rozczarowanie. Zespół spędził chyba ponad rok nad tym materiałem i jakoś nie przełożyło się to na jakość... Materiał bardzo refleksyjny z dwoma mocnymi punktami - Wonderful Way To Go, Over The Wire. Płyta wydana własnym sumptem i rozprowadzane przez SPV pojawiła sie we Wrocławskim empiku w dniu premiery (!) Właściwie nie wiem, dlaczego nie lubię tej plyty - nie potrafię jej wysłuchać w całości... Chyba za bardzo dopieszczona. Mimo tego zawiera kapitalne utwory, które doskonale sprawdzają się na koncertach... Z ciekawych rzeczy to w jednym utworze pojawia się sekcja dęciaków (!)
hightlights: Wonderful Way To Go, Over The Wire, Queen Of My Heart, Headlights
Eight - 2000 *****
Dla mnie to trzecie wielkie dzieło zespołu - przeciwieństwo poprzedniej płyty - nagrana momentalnie i bez fajerwerków producenckich. Teraz już zupełnie własnym sumptem - od tego momentu płyty New Model Army trzeba sprowadzać do naszego dziwnego kraju nad Wisłą, bo w sklepie to się ich nie uświadczy... Od zespołu z powodów zdrowotnych (guz muzgu) odszedł perkusista - Robert Heaton podstawowy zawodnik w zespole, ale znowu udało się znaleźć pełnowartościowego zmiennika - Michael Dean wniósł do zespołu wiele świerzości jest współautorem ważnych utworów w tym energetycznego R&R... Jakj w świętej pamięci Radiostacji usłyszałem pierwszy kawałek z tej płyty to mnie zmroziło - koniec pomyślałem - szmira... To był You weren't there z automatem perkusyjnym i melorecytacją Justina... Ale jak już sprowadziłem płytę to oniemiałem z zachwytu. Płyta jest po prostu mistrzowska i tyle...
hightlights: You Weren't There, Orange Tree Roads, Someone Like Jesus, R & R,
celowo nie napisałem nic o kompilacjach, koncertówkach DVD, o tym może w innym poście, jak będzie ktoś zainteresowany....
No i na koniec trzeba koniecznie napisać, że New Model Army to nie tylko muzyka - to w dużej mierze teksty Justina i grafiki wykonywane przez kobietę Justina - Joolz, które znalazły się na okładkach albumów i singli.... nie wydaje się to Wam znajome ?
długo się zbierałem, aż się zebrałem... w przededniu premiery nowej płyty posłuchałem sobie ostatniej i oto co mi wyszło:
EDIT:jak już grzebię w tych starych postach to stwierdziłem, że dla porządku wrzucę tu jeszcze kolejną recenzję...
Carnival - 2006 ***
Ta płyta jest jak rzadko która oparta w całości o pracę sekcji rytmicznej, jest tu dużo połamanych rytmów, za które odpowiada Michael Dean i niesamowite partie basu Nelsona. To co ci panowie wyprawiają w niektórych momentach jest wręcz niesamowite... Island to po prostu jedno wielkie solo na basie, Red Earth to z kolei popis perkusji... Płyta bardzo dopracowana - dużo różnych instrumentów, bogate aranżacje... No właśnie może nawet za bardzo... właśnie za to obłędne dopracowanie nie darzę szczególną sympatią Strange Brotherhood... płyty, z którą po pierwszych przesłuchaniach kojarzył mi się Carnival. No i jak się okazuje to pierwsze skojarzenie było słuszne... Rok po premierze nie mam wątpliwości, że to ta sama półka wśród dokonań zespołu... niestety jak dla mnie najniższa półka... Ale nie jest znowu tak słabo - zespół jak dla mnie nie schodzi poniżej pewnego poziomu i ta płyta jest tego dowodem... a że akurat plasuje się zaraz nad poprzeczką... Spodziewałem się w każdym razie czegoś znacznie słabszego... Jeszcze przed premierą słyszałem w wersjach koncertowych