Kiedyś w latach 90. Taty Kazika z Moim Wydafcą ponad nimi były tym, co sprawiło, że ten zespół z jednego z wielu niezłych polskich zespołów wszedł u mnie na sam szczyt. Jak pisałem w poście otwierającym ten wątek - nie tylko same płyty, ale i forma wokalna (wokalno-aktorska!) Kazika, forma muzyczna zespołu, wreszcie tamte koncerty, to wszystko było w połowie lat 90. niezrównane. Co wiecej, twóczość Kultu oddawała mój stan ducha w stopniu takim, że Kazik był dla mnie bez watpienia kimś w rodzaju idola, a jeżeli zauważyć, że było to podzielane przez tak wiele osób (wyniki wątków panka z lat 90.!!) - może nawet wieszcza.
Przeglądając wczesne wpisy tego wątku, widzę, że pojawiała się opinia (moja też), że Tata 2 fajny, ale jednak wtórny, mniej porywał etc. Kiedyś uważałem tak na pewno, płyta ta przyszła w zdecydowanym cieniu Jedynki i długo w nim pozostawała, również na koncertach.
Coraz częściej jednak wydaje mi się, że próba czasu mówi coś odwrotnego, a po dzisiejszych przesłuchaniach - wyjątkowo intensywnych, dawno tak dobrze nie słuchało mi się Kultu! - utwierdzam się w tym przekonaniu.
Płyty te w ogóle są o wiele bardziej różne, niż się zwykle uważa. Może początkowo 2 miała być trochę odrzutami z sesji, ale Ultima miała zdaje się kiedyś być Pocałunkiem 2 i mało kto na szczęście o tym pamięta
"Tata Kazika" jest płytą biesiadną, że się tak nieładnie wyrażę. Pozycją w pełni rozrywkową, choć rozrywka to dla mnie tak przednia, że i pięć gwiazdek postawię bez wahania. Ale jej treścią jest zabawa, jeżeli nawet mówi o ciężkim życiu, to i tak najczęściej w kontekście obrócenia tego w (czarny) żart albo w kostiumie (jak w Knajpie czy Baronowej). Poruszająca tak na poważnie robi się dla mnie w jednym momencie, może i najlepszym ze wszystkich - w tej zwolnionej końcówce Kurew wędrowniczek.
Tata 2 jest dziełem sztuki, nie rozrywki. Samo to przecież jeszcze nie znaczy, że jest lepszy, tak jak smutna muzyka bynajmniej nie jest lepsza od wesołej. Ale w tym przypadku jest to moim zdaniem sztuka w najlepszym wydaniu, której udaje się przekazać pewien poruszający obraz świata w formie estetycznej, której nie zawaham się nazwać doskonałą. Aranżacje już na pierwszym Tacie były świetne, taką Celinę weźmy choćby, która mogła mi się milion razy znudzić, nawet mimo bycia fajną historyjką, ale te wszystkie waltornie, pianinka w tle, no i Szczota (!) na perkusji - nie chce mi się tej piosenki słuchać, ale jednak kiedy poleci, to można w niej wciąż odkryć pełno smaczków. Tym niemniej na Drugim Tacie forma muzyczna sięga wyraźnie wyżej, jest to subtelniejsze, bardziej urozmaicone, lepiej podkreślające nastrój piosenki, powiedziałbym: takie bardziej skondensowane, jakby zespół lepiej - a nawet całkowicie! - wiedział, co i jak chce grać.
O ile muzycznie Tata 2 jest na pewno kontynuacją pierwowzoru, o tyle pod względem kreowanej przez płytę wizji świata różnice sięgają daleko. Jak mówiłem, pierwsza płyta jest własciwie zabawą, dużo prawdziwego życia jest w tle, ale wszystko to głównie zgrywa. Na drugiej rozczarowanie życiem, ale chyba najbardziej sobą, i konsekwentny - do śmierci a nawet pogrzebu - pesymizm są tak mocne, że o zgrywie może tu już być mowa tylko wyjątkowo (dlatego żartobliwa piosenka z Violettą jest zupełnie dla płyty niecharakterystyczna).
Osią płyty są dla mnie utwory znajdujące się w środku, od Ty albo żadna do Ballady o dwóch siostrach; one stanowią jej esencję i najmocniejszy moment, mimo że niby Śmierć poety jest bezkonkurencyjnie najlepsza. Ciekawe, że właśnie te piosenki zjechał kolega Pluton
Pluton pisze:
Monotonia wkrada się na wielu kawałkach: Ty albo żadna, Samotni ludzie, Zastanówcie się sami, Gwiazda Szeryfa
Dla mnie nie ma tam ani grama monotonii, jest wprawdzie wielka smuta, ale taka wielce ludzka, powiedziałbym.
Jeśli zechcesz odejść * * * * o ile Tata pierwszy zaczyna się z najgrubszej rury, tak żeby na wstępie powalić słuchacza, o tyle tutaj na początku mamy raczej rozgrzewacz. Owszem, zaczyna sie pięknie (ta akustyczna część podoba mi się bardziej od reszty piosenki), potem też ładnie Kazik sobie nuci, a i ten delikatny saksofon w tle piękny, ale ten utwór nie zapowiada moim zdaniem tego, jak ciekawie będzie potem. Tekstem może tak, ale muzycznie to akurat jest nieco wtórne.