nowe kawałki z tej płyty - Prayer Flags i Another Imperial Day i LS 43... wydawały mi się wyjątkowo miałkie... tak samo niepokojem napawał mnie projekt okładki - znowu podobny do SB i jakiś taki kiczowaty... Po przesłuchaniu płyty obawy zniknęły... a koszulka z okiem na czarnym tle wygląda bardzo ładnie... co więcej na płycie jest kilka kapitalnych numerów... Po pierwsze czerpiący z najlepszych tradycji zespołu - Too close to the sun - ten kawałek jest tym czym dla TLOHC był Here comes the war, a dla SB What a wonderfull way to go... Przejmujący i dramatyczny... zaczynający się spokojnie, a właściwie niespokojnie, żeby za chwile przywalić z siłą wodospadu... z pięknym tekstem nawiązującym do mitu Ikara jak by nie patrzeć... Po drugie piękny rytmicznie i perkusyjnie Red Earth - majstersztyk po prostu... czuje się wręcz że to utwór o czarnym kontynencie... Po trzecie wspomniany Island z niesamowitą linią basu... i po czwarte zamykający płytę Fireworks night - osobisty tekst Justina o relacjach jakie go łączyły ze zmarłym niedawno byłym perkusistą zespołu - Rob’em Heaton’em... bardzo lubię jak Justin recytuje, tak jak w tym kawałku przed refrenem... And I guess it’s the modern way, the phone-call that comes flying out of a blue autumn day... And I’m numb, I’m numb, like when you’ve been driving so fast for so long that it feels as if you’re hardly moving at all… A pomiędzy tymi rodzynkami jest kilka całkiem równych, ale też niewiele wnoszących utworów… No ciekawe płyta jako całość broni się moim zdaniem całkiem nieźle...
New Model Army - High
New Model Army - Today is a good day ****+
Wreszcie bardzo dobra płyta mojego ulubionego zespołu ! Jak już napisałem podoba mi się bardzo i moim zdaniem jest bardzo że się tak wyrażę Newmodelowa... nie jest to przełom w twórczości zespołu na kształt Der Prozzess w dyskografii Armii... Właściwie nie jest to żaden przełom... To jest powrót do tego za co ten zespół cenię... a może decydujący wpływ na mój odbiór tej płyty miało to, że żadnych większych nadziei z nią nie wiązałem...
Siłą tej płyty jest duża różnorodność (w takim znaczeniu jak różnorodne były Impurity i The Ghost Of Cain) oraz chwytliwe zapadające w pamięć melodie... Mi bardzo podoba się jej brzmienie, zwłaszcza brzmienie gitary Marshall'a Gill'a. Szczególnie w porównaniu do poprzedniego albumu (High) na którym gitara mi zupełnie nie leżała, zwłaszcza, że na koncertach Marshall ewidentnie wnosi nową jakość (choć wolałem gitarkę Bloomberga)... Właśnie... dla mnie nie sposób nie porównywać tego albumu do poprzedniego... chyba najsłabszego jaki zespół nagrał (cenię go chyba wyłącznie za teksty)... Poprzedni album był cały zaśpiewany na maxa... słuchając go widzę Justina z pulsującymi żyłami na napiętej szyi... i o ile to żadna nowość, bo on właśnie tak śpiewa mocne kawałki na koncertach, to album był tak zaśpiewany niemal od początku do końca... Na tej płycie już tak nie jest... są balladki, jest melorecytacja, są piękne zapadające w pamięć refreny...
Today is a good day
Zaczyna się utworem tytułowym - mocne otwarcie płyty chyba najmocniejsze od czasów takich otwieraczy jak Here comes the war i Wonderfull way to go... Ciężka gitara nie kojarzy się zupełnie z NMA... numer na koncertach wydawał mi się zupełnei nie w estetyce zespołu i na płycie też tak brzmi, ale o dziwo wcale mnie to nie razi...
Autumn
Znakomity utwór z niespiesznym tempem i chórkiem w refrenie to coś wspaniałego - Everything is beautiful Because everything is dying... Gitarka akustyczna i tamburyn... Zespół bardzo dawno nie nagrał czegoś równie zapadającego w pamięć... i ten jesienny tekst i coś co nazwałbym nawiązaniem do mojego ulubionego utworu NMA - Ballad of Bodmin Pill - fragment o ognisku nad morzem... tyle że tam był klimat poruszenia a tu jest toast za śmiertelność... Ten utwór chodzi mi po głowie nieustannie i będzie niekwestionowanym przebojem tegorocznej jesieni...
Peace is only
Ten numer stoi w opozycji do poprzedniego i w moim odczuciu nawiązuje do No Rest For The Wicked - zaczyna się od I'm always restless, a kończy na Peace is only for the dead and the dying... Mi bardzo podoba się refren - And when the grass goes through the concrete shows me way to follow...
States radio
To taki numer w klimacie ostatnich dokonań zespołu ale o klasę lepszy... transowy właściwie bez refrenu, ale za to ze świetnym rifem gitarowym...
God save me
Większa część tego utworu to gitara i głos Justina... takich pieśni nie było na płytach NMA od dziewięciu lat... i piękny tekst... i może sobie Justin mówić, że jest poganinem, bo wierzy w naturę... ale dla mnie ten tekst jest głęboko chrześcijański w swoim przekazie... Boże chroń mnie przed tym czego naprawdę pragnę, przed tym co naprawdę czuję, wszystkim co miałem powiedzieć, zniszcz niepokój duszy... (ja sobie tak ten tekst tłumaczę)... W drugiej części pięknie rozwija się muzycny motyw... napięcie rośnie żeby niespodziewanie opaść i się wyciszyć...
Disappeared
Sekcją rytmiczną i gitarami przypomina rzeczy z High taki One Of The Chosen na przykład (jeden z jaśniejszych momentów na tamtym albumie)... Podoba mi się melorecytowana zwrotka i wystrzeliwujący refren...
Ocean Rising
Z tym utworem na płycie mam problem... to znakomity kawałek ale z solowej płyty Sullivana.. może i jest nagrany na tą płyte w ciekawszej wersji przypominającej wspaniałe wersje koncertowe z trasy Justina i przyjaciół (sekcja rytmiczna), ale niebardzo rozumiem w jakim celu... po to żeby fani NMA nie znający solowej twórczości Justina go poznali ? No w każdym razie w moim odczuciu jest to utwór z innej płyty i nie moge się z tego otrząsnąć słuchając go na nowej płycie NMA... pewnie Justinowi szkoda było tego utworu jak Budzemy szkoda Kfinto z repertuaru Armii... Co by nie napisac mocny punkt albumu...
Mambo queen of the Sandstone City
Fajna skoczna melodia, fajny refren... przytłumiona girarka... nic specjalnego, ale refren da się podśpiewywać pod nosem...
La push
Normalnie walczyk... Niby bez rewelacji, ale moja nóżka chodzi i znowu fajny refren...
Arm yourselves & run
Świetny motoryczny numer... zwykłe rokowe granie z chwytliwym refrenem...
Bad harvest
Ten kawałek znowu mógłby znaleźć się na poprzedniej płycie znowu oparty na pracy sekcji rytmicznej i girarce wyjącej w tle... jeden ze słabszych momentów płyty..
North Star
Ten utwór mógłby się z kolei znaleźć na solowej płycie Sullivana, zwłaszcza, że tekstowo jest to tematyka oceaniczna, która charakteryzowała soly album Justina... Bardzo fajnie buja na koniec płyty...
Dodam jeszcze, że płyta jest przepięknie wydana w tym elemencie również biegunowo różni sie od poprzedniczki... Czerpany papier, książeczka z tekstami wszystko przyozdobione grafikami Joolz... Dedykował ją zmarłemu menagerowi Tommy'emu Tee
pozdro...
KoT
...and the light of the evening star will be ours to follow...