Kochaj mnie a będę twoja * * * * z minusem, Violetta rewelacyjna, ale jednak w dziedzinie piosenek biesiadno-bekowych Tata 1 zdecydowanie lepszy.
Śmierć poety * * * * * ! co tu dużo gadać, muzycznie można by pewnie wywodzić, że Kult nigdy nie zagrał niczego lepiej, a wiersz Gałczyńskiego w interpretacji Kazika jest tyleż złośliwie ironiczny, co autentycznie wstrząsający!
Nie dorosłem do swych lat * * * 1/2 , długo ja nie mogłem dorosnąć do tej piosenki, drażniła mnie jej marudność, a choć teraz i ona mnie przejmuje, nadal mam wrażenie, że narzekanie podmiotu lirycznego wyrasta tutaj trochę za bardzo ponad polską normę
Ty albo żadna * * * * 1/4 i bardzo cichutko, ale zaczyna się TO. W płytę, która dotąd wyraźnie była suplementem, zaczyna się wkradać nieoczekiwana delikatność, jakieś wrażliwe pochylenie się nad życiem i zmartwieniami człowieka. Piękna piosenka, wzruszająca.
Samotni ludzie * * * * 1/2 coraz lepiej, ta piosenka to dla mnie chyba summa tej płyty, jej utwór środkowy i zarazem najgłębiej wchodzący w to, o czym ona jest... w samotność. I to może bardziej na płaszczyźnie muzyki i nastroju, jaki wytwarza, niż tekstu, choć przecież jest on sensu stricte o samotności! Jest coś niesamowitego w sugestywności muzycznej tego utworu...
Cztery i pół to ocena bardzo surowa, zastanawiam się, czy w większości głosowań tamto-owamto z udziałem tej piosenki i innych, którym daję 4 i pół, mój głos nie padłby na Samotnych ludzi...?
Zastanówcie się sami * * * * * natomiast tu już nie mam żadnej wątpliwości, że jest to MAKS. Jak również, że w tym przypadku decydująca nie jest treść piosenki (właściwie nie wiem, o czym on tam śpiewa, gdybym tak miał podsumować), ale wartwa muzyczna. W tym również wokalna i tekstowa, ale nie ze względu na znaczenie słów, ale ich brzmienie, ten
czas jak drzazga i
zamyślony marabut w lepkich błotach błądzący ptak,
u cioci kompocik i w ogóle pierwsze mega-zdanie! Poza tym Banan Banan Banan! Rzecz przepiękna, porywająca, bezbłędna.
Gwiazda szeryfa * * * * 1/2 o, a tu znowu kostium, ale jakie pocieszenie nieoczekiwane wyrasta, gdy się okazuje, że
tak bardzo dobrze nie jest, ale nie jest źle! Niby z przymrużeniem oka, ale ja się czuję pocieszony naprawdę. To chyba najbardziej optymistyczna piosenka, no i znowu porywające partie waltorni, total!
Ballada o dwóch siostrach * * * * *z minusem - znowu piękne! Cóż tu mówić, ballada że Mickiewicz by się nie powstydził, a interpretacja, że i Mickiewicza byłaby godna. Tak się trochę może za długo sączy w pierwszej części (stąd minus), ale potem gruchnięcie...!
Kołysanka stalinowska * * to jest ten moment, którego nie lubię i na który nie czekam. Moja ocena tu zupełnie nie próbuje ująć rzeczy obiektywnie, utwór jest bardzo specyficzny, to raczej kabaret, i niestety nie trafia w ogóle w moje zapotrzebowanie. Rozumiem, że komuś może np. podobać się najbardziej na płycie (nie rozumiałbym tego w odniesieniu do następnej piosenki, mimo że lubię ją znacznie bardziej), ale osobiście wolałbym, żeby jej nie było.
Latający Holender * * * kiedyś napisałem, że za długi i nudzi, potem Monika napisała, że wcale nie nudzi, a moje zdanie jest teraz gdzieś pomiędzy
Niby nie nudzi, niby ładne, ale trochę niczego ciekawego nie mogę znaleźć w tej piosence.
I gdy już obawiam się, że płyta na koniec się kisi...
A gdy będę umierał * * * * * - oooo!!! Co za wstrząs! Gość opowiada o całkowitej klęsce, którą było jego życie, o tym, że nie pozostanie po nim nic, a jednak jest w tym jakaś godność - a więc coś może wbrew pozorom zostanie? Ta piosenka?
Ona jednak dla mnie nie istnieje bez kontekstu całej płyty, której jest ukoronowaniem, choć niby ostatnią deską do trumny. Samodzielnie to może nie jest aż tak dobra piosenka i ocenę miałaby znacznie niższą, powiedzmy cztery. Ale w swoim miejscu i czasie nie pozostawia mi wątpliwości.
Cała płyta oczywiście PIĘĆ